II - Saturn

596 80 255
                                    

Bedelia siedziała przy stole w zdobionej sukni z głębokim dekoltem, oczekując nadejścia zapowiedzianego jej finału

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Bedelia siedziała przy stole w zdobionej sukni z głębokim dekoltem, oczekując nadejścia zapowiedzianego jej finału. Instynktownie pochwyciła widelec leżący przy zastawie przygotowanej dla niej i schowała go pod stołem. Zaciskała silnie osłabione palce na zimnym metalu w gotowości. Którykolwiek pierwszy się zbliży - zostanie dźgnięty nim w którąś z tętnic.

— Odzyskałaś mowę? — dobiegł ją głos Willa. Przełknęła głośno ślinę zdenerwowana i poprawiła w uścisku sztuciec. — Chyba nie — stwierdził przechodząc obok niej. Przez chwilę zastanowiła się czy dosięgnie bruneta, ale Hannibal zbyt szybko odsunął mu krzesło i zaprosił do stołu.

— Czy odczuwasz ból? — zapytał doktor nalewając wina do kieliszków.

— Czy częstowanie gościa jedynie wodą jest uprzejme? — odezwała się wreszcie. Zaschło jej w ustach.

Graham uniósł brwi zaskoczony pytaniem, ale Lecter uśmiechnął się rozbawiony i odstawił butelkę.

— Czego chciałabyś się napić, Bedelio?

— Na pewno nie wina — odpowiedział profiler obdarzając ją pogardliwym wzrokiem. — To nierozsądne pić po takiej dawce morfiny. Twoja noga... a raczej to, co z niej zostało... — dosunął się wygodniej do blatu — alkohol może wywołać krwotok.

— Żałuję, że nie ty siedzisz na moim miejscu — cisnęła jadowicie w jego stronę.

— Och, z pewnością. Moja perspektywa jest znacznie ciekawsza — posłał jej kpiący uśmieszek i przyłożył kieliszek do ust. Zwilżył trunkiem wargi i oblizał je teatralnie. — Tak czy inaczej, jesteś gościem honorowym. Nie czujesz się wyjątkowo?

— Mam wiarę, iż Hannibal przygotował dla ciebie coś równie specjalnego — spojrzała w ciemne, błyszczące w zachwycie oczy byłego pacjenta. Rozchyliła usta w beznadziei, gdy zrozumiała, że nie ma żadnych planów. To nie kręconowłosy mężczyzna był zbędny, tylko ona...

Litwin położył dłoń na ramieniu Willa, chcąc go nieco uspokoić. Wiedział, że dotyk buduje zaufanie, a w tej chwili słowa Du Maurier spowodowały, że mężczyzna przełykał alkohol z trudem. Gardło zaciskało mu się z braku pewności i nie ważne jak bardzo starał się pokazać, że zignorował komunikat; jego ciało reagowało błyskawicznie. Kropla potu spłynęła mu z czoła wzdłuż skroni. Czuł coś dziwnego, ciężkiego, ulokowanego w dole żołądka. Hannibal powąchał swój napój i zamącił go w szkle obserwując uważnie jasne tęczówki blondynki.

— Saturno devorando a un hijo — powiedział spokojnie psychiatra i upił niewielką porcję wina. — To obraz Petera Paula Rubensa. Jeden z pierwszych, tragicznych wizerunków dzieciobójstwa — odsunął dłoń od Grahama i położył kieliszek na stole. Złapał za nóż do mięsa i pochylił się nad pieczenią — Wedle mitu, Saturn pokonał swego ojca Coelusa, by zdobyć władzę nad światem, a następnie mordował swoje dzieci tuż po narodzeniu, gdyż obawiał się, że jedno z nich odbierze mu tron — przeciął pierwszy płat udźca. — Williamie, wiesz jak Saturn zabijał swoje dzieci? — odkroił kolejny kawałek.

Not afraid Anymore [Hannibal x Will] [hannigram]Where stories live. Discover now