Rozdział 20: Wyznanie Justina

3.4K 210 14
                                    

Następnego poranka, Hermiona obudziła się z galopującym sercem. Dlaczego? Właśnie śniła o pewnym chłopcu o miękkich, platynowych włosach, przez które od dawna chciała przeciągnąć swoje palce. Śniła o szarych, nie, srebrnych, oczach, które od zawsze ją hipnotyzowały. Śniła o tym pięknym, bladym ciele, w którego objęciach chciałaby być zamknięta, o długich palcach, o których dotyku tak bardzo marzyła. Śniła o tej samotnej, zimnej i zagubionej duszy, w której za każdym razem się zakochiwała. O chłopcu, którym się zawsze brzydziła, dzieciaku, który niemal zatracił się w ciemności, kolesiu, który pojawił się w świetle jej uwagi i o mężczyźnie, którego teraz kochała.

Pokrótce, śniła o Draco Malfoyu. O czym dokładniej? Oj, nic takiego, tylko o wspólnych pocałunkach... Zarumieniła się obficie na samą myśl o tym, jak rzeczywisty był jej sen. Niemal jak prawdziwy. Czuła, jakby naprawdę to przeżyła. Pamiętała nawet woń jego mlecznobiałej skóry. Mogła czuć jego dłonie na swojej talii i jego słodkie, miękkie, różane usta stykające się z jej własnymi w pełnym pasji tańcu uczuć. Jednak mimo wszystko, to nadal był tylko i wyłącznie sen.

Merlinie, chciałaby rzeczywiście mieć szansę kiedyś go pocałować. Bardzo pragnęła wiedzieć jak to jest.

Ścieląc łóżko zauważyła zielony skrawek materiału leżący między poduszkami. Sięgnęła po niego i lekko przesunęła po nim koniuszkami palców. Pamiętała, jak jeszcze kilka dni temu zniszczyła tę chusteczkę w szale emocji, po czym niemal natychmiast przywróciła ją do poprzedniego stanu. Nie mogła patrzeć na jej poszarpane skrawki. Wiązała z nią tyle wspomnień, pięknych, bezcennych i wartościowych, że nie mogła patrzeć na to, jak ją zrujnowała. I to na własne życzenie. Nie chciała rozrywać własnych wspomnień... żałowała, że w ogólne próbowała to zrobić i jeszcze w tak dziecinny sposób.

Pomyślała o ich wczorajszej, wieczornej rozmowie w Pokoju Wspólnym. Niemal się mu zwierzyła, jednak do pełni prawdy brakowało tylko tych dwóch magicznych słów, które tak długo tłumiła w sobie. Zatrzymał ją. Czy to rzeczywiście się wydarzyło? Zatrzymał ją, kiedy właśnie miała wyrzucić z siebie to, co tak długo ciążyło jej w sercu. Czy nie chciał ich usłyszeć? Ale powiedział, żeby oznajmiła mu jutro – czyli dziś – to, co chciała mu przekazać.

Zastanawiała się, dlaczego chciał, aby powiedziała mu to właśnie ostatniego dnia. Dnia, po którym prawdopodobnie nigdy więcej się już nie zobaczą. Możliwe, że nie czuł tego samego. Może gdyby mu to powiedziała, to by ją odrzucił. Wprawdzie wspomniał, że też chciał jej coś powiedzieć.

Merlinie, to tego się tak bardzo obawiała! Odrzucenia... i to przez jedyną osobę, w której prawdziwie się zakochała. Wyobraziła sobie ten moment i natychmiast poczuła ból. Cholera, czy właśnie tak miało się to skończyć? Miała nadzieję, że nie... Była pewna, że po czymś takim nie zdoła się podnieść.

Wzięła ciepłą kąpiel zmartwiona, ubrała się zmartwiona i podeszła do drzwi, również pełna zmartwień... Po opuszczeniu tego pokoju chyba już wszystko mogło się wydarzyć.

Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Zeszła powoli po schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego i zamarła, gdy zobaczyła blondyna na kanapie przed kominkiem. Był tam, siedział ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Poczuła, że jej nogi robią się jak z waty, gdy obrócił się w jej kierunku, ukazując swoją grzesznie piękną twarz. Niemal upadła z zachwytu, gdy lekki uśmiech pojawił się na jego ustach.

Ten zabójczy uśmiech... Kiedyś mnie zabije... — pomyślała.

— Dzień dobry, Granger — powiedział radośnie.

Skinęła niezręcznie głową w jego kierunku.

— Dz-dzień d-dobry... M-malfoy — zająknęła się, powoli czerwieniąc niczym dojrzała czereśnia.

[T] Legenda dwunastu listów | DramioneKde žijí příběhy. Začni objevovat