Rozdział 4: Trzeci list

4.5K 253 20
                                    

Tego poranka Hermiona zdecydowanie nie była w dobrym humorze. Sine wory pod oczami wyraźnie odznaczały się na jej twarzy, pokazując wszystkim, jak niewiele snu udało jej się uzyskać poprzedniej nocy. Jednak każdy kto ją widział, był pewien, że to przez naukę do późna, z czego przecież słynęła. Nikt nawet nie podejrzewał, że jej bezsenność wynikała z wielogodzinnych rozmyślań nad anonimowym listem.

Weszła do sali na zajęcia ze Starożytnych Run. Lekcję tego przedmiotu Gryfoni mieli razem z Krukonami. Usiadła na swoim ulubionym miejscu w pierwszym rzędzie. Jednak zamiast zagłębić się w lekturze – jak to zwykle miała w zwyczaju – leniwie zgarbiła się, wpatrując w przestrzeń. Zastygła w takiej pozycji z lekko uchylonymi ustami. Siedzący obok Harry przyglądał się jej ze zdziwieniem. Wyciągnął dłoń w kierunku przyjaciółki i pomachał jej kilka razy przed twarzą, w trosce o jej uwagę. Niestety bezskutecznie.

Odchrząknął sugestywnie i szepnął:

— Hermiona.

Dziewczyna nadal nie reagowała na wezwanie przyjaciela.

Harry skrzywił się i zaczął pstrykać palcami przy uszach Hermiony. Tym razem wreszcie mu się udało, bowiem odgłosy pstryknięć przywróciły dziewczynę do rzeczywistości. Spojrzała na niego oczami kompletnie pozbawionymi emocji, unosząc lekko brew.

— O co chodzi, Harry? — zapytała bez wyrazu.

— Czy wszystko z tobą w porządku? Coś ci dolega? — odparł zmartwiony.

Przytaknęła sztywno, niczym zombie.

— Tak — odparła prosto.

— Więc... czemu się tak dziwnie zachowujesz? — zapytał.

Spojrzała na niego, przetwarzając powoli to, co właśnie usłyszała. Po chwili głuchej ciszy, westchnęła ciężko.

— Trochę za mało ostatnio sypiam, i tyle. — Odwróciła wzrok.

— Czemu? Co robiłaś zeszłej nocy?

— Czytałam książki — odparła.

— Przecież... przecież ty robisz to co noc. Tylko, że nigdy nie widziałem cię tak... zmęczonej.

Znów westchnęła, pochylając się w kierunku ławki i podpierając głowę dłońmi.

— Sama nie wiem...

— Hermiona... — Poklepał ją lekko po ramieniu, a ona spojrzała w jego stronę. Bardzo niepokoił się o swoją przyjaciółkę, ale nie mogła mu powiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Była pewna, że uzna ją za wariatkę. — Przecież jestem twoim przyjacielem. Możesz na mnie polegać, jeśli coś cię trapi. Zawsze postaram się zrobić co w moich siłach, aby ci pomóc. — Uśmiechnął się do niej ciepło. — No, może oprócz zadań domowych... — dodał.

Zachichotała cichutko. Harry uśmiechnął się z tego małego sukcesu.

— Dziękuję, że jesteś, Harry.

— No pewnie, od czego są przyjaciele, prawda? Jesteś pewna, że na pewno nie chcesz mi o niczym powiedzieć?

Jej uśmiech zbladł. Bardzo chciała wyznać mu prawdę, ale strach przezwyciężał jej chęć wygadania się.

— Naprawdę nic się nie dzieje, Harry. Jestem po prostu strasznie zmęczona. To nic takiego — skłamała.

Spojrzał na nią nieprzekonany i przytaknął. Nie chciał na nią naciskać. Wolał poczekać na odpowiedni moment, aż sama zdecyduje na ujawnienie tego, co ją trapi.

W połowie lekcji klasa usłyszała niepokojące dziobanie w okno. Wszyscy zwrócili się w stronę, z której dobiegały stuknięcia. Okazały się pochodzić od sowy, dobijającej się do pomieszczenia. Tym razem kopertę trzymała z szponach, co kilka sekund stukając dziobem w szybę.

[T] Legenda dwunastu listów | DramioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang