VIII - Lawenda i wanilia cz. 2

441 66 124
                                    

— Nie jestem głodny — zaśmiał się lekko i spojrzał na niebo usłane gwiazdami

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

— Nie jestem głodny — zaśmiał się lekko i spojrzał na niebo usłane gwiazdami. Pamiętał dobrze noc na wzgórzu, zaraz po zabiciu Alany Bloom. Niebo wówczas było równie piękne. Cieszył się niemiłosiernie, że Katarina nie może usłyszeć jego myśli.

Szli w ciszy przez jakiś czas, a Graham mniej lub bardziej świadomie wyczulał zmysł węchu, by ponownie móc poczuć zapach wanilii. Myślał o niej jak o pięknej istocie, która nęcąc go zapachem, sama prosiła się o zjedzenie. Zagryzł wargę niespokojnie bo uświadomił sobie właśnie, że myśli bardziej jak Hannibal, niż samodzielny byt. Nie miał żadnych wątpliwości, że Lecter chciał ją zabić, ale dlaczego? Zmarszczył czoło, zastanawiając się nad powodem. Psychiatra miał swój sposób doboru ofiar, a Katarina nie wpisywała się w żaden profil.

— Jesteś nieobecny — powiedziała do niego i tym samym wyrwała go z zamyślenia.

— Powiedz mi, Kati, co myślisz o Tristanie? — ostatecznie w jego głowie i tak istniał jedynie Hannibal.

— Hm... — mruknęła głośno. — Myślę, że jest wspaniały.

— Tak, każdy tak uważa — uśmiechnął się jedną stroną ust ironicznie.

— Jest mądry, tajemniczy, ma doskonałe poczucie smaku i styl, ale jest w nim coś takiego, co mnie przeraża. To, jak na mnie patrzy... przepraszam, nie powinnam mówić tak o twoim kuzynie.

— Co cię przeraża?

— Sama nie umiem określić tego jasno. Jest w nim coś niepokojącego. Może to przeczucie? — zaśmiała się nerwowo.

William spojrzał w jej kierunku, na jej rozwiane włosy i profil, który oświetlał księżyc. Wciągnął głęboko haust świeżego, nocnego powietrza i wypuścił je nosem wolno. Nie była niczemu winna — stwierdził w osądzie.

— Katarino, trzymaj się z daleka od niego — powiedział nagle.

— Czyli z dala także od ciebie?

— Tak.

— Szkoda. Myślałam, że wspólnie coś porobimy. Mamy podobne poczucie sprawiedliwości — doszli do małego, jasnego domku. — Tutaj mieszkam, wejdziesz? — zaproponowała.

— Tristan czeka... — zawahał się.

— Mówiłeś, że nie jesteś głodny. Napijesz się ze mną? Nie chcę być dzisiaj sama.

— Masz whisky?

— Mam coś lepszego — grzebała w torebce, szukając w niej kluczy.

— Co?

— Rosyjską wódkę — uśmiechnęła się szeroko, a plik kluczy zadzwonił głośno w jej dłoni. Otworzyła zamek i uchyliła drzwi szeroko. Z pomieszczenia wybiegły od razu trzy psy i Will przykucnął żeby je pogłaskać. Lizały go po twarzy i merdały radośnie ogonami na widok nowego człowieka.

Not afraid Anymore [Hannibal x Will] [hannigram]Where stories live. Discover now