Siedziała na łóżku i przygryzała pęd rabarbaru, który wyniosła z kolacji. Na początku jej nie smakował, ale z każdym gryzem coraz bardziej przekonywała się do charakterystycznego smaku. Co więcej skubanie zielonej łodygi zabijało u niej nudę związaną z oczekiwaniem. Wiedziała, że niebawem wszystkie światła powinny zgasnąć i właśnie na to czekała. Wtedy to miała wymknąć się z pokoju i udać do izby Luciana. Nie powinno stanowić to większego problemu. Jego pokój znajdował się niedaleko i w dalszym ciągu należał jeszcze do zewnętrznego korytarza, gdzie mało kto się pojawiał. Elin nie chciała jednak wzbudzać sobą zbytniego zainteresowania. Zabraniano bowiem spędzania czasu wspólnie w pokoju dwóm osobom naraz, nie mówiąc już nawet, aby robić to w nocy.
Szansa, że kogoś spotka, gdy lampy zgasną, wydawała jej się niedorzecznie mała. Tak więc czekała i myślała, co za niespodziankę przygotował dla niej Lucian. Gdy mówił jej, aby do niego wpadła, brzmiał bardzo tajemniczo. Szczerze mówiąc Elin nieco się niepokoiła, czego bowiem mógł chcieć od niej w nocy w ciasnym pokoju? Przychodziła jej do głowy tylko jedna myśl, ale szybko wyrzuciła ją z głowy. Wiedziała, że Lucian wcześniej by jej o tym powiedział, zresztą nigdy nawet nie rozmawiali o kochaniu.
Skarciła siebie za te myśli i z zawstydzeniem zobaczyła wypieki na policzkach. Mogłam całkiem zbić to lustro, pomyślała i odwróciła od niego wzrok. Rozczesała dłonią swoje włosy i przemyła twarz lodowatą wodą. Zakręciła kran, powodując skrzypienie zardzewiałej gałki. Przeszły ją ciarki, ale nie od dźwięku, lecz od zaciekawienia i euforii. Wciąż myślała o oknie, przez które zobaczyła świat. Przyłapywała się na tym, że wmawia sobie, jakoby był to sen i złudzenie, ale przecież dobrze wiedziała, jaka jest prawda. A prawda była wyjątkowo piękna, zewnętrzny świat istniał naprawdę. Wciąż zastanawiała się, dlaczego nie może mieć do niego dostępu i nikt też nie może. Nie widziała tam krwiożerczych potworów i dzikich bestii, a jedynie puszyste stworzonka. Pszczoły jak mniemała po lekcjach z zewnętrznego świata. Czasami na kolacje dostawali trochę miodu. Nie mogła uwierzyć, jak te owady mogłyby go robić, ale wierzyła. Teraz nie wątpiła już w nic oprócz rytuału przejścia.
Przecież nie mogła mieć pewności, że na pewno w drugim sektorze będą mogli wychodzić na zewnątrz. Może też będą zamknięci podobnie jak nieletni. W końcu skoro dorośli mogliby wychodzić, to dlaczego dzieci nie?
Uderzyła się w twarz.
— Przestań tyle myśleć Elin, po prostu przestań! Niebawem wszystkiego się dowiesz — szepnęła do siebie i wstała, gdyż smuga światła wpadająca przez szparę od drzwi zniknęła. Nadszedł czas. Zerknęła jeszcze przez dziurkę od klucza i niezwykle delikatnie nacisnęła na klamkę, która o dziwo nie zaskrzypiała. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym klikiem, a dziewczyna wychynęła na spowity w mroku korytarz.
Nie panowała tutaj całkowita ciemność, gdyż podłużne lampy paliły się jeszcze agonalnym światłem. Jednak i tak nie widziała niczego oprócz swoich rąk i ścian po obu stronach. Dotykając zimnego betonu ruszyła przed siebie niemal po omacku. Liczyła każde drzwi, aby nie wejść przypadkiem do złego pokoju. W pamięci miała informację, które z kolei wejście powinno być Luciana. Wszystkie odrzwia wyglądały niestety tak samo. Stalowe, zimne, w ciemnym, szaroniebieskim odcieniu.
— Jeden, dwa, trzy... — Liczyła szeptem, skupiając całą siłę woli, aby się nie pomylić. — Osiem, dziewięć...
Zdawało jej się, że trwa to w nieskończoność. Co więcej wciąż obawiała się, że jakaś z nauczycielek akurat będzie tędy przechodzić. Nic jednak jej nie przeszkodziło i przystanęła pod drzwiami z wyliczonym numerkiem osiemnaście. Poszurała o nie swoimi paznokciami, czekając na odzew. Tak bowiem ustalili wcześniej, aby mieć pewność, że Elin trafi pod dobre drzwi.
KAMU SEDANG MEMBACA
Po drugiej stronie
FantasiElin jest niespełna osiemnastoletnią mieszkanką enigmatycznego ośrodka. Nie zna zewnętrznego świata, a całe życie spędziła zamknięta w czterech ścianach. Razem z innymi nieletnimi czeka na przeniesienie do drugiego sektora, lecz ma ogromne wątpliwoś...