21.

22.2K 882 27
                                    

Całując się jak opętani jesteśmy w takim transie, że nawet nie słyszymy dźwięku otwieranych drzwi wejściowych, a co dopiero tych w pokoju. Dlatego słysząc głośny okrzyk, a po nim trzaśnięcie drzwiami gwałtownie odrywamy się od siebie ciężko dysząc. I dopiero po parunastu sekundach uświadamiam sobie co się właśnie stało.
- Boże, kto to był?- pytam Kamińskiego zażenowana. Ten, również chyba jeszcze nie do końca wracając do rzeczywistości kręci tylko głową.
- Dziś piątek, więc chyba sprzątaczka.- wkurzona rzucam w niego poduszką
- Teraz dopiero mi o tym mówisz?!- syczę zła. Dopiero gdy zauważam błądzący gdzieś poniżej mojej twarzy wzrok chłopaka dociera do mnie, że jestem tylko w biustonoszu. Szybko przykrywam się drugą poduszką i wstaję sięgając z podłogi bluzkę. Tyłem odwrócona do Krzyśka pospiesznie ją zakładam. Gdy z powrotem odwracam się w jego stronę wydaje się być bardzo rozbawiony moim zachowaniem.- Naprawdę cię to bawi? I oddawaj moją gumkę do włosów.- mówię znów wskakując na łóżko i szybko zrywając ją z przegubu jego dłoni- Przestań się ze mnie śmiać.
- Nie śmieję się z ciebie. Ale nie sądzisz, że to mimo wszystko zabawne? Choć prawdę mówiąc spodziewałem się trochę innego finału. 
- Ty...jakiego finału? Przecież tylko się całowaliśmy- mówię starając się wymyślić odpowiednio złośliwą replikę. A że w głowie mam teraz pustkę ograniczam się tylko do gniewnego:- Ubierz się. Chyba powinniśmy iść przeprosić tą kobietę.
- Dlaczego? Przecież nie robiliśmy nic złego. To ona powinna zapukać- mówi oparty na jednym łokciu i z wyszczerzonym uśmiechem na całej twarzy. 
- Nie znoszę tej twojej nadętej miny satysfakcji- prycham zła bardziej na siebie niż niego, bo wciąż nie mogę oderwać wzroku od jego gołej klatki piersiowej. I ten idiota doskonale o tym wie. Słyszę jak podnosi się z łóżka.
- Czemu jesteś taka zakłopotana? Przecież jeszcze kilka minut temu...
- Jeszcze raz zaczniesz o tym mówić to obiecuję ci, że już nigdy więcej cię nie dotknę- grożę trochę głupio i przez chwilę boję się, że znów zacznie sobie stroić żarty z tego co przed chwilą powiedziałam. Ale o dziwo momentalnie poważnieje przedtem puszczając do mnie oko. Gdy w końcu jest ubrany wychodzimy z pokoju odnajdując sprzątającą w kuchni kobietę. Lekko zażenowana przepraszam ją z Krzyśkiem, który szczerzy się tylko jak idiota. Dopiero gdy nieznajoma kobieta odpowiada okazuje się dlaczego.
- Och ty gamoniu, mogłeś mnie przynajmniej ostrzec- mówi do mojego chłopaka. Patrzę na niego pytającym wzrokiem.
- Pani Bożena pracowała kiedyś u mnie w domu- wyjaśnia mi obejmując ramieniem- A to moja dziewczyna, Agnieszka.- przedstawia mnie, a ja czuję się tak totalnie skompromitowana, że tylko głupio się uśmiecham. Pani Bożena patrzy na mnie ze współczującym spojrzeniem.
- Zobacz co zrobiłeś tej słodkiej istotce. Przez ciebie zarumieniła się po korzonki włosów. 
- Raczej co pani przerwała. Wie pani jak długo musiałem na to czekać?
- To sobie jeszcze poczekasz, idioto!- mówię chcąc uniknąć totalnej kompromitacji i wychodząc z domu. Teraz zupełnie nie rozumiem jak mogłam dopuścić do jakiejkolwiek sytuacji bliskości między nami. Przecież on zawsze ze mnie kpi.
- Agnieszka, poczekaj!- słyszę jego głos. Ale jestem tak wściekła, że tylko przyspieszam kroku. Oczywiście robię to tylko demonstracyjnie: przecież z góry wiadomo, że mnie dogoni.- Nie bądź już taka. Przepraszam, chyba zapomniałem jakie to dla ciebie musiało być upokarzające. Już nie będę z tego żartował- mówi głaszcząc mnie po policzku.
- W porządku- mówię po długiej pauzie znów mając przed oczami obraz jego nagiego torsu...Potrząsam głową próbując pozbyć się tych myśli.- Dobrze, że to przynajmniej rozumiesz.
- Szczerze mówiąc doradziła mi to pani Bożena. Kazała mi biec za tobą- mimowolnie uśmiecham się rozbrojona.- Choć, mamy jeszcze pół popołudnia dla siebie i chcę go spędzić z tobą. Dziś wieczorem wyjeżdżam na calutki tydzień i muszę się tobą nacieszyć.
- Wiem. Więc zawieś mnie do domu. Chcę ci coś pokazać- mówię pod wpływem impulsu.
- Tak? Jakieś twoje popisowe miejsce?
- Coś w tym stylu.
Gdy dojeżdżamy do części miasta w której mieszkam, każę mu zaparkować niedaleko pizzerii. Potem, pieszo przedzieramy się starą zarośnięto, dróżką w kierunku parku. Gdy jesteśmy na miejscu chwytam go za rękę i prowadzę dalej, w głąb jednego z krzewów. Na początku robi to niechętnie, ale po kilku minutach, gdy wreszcie jesteśmy na miejscu i może się rozprostować rozgląda się ciekawie dookoła.
- To tutaj?- pyta.
- Tak. Odkryłam kiedyś to miejsce przez przypadek. I teraz od czasu do czasu przychodzę gdy muszę nad czymś głęboko pomyśleć
- I to jest to twoje popisowe miejsce?- mówi z niedowierzaniem. Nagle czuję się głupio.
- To nie jest żadne moje popisowe miejsce- odpowiadam mu odrobinę zirytowana. Na co liczyłam przyprowadzając go tutaj? Przecież znając go już wystarczająco powinnam wiedzieć, że on nie doceni piękna ciszy i natury tego miejsca. Odwracam się na pięcie i odchodzę. Ale wtedy on chwyta moją rękę i przyciąga mnie do siebie.- Hej, co ty wyprawiasz?- wyrywam się
- Przecież żartowałem.- mówi z iskierkami rozbawienia w oczach- Masz rację, tu jest magicznie. Patrzę na niego z niedowierzaniem.
- Mówisz poważnie?
- Tak. Ciekawie byłoby zobaczyć stąd zachód Słońca. Zostaniesz ze mną?- pyta. Kiwam delikatnie głową.
- Więc chodźmy.
Ponieważ dziś jest dość ciepło (jak na pierwszy dzień października), Krzysiek zdejmuje koszulę rozkładając ją na trawie. Potem siada na niej i pociąga mnie z tyłu za sobą. Czuję jak jego ramiona mnie obejmują. Opieram się lekko odprężona.
- Wiesz, a może ty przeniosłabyś się na okres studiów razem ze mną? Przecież tam też jest uczelnia ekonomiczna. I teraz nie jest jeszcze za późno. Moglibyśmy zamieszkać razem...
- Jeszcze czego.- prycham rozbawiona przyłączając się do jego kpiarskiego tonu.- Na początku też o tym myślałam...to znaczy o mieszkaniu w tym mieście co ty, ale na dłuższą metę to byłoby dla mnie uciążliwe. Musiałabym znaleźć się daleko od rodziny, a poza tym to mam tu pracę.
- Więc zamierzasz pracować studiując?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Ale jeśli rodzice Michała się zgodzą to może jeden dzień w weekend.
- Naprawdę cię nie rozumiem. Przecież nie musisz tego robić. I jeśli potrzebujesz pieniędzy... tylko nie mów, że uwłaczam ci taką propozycją. Jesteś moją dziewczyną.- uśmiecham się lekko. W sumie to nie wspomniałam mu o kłopotach z moim ojcem. Jakoś nie było okazji.
- Wiem. Ale wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu lubię być samodzielna i od nikogo zależna.
- Tak wiem. I paradoksalnie kocham cię za to jeszcze bardziej.
- Ja ciebie też. Pamiętaj o tym gdy spotkasz jakieś długonogie wychudzone studentki.
- Dla mnie istniejesz tylko ty.- szepcze mi do ucha, a ja mocniej opieram się o niego. Po chwili oboje rozbawieni lądujemy na trawie. 
Wracając do domu nadal czuję się jakbym bujała w obłokach. Dlatego nie od razu rozumiem głośny okrzyk mojej siostry.
- Co z tobą? Słyszałaś, ojciec wygrał dwa tysiaki!
- Co?- pytam zdezorientowana i ucieszona, ale moją radość psuje słowo „wygrał”
- A więc znów grał w karty?
- Ważne jest to, że wygrał. Jadę na tygodniową wycieczkę do Wiednia!- drze się na cały dom. Dopiero mama wyjaśnia mi wszystko na spokojnie, ale również nie jest tym zachwycona. Lepiej byłoby gdyby ojciec znalazł lepszą pracę i je zarobił.
Po weekendzie wreszcie zaczynają się studia. Nowe środowisko tak bardzo mnie pochłania, że mam mało czasu na rozmowy z Krzyśkiem. W dodatku nasze wykłady w większości zazębiają się ze sobą przez co pozostają nam tylko wieczory na rozmowy. Z niecierpliwością wyczekuję końca tygodnia, ale w piątek mój chłopak informuje mnie, że niestety nie może przyjechać. Próbując ukryć rosnący zawód staram się aby mój głos w słuchawce telefonu nie zabrzmiał płaczliwie. W kolejnym tygodniu staram się nie myśleć o Kamińskim, ale średnio mi to wychodzi. Poznaję również kilka miłych dziewczyn: Anitę, Partycję i Klarę, które są ze mną na jednym roku. Po niecałych dwóch tygodniach zostajemy dobrymi koleżankami. Parę razy dzwoniła również Iza i udało mi się nawet spotkać z Andżeliką. W piątek, czyli przeddzień przyjazdu Krzyśka gdy wracam późnym popołudniem z wykładów zastaję mamę płaczącą w kuchni. I wiem, że stało się coś niedobrego.
- Mamuś, co się dzieje?- pytam gładząc ją po włosach. Niechętnie podnosi głowę.
- Zapytaj swojego tatusia.- mówi tylko dalej płacząc. Czując, że tym razem niewiele się od niej dowiem postanawiam pogadać z Mariolą (bo okazuje się, że taty nie ma w domu) Gdy opowiada mi wszystko jestem w prawdziwym szoku.
- Ojciec znów grał. I przegrał w karty 30 000zł.
- Co?
- To co słyszałaś. Podobno miał dobrą passę: wygrał pięć razy z rzędu i poczuł się zbyt pewny siebie. Tyle, że za szóstym razem mu się nie poszczęściło. 
- Jak to? Przecież on nigdy nie grał tak wysoko! Najwięcej przegrał 700 zł, a i to tylko raz. Nigdy nie przekraczał 400 lub 500 zł.- mówię siadając na łóżku- Jak mógł do tego dopuścić?
- Ostatnio parę razy wygrał, więc uważał się za eksperta- stwierdza moja młodsza siostra z sarkazmem.- Dzisiaj przyszedł tu ten facet i żądał spłaty długu w ciągu miesiąca. Stąd dowiedziałam się z mamą o wszystkim, bo ojciec grał z nim cztery dni temu. I pewnie nadal by milczał gdyby mama się nie dowiedziała.
- Boże, i co teraz? Skąd my weźmiemy tyle pieniędzy? Przecież nawet samochód nie jest tyle wart. 
- Mnie się pytasz? Ja już wpłaciłam zaliczkę na wycieczkę. Ciekawe kto da mi teraz resztę- daruję sobie uwagę, że teraz jej wycieczka nie jest najważniejsza. W duchu zastanawiam się kalkulując koszty wszystkich cennych rzeczy jakie posiadamy: telewizor, laptop, samochód...nie, nawet gdybyśmy sprzedali całą elektronikę nie wystarczy. Tato, jak mogłeś nam to zrobić?
Następnego dnia, gdy przyjeżdża Krzysiek nie jestem w najlepszym humorze. Mimo to gdy widzę jego roześmianą twarz czuję, że mój dobry nastrój wraca. I, że przy nim problem mojej rodziny na chwilę zniknie.
- Cześć- wita się ze mną mocno obejmując i przytulając. Obejmuję go ramionami wdychając dobrze znany mi już zapach jego perfum. Stoimy tak przez chwilę w milczeniu ciesząc się sobą. W końcu, niechętnie odsuwam się od niego.
- Myślałam, że tym razem też nie przyjedziesz.
- Chyba nie sądziłaś, że szukam wymówki żeby nie przyjechać? Po prostu miałem szkolenia i musiałem zostać, bo to było obowiązkowe. Chodź do samochodu. Robi się już chłodno. 
- Gdzie jedziemy?- pytam po kilku minutach
- Do mojego domu. Moi rodzice zaprosili nas na obiad- przełykam nerwowo ślinę.
- Nas?
- No tak. Wiesz, mój ojciec powiedział, że jeśli już uparłem się, żeby chodzić z „tą dziewczyną” jak się wyraził to nie pozostaje mu nic innego jak to zaakceptować. A mama we wszystkim się z nim zgadza.
- Naprawdę?- pytam bo jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć.
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Gdybym jeszcze tylko miał cię blisko siebie...
Reszta drogi mija nam niepostrzeżenie na rozmowie i opowieściach o pierwszym wrażeniu ze studiowania. Ale im bliżej jego domu tym bardziej się denerwuje. Bo nadal mam w pamięci zakodowane słowo po słowie ze swojej ostatniej rozmowy z Władysławem Kamińskim. 
Mimo wszystko witając się z jego rodzicami nie dostrzegam na ich twarzach oznak nienawiści czy odrazy, zwłaszcza u ojca Krzysztofa. I zaczynam mieć nieśmiałą nadzieję. Nadzieję na to, że może jest szansa na to, że mnie zaakceptują. Gdy rozpoczyna się obiad jestem tak spięta, że moje ręce drżą. Uspokajam się dopiero po kilku minutach grzecznościowej rozmowy o wszystkim i niczym. Do czasu kiedy jej temat nie schodzi na temat hazardu.
- To bardzo paskudny nawyk. Swego czasu znałem pewnego hazardzistę. Oczywiście upierał się, że nim nie jest. Na początku grał o małe stawki, ale w końcu gdy uśmiechnęło się do niego szczęście postanowił zaryzykować. No i mu się nie udało.- słysząc to momentalnie zamieram.
- I co się z nim stało?- pyta niby od niechcenia Krzysiek bardziej dla podtrzymania rozmowy niż ciekawości.
- Przegrał dużą sumę. Zdaje mi się, że jakieś 30 000zł- w tym samym momencie krztuszę się właśnie pitym sokiem. Mój chłopak patrzy na mnie troskliwie.
- W porządku- odpowiadam zażenowana wycierając się serwetką i próbując to wszystko jakoś racjonalnie wytłumaczyć. To przecież niemożliwe, żeby ojciec Krzysztofa to wszystko zaplanował. Po prostu wielu hazardzistów spotkała podobna historia, a to że chodziło akurat o tą kwotę to czysty przypadek, prawda? Nadal mam tę nadzieję, ale gdy podnoszę wzrok i napotykam oczy Władysława Kamińskiego wiem już, że łudzę się daremnie. I widzę w jego oczach błysk satysfakcji. Czuję, że natychmiast muszę stamtąd wyjść. 
- Na pewno?- dopytuje się- Wyglądasz blado.
- Mógłbyś odwieść mnie do domu?- pytam go ignorując całkowicie fakt, że nie jest to zbyt grzeczne wobec obecności jego rodziców.
- Jasne.
- Ależ poczekajcie. Nie chcecie poznać zakończenia tej historii?- pyta pan Władysław. Nie, mam ochotę wrzasnąć, ale wiem że to czy to usłyszę nie zmieni tego co już się stało.- Ten mężczyzna na dodatek stracił pracę z powodu narażenia życia człowieka i został dyscyplinarnie zwolniony. I ten poszkodowany wniósł przeciw niemu pozew. Niestety nie wiem, jak cała sprawa się skończyła i czy udało mu się dojść z nim do porozumienia. Dlatego teraz może zarówno siedzieć w więzieniu jak i żyć sobie szczęśliwie.
- To nie była miła historia- stwierdza Krzysiek. Po niecałej minucie jesteśmy już w jego pokoju. A ja czuję się jak w transie. Bo to przecież niemożliwe. Jak ktoś mógłby celowo zaplanować coś tak podłego i perfidnego? Jak on mógłby pogrążyć mojego ojca i rodzinę tylko dlatego, że jestem z jego synem? - Agnieszka, wszystko w porządku? Od jakiegoś czasu zachowujesz się dziwnie.
- Przepraszam. Pewnie zjadłam coś nieświeżego- odpowiadam siląc się na uśmiech.„Niestety nie wiem, jak cała sprawa się skończyła i czy udało mu się dojść z nim do porozumienia. Dlatego teraz może zarówno siedzieć w więzieniu jak żyć sobie szczęśliwie.”, przypominam sobie ostatnie słowa pana Kamińskiego. A więc to jego ultimatum: jeśli nie zerwę z Krzyśkiem on pogrąży mojego ojca. Bo „historia hazardzisty” nie jest jeszcze napisana do końca. To ja mam zostać scenarzystką ostatniego rozdziału. I ja mam wybrać jaki spotka go los. W tym samym czasie kiedy mnie pochłaniają takie myśli, Krzysztof opowiada mi o mojej figurce z piosenką (bo dopiero w mieszkaniu odkrył, że nagrałam tam jakiś utwór) którą podarowałam mu przed wyjazdem. Mówi, że zasypiając każdego wieczoru słucha jej myśląc o mnie. A ja posłusznie uśmiecham się, choć moje serce krwawi. „Nie jestem człowiekiem, który rzuca słowa na wiatr”, na nowo i na nowo kłębią mi się słowa jego ojca „Będziesz żałować, że nie przyjęłaś mojej oferty” „Nigdy nie pozwolę ci na związek z moim synek”
- Hej, naprawdę nie wyglądasz najlepiej. Może przyniosę ci jakąś tabletkę?
- Nie, chyba powinnam wrócić do domu.- Krzysiek robi zawiedzioną minę.
- Zostań jeszcze trochę. Może ci przejdzie. Przecież dopiero co przyjechałaś,
- Wiem, przepraszam.
- Aga, co się dzieje?- przygląda mi się zaniepokojony, a gdy ściera mi z policzka łzę zdaję sobie sprawę, że płaczę. Mimo wszystko pozwalam sobie na słabość i wtulam się w jego ramię. Tylko teraz czuję, że mogłabym rozsypać się jeszcze bardziej. A przecież muszę jeszcze przemyśleć całą moją sytuację. I przede wszystkim upewnić, że to co mówił Władysław Kamiński nie było ukrytą metaforą skierowaną do mnie. 
- Nic, tęskniłam za tobą- mówię to co pierwsze przychodzi mi do głowy – I kocham cię niezależnie od tego co się stanie- dodaje jakby wbrew sobie. Krzysiek nie zauważa w tym twierdzeniu niczego dziwnego.
- Ja też cię kocham.- odpowiada mi całując mnie z czułością i delikatnością. A to powoduje, że jeszcze bardziej zbiera mi się na płacz. 
Po jakiejś godzinie, odwozi mnie w końcu do domu. Tam, szybko idę do swojego pokoju szukając w internecie numeru telefonu do firmy Kamińskich. Znajduje kilka i wybieram pierwszy lepszy. Okazuje się, że pan Kamiński będzie w biurze dopiero około godziny czwartej po południu. A więc mam jeszcze dwie godziny czasu na mentalne przygotowania, myślę. Mimo wszystko czas mija mi szybko i gdy autobusem docieram pod adres Building&Project znów czuję jak cała się trzęsę. 
W recepcji sekretarka informuje mnie, że na wizyty z prezesem muszę się zapisać. Tłumaczę jej, że gdy poda moje nazwisko ten na pewno mnie przyjmie. Początkowo przypatruje mi się z nieufnością, ale znika by powrócić po kilku minutach.
- Miała pani rację- oznajmia mi ze źle skrywanym zdziwieniem- Pan prezes powiedział, że już na panią czekał.
- Dziękuję- odpowiadam jej. Gestem nakazuje mi bym szła za nią i pokazuje drogę. Zatrzymuję się przy właściwych drzwiach. Mocno i zdecydowanie pukam po czym wchodzę do środka. Nie zamierzam nawet mówić mu dzień dobry. Bo ten dzień jest chyba jednym z najgorszych w moim życiu.
- Zastanawiałem się czy przyjdziesz dzisiaj czy jutro. Ale prawdę mówiąc nie sądziłem, że zrobisz to tak szybko- odzywa się nawet nie podnosząc głowy znad jakichś papierów i nie upewniając się z kim rozmawia.
- Nie sądzę, żeby to coś zmieniło. Poza tym chce się upewnić. Ta historia którą pan opowiedział podczas obiadu...to co spotkało mojego ojca to pańska sprawka?
- No cóż sądziłem, że jesteś bardziej bystra- odpowiada z uśmiechem który mrozi mi krew w żyłach- Przecież powiedziałem ci, że nie pozwolę na to, żeby ktoś taki jak ty chodził z moim synem. Nie wiem jak przywiązałaś mojego syna do siebie, ale jeśli on nie jest w stanie z tobą zerwać to chyba muszę mu pomóc.
- I mówi pan o tym tak spokojnie?- przypominam sobie kilka ostatnich tygodni w których mój ojciec zaczął niespodziewanie wygrywać. Przecież to oczywiste, że ten człowiek był podłożony.- Zrujnowanie życia jakiemuś człowiekowi uważa pan za nic?
- Nie przesadzajmy. Jeśli chodzi o dług karciany to jestem w stanie go spłacić. Chyba oferowałem ci nawet trochę więcej pieniędzy na początku, prawda? I gdybyś się wtedy zgodziła miałabyś całą sumę dla siebie. Teraz zostanie ci tylko cześć reszty.
- Myśli pan, że przyjmę od pana pieniądze? Że zerwę z Krzyśkiem? Nigdy w życiu. Sami spłacimy swój dług- odpowiadam z niezachwianą pewnością odwracając się na pięcie z zamiarem wyjścia.
- Więc chcesz aby twój ojciec trafił do więzienia?- jego słowa sprawiają, że momentalnie przystaje i się odwracam. Wtedy kontynuuje- Przypominam cię albo informuje gdybyś sama się jeszcze tego nie domyśliła, że to ja jestem przełożonym firmy, w którym pracuje twój ojciec. I to ja własnoręcznie postarałem się o ugodowe załatwienie sprawy. Ale zawsze mogę to zmienić. Szepnąć słówko tu i ówdzie a gwarantuję ci, że zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci lub długotrwałej utraty zdrowia zlikwiduje ojca z twojego życia na dobrych kilka lat.
- Nie dam się zastraszyć. Może do tej pory te chwyty działały, ale na mnie nie. Bo nie jest pan Bogiem i nie ma takiej władzy. Poza tym mój ojciec jest pewny, że ten człowiek miał na głowie kask i był specjalnie wyszkolony- Władysław Kamiński wybucha śmiechem.
- Naprawdę jesteś taka naiwna? Wystarczy, że dam jego żonie jakąś niewielką kwotę zapomogi, powiedzmy dziesięć tysięcy i zaraz przypomni sobie, że mąż wspominał o jakimś szefie budowy, który nie przestrzega zasad BHP.
- Byłby pan do tego zdolny? Przecież to kłamstwo!
- Kłamstwo czy nie: jak myślisz komu uwierzą?
- Najpierw będzie pan musiał przekonać do kłamstwa przed sądem całą rodzinę poszkodowanego. A nie sądzę, żeby chcieli skłamać.
- Nie wiem jakim cudem uważałem takie idealistyczne stworzonko za prawdziwego wroga. Nadal wierzysz w dziecinne bajki o sprawiedliwości- mówi jakby od niechcenia- Myślisz, że kilka tysięcy nikogo nie skusi? Że ludzi nie da się kupić?
- Mnie jakoś pan nie kupił.- przypominam mu.
- Bo ty nadal myślisz, że jesteś bardzo sprytna. Masz nadzieję na większą kasę, co? Tylko pozwolę sobie przypomnieć, że chwyt na dziecko jest już odrobinę staromodny.
- Nie zamierzam nawet komentować pańskiego stwierdzenia- mówię z pogardą w głosie. 
- Zastanawia mnie tylko jeszcze jedno. Dlaczego nie poszłaś ze skargą do mojego syna prosząc go o pieniądze? Oczywiście teraz już na to za późno, bo zablokowałem jego karty. Ale wcześniej...Boisz się, że by ci ich nie dał?
- Szczerze mówiąc raczej obawiam się, że dałby mi je nawet gdybym o to nie prosiła. Ale mimo tego, że ten człowiek u którego mój ojciec zaciągnął dług był przez pana podstawiony to wina leżała tylko i wyłącznie po stronie mojego ojca. Nie musiał z nim grać.
- Ciekawe stwierdzenie. Tylko ten człowiek to mistrz hazardu. Twój ojciec nie miał przy nim największych szans.
-To nie ważne. Gdyby nie chciał grać, nawet gdyby proponował mu to sam diabeł to odmówiłby.
- Wiesz, coraz bardziej imponujesz mi swoją uczciwością albo też głupotą. - Zaczynam zastanawiać się co to tak naprawdę jest. 
- Chyba to głupota. Bo nie wiem po co tu w ogóle przyszłam. Chociaż nie, upewniłam się przynajmniej, że opinia jaką miałam o panu jest prawdziwa. Bo ja nie dam się zastraszyć. Jeśli kiedykolwiek rozstanę się z Krzyśkiem to tylko wtedy gdy on będzie tego chciał- przez moment żałuję swojego hardego wystąpienia, bo jeszcze gotów nagadać mojemu chłopakowi głupot że mnie skrzywdzi tylko po to, żeby Krzysztof mnie zostawił.
- Zastanów się jeszcze. A więc nie obchodzi cię los twojego ojca?
- Obchodzi. Ale jak pan wcześniej powiedział, wierzę w sprawiedliwość. 
- Więc myślisz, że tylko cię straszę?
- O nie, doskonale wiem już na co pana stać. Miałam już próbki tych możliwości.
- Wtrącę twojego ojca do więzienia, wywiozę Krzyśka za granicę, znajdę mu inną narzeczoną...- zaczyna wyliczać- ...zrobię wszystko, żeby rozdzielić go z tobą, rozumiesz?- Kiwam tylko głową, bo nie jestem w stanie się odezwać.
Wracając do domu czuję się wykończona. W głowie wciąż kłębi mi się setka myśli. Czy powinnam powiedzieć rodzicom, że wszystkie nasze kłopoty to moja wina? Że to wszystko przez to, że chodzę z Krzyśkiem? W moich oczach momentalnie stają łzy. Przecież nie mogę się z nim rozstać, nie chcę, nie potrafię. Nawet teraz, gdy widzę go tylko raz na weekend moje uczucie nie słabnie. Jak mogłabym bez niego żyć? Kładąc się wieczorem do łóżka zastanawiam się kiedy wszystko aż tak bardzo się skomplikowało.Kiedy przestaliśmy być z Krzyśkiem tylko zwyczajną dziewczyną i chłopakiem zakochanymi w sobie?
Mimo wszystko rano patrząc na minione wydarzenia z dystansu jestem pełna nadziei i pozytywnych myśli. Mając wolne poniedziałki decyduję się na podjęcie pracy również w sobotę w pizzerii Morawskich. Może bliżej sesji trochę odpuszczę, ale teraz pieniądze się przydadzą. Szkoda tylko, że będę miała mniej czasu na spotkania z Krzysztofem. No, ale przecież zaciągniętą pożyczkę (na spłatę karcianego długu ojca) trzeba spłacić. Gdy zrobimy to szybciej, odsetki na pewno trochę spadną. Mama też podjęła dodatkową pracę dorywczą w bibliotece. Chyba nawet Mariola zrozumiała powagę sytuacji i jakby mniej wydaje na kosmetyki i ubrania. Tak więc wszystko zmierza ku lepszemu. Poza sobotnim wieczornym spotkaniem z Krzyśkiem
- Dlaczego musisz pracować w niedzielę? Robisz to specjalnie, żeby mnie nie widywać? Myślisz, że po co tłucze się taki kawał przyjeżdżając tu w każdy weekend? Żeby spotkać się z ojcem?
- Proszę, nie kłóćmy się już- zwracam się do niego cicho wtulając w dżinsowa kurtkę- Przecież mamy dzisiaj cały wieczór dla siebie. 
- Ładny mi wieczór. Jest już po piątej, a ty musisz iść jutro rano do pracy. Co właściwie robisz w pizzerii w niedzielę? Przecież jest zamknięta.
- Sprzątam, przygotowuje spody ma ciasto, myję okna i takie tam- tłumaczę- Nie bądź zły. Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam na twój przyjazd.- to stwierdzenie sprawia, że daje się udobruchać.
- Ja też. Dlatego wkurzyłem się gdy powiedziałaś mi o tej pracy. Czasami tak za tobą tęsknię, że mam ochotę przyjechać i porwać cię w środku tygodnia.- zaczyna pokrywać delikatnymi pocałunkami moją szyję i twarz, a ja zapominam o całym świecie. Och, tak bardzo go kocham.- Spędź dzisiaj ze mną tę noc- mówi w pewnym momencie. Moje ciało momentalnie sztywnieje- To znaczy zostań razem ze mną. Mam niewielki domek letniskowy nad lewym dopływem rzeki. Moglibyśmy zostać tam na noc. Są tam dwa łóżka, więc spalibyśmy osobno, a rano odwiózłbym cię do pracy. To nie jest żadna nieprzyzwoita propozycja- zaczyna się niezręcznie tłumaczyć. Cmokam go lekko w usta.
- Wiem. I zgadzam się- oczywiście nie zamierzam mu wyznać, że te oddzielne łóżka nie będą konieczne. O ile on też będzie tego chciał. Na wspomnienie dotyku jego dłoni błądzącym na moim nagim ciele (to znaczy jego górnej części miesiąc temu w mieszkaniu Karola kiedy o mało nie doszło między nami do czegoś więcej), zaczynam czuć dreszczyk podniecenia. 
Gdy jesteśmy mniej więcej w pół drogi dzwoni moja komórka. Początkowo mam zamiar nie odbierać, ale wiem że mama nie dzwoniłaby z byle powodu.
- Tak mamo?
- Agnieszka, przyjeżdżaj natychmiast- mówi płaczliwym głosem- Ojciec miał wypadek.
- Co?- tylko tyle jestem w stanie wykrztusić. Mama mówi niewiele więcej ciągle szlochając. Udaje jej się podać potrzebne mi informacje (a właściwie udaje się to Krzyśkowi, który zatrzymuje auto i wyjmuje komórkę z moich zdrewniałych rąk) Potem bez żadnej prośby z mojej strony jedzie do szpitala. A ja nie jestem w stanie się odezwać. To niemożliwe, myślę. Ojciec Krzyśka mimo wszystko nie posunąłby się aż tak daleko i zaaranżował tak poważny wypadek. To nie może być prawda. Boże, spraw, żeby to nie była prawda, myślę.
Na miejscu zastaję już Mariolę z mamą. Podchodzimy do niej razem z Krzyśkiem pytając o szczegóły.
- Był jakiś wypadek na tej budowie. Jakiś nieostrożny trochę pijany murarz nie zauważył, że rusztowanie się chwieje. I Grzesiek spadł- mimo wszystko oddycham z ulgą. A więc to nie była robota ojca Krzyśka. Choć nie zmienia to faktu i powagi sytuacji.
- W jakim stanie jest ojciec?
- Dokładnie to nie wiem. Lekarze tłumaczyli mi wszystko, ale ja byłam za bardzo roztrzęsiona żeby coś z tego zrozumieć. Wiem tylko, że ma złamaną prawą nogę i wstrząs mózgu. Wszystkie narządy wewnętrzne są całe, ale tą nogę trzeba dobrze poskładać, bo w przeciwnym razie grozi mu trwałe kalectwo. Jeśli wszystko się uda i tak będzie lekko utykał...- urywa drżącym głosem. Pospiesznie ją przytulam, a po chwili robię to samo z Mariolą. Patrzę przy tym na przyglądającego się nam Krzyśka. Uśmiecham się do niego z wysiłkiem starając się przeprosić za zmianę planów. Ale on nie wygląda na zagniewanego. W jego oczach dostrzegam szczerą troskę i smutek z mojego powodu. Gdy to widzę łzy stają mi w oczach. I co teraz, myślę? Jak poradzimy sobie ze wszystkim?

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now