Rozdział 28

2.9K 142 17
                                    


            Znów miała ten przeklęty sen. Ten, w którym czuła go tuż obok siebie. Ten, w którym trzymał ją w ramionach i szeptał do ucha, że ją kocha i że nic nie jest ważniejsze od niej.

Pobudka była bolesna. Rozrywająca i przygniatająca. Gdyby ktoś ją zapytał, to zupełnie nie potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, kiedy i jak, Draco Malfoy z jej zaprzysięgłego wroga, zmienił się dla niej w kogoś ważnego. Najważniejszego.

Ze wszystkich sił próbowała sobie wmówić, że to wcale nie była miłość. Niemniej, nie wiedziała, jak inaczej określić ten tępy ból i fale goryczy, które pojawiały się na każdą najdrobniejszą myśl o nim.

Cieszyła się, że w dniu jego zaręczyn, będzie zajęta urządzaniem się w nowym mieszkaniu. A jeśli jakimś przypadkiem, kiedyś dotrze do niej informacja o dacie jego ślubu, to z góry planowała, że na ten dzień weźmie wolne, a potem uśpi się maksymalną dawką eliksiru słodkiego snu, tak by nic nie czuć i o niczym nie myśleć.

Wyrzucała sobie, że jest żałosna. Że znów rzuciła się w coś, co od początku było ryzykowne i tak naprawdę nie miało przyszłości. Teraz ponosiła tego konsekwencje. Trudno. Zrobiła to. Mogła już tylko żałować.
Ale chyba tak do końca nie potrafiła.
Widziała go. Odkryła. Zrozumiała. I te uczucia były dla niej słodkie, w tym całym ocenie gorzkich wyrzutów względem własnej głupoty.

🔅🔅🔅


Spojrzała na wiszącą na szafie bordową sukienkę. Ostatni prezent od dziewczyn... Kreacja na imprezę pożegnalną.
Nie miała pojęcia, jak zniesie smutne oblicze Rona, pełne łez oczy Lav i ten zacięty grymas twarzy Ginny. Miała nadzieję, że przynajmniej Harry i Luna się nie poryczą, bo to jak nic by ją zdołowało do reszty. Nie chciała dziś płakać.
Zaczynała nowe życie. Nowe drzwi stały przed nią otworem...
I tylko nie mogła się ani na chwilę obejrzeć za siebie, w obawie, że widok przecudnych stalowo-niebieskich tęczówek zwali ją z nóg i już nigdy się do reszty nie pozbiera.

🔅🔅🔅

Lokal był świetny. Ginny i Lavender naprawdę się postarały. Ogromna loża pomieściła wszystkich zaproszonych, a wybór drinków zadowalał.
Hermiona naprawdę się uśmiechała, raz po raz ignorując uczucie dziwnej pustki, które nie chciało ją opuścić. Nie mogła o tym myśleć...
Właśnie tańczyła na parkiecie w towarzystwie przyjaciółek, gdy zobaczyła coś, czego naprawdę nie chciała oglądać... A jednocześnie nie pragnęła niczego innego równie mocno.


- Strasznie się uparłeś na ten klub. Nie mogliśmy znów zostać u mnie? – burczał Draco, wstępując w progi lokalu mocno dudniącego jakąś ostrą klubową muzą.

- Miałem swoje powody – wyznał mu Blaise, gdy podeszli bliżej baru.
Draco odwrócił się i zrozumiał.

Hermiona wywijała z zapamiętaniem na parkiecie w towarzystwie Lavender Brown, Ginny Weasley, Tracy Davis i Luny Lovegood.

- Ty wredny gnojku... - warknął Draco, totalnie wkurwiony.

- To jej impreza pożegnalna. Pojutrze wyjeżdża, a ty się zaręczasz wtedy z tą pustą idiotką... – powiedział spokojnie Blaise.

- Jesteś świnią, a nie przyjacielem! – zarzucił mu Draco, odwracając się z zamiarem odejścia.

- Stój tchórzu! – Zabini mocno złapał go za ramię.

- Odwal się Zabb, albo ci przyłożę! – ostrzegł Draco.

Diabeł pochylił się, wciąż mocno ściskając ramię przyjaciela.
- Skoro jesteś pewien swojej decyzji to idź do niej i się z nią pożegnaj! Życz jej powodzenia! Ostatni raz popatrz jej w oczy i zrezygnuj z niej na zawsze, skoro potrafisz! – warczał Blaise.

Dramione - Sny Wybranych [Zakończone]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum