Rozdział 2: Pierwszy list

5.1K 327 58
                                    

Hermiona siedziała w Wielkiej Sali, spożywając śniadanie ze swoimi przyjaciółmi: Harrym, Ronem i Ginny. Była nadzwyczaj cicha i wydawała się być głęboko pogrążona we własnych rozmyślaniach. Ginny trąciła ją lekko łokciem, co sprawiło, że Hermiona zerwała się niespodziewanie, posyłając w powietrze swój widelec, który poleciał wprost na stół Ravenclawu stojący obok.

Luna Lovegood delikatnie podniosła go i wręczyła wystraszonej dziewczynie. Krukonka posłała Hermionie delikatny uśmiech, który ta chętnie odwzajemniła. Luna była bardzo pomocną osobą już od piątego roku ich nauki, kiedy to towarzyszyła im w wyprawie do Ministerstwa. Była ona również członkinią Armii Dumbledore'a i bardzo inteligentną czarownicą, szybko chłonącą wszelką wiedzę.

— Dziękuję, Luno — odpowiedziała Hermiona, odbierając zagubiony widelec z rąk koleżanki.

— Żaden problem, Hermiono. Tylko uważaj następnym razem, bo gdybyś posłała w powietrze nóż zamiast widelca, mogłoby być całkiem groźnie, nie sądzisz? — odparła Luna swoim sennym głosem, ponownie uśmiechając się do Hermiony, zanim wróciła do stołu swojego domu.

Hermiona westchnęła cicho, odkładając widelec i odsuwając swój na wpół pusty talerz na bok.

Czemu ja się tak przejmuję? — pytała samą siebie w myślach, ponownie wzdychając, lecz tym razem na tyle głośno, że przykuło to uwagę Rona, Harry'ego i Ginny.

— Czy wszystko w porządku, Miona? Wyglądasz, jakby coś ci ciążyło — zapytała zmartwiona Ginny, wyciągając rękę w stronę przyjaciółki i lekko ściskając jej dłoń.

Hermiona spojrzała na nią i wymusiła lekki uśmiech na swojej twarzy. Przytaknęła lekko głową i powiedziała:

— Nic takiego, Ginny... Po prostu jest mi strasznie głupio — spuściła wzrok na blat stołu.

Harry i Ron wymienili ze sobą zmartwione i zdezorientowane spojrzenia. Ginny wciąż ściskała dłoń Hermiony, lekko masując ją kciukiem i patrząc niepewnie na zachowanie przyjaciółki.

— Głupio? Ale Miona, dlaczego? — zapytał Harry po chwili niezręcznej ciszy, jaka zapadła między przyjaciółmi.

— Bo... — Hermiona zawiesiła głos, powoli podnosząc wzrok i zerkając w stronę swoich zdziwionych przyjaciół. Kilka razy zamrugała szybko, wymyślając naprędce jakąś wymówkę. — Bo ja... Ja nie skończyłam jeszcze mojego eseju na Starożytne Runy — odpowiedziała, unikając kontaktu wzrokowego.

— Naprawdę? To trochę nie w twoim stylu — odpowiedział Ron, jednocześnie pakując sobie do ust kolejną porcję kiełbasek.

— Po prostu... Wczoraj wieczorem byłam zajęta myśleniem nad czymś innym i kompletnie zapomniałam o tym eseju. Chyba powinnam wrócić do siebie i go dokończyć. — Gwałtownie wstała i posyłając swoim przyjaciołom wymuszony uśmiech, pospieszyła do wyjścia z Wielkiej Sali.

Szybkim krokiem zmierzała w stronę Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Wręcz wykrzyczałą hasło i gwałtownie trzasnęła drzwiami, gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia. Ciężko dysząc, przymknęła oczy i oparła się plecami o ścianę.

Chyba zwariowałam, czemu ja się tak zachowuję? — skarciła się w myślach, powoli otwierając oczy. Wyrównała oddech i odsunęła się od wejścia.

Mam głęboką nadzieję, że ta gadzina się tu nie kręci. Potrzebuję chwili spokoju — pomyślała, przechodząc powoli przez Pokój Wspólny. Rozejrzała się dookoła, tak dla pewności, że żaden irytujący gad z twarzą od urodzenia wykrzywioną z szyderstw i złośliwych uśmieszków, z tymi wkurzającymi włosami godnymi pozazdroszczenia, nie znajduje się w zasięgu wzroku.

Westchnęła i osunęła się na kanapę, wprost przed nie rozpalonym kominkiem.

Całe szczęście, ten dureń nie będzie mnie rozpraszać. — Spojrzała na ścianę, i patrzyła tak na nią kilka minut, aż z jej oczu zaczęły wypływać śmiertelne błyski względem niczemu winnemu kawałkowi skały.

Na cholerę ja to zrobiłam?! — skarciła się ponownie. — To było tak niesamowicie... durne! — syknęła w myślach. Zamierzała właśnie zerwać się z kanapy i z całej siły uderzyć głową w ścianę za swoją głupotę, kiedy przez otwarte okno Pokoju Wspólnego wleciała szkolna sowa.

Hermiona zmarszczyła brwi patrząc na zwierzę. Sówka natomiast zaczęła zataczać kółka nad jej głową, pokazując, że ma dla dziewczyny jakąś wiadomość. Po chwili upuściła list wprost na głowę Gryfonki i wyleciała ze świstem z pomieszczenia.

Gryfonka podniosła list. Kto mi to wysłał? Obróciła kopertę, żeby odkryć, że była zaadresowana do Hermiony Granger. Do mnie? Zdziwiła się i wzdrygnęła, rozdzierając kopertę i wyjmując list.

Nie był on długi, a raczej bardzo krótki. Wiadomość miała tylko osiem słów.

Osiem cholernie przyspieszających bicie serca słów.

Droga Hermiono,

Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem.

 

Natychmiastowo sprawdziła każdą stronę listu i koperty, żeby znaleźć cokolwiek na temat nadawcy. Obróciła ją na każdą możliwą stronę, ale nie znalazła kompletnie nic.

Trzymając list, zmarszczyła brwi, powoli wyciągając wniosek.

Ktoś robi sobie ze mnie jaja. 

[T] Legenda dwunastu listów | DramioneWhere stories live. Discover now