17.

25.7K 932 21
                                    

Kolacja mimo moich obaw przebiegła dość dobrze. Oczywiście mama chyba nadal nie całkiem przekonała się do Krzyśka, ale za to tata był nim zachwycony. Zaraz znaleźli wspólny język (jako, że mój ojciec też pracuje w budownictwie jako szef budowy) Już na samym początku czyni śmieszne aluzje do tego, żeby rodzice Krzysztofa go zatrudnili w swojej firmie. Oczywiście wszyscy wiemy, że to tylko żarty. Dodatkowo, blisko godziny jedenastej gdy posiłek dobiega końca Kamiński mówi mi coś co sprawia, że kocham go jeszcze bardziej: 
- Wiesz, chciałbym mieć takich rodziców jak ty. Gdyby każda kolacja w moim domu byłaby choć w dziesiątej części tak przyjemna...
- Dziękuje ci.- mówię całując go w policzek
- Nie musisz. Bo tylko stwierdzam fakt. Ale skoro już jesteś w nastroju do wdzięczności...- kończy swoją wypowiedź całując mnie w usta. Potem chwilę się jeszcze przytulamy i niechętnie rozstajemy. A ja już nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania. Zastanawiam się nawet kiedy minie ten początkowy okres wzajemnej fascynacji i przestanę tęsknić za nim nawet po kilku minutach. 
Okazuję się jednak, że trwa on dłużej niż wcześniej myślałam. Bo mija reszta maja i czerwiec a ja wciąż jestem wpatrzona w Krzyśka jak w obrazek. Zwłaszcza, gdy zauważam coraz to nowe szczegóły w jego zachowaniu. Na przykład ostatnio kiedy byliśmy w parku i jakieś dziecko płakało z powodu upuszczonego loda ten kupił mu go. A gdy wielkimi oczami wpatrywałam się w niego zrobił zakłopotaną minę i odparł bagatelizując własny gest: ,,No co miałem pozwolić, żeby ryczał przez cały dzień?” Ale ja i tak wiedziałam swoje. Tylko nadal nie rozumiem dlaczego facet wrażliwość uważa za swoją słabość. Przecież to takie słodkie...
W dniu odebrania wyników jestem tak podekscytowana, że Iza a Andżeliką śmieją się ze mnie. W kółko powtarzają, że i tak zdam najlepiej z nich wszystkich. I wiem, że mają rację, ale nic nie mogę na to poradzić (Tzn mają rację w tym, że za bardzo się ekscytuję nie że jestem od nich lepsza. Przecież nie jestem samochwałą. Choć obiektywnie rzecz biorąc...)
- Widzisz, Aga? Dziewięćdziesiąt pięć z rozszerzenia z maty! Boże, jak ja bym tak chciała- mówi Iza patrząc smętnie na zaledwie 68% ze swojej podstawy.
- Przynajmniej z polaka masz 90%. Każdy jest lepszy w czym innym- stwierdzam.
- Oho, tylko chciałabym wiedzieć w czym niby ja jestem taka dobra.- odzywa się Andżela- 56% polski, 69% mata, 64% angielski...i wszystko w podstawie. Gdzie ja pójdę z takim świadectwem? Rowy kopać?- wszystkie trzy śmiejemy się z ulgą, że nareszcie okres oczekiwania dobiegł końca.
- A jak tam ten twój książę?- pyta Iza- Jeszcze wytrzymujecie ze sobą?- mimowolnie uśmiecham się szeroko
- Z trudem, ale tak.
- Właśnie widać. Szczerzysz się nawet na samo wspomnienie o nim. - odzywa się Andżela. A ja jeszcze bardziej się uśmiecham.- A twój Bartuś?- zwraca się teraz do Izy- Już przeszło ci po tym jak złapał tą gumę w aucie i cię wystawił?
- Nie przypominaj mi. Myślałam, że go uduszę.- komentuje sytuację która wydarzyła się tydzień temu. - Nawet nie zadzwonił.
- Bo nie miał telefonu. Już wałkowałyśmy ten temat- mówię.- Chodźmy lepiej do reszty i zróbmy sobie to pamiątkowe zdjęcie. Chce już iść.
- Do Krzysia, co?- mówi znacząco Iza.
- A ty do Bartusia, co?- odpowiadam w tym samym tonie.
- A nie, bo ma do mnie przyjechać pod szkołę. Razem z tym twoim amantem.
- Jak to?- pytam
- Tak to. Umówiliśmy się wszyscy na wspólne świętowanie wyników, zapomniałaś?
- Nie, ale myślałam, że to tyczyło się tylko ciebie i Bartka.
- Nie, całej naszej nowej paczki.
- Ja chyba pasuje. Jakoś nie mam ochoty zobaczyć znów Andrzeja- mówi Andżelika. A ja wiem, że nie wypada teraz powiedzieć czegoś w stylu: Daj spokój pokaż mu, że nic cię nie obchodzi. Bo on obchodzi Andżelikę. Nawet po prawie dwóch miesiącach smuci się gdy tylko przypadkiem ja albo Izabela o nim wspomnimy. 
- Jak chcesz. Ale skoro tak, to idziemy to uczcić razem.
- Przestań, ty idź i baw się dobrze z Krzyśkiem.
- Aga ma rację- popiera mnie Iza- Przecież to my tworzymy team. Chłopaki jak chcą to niech świętują w męskim gronie.
- Dziękuje- odpowiada nam Andżelika- Mieć takie przyjaciółki to prawdziwy skarb.
Mimo wszystko okazało się, że jednak świętowaliśmy wszyscy razem, to znaczy ja, Iza, Andżelika, Bartek, Krzysiek i Karol. Bo Andrzej chyba miał na tyle przyzwoitości, żeby nie przyjść. I bardzo dobrze. Atmosfera jest bardzo wesoła (jesteśmy w jednym z klubów blisko centrum), zwłaszcza, że chłopaki sączą sobie piwo.Oczywiście oprócz Karola, który oferuje się nas potem odwieźć do domu. Gdy wychodzę na chwilę do łazienki zatrzymuje mnie na chwilę:
- Hej, sory że w takim miejscu, ale muszę z tobą pogadać.
- Tak? Coś się stało?- pytam zdziwiona, że robi to na osobności.
- Nie, w sumie to nie. Ale chciałbym cię o coś prosić.
- Więc słucham.
- W tą środę mój ojciec wydaje przyjęcie biznesowe z okazji stulecia istnienia oddziału banku w mieście. Chciałbym cię prosić żebyś ze mną poszła.
- Hm, prawdę mówiąc to trochę mnie zaskoczyłeś. 
- Wiem, ale naprawdę jestem w sytuacji podbramkowej. Patrycja nie może, a oprócz ciebie nie mam kogo o to poprosić.
- No cóż jest jeszcze Maja...
- ...która zaraz wyobraziłaby sobie nie wiadomo co. Po tych kilku miesiącach ulgi od jej dziecięcego zadurzenia wolałbym nie robić jej nadziei.
- Zakładam, że innym dziewczynom też nie?
- No, tak.- uśmiecha się do mnie słodko- Zrobisz to dla mnie?
- Jasne, tylko nie rozumiem dlaczego mówisz mi o tym w tajemnicy. Wyjaśnię Krzyśkowi, że idziemy tylko jako przyjaciele.
- No właśnie. I tu jest jeszcze coś- dodaje robiąc żałosną minkę.
- Tak?- pospieszam go.
- Dobrze byłoby gdybym przedstawił cię jako swoją dziewczynę.
- Karol...
- Wiem, ale co mam zrobić? Mam prawie dwadzieścia lat a nie miałem jeszcze żadnej dziewczyny. Nie sądzisz, że to trochę podejrzane?
- Tak, zważywszy na fakt, że te podejrzenia są słuszne- odpowiadam znużona- Karol, wiesz w jakiej sytuacji mnie stawiasz?
- Tak, ale nikt się o ty nie dowie. Obiecuję ci. Naprawdę jestem w podbramkowej sytuacji.
- A nie mógłbyś...no wiesz spróbować z dziewczyną? Albo chociaż udawać? Wiem, że nie powinnam ci tego doradzać, ale w sumie wiele facetów bawi się dziewczynami i rzuca je.
- Tylko to nie jest takie proste. To tak jakbym tobie kazał udawać lesbijkę i mówił, żebyś całowała się z jakąś dziewczyną i ją pieściła...
- Dobra, wystarczy- przerywam mu, bo jego słowa wywołują w moim umyśle obrzydliwą wizję. No, bo szczerze to geje i lesbijki bądźcie sobie gejami i lesbijkami tylko nie przy mnie. Miziajcie się w domu, ciemnej uliczce czy w innym niewidocznym miejscu. Na tyle to jestem tolerancyjna.- Zgoda. Tylko ani słowa Krzyśkowi, bo jak się o tym dowie...
- A co wy tak tu szepczecie?- znikąd pojawia się przede mną roześmiana Iza. Chyba już wypiła ze dwa albo trzy piwa.- Wszyscy was szukają.
- To już nawet do łazienki nie można wyjść?- próbuję ukryć swoje zakłopotanie. Karol też nie czuje się pewnie. A co jeśli ona słyszała naszą rozmowę? I wie, że jest homoseksualistą? Chociaż nie, chyba byłoby po niej coś widać. 
Reszta wieczoru upływa nam w jeszcze lepszej atmosferze (oczywiście podgrzewanej przez procenty) Tylko Krzysiek trochę mnie denerwuje z tym upieraniem się do tańczenia. Bo ja nie umiem tańczyć. W końcu się zgadzam i nieudolnie pląsamy w rytm jakiejś muzyki. Po kilku minutach nawet zaczyna mi sprawiać to radość. Ale tylko dlatego, że on jest moim partnerem. Do czasu gdy jakaś ruda małpa z dekoltem do pępka nie zaczyna się koło niego kręcić szczerząc te krzywe zęby i przymałe oczka tak mocno pomalowane, że wygląda jak panda. Od razu psuje mi nastrój, więc wracam z powrotem do stolika pod barem. Z ulgą zauważam, że Kamiński idzie za mną.
- Zmęczyłaś się?- pyta
- Nie. Wkurzył mnie ten podrudziały miś koala który kleił się do ciebie.
- Lubię gdy jesteś zazdrosna- uśmiecha się do mnie.
- Wiesz, że nie jestem zazdrosna, bo nie mam podstaw. Jeśli miałbyś mnie zdradzić to na pewno nie z taką tandetną kukiełką.
- Hm, tandetną kukiełką? Ale całkiem nieźle tańczyła.
- Hej, mówiłam ci, że nie umiem.- bronię się choć wcale mnie nie atakuje.
- Umiesz, umiesz. Tylko musisz bardziej poruszać biodrami.
- Phi- prycham- jak tamta dziewczyna? I pewnie nosić taki dekolt, co? Jeszcze czego.
- Nie- śmieje się.- Przypomniał mi się wieczór karaoke podczas wycieczki. Wtedy nie chciałaś zatańczyć z Karolem. 
- I co z tego?- nie rozumiem o co mu chodzi. Poza tym, że musiał mnie wtedy obserwować.
- No bo byłaś w nim zakochana, a z nim nie zatańczyłaś. A teraz jesteś zakochana we mnie i ze mną tańczyłaś.- mówi z rozbrajająco logiką lekko podciętego faceta.- To znaczy, że kochasz mnie bardziej niż kochałaś jego.
- Wow- śmieję się z tej interpretacji, a jednocześnie trochę mi przykro, że on jeszcze gdzieś tam w podświadomości gryzie się moim zauroczeniem Zawadzkim. Ale przecież nie powiem mu, że nie ma racji i chronię Karola, bo jest gejem. Choć tak byłoby dużo prościej. Tym bardziej, gdy przypominam sobie o dzisiejszym kłamstwie którego w środę się dopuszczę. A jeśli jakimś trafem Krzysiek się o tym dowie?- Więc skoro to twój miernik uczuć to chyba zgodzę się jeszcze trochę potańczyć. 
- Nie musisz. Gadam głupoty. Chyba trochę się upiłem- uśmiecha się głupio. Mam ochotę przytulić go i zapewnić, że kocham i kochałam tylko jego, ale do stolika podchodzą właśnie zziajani Bartek z Izą. Pospiesznie podsuwam im butelkę z sokiem. 
Gdy w końcu nadchodzi środa mam złe przeczucia. No bo wiecie, zawsze tak jest, że jak nie chcesz żeby coś się wydało i trochę kłamiesz, to potem masz większe kłopoty niż gdybyś powiedział prawdę. Ale ja nie mogę przecież zostawić Karola samego. Chociaż szykując się do wyjścia przez cały czas zastanawiam się warto dla niego ryzykować związek z Krzyśkiem. I jutrzejsze niewyspanie w pracy. Pospiesznie zerkam na zegarek: mam jeszcze jakieś dwadzieścia minut, bo umówiłam się z Zawadzkim pod pizzerią o siódmej. Tylko teraz zastanawiam się czy nikt mnie nie zobaczy jak będę wsiadała. A potem jeśli powie Krzyśkowi...Nie, stopuje swoje pokrętne myśli. Krzysiek wierzy, że jestem dzisiaj na imieninach u cioci, a cała moja rodzina myśli, że idę na bal ze swoim chłopakiem. Przecież nic się nie wyda. Dlaczego zawsze muszę panikować?
I rzeczywiście okazuje się, że wszystko przebiegło pomyślnie: Karol przyjechał swoim samochodem punktualnie, więc nikt nie widział mnie jak z nim jechałam. Potem na przyjęciu, którego większość osób stanowiło drętwe towarzystwo bankierów i finansistów rozluźniłam się. Zaczęłam nawet żartować z Karola, że współczuje mu mieć w przyszłości za wspólników takich nadętych snobów. I nawet dobrze się bawiłam. Nawet jeśli zdawało mi się, że jestem tutaj zupełnie nie na miejscu, bo Karol nie opuszczał mnie na krok. Chociaż czułam się odrobinę głupio gdy przedstawił mi swoich rodziców i mnie im jako swoją dziewczynę. Od razu obdarzyli mnie miłymi uśmiechami i uprzejmie spytali o wyniki matury i moje dalsze plany. Ojciec Karola, Henryk Zawadzki chwalił za wybór Ekonomii. Mówił, że przyda mu się taka synowa. Oczywiście z miejsca spaliłam buraka.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że nigdy wcześniej nie przyprowadziłeś do domu żadnej dziewczyny?- pytam młodszego Zawadzkiego gdy tylko jesteśmy względnie oddaleni od innych.
- Zdaje mi się, że wspominałem, że nie miałem nigdy dziewczyny. A poza tym wiedząc o mojej orientacji chyba można tak było założyć.
- Nie o to chodzi. Myślałam, że przyprowadziłeś już kiedyś jakąś dla picu. Teraz pewnie będą myśleć, że to coś poważnego. Dobrze, że moi rodzice nie mają konta w PKO. Z czego się śmiejesz? To nie jest zabawne- mówię, by po chwili wybuchnąć śmiechem.- No dobra jest, ale naprawdę nie czuję się z tym najlepiej. Przecież oni byli dla mnie tacy mili!
- W sumie to jestem tym trochę zdziwiony- stwierdza Karol- Prawdę mówiąc liczyłem na to, że stwierdzą że nie jesteś najlepszą partią i dadzą mi spokój. Bez urazy oczywiście.
- Daj spokój, wiem że dla mnie to nie te progi.- mówię- Ale widzę, że lubisz pozować na romantycznego kochanka kochającego szczerą platoniczną miłością która nie może się spełnić...Ach.- kończę westchnieniem.
- Śmiej się śmiej, ale to tylko moje jedyne wyjście. Wszystkim się wydaje to takie naturalne że z kim chodzą, ale wszystko wygląda inaczej gdy jesteś gejem. Zastanawiam się czy moi rodzice choć przez drobną chwilę rozważali taką możliwość.
- Hm, możliwe. Z tak przystojną buźką raczej trudno uwierzyć, że brak ci adoratorek. 
- Naprawdę uważasz, że jestem przystojny?- pyta udając nieśmiałość.
- Jesteś jeszcze lepszym błaznem niż Krzysiek. Dziś nawet spytał mnie...- przerywam nie chcą mówić Karolowi o obawach Krzyśka co do moich uczuć-...zresztą nieważne. Tak, jesteś przystojny. W sumie to aż za bardzo. Przecież musisz dostrzegać te wszystkie spojrzenia jakimi obdarzają cię dziewczyny.
- Ale ty się we mnie nie zakochałaś.
- A co chciałbyś żeby wszystkie się w tobie kochały? Jaki zarozumialec.
- Nie o to chodzi. Wiesz, czasami zastanawiam się dlaczego zwróciłaś uwagę na Krzyśka. Owszem, to fajny facet, ale chyba nie traktował cię najlepiej.
- Sama nie wiem.- kręcę głową w geście zagubienia- Po prostu stało się i już. Szczerze mówiąc wolałabym zakochać się w poczciwym, przewidywalnym spokojnym chłopaku z mojego poziomu. Ale trafiłam na szalonego, niezrównoważonego gogusia, który skradł mi serce.
- Wiesz, gdy się na was patrzy naprawdę widać, że czujecie coś wyjątkowego.- śmieję się na wspomnienie pewnej rozmowy
- Wiesz, co? Andżelika powiedziała mi kiedyś coś podobnego. 
W końcu, po pierwszej, wieczór dobiega końca. Karol odwozi mnie do domu po raz kolejny dziękując za odegraną rolę. Zapewniam go, że zrobiłam to z przyjemnością (bo teraz, gdy wiedziałam, że to się nie wyda mogłam odetchnąć z ulgą). Będąc już w domu szybko wzięłam prysznic i położyłam się spać. W nocy śniła mi się wielka sala z zastawionymi suto stołami...
W czwartek, gdy spotkałam się po pracy z Krzyśkiem był jakiś nie swój. Już nawet zaczęłam obawiać się, że dowiedział się prawdy o moim wczorajszym kłamstwie, ale na szczęście powód był inny.
- Aga, moi rodzice chcą zaprosić cię na sobotnią kolację. Próbowałem to jakoś odwlec, ale nie udało mi się.
- Dobrze, trudno. Skoro muszę iść.- mówię rozluźniona. A więc tym się martwił.
- Nie rozumiesz. Nie znasz ich. Oni wyglądają na miłych, ale tak naprawdę to są bezlitośni. Zwłaszcza ojciec.
- Już to mówiłeś.- odpowiadam mu i dotykając jego ramienia (bo jesteśmy teraz w jego samochodzie) dodaję- Zaczynam się martwić, że się mnie wstydzisz.
- No coś ty!- mówi gwałtownie, by po chwili zorientować się, że tylko go podpuszczam- Naprawdę boję się, że to się może źle skończyć.
- No cóż, w najgorszym przypadku to ja się skompromituję nie ty- próbuję go jakoś rozbawić. W duchu zastanawiam się jak to się stało, że w jednym tygodniu zostanę przedstawiona dwóm różnym rodzinom jako dziewczyna ich syna. 
Gdy nadchodzi rzeczona sobota Krzysiek przyjeżdża po mnie dość wcześniej. Po jego poważnej minie widzę, że naprawdę jest zdenerwowany.
- Hej, rozchmurz się- mówię mu na wstępie- Wyglądasz jakbyśmy szli na pogrzeb. To tylko zwykła kolacja.
- Mam nadzieję. Choć znając mojego ojca...- kręci głową- Obiecujesz, że jeśli ci coś powie to nie odejdziesz ode mnie?
- A co ma mi o tobie powiedzieć? Że masz dwoje nieślubnych dzieci?- gdy gromi mnie spojrzeniem nic sobie z tego nie robię.- Dlaczego tak bardzo się tym martwisz?
- Bo kiedyś...kiedyś miałem podobną sytuację.
- Z tą Magdą, tak?- pytam, bo już jakiś czas temu zdradził mi, że przede mną chodził z jedną dziewczyną.
- Nie, to nie z nią.
- Więc miałeś jeszcze jedną dziewczynę?- pytam trochę zaskoczona. Krzysiek od razu dostrzega swoją gafę.
- Nie, to nie tak.
- No dobra, nieważne. To powiesz mi czy ona też była twoją dziewczyną? Obiecuję, że nie zerwę z tobą jeśli mi o niej nie powiedziałeś.
- Tak, była jeszcze Karolina.
- Zrywam z tobą.- oświadczam
- Agnieszka....
- Przecież żartuję. Tylko nie rozumiem dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś. To, że ja z nikim wcześniej nie byłam nie znaczy, że oczekuję tego od ciebie. Przecież nie mamy wpływu nad przeszłością.
- Tak masz rację- mówi, a gdy patrzę na niego znacząco domyślnie kontynuuje- Była jeszcze tylko Karolina. I nie mówiłem ci o niej, bo w zasadzie to nie wiem czy można to uznać za spotykanie się.- milknie na chwilę- Któregoś dnia zaprosiłem ją do domu. Tak się złożyło, że mój ojciec też miał akurat wolne. Gdy byliśmy razem w salonie wszystko przebiegało pozornie dobrze: niby trochę ją powypytywał, ponarzekał na pogodę czy inne banialuki. Ale gdy na chwilę wyszedłem, po powrocie dziewczyny już nie było. A ojciec uśmiechał się do mnie cynicznie znad gazety mówiąc jakie te dzisiejsze dziewczyny są niewychowane. 
- I dlatego myślisz, że ja też ucieknę z krzykiem? Przecież to nic nie znaczy. Widziałeś się później z tą całą Karoliną?- muszę tłumić odruch zazdrości wypowiadając to imię, bo wbrew temu co wcześniej powiedziałam przeszkadza mi to, że miał już wcześniej dziewczyny. 
- Tak, ale w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać. Nie powiem żeby mi specjalnie zależało...więc nie wnikałem w szczegóły. Ale teraz jest inaczej. Jeśli znów zrobi to samo...
- Nie zrobi. Nie może mi o tobie powiedzieć nic gorszego niż wiem już teraz- śmieję się uspokojona tym co mi powiedział. A więc teraz mu zależy, powiedział. Teraz jest inaczej...
- Mam nadzieję- nie dostrzega uszczypliwości w moim stwierdzeniu.- Ale mimo wszystko chcę przedstawić cię jako swoją dziewczynę. Tamtego dnia, gdy spotkałaś w parku moich rodziców...ja nie powiedziałam im kim dla mnie jesteś właśnie dlatego. Dopiero teraz rozumiem, że musiałaś myśleć, że się ciebie wstydzę.
- Nie, nie myślałam tak. Zastanawiałam się tylko dlaczego tak zręcznie przedstawiłeś mnie jako ucznia swojej szkoły.
- To teraz już wiesz. Dobra, jedźmy. Im prędzej to będzie za nami, tym lepiej.
Kolacja okazała się, zgodnie z moimi przewidywaniami, dość przeciętna. Nie spełniły się słowa Krzyśka: starszy Zawadzki był miłym starszym panem z poczuciem humoru. Mnie prawdę mówiąc bardziej przerażała matka. Taka sztywna i elegancka, a gdy się uśmiechała wyglądała jakby robiła to tylko z przymusu. Nie mogę powiedzieć też, żeby było przesadnie miło. Niektóre pytania rodziców mojego chłopaka przypominały sąd inkwizycyjny. No i trochę zakłopotałam się gdy podawano jedno danie, (bo do stołu usługiwali nam służący jak w jakimś średniowiecznym zamku). bo nie wiedziałam który widelec ustawiony wokół mojego talerza powinnam użyć: czy ten z śmiesznie długą nóżka, a może ten z szerokimi widełkami? Zerkając z boku na Krzyśka wzięłam w końcu ten właściwy. Wielką pomocą okazała się też Maja. Jej pokrzepiające uśmiechy i drobne wskazówki etykiety bardzo mi pomagały. Była przy tym tak zręczna, że chyba nikt nie zorientował się w mojej niepewności. 
Pod koniec posiłku do jadalni wszedł na oko dwudziestopięcioletni, ciemnowłosy mężczyzna z błękitnymi tęczówkami. Na twarzy błąkał mu się lekko ironiczny uśmiech, taki jaki często widziałam u mojego Krzyśka. Biała koszula, która opinała jego ciało niczym druga skóra była trochę za bardzo rozpięta przy szyi.
- Tomek, jak to dobrze że jednak zdążyłeś na kolację- powiedziała pani Kamińska rozkazując jednej z kucharek nakrycie dodatkowego miejsca przy stole.
- Raczej już kończymy.- odparł sucho pan Kamiński, że aż właśnie przełykany kęs stanął mi w gardle. Pospiesznie sięgnęłam po szklankę soku.
- Tata żartuje- jak zwykle pospieszyła z pomocą Maja- siadaj braciszku. -„Braciszek” chyba dopiero teraz mnie zauważył
- O, widzę, że mamy gościa. To twoja nowa koleżanka?- pyta Majki.
- Tak też, ale dziś przyszła tu raczej w charakterze dziewczyny Krzyśka- Na twarzy Tomka błysnął znów uśmiech
- W takim razie witam. Jak już zdążyłaś się pewnie zorientować jestem bratem Mai i Krzyśka.- zwraca się do mnie po czym patrząc na Krzyśka mówi- Hej, młody nie wiedziałem, że masz nową dziewczynę. Czemu mi jej wcześniej nie przedstawiłeś?- Krzysiek gwałtownie odkłada widelec na stół. Delikatnie ściskam mu rękę żeby go uspokoić.
- Tomek, skończ te żarty. Przecież wiesz, że Krzysiek tego nie lubi.- wtrąca się Maja. Tomek puszcze do mnie oko.
- Ale przecież ja wcale nie żartuję. Ten brat czy tamten...
- Tomasz!- ryknął jego ojciec.- Nie zaczynaj znów z tymi błazeństwami i daj nam w spokoju zjeść kolację.- Zauważam, że omawiany przewraca dyskretnie oczami i uśmiechając się ironicznie zaczyna pochłaniać pierwsze danie. Ale chyba tylko ja zauważam, że pod nim kryje się iskierka bólu. A więc to jest ta czarna owca w rodzinie o której zaledwie wspomniał mi kiedyś Krzysiek. Mimo jego wcześniejszego zachowania wobec mojego chłopaka zaczynam czuć do niego jakąś sympatię. Dlatego gdy nasze oczy się spotykają posyłam mu nieśmiały uśmiech. Ale on chyba nie rozumie jego idei, bo mruży oczy by zaraz obdarzyć mnie olśniewającym uśmiechem. A gdy spuszczam szybko wzrok, zdążam jeszcze dostrzec jego rozbawioną minę. 
Na szczęście kolacja kończy się (w końcu!). Maja zaprasza mnie jeszcze na chwilę do swojego pokoju, gdy ojciec Krzyśka woła go na rozmowę. Tomek po prostu bez słowa wychodzi. Po kilku minutach Kamiński przychodzi do pokoju siostry. Od razu każe jej się na ulotnić, na co ta robi domyślną minę i pospiesznie wychodzi. Mimowolnie się uśmiecham.
- Widzisz? Już po kolacji i nawet przeżyłam- żartuję przytulając się do niego. Razem siadamy na fotelu.
- Tak. Mam nadzieję, że nie przestraszyły cię te wszystkie pytania? Przepraszam jeśli poczułaś się urażona.
- Ależ skąd- kłamię- Tylko nie wydaje mi się żebym chciała to szybko powtórzyć.
- Ja też nie- robi przerażoną minę.- Bałem się, że możesz się trochę wystraszyć.
- Nie jestem Karoliną.- mówię zanim gryzę się w język.Krzysiek podnosi głowę z mojego ramienia i patrzy mi prosto w oczy.
- Nie, nie jesteś. I dlatego tak bardzo denerwowałem się wynikiem tego spotkania. Bo dużo dla mnie znaczysz, wiesz?
- Wiem. Ty dla mnie też- odpowiadam mu po czym nachylam się i całuję go w usta. Zdaje się być tym zaskoczony.
- Wiesz, że po raz pierwszy mnie pocałowałaś?- robię zakłopotaną minę.
- Nie kłam. Przecież wiele razy się całowaliśmy. Ja też cię całowałam.
- Ale tylko w policzek.- cmoka mnie przy tym delikatnie- I wiesz co? Bardzo mi się to spodobało.
- Mnie też, ale myślę że powinniśmy już się zbierać. Nie wypada, żebym o tej godzinie przesiadywała u ciebie w domu, zwłaszcza gdy są na miejscu rodzice.
- Zwłaszcza? Więc wolałabyś żebyśmy byli sami?- pyta znacząco.
- Och, przestań. Zawsze odwracasz kota ogonem- mówię- Jest już po dziesiątej, a jeszcze musisz mnie odwieść.
- Tak. Nie możesz mieszkać gdzieś bliżej?- pyta retorycznie podnosząc mnie z fotela. Z dłonią w mojej dłoni wychodzimy z pokoju niemal wpadając na kogoś.
- Maja!- mówimy razem z Krzyśkiem po czym wybuchamy śmiechem. Ta szybko gramoli się z podłogi.
- Musieliście tak gwałtownie wyjść? Teraz będę miała siniaka.
- To nie jest zbyt ładny zwyczaj tak podsłuchiwać.- Kamiński grozi jej palcem.
- Oj tam. I tak przecież nic nie robiliście.
- Maja- powtarzam.
- Już dobrze, dobrze. Chciałam wiedzieć czy na osobności też jesteście dla siebie tacy wredni- mówi.
- Nie jesteśmy dla siebie wredni.- zaprzeczam.
- No to złośliwi. Ale okazało się, że też potraficie nieźle gruchać.
- Chodź.- zarządza Krzysiek łapiąc mnie za dłoń. I tym razem jestem mu wdzięczna za to, że mnie za sobą ciągnie.
Gdy jesteśmy już pod moim domem Krzysiek wręcza mi niewielką paczuszkę. Posłusznie otwieram ją widząc śliczną, delikatną bransoletkę z breloczkami. I może bym się ucieszyła gdyby nie fakt, że prawie taką samą dostałam na urodziny od Karola.
- Pomyślałem, że bardziej będzie do ciebie pasować. I że ją przyjmiesz bez wygadywania bzdur na temat jaka to była droga, bo kupiłem ją w miejscowej drogerii.- wyjaśnia.
- Tak, dziękuję- mówię patrząc na nią uważnie. Po dobrej chwili decyduję się zapytać o coś co mnie nurtuje.- Sam ją wybierałeś?
- Tak, choć pomysł z tymi breloczkami podrzucił mi Karol. Mówił, że będziesz zachwycona.- Uśmiecham się tylko gdy moje przypuszczenia się potwierdzają. Dlaczego Zawadzki zrobił coś takiego? Dlaczego najpierw dał mi taką samą bransoletkę by później kazać podarować mi identyczną przez Krzyśka? Czy to dlatego, że zauważył że ja nie noszę jego bransoletki i bał się, że to z powodu osoby która mu ją podarowała? I teraz, gdy mam już dwie takie same to nie będę obawiała się ich nosić?- A więc nie podoba ci się?- mówi gdy wciąż milczę.
- Nie, po prostu rozmyślałam o czymś. O tym, że bardzo lubię breloczki.
- Pamiętam. Dlatego w końcu zdecydowałem się na nią. 
- Jeszcze raz dziękuje- mówię wysiadając pospiesznie z auta. Dlaczego czuję, że nic teraz w tym wszystkim nie rozumiem?

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now