Rozdział VIII

40 8 2
                                    


Spoglądała z przerażeniem w dół, przypominając sobie ciała leżące rok temu na korytarzach. To znów się stało, śmierć kolejny raz o sobie przypomniała. To sektor był śmiercią, siejącą zamęt, ból i zniszczenie. Druzgotał marzenia i plany, dawał o sobie znać nawet wówczas, gdy się od niego wyzwoliło. Był jak sęp krążący nad swoją ofiarą, niewidoczny, cierpliwy i nigdy nie odpuszczał.

Jako jedyna stała. Lucian klęczał, zwinięty w kłębek i chlipał żałośnie, Nitra padła na kolana, rozdziawiła usta, a jej ręce opadły bez siły. Grube krople kapały po jej ładnej buzi, choć oczy nie chciały już ich więcej wylewać. Były zapuchnięte i czerwone. Aleks i Alojzy spoglądali na siebie, a ich twarze drgały żałośnie. Agil zaś przybrała dziwaczną pozę i boleśnie wygięła swoje ciało. Jej zawsze okrągłe oczy zwęziły się do małych szparek. Śmierć dla nikogo z nich nie była obojętna.

Lucian wstał i puścił się w dół zbocza, robiąc fikołki i obijając dotkliwie swoje ciało. Elin niewiele myśląc, pobiegła za nim, boleśnie rysując sobie nogi o ostre kamienie, wystające ze skarpy.

Upadła z głuchym jękiem, ledwo łapiąc oddech. Zaraz za nią stoczyła się cała reszta grupy. Teraz dopiero poczuła zapach rozkładających się trupów. Pobiegła za Lucianem w stronę obozowiska, choć z każdym krokiem coraz bardziej żałowała tej decyzji.

Kamienista ziemia splamiona była krwią, błyszczącą się złowrogo w świetle księżyca. Elin w biegu raz po raz mijała zmasakrowane zwłoki. Nie zauważyła jednych i potknęła się, czując miękkość ciała, w które uderzyła stopą. Przewróciła się i wstała szybko, doznając drgawek na całym ciele, a jej skóra nastroszyła się, jak nieraz, gdy jest zimno. Teraz nie czuła chłodu, ale wszechogarniający strach i obrzydzenie. Nie patrzyła już pod nogi, wbijała wzrok w granatowe niebo, nie chciała widzieć tych ciał.

Dobiegli do centrum, gdzie jaśniały jeszcze tlące się namioty i szałasy. Elin dostrzegła płowowłosą dziewczynę, którą widziała poprzedniej nocy. Jej zwłoki oparto o niedopalone zgliszcza, tak że plecy musiały zająć się ogniem, bo czuć było swąd spalonego ciała, które niejako stopiło się i złączyło z resztkami drewna i popiołu. Głowę miała opuszczoną, tak że nie dało się dostrzec jej twarzy, a włosy spalone. Jedynie dwa przednie, jasne kosmyki opadały na martwe oblicze. Teraz i Elin upadła na kolana, ryjąc nimi we wszechogarniającym popiele. Wychrypiała jakieś nieartykułowane dźwięki i zaniosła się panicznym płaczem, zapominając, aby złapać oddech.

Lucian podbiegł do niej i klęknął obok, starając się uspokoić, choć sam drżał, przez co Elin jeszcze mocniej zaniosła się szlochem, dusząc się i nie mogąc wciągnąć nawet haustu powietrza. Czuła ślinę, która kapała z ust i sączyła się po jej brodzie, opadając potem na perzynę. W końcu opamiętała się, gdy już traciła przytomność od braku powietrza. Łyknęła zawzięcie brakujący tlen i poczuła, jak coś twardego wbija się w jej kolano. Odruchowo sięgnęła w to miejsce, grzebiąc w popiele i wyciągnęła uwierający ją kamień. Tak myślała, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że trzyma w dłoni nic innego jak kość. Wzdrygnęła się i rzuciła nią, zanosząc się kolejnym napadem płaczu. Lucian ściskał ją mocno, lecz nie czuła go, próbowała wyzwolić się z tego silnego uścisku.

— Proszę cię, nie płacz — szepnął do niej i sam rozpłakał się jak dziecko. Jego ciało drgało niespokojnie, a łzy kapały, spływając potem po szyi Elin. — Nie płacz! — wykrzyczał, odrywając się od niej, a z jego ust płynęła gęsta, niepohamowana ślina.

Spoglądała na niego przerażona tym widokiem nie mniej niż obrazem ciał.

— Lucian? — wyszeptała, a on zacharczał cicho i zarył twarzą w popiół, kaszląc w niego i dusząc się pyłem. Podczołgała się do niego i objęła, jak najmocniej potrafiła, próbując wyciągnąć jego głowę z popiołu. Nie udało się. Lucian zaczął uderzać nią zawzięcie w ziemię, co wyglądało okropnie. W końcu przestał wycieńczony i uniósł wybrudzoną twarz. Z czoła kapała krew, a jeden z policzków został rozcięty i również sączył gęstą posokę, która przybierała barwę śmierci, łącząc się w popiołem.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now