Epilog

5.1K 307 70
                                    

23 lata później

— Draco, chodź już! Spóźnimy się. Na pewno tego chcesz? — Hermiona krzyczała przed drzwiami sypialni. Biła pięścią w masywne drzwi gwałtownie i niecierpliwie. Od ostatnich trzydziestu minut próbowała dostać się do siedzącego w pomieszczeniu męża. Rzuciła wzrokiem na zegarek zapięty na jej nadgarstku, który wskazywał już 17:27, czyli zaledwie 33 minuty do rozpoczęcia ceremonii.

— Draconie Malfoyu, wyłaź wreszcie z tego pieprzonego pokoju, albo wejdę tam siłą i mnie popamiętasz! Poszatkuję twoje wspaniałe ciało na maleńkie kawałeczki i wrzucę do wielkiego, wrzącego kotła! — krzyczała Hermiona, grożąc tej gadzinie zwanej jej mężem.

— Już, już, tylko sekundka, kochanie — usłyszała spokojną odpowiedź swojego męża, tak jak już kilkanaście razy w ciągu ostatniej godziny.

— Co ty tam tak długo robisz? Siedzisz w tym pokoju całą wieczność! — wykrzyknęła, rzucając kolejne, niespokojne spojrzenie w kierunku zegarka. Zapukała kolejny raz. — Draco, chodź już!

— Ubieram się, Hermiono — odpowiedział chłodno.

— Ubierasz się? — powtórzyła przerażona. — Ale ubierasz się już od ponad trzech godzin!

— Już prawie skończyłem... — odpowiedział prosto. Hermiona odpowiedziała jedynie zniecierpliwionym jękiem na słowa swojego męża z osiemnastoletnim stażem małżeńskim. Całe popołudnie spędził na ubieraniu się i nadal go nie skończył. Za trzydzieści minut zaczynała się ceremonia, a oni na bank będą spóźnieni.

— Prawie skończyłeś? Jestem pewna, że prawie skończyłem oznacza kolejne 30 minut dobijania się do tych drzwi!

— Mamo, czy pomogłabyś mi z krawatem? — usłyszała głos swojego syna, właśnie wychodzącego ze swojego pokoju, trzymającego srebrno-zielony krawat, zaplątany w nieznany jej sposób.

Uśmiechnęła się u westchnęła.

— Och, Scorpiusie, przecież nosisz go codziennie od ostatnich sześciu lat. Jakim cudem nadal nie nauczyłeś się go samodzielnie wiązać? — podeszła do syna i z łatwością rozplątała jego krawat. Spojrzała na niego i zapytała: — Kto więc zawiązuje ci krawat w Hogwarcie, co?

— Moja różdżka... — powiedział, nonszalancko wzruszając ramionami i spoglądając, jak dłonie matki natychmiast radzą sobie z kawałkiem materiału.

— Twoja różdżka? Umiesz poradzić sobie z krawatem tylko za pomocą różdżki? — zapytała, lekko zaskoczona.

— Tak. A ponieważ nie mogę używać magii poza Hogwartem, aż skończę siedemnaście lat co stanie się za niecały miesiąc, będę potrzebować twojej pomocy, mamo — przytaknął.

— Myślę, że powinieneś zacząć próbować rozwiązywać problemy bez pomocy magii, Scorpiusie. Nigdy nie możesz mieć całkowitej pewności... — powiedziała, kończąc wiązać krawat.

— Jaki jest więc cel magii, jeśli nie jej używanie? Poza tym... — Uśmiechnął się pod nosem, dokładnie tak samo jak zwykł robić jego ojciec. — Tata powiedział, że w kwestii krawatu też zawsze polegał na magii. Powiedział, że nie pozwoliłby jakiejś mopsowatej Pansy robić tego za niego, mimo, że bardzo naciskała na pomoc.

— Twój ojciec... ma na ciebie bardzo zły wpływ, wiesz synku? — powiedziała z jękiem.

— Nie sądzę — odpowiedział Scorpius. — Lubię mojego tatę. Jest najlepszy, wiesz? Moi znajomi są o to nawet zazdrośni, bo moja mama była Valedictorianką swojego rocznika, a mój tata była Salutatorianinem i najlepszym graczem Quidditcha. Tata jest moim bohaterem, wiesz? Gdyby nie jest przeszłość w tej szkole, nie byłbym uważany teraz za Księcia Slytherinu. Gdyby nie jego doświadczenie w Quidditchu, które odziedziczyłem, nie byłbym najlepszym Szukającym od czasów samego Harry'ego Pottera. I co najważniejsze, gdyby nie odziedziczony po nim niesamowity urok osobisty, nie byłbym najbardziej pożądanym młodzieńcem Czarodziejskiego Świata!

[T] Legenda dwunastu listów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz