Rozdział 20

2.9K 153 2
                                    


Nerwowym ruchem strzepnęła nieistniejący pyłek z śnieżnobiałego obrusa. Westchnęła ciężko i poprawiła jeden ze srebrnych widelców.
I po co jej to? Dla kogo to wszystko?
Pokręciła głową z dezaprobatą i znów westchnęła. Wojna z własną wyobraźnią mogła co najwyżej przyprawić ją o migrenę. Pora przestać się zadręczać, chociaż... Czy aby na pewno kieliszki do wina są idealnie czyste?
Analityczny umysł, nie potrafił przestać. Jak zwykle. Tysiące pytań kłębiło się w jej głowie.
Na co liczyła? Po co się na to godziła? Kiedy zaczęło jej zależeć?
Była spięta i zdenerwowana, a wizja migreny pogłębiała się z każdą chwilą.
Czy istniała jakaś szansa, że relacja dotychczas oparta na wzajemnej wrogości, mogła nagle zmienić się w coś innego. A jeśli tak, to w co?
Stwierdziła, że to bez sensu. Sama fundowała sobie niepotrzebne emocje. Po co w ogóle go zapraszała? Chyba naprawdę oszalała! I dlaczego robiła wszystko, by dobrze przed nim wypaść? Wiedziała, że to głupie, ale nie mogła zaprzeczyć, że odczuwała wewnętrzną potrzebę, by przekonać Malfoya, że wbrew temu co przez wiele lat o niej sądził, wcale nie jest bezwartościową szlamą. Zaśmiała się gorzko. Nigdy nie przypuszczała, że będzie jej zależało akurat na jego opinii. Przecież zawsze powtarzała, że zdanie najmniejszego robaka, ma większą wartość niż to co sądził Draco Malfoy.
Była prawie pewna, że za chwilę naprawdę rozboli ją głowa. By oderwać się od ponurych rozmyślań, postanowiła jeszcze raz zajrzeć do pieczeni. Kolacja według przepisów jej mamy. Deser – najlepszy jaki robiła jej babcia. Najdroższe wino z Elfich Zbiorów, jakie dała radę zdobyć, w tak krótkim czasie. Elegancka zastawa, kryształowe kieliszki...
Po raz ostatni spojrzała w lustro, oceniając swoją klasyczną małą-czarną, jako odpowiedni strój na ten wieczór. Mimo wielogodzinnych analiz i prób nazwania jakoś jej nowej relacji z Malfoyem, usilnie starała się nie użyć nawet w myślach słowa randka. To było słowo tabu – zakazane w jej słowniku, nawet wbrew temu, że Ginny i Lav chciałyby to tak zdefiniować.

🔅🔅🔅

Punktualnie o ósmej, rozległ się dzwonek do drzwi. Malfoy, znany z tego, że zawsze się spóźniał, tym razem był punktualnie. Pierwszy plus dla niego.

- Cześć, Granger – wyszczerzył się na powitanie.
- Hej. Wejdź proszę – Hermiona uśmiechnęła się uprzejmie, starając się nie dać po sobie poznać, jak wielkie wrażenie zrobił na niej jego wygląd.
Mugolskie, dość obcisłe jeansy, czarny, markowy t-shirt oraz rozpięta katana, która tylko potęgowała image niegrzecznego chłopca. I na dodatek te uroczo potargane włosy, jakby dopiero co zeskoczył ze swojego Harleya...
Hermiona odwróciła się i nerwowo przełknęła ślinę. Musiała uczciwie przyznać, że na opis jego wyglądu mogło złożyć się tylko jedno słowo – seksowny!
- Moje nienaganne maniery, każą mi oficjalnie powiedzieć, że ładnie dziś wyglądasz, Granger – uśmiechnął się, wręczając jej butelkę niebotycznie drogiego, francuskiego wina.
- Moje maniery, nakazywałby mi podziękować, gdyby twój komplement był szczery – odparła lekko zirytowana. Nie mógł choć raz podarować sobie złośliwości i naprawdę powiedzieć jej coś miłego?
Draco roześmiał się cicho i zdjął kurtkę, nonszalancko zarzucając ją na ramię, po czym zmysłowym gestem przeczesał palcami swoje rozmierzwione włosy.
Hermiona znów uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Powinni karać Azkabanem za tak prowokacyjny wygląd!
- Zacznę więc jeszcze raz. Ślicznie wyglądasz Hermiono. Dziękuję ci bardzo za zaproszenie na kolację.
Parsknęła śmiechem. Co za bezczelny pozer!
- Nie ma za co. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało, Malfoy. – Ruszyła w stronę kuchni, gdy poczuła jego dłoń na łokciu. Zdziwiona odwróciła się w jego stronę.
- Użyłem twojego imienia. Nie możesz się zdobyć na to, by wypowiedzieć moje?
Otworzyła usta ze zdziwienia. Jego dotyk, ton głosu i ta mina... Naprawdę aż tak mu na tym zależało? Zebrała się w sobie i odpowiedziała, modląc się, by głos jej nie zadrżał:
- Dziękuję za wino, Draco. Usiądź proszę – gestem wskazała mu krzesło.
Blondyn obnażył zęby w triumfującym uśmiechu i wreszcie ją puścił. Przewiesił kurtkę przez oparcie, po czym rozsiadł się wygodnie i zaczął uważnie rozglądać się po jej salonie.
Hermiona była wdzięczna za możliwość chwilowej ucieczki do kuchni. Jeśli mężczyzna przytrzymał ją odrobinę dłużej na pewno mógłby spostrzec, że drżą jej nogi, a na twarz wypływa krwisty rumieniec.
Co tu się do jasnej cholery wyprawiało?

Dramione - Sny Wybranych [Zakończone]Where stories live. Discover now