Rozdział II

141 18 73
                                    


Siedziała na łóżku i przygryzała pęd rabarbaru, który wyniosła z kolacji. Na początku jej nie smakował, ale z każdym gryzem coraz bardziej przekonywała się do charakterystycznego smaku. Co więcej skubanie zielonej łodygi zabijało u niej nudę związaną z oczekiwaniem. Wiedziała, że niebawem wszystkie światła powinny zgasnąć i właśnie na to czekała.  Wtedy to miała wymknąć się z pokoju i udać do izby Luciana. Nie powinno stanowić to większego problemu. Jego pokój znajdował się niedaleko i w dalszym ciągu należał jeszcze do zewnętrznego korytarza, gdzie mało kto się pojawiał.  Elin nie chciała jednak wzbudzać sobą zbytniego zainteresowania. Zabraniano bowiem spędzania czasu wspólnie w pokoju dwóm osobom naraz, nie mówiąc już nawet, aby robić to w nocy.

Szansa, że kogoś spotka, gdy lampy zgasną, wydawała jej się niedorzecznie mała. Tak więc czekała i myślała, co za niespodziankę przygotował dla niej Lucian. Gdy mówił jej, aby do niego wpadła, brzmiał bardzo tajemniczo. Szczerze mówiąc Elin nieco się niepokoiła, czego bowiem mógł chcieć od niej w nocy w ciasnym pokoju? Przychodziła jej do głowy tylko jedna myśl, ale szybko wyrzuciła ją z głowy. Wiedziała, że Lucian wcześniej by jej o tym powiedział, zresztą nigdy nawet nie rozmawiali o kochaniu.

Skarciła siebie za te myśli i z zawstydzeniem zobaczyła wypieki na policzkach. Mogłam całkiem zbić to lustro, pomyślała i odwróciła od niego wzrok. Rozczesała dłonią swoje włosy i przemyła twarz lodowatą wodą. Zakręciła kran, powodując skrzypienie zardzewiałej gałki. Przeszły ją ciarki, ale nie od dźwięku, lecz od zaciekawienia i euforii. Wciąż myślała o oknie, przez które zobaczyła świat. Przyłapywała się na tym, że wmawia sobie, jakoby był to sen i złudzenie, ale przecież dobrze wiedziała, jaka jest prawda. A prawda była wyjątkowo piękna, zewnętrzny świat istniał naprawdę. Wciąż zastanawiała się, dlaczego nie może mieć do niego dostępu i nikt też nie może. Nie widziała tam krwiożerczych potworów i dzikich bestii, a jedynie puszyste stworzonka. Pszczoły jak mniemała po lekcjach z zewnętrznego świata. Czasami na kolacje dostawali trochę miodu. Nie mogła uwierzyć, jak te owady mogłyby go robić, ale wierzyła. Teraz nie wątpiła już w nic oprócz rytuału przejścia.

Przecież nie mogła mieć pewności, że na pewno w drugim sektorze będą mogli wychodzić na zewnątrz. Może też będą zamknięci podobnie jak nieletni. W końcu skoro dorośli mogliby wychodzić, to dlaczego dzieci nie?

Uderzyła się w twarz.

— Przestań tyle myśleć Elin, po prostu przestań! Niebawem wszystkiego się dowiesz — szepnęła do siebie i wstała, gdyż smuga światła wpadająca przez szparę od drzwi zniknęła. Nadszedł czas. Zerknęła jeszcze przez dziurkę od klucza i niezwykle delikatnie nacisnęła na klamkę, która o dziwo nie zaskrzypiała. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym klikiem, a dziewczyna wychynęła na spowity w mroku korytarz.

Nie panowała tutaj całkowita ciemność, gdyż podłużne lampy paliły się jeszcze agonalnym światłem. Jednak i tak nie widziała niczego oprócz swoich rąk i ścian po obu stronach. Dotykając zimnego betonu ruszyła przed siebie niemal po omacku. Liczyła każde drzwi, aby nie wejść przypadkiem do złego pokoju. W pamięci miała informację, które z kolei wejście powinno być Luciana. Wszystkie odrzwia wyglądały niestety tak samo. Stalowe, zimne, w ciemnym, szaroniebieskim odcieniu.

— Jeden, dwa, trzy... — Liczyła szeptem, skupiając całą siłę woli, aby się nie pomylić. — Osiem, dziewięć...

Zdawało jej się, że trwa to w nieskończoność. Co więcej wciąż obawiała się, że jakaś z nauczycielek akurat będzie tędy przechodzić. Nic jednak jej nie przeszkodziło i przystanęła pod drzwiami z wyliczonym numerkiem osiemnaście. Poszurała o nie swoimi paznokciami, czekając na odzew. Tak bowiem ustalili wcześniej, aby mieć pewność, że Elin trafi pod dobre drzwi.

Po drugiej stronieTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang