22.

18.2K 838 41
                                    

Weekend i następny tydzień mija mi bardzo szybko. Większość czasu spędzam w szpitalu z ojcem, który mimo iż się obudził wciąż jest na silnych środkach przeciwbólowych. I wciąż powtarza, że musi już wrócić do domu. Wkrótce okazuje się dlaczego. Zaniepokojona pielęgniarka wręcza mojej mamie nieważną już pieczątkę ubezpieczenia ze starego zakładu pracy. A nowej nie ma. Bo okazuje się, że mój ojciec pracował na tej budowie nielegalnie, tzn na czarno. Gdy pielęgniarka wymienia wszystkie koszty ponad tygodniowego pobytu, operacji, kroplówek i leków wychodzi tego wszystkiego blisko ponad dwa i pół tysiąca. Wtedy w mojej mamie budzi się wściekłość.
- Jak on mógł? Dlaczego nic nam nie powiedział? Dlaczego?- wybucha chowając twarz w dłoniach. A ja nie wiem jak ją pocieszyć. Gdy po jakimś czasie o to samo pytam ojca odpowiada mi zgnębionym głosem:
- Wiesz, że nie mogłem nigdzie znaleźć pracy. Inni pracodawcy tylko słysząc moje nazwisko od razu uprzejmie mi dziękowali. Zupełnie jakby cały kraj wiedział o tym, że to ja byłem szefem budowy podczas której doszło do wypadku.- mówi zgnębionym głosem, a mnie aż zatyka z wrażenia. „ Zupełnie jakby cały kraj wiedział o tym, że to ja byłem szefem budowy podczas której doszło do wypadku”. A może to prawda? Może Building&Project a konkretnie jego prezes nie pozwala na zatrudnienie mojego ojca pomniejszym współpracującym z nim firmom? Jak powiedział kiedyś mój ojciec: „Firma w której pracuję nie chce narażać się swoim zwierzchnikom akceptując takiego pracownika jak ja” Gdy zdaję sobie z tego sprawę czuję jak uchodzi ze mnie całe powietrze.
Mimo wszystko, po sprzedaży auta, jakoś spłacamy dług za szpital. Gdy ojciec wraca do domu spędza w domu cale dni unieruchomiony na wózku. A utrzymywanie się tylko z pensji mamy i części mojej jest trochę trudne. Mimo to jakoś sobie radzimy. Do czasu aż nie przychodzi list z wezwaniem na rozprawę. I zanim ojciec mówi mi, że żona poszkodowanego mężczyzny wniosła przeciw niemu pozew ja już o tym wiem. „Myślisz, że kilka tysięcy nikogo nie skusi? Że ludzi nie da się kupić?”, przypominam sobie ostatnią rozmowę z ojcem Krzyśka. To niemożliwe, oni nie mogli skłamać. Nie teraz gdy mój ojciec najbliższe dwa miesiące spędzi z nogą w gipsie niezdolny do żadnej pracy. 
Nie mając żadnego pomysłu, podstępem i mam nadzieję zupełnie nieświadomie dla niego wyciągam od taty adres mężczyzny przebywającego w śpiączce. Pukając do drzwi, dopiero po kilkunastu sekundach otwiera mi dość młoda kobieta z małym dzieckiem na rękach. Obok jej prawej nogi stoi najwyżej czteroletnia dziewczynka. Zerkając za uchylone drzwi widzę zniszczone, choć czyste meble i małą przestrzeń. I wiem już dlaczego ta kobieta zgodziła się przyjąć propozycję Władysława Kamińskiego.
- Dzień dobry. Wiem, że pani mnie nie zna, ale nazywam się Agnieszka Młynarczyk- przedstawiam się. Kobieta chyba nadal nie rozumie, bo uśmiecha się do mnie nie wiedząc o co chodzi- Jestem córką Grzegorza Młynarczyka. Mężczyzny oskarżonego o spowodowanie wypadku w wyniku którego ucierpiał pani mąż- gdy to mówię twarz kobiety posępnieje.
- Przepraszam jestem zajęta- mówi usiłując zamknąć drzwi.
- Proszę ze mną porozmawiać- błagam ją- Mój ojciec dwa tygodnie temu miał wypadek, nie może pracować. Koszty szpitala musieliśmy zapłacić z własnej kieszeni, na dodatek mając na głowie spory kredyt. Proszę zrezygnować z tego oskarżenia!- mówię mocując się z nią w drzwiach. I wiem, że źle robię, ale jestem zdesperowana.
- Przykro mi...
- Wiem, że on pani zapłacić-mówię wreszcie. Moje słowa tak ją zaskakują, że przestaje zamykać drzwi.- I że wie pani, że wypadek nie był winą mojego ojca. Chce pani, żeby niewinny człowiek poszedł do więzienia?
- Nie, nie chcę. Ale myśli pani, że ja mam jakiś wybór? Mój mąż pracował na czarno tak jak pani ojciec. W szpitalu przebywa już ponad dwa miesiące. Z czego opłaciłabym pielęgniarkę, rachunki za szpital, utrzymała troje dzieci i siebie? Myśli pani, że mi jest łatwo?
- Więc z tego powodu chce pani przyczynić się do zniszczenia życia innemu człowiekowi? 
- Oczywiście, że nie, ale nawet gdybym chciała on nie dał mi żadnego wyboru, rozumiesz?- w jej oczach stają łzy i mimowolnie zaczynam jej współczuć.- Sama zapewne poznałaś- zwraca się do mnie na „ty”- jak to jest przeciwstawić się takiemu człowiekowi. Mówiłam Andrzejowi, żeby nie wchodził z nim w żadne konszachty, ale teraz już na to za późno. - Przepraszam. Poza tym on powiedział, że skończy się tylko na jakiejś grzywnie.
- Przed chwilą sama pani powiedziała, że stać go na wszystko i teraz naprawdę pani wierzy w to co właśnie powiedziała?
- Przepraszam- powtarza raz jeszcze wreszcie zamykając przede mną drzwi. A ja czuję się tak źle jak nigdy przedtem. 
Do domu wracam dopiero późnym wieczorem. Spędziłam w mojej samotni trochę czasu (tzn zapomnianej części parku) pozwalając sobie na łzy bólu i rezygnacji. Jutro zastanowię się nad wszystkim. Może rzucę studia i zacznę pracować? 
- Agnieszka...-Mariola podchodzi do mnie z uśmiechem i mnie obejmuje- Już wszystko w porządku
- Co...? O czym ty mówisz? Co masz na myśli?
- Ten człowiek nie wniesie żadnego pozwu. Dzisiaj był tu jakiś facet, chyba szef tej całej firmy (bo moja siostra nadal nie wie, że ojciec pracował na czarno). I on wszystko załatwił, rozumiesz? Powiedział, że zatrudni nawet ojca za dwa miesiące i spłaci mu jego dług karciany bez odsetek! A potem będzie mu tylko potrącał z pensji. Czyż to nie cudownie?
- Tak- nie jestem w stanie uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Czy to nie jakiś żart? Dopiero po chwili uderza mnie coś jeszcze. No bo jeśli ojciec pracował nielegalnie to kim w takim razie był mężczyzna który mu to wszystko obiecał?- Gdzie mama? Muszę z nią porozmawiać.
- W kuchni. Tylko uważaj, jest w jakimś dziwnym nastroju. Nie wiem czemu się nie cieszy.- pospiesznie idę do kuchni.
- Mamo?- gdy patrz na mnie okazuje się, że rzeczywiście nie wygląda na specjalnie szczęśliwą. A zważywszy na to co opowiedziała mi Mariola powinno tak być- To prawda co mówi moja siostra?
- Aguś, siadaj muszę z tobą porozmawiać.- posłusznie spełniam jej polecenie.
- Co się dzieje? Dlaczego masz taką minę?
- Przyszedł tu do nas dzisiaj mężczyzna...- zaczyna referując mi wszystko podobnie jak Mariola. A ja nadal nic z tego nie rozumiem.- To...Władysław Kamiński- w jednej chwili następuje moje olśnienie.
- Kto?
- Tak, ojciec Krzyśka. Zaoferował nam to wszystko pod jednym warunkiem- O, Boże nie. To nie możliwe. Mamo, powiedz, że to nie prawda...-...musisz przestać spotykać się z Krzyśkiem 
- I zgodziłaś się na to? Nawet nie pytając mnie o zdanie?
- A co miałam zrobić? Pozwolić żeby twój ojciec zgnił w więzieniu? Zostać z prawie 40 tys. szybkiej pożyczki na głowie z dwójką nastoletnich córek?
- Przecież bym ci pomogła!- wybucham- Masz natychmiast iść i oddać mu te wszystkie pieniądze!
- A więc więcej znaczy dla ciebie ten chłopak niż własny ojciec, rodzina? Proszę bardzo, mogę oddać mu pieniądze, a ojciec niech idzie do więzienia. Śmiało, nie będę próbowała cię zatrzymać.
- Mamo...przepraszam, nie chciałam tego mówić. Nie o to mi chodziło- odzywam się już spokojniej.- Wiesz, że nigdy bym na to nie pozwoliła...
- Wiem- w oczach mojej mamy błyszczą łzy- Ale na naprawdę już nie wiem co miałam zrobić. Z jednej strony wiem, że to było złe, ale to przecież ten cały Kamiński zawinił. To on spowodował te wszystkie nasze kłopoty. Ale jestem też pewna, że człowiek jego pokroju jest w stanie posunąć się nawet dalej byleby tylko nie dopuścić do twojego związku z jego synem. Kochanie, on nigdy cię nie zaakceptuje...- teraz to ja z kolei czuję pod powiekami łzy. Przypominam sobie wszystkie wydarzenia które mnie ostatnio spotkały, próby rozdzielenia z Krzyśkiem, problemy mojej rodziny. I nagle czuję, że to wszystko bez sensu. Że nie mam już dłużej siły na walkę, że przecież łatwiej się poddać, że to co mówi moja mama to prawda. Ale po drugiej stronie stoi jeszcze Krzysiek. Kochający mnie i troszczący się o mnie Krzysiek. Chłopak, którego ja również kocham. W myślach niczym okrutne echo wracają słowa Władysława Kamińskiego: „Myślisz, że kiedykolwiek pozwolę na twój związek z moim synem? Że kiedykolwiek cię zaakceptuje?” Zaczynam czuć, że zaraz zwymiotuję. Pospiesznie idę do łazienki nie powstrzymując już cieknących mi z oczu łez. Co mam zrobić? Powiedzieć o wszystkim swojemu chłopakowi? Poinformować go o tym, że jego tatuś chce posłać mojego za kratki? Tylko jak on może mi pomóc? Co może zrobić żeby go powstrzymać? Gdy słyszę wibrację w kieszeni spodni intuicyjnie wyczuwam kto dzwoni. Bo wiem, że jutro jest sobota. I, że jutro przyjeżdża Krzysztof. Mój płacz się wzmaga. Bo wiem też, co będę musiała mu powiedzieć. Tylko nie jestem pewna czy jestem w stanie to zrobić.
W pracy nie jestem w stanie skupić się na niczym. Wciąż patrzę na zegarek z wisielczym humorem myśląc o tym, że tym razem czas mi się nie dłuży. Bo spotkanie z Krzyśkiem zbliża się nieuchronnie. Gdy w końcu kończę pracę on już na mnie czeka uśmiechając się tak promiennie i ciepło, że aż mnie to boli. Mocno przytula mnie, a ja czuję że nie mogę złapać oddechu. Ale wcale nie z powodu mocnego uścisku. 
- Witaj moja pracoholiczko. Czekam już na ciebie od prawie pół godziny licząc naiwnie, że skończysz wcześniej- śmieje się w moje włosy. Nie rób tego, proszę go w myślach. Nie utrudniaj mi tego co będę musiała zrobić.- - Hej, czemu jesteś taka milcząca?
- Ja? Wydaje ci się.- zbywam go- Wiesz, chciałabym z tobą porozmawiać
- Za chwilę. Najpierw porządnie się z tobą przywitam- mówi, a potem całuje mnie w usta. Odwzajemniam pocałunek, bo wiem że będzie to prawdopodobnie nasz ostatni.- Jak twój ojciec?
-W porządku- mówię- Możemy się przespacerować? 
- Mam lepszy pomysł. Pojedźmy do mnie- proponuje puszczając do mnie oko.
- Nie, wolałabym porozmawiać już teraz- dopiero w tej chwili orientuje się, że mój poważny ton nie wróży niczego dobrego.
- Dlaczego? Coś się stało?
- Tak- mówię tylko nie wiedząc co powiedzieć. No bo jak właściwie rozstać się z chłopakiem?- Ja...przykro mi, ale nie mogę się z tobą już dłużej spotykać.- Krzysiek patrzy na mnie zmrużonymi oczami.
- Co ty znów bredzisz? Postanowiłaś przywitać mnie żartem? Jakoś wcale mnie nie śmieszy- biorę głęboki wdech.
- To nie jest żart.
- Co ty mówisz? Co to niby ma znaczyć? Masz na myśli to, że nie chcesz jechać do mnie do domu?
- Nie mam na myśli to, że chcę to skończyć. Tzn nasz związek.- Kamiński nagle staje zmuszając mnie do zrobienia tego samego.
- Jak to skończyć? Co się stało? Znowu się o coś obraziłaś, tak?- pyta wciąż mając daremną nadzieję. W oczach pojawiają mi się łzy. Zakładam ręce za kark ściągając z szyi wisiorek który mi podarował.
- Nie, nie obraziłam się. I to nie jest żaden żart- odpowiadam wręczając mu łańcuszek który dawno temu mi podarował.- Po prostu uznałam, że to nie ma dalej sensu.
- Co nie ma dalej sensu? Nasze spotykanie się? Chyba nie wyjedziesz z jakimiś banialukami ze związkami na odległość?
- To też była jedna z przyczyn. Ale nie główna.
- Więc jaka jest ta główna, co?- pyta zły trzymając mnie za rękę i pochylając się nade mną. Próbuję się uśmiechnąć.
- Nie bądź zły. Przecież z góry było wiadomo, że pochodzimy z różnych światów i prędzej czy później się rozstaniemy. Nie pasujemy do siebie, po prostu nie te kawałki pomarańczy- dodaję śmiejąc się sztucznie.
- O czym ty znowu pieprzysz? Dopiero teraz zdałaś sobie z tego sprawę? Nagle, po prawie dziesięciu miesiącach znajomości?- jest coraz bardziej zły
- Nie, to nie stało się nagle.-mówię próbując powstrzymać smutek- Zawsze czułam, że do ciebie nie pasuje. Myślałam, że to uczucie minie, ale tak się nie stało.
- Więc co mam zrobić żebyś się tak nie czuła?- pyta mnie błagalnie. Kręcę przecząco głową
- Nic. Nic nie możesz zrobić. I właśnie dlatego musimy się rozstać.
- Przecież mówiłaś, że mnie kochasz!- wybucha- Słyszałem to wiele razy.
- Tak, ale chyba sama nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. Chyba...wydaje mi się, że tak bardzo cię nie kochałam- wypowiedzenie tego kłamstwa wiele mnie kosztuje. Jeszcze trudniej jest mi powstrzymać płacz. Ale prawdziwie druzgocąca jest jego reakcja. Bo gwałtownie mnie puszcza przez chwilę kręcąc głową jak w jakimś amoku.
- Więc nigdy nic do mnie nie czułaś?- pyta cicho- Och, jak bardzo boli mnie to, że tak mało mi ufa. Dlaczego tak łatwo uwierzyłeś w to kłamstwo?, mam ochotę go zapytać. Kocham cię, kocham cię, kocham...powtarzam w myślach nie mogąc wypowiedzieć tego na głos- 
- To nie tak- mimo wszystko nie jestem w stanie tak bardzo go skrzywdzić- Lubię cię, nawet bardzo, ale jako przyjaciela.
- Przyjaciela?- prycha głośno wciągając powietrze- Czy to właśnie czułaś całując mnie? Że jestem tylko twoim przyjacielem? Przecież nawet dzisiaj gdy cię pocałowałem ty odwzajemniłaś pocałunek!
- Tak, nie przeczę, że to prawda. Ale mam już dość całego tego zamieszania związanego z naszą znajomością- choć to jedno zdanie jest prawdziwe.- Miałam nadzieję, że rozstaniemy się w godności i przyjaźni.
- Kpisz sobie? Jakiej przyjaźni? Przecież ja cię kocham!- krzyczy mi prosto w twarz łapiąc za ramiona powyżej łokci- Powiedz, że to żart, że tylko mnie sprawdzasz...powiedz- błaga mnie. Tym razem nie jestem w stanie opanować łez.
- Przykro mi- mówię- Naprawdę bardzo mi przykro.
- Dlaczego teraz? Co się stało? Powiedz mi prawdę. Przecież to nie mogło się stać z tak błahej przyczyny. Dlaczego tak nagle?
- To nie stało się nagle. Tylko ty tego nie zauważyłeś.
- Więc czemu płaczesz?
- Bo nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie.
- Znów litość, co?- odpowiada szyderczo. Ale teraz już wiem, że stosuje tę broń tylko wtedy gdy czuje się bardzo zraniony- Dlaczego mi to robisz? Jeśli ktoś naopowiadał ci o mnie głupot...- próbuje raz jeszcze.
- Nie, ja sama tak już postanowiłam. Weź ten łańcuszek- znów próbuję mu go oddać. Jakby nieświadomie bierze go do ręki, a potem kilkakrotnie obraca w dłoniach.
- Zatrzymaj go sobie, na co mi on. Mam go dać następnej dziewczynie? Tego chcesz?
- Krzysiek...
- Co Krzysiek?- pyta. I wtedy zaczynam się wahać. A może gdy powiem mu o wszystkim co zrobił jego ojciec on znajdzie jakieś rozwiązanie. Ale zaraz przypominam sobie kto jest jego ojcem. Władysław Kamiński nigdy nie pozwoli na nasz związek. I jak nie teraz, to rozdzieli nas później w inny sposób. Zaczynam wspominać tamtą rozmowę między mną a Krzysztofem na lekcji polskiego. „Dzięki temu, że nie znała prawdy nie cierpiała tak bardzo. -powiedział kiedyś w odnośnie do narzeczonej Kurtza. Więc zrobię teraz tak samo: skłamię po to, żeby zaoszczędzić mu cierpienia.
- Proszę nie bądź zły. Przecież ty też musiałeś zauważać to, że do siebie nie pasujemy. Nie mamy jeszcze nawet dwudziestu lat. Chyba nie liczyłeś na związek na całe życie?
- Skoro jesteś tego taka pewna to czemu chcesz zrobić to teraz? Skoro i tak mamy się rozstać, hm?
- Żeby obojgu nam zaoszczędzić bólu.
- Naprawdę tak myślisz?- mówi mi ze wzrokiem utkwionym w moich oczach. Dostrzegam w jego błękitnych oczach niewymowne cierpienie.- Wiesz, ktoś kiedyś powiedział że w związku zawsze jedno kocha mocniej. Tylko czemu to zawsze muszę być ja?- dodaje rzucając łańcuszek gdzieś na na drogę przedtem patrząc na mnie i niewerbalnie informując co zamierza zrobić.- Długo nad tym myślałaś?- Kiwam głową
- Przepraszam, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej, ale jakoś robiąc to telefonicznie uznałam, że nie byłoby to najlepsze.
- Podziwiam twój takt- mówi szyderczym tonem i odwraca się ode mnie. A gdy słyszę jak odjeżdża z piskiem opon z pomocą telefonu który służy mi za latarkę próbuję znaleźć upuszczony przez niego naszyjnik. .
Wracając do domu czuję się wypalona, właściwie to nie czuję już nic. Bo jakoś zawsze w filmach jest dużo łez, lamentów, krzyków. A ja czuję się po prostu pusta. Tak jakby moje ciało opuściła dusza. 
Gdy rano do drzwi mojego domu puka Krzysiek nie jestem w stanie ukryć zaskoczenia. 
- Co ty tu robisz?- pytam starając się nie rzucić mu się na szyję. A więc nie chce tak łatwo się poddać...dopiero po jakimś czasie dociera do mnie, że nie mam się właściwie z czego cieszyć. Jeśli z nim nie zerwę mój ojciec pójdzie do więzienia. Nie mam żadnego wyboru.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym Powiedziałam ci wczoraj wszystko to co chciałam
- Ale ja nie- odpowiada wyciągając mnie za rękę na zewnątrz.
- Co ty robisz?
- Nie pozwolę ci odejść- mówi patrząc mi prosto w oczy- Nawet jeśli ty mnie nie kochasz ja będę kochał za nas dwoje. Nie zrezygnuje z ciebie, rozumiesz? Teraz dam ci trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Zobaczysz, że za parę dni zmienisz zdanie.- jego szczere słowa wywołują kolejną falę bólu. Nie mam wyboru, powtarzam sobie w myślach. Nie mam wyboru...
- Krzysiek, ja nie zmienię zdania. Wiem, że kiedyś też ci to mówiłam i okazało się że nie miałam racji, ale tym razem to prawda. Jutro, za tydzień, za miesiąc moja odpowiedź będzie taka sama.
- Ale dlaczego?- pyta- Przecież nie mogłaś tak doskonale grać. Nikt tak nie umie. Przestań już udawać.
- Nie udaję. Ja po prostu jestem rozsądna i wiem, że to nie ma sensu. Jak mam przekonać cię, że to prawda?
- Nie możesz. Bo twoje oczy i ciało cię zdradza.- Patrzę na niego przez chwilę aż drzwi się otwierają a stojąca w nich mama mruga na nasz widok zaskoczona.
- Agnieszka? Co ty tu robisz z synem...
- Tak wiem już idę- nie daję jej dokończyć.Pospiesznie zwracam się do Krzyśka- Myślę, że powinieneś już iść. Zaraz muszę wyjść do pracy.
- Aga...
- Słyszałeś moją córkę- moja mama wyraźnie się boi. W końcu Władysław Kamiński ma spłacić nasz dług i oczyścić ojca z zarzutów. Znów przypominam sobie o grożącym nam widmie.
- Proszę cię. Ja nie chcę cię już widzieć. Nie utrudniaj mi tego...
Wieczorem, jeszcze tego samego dnia dzwoni do mnie zaniepokojona Iza. Od Bartka wie o moim zerwaniu. Mimo wszystko nie zdradzam jej prawdziwych przyczyn swojej decyzji. Nie mam zamiaru ryzykować wiezieniem dla taty. Dodatkowo nachodzi mnie Maja wciąż i wciąż pytając: dlaczego. Krzysiek nieustannie bombarduje SMS-ami, a w następny weekend również przyjeżdża pod mój dom. Ale przecież ja nie mogę z nim być. Definitywną decyzję podejmuję gdy Władysław Kamiński znów składa wizytę w moim domu i rozmawiając z mamą informuje, że jeśli w końcu nie przestanę się widywać z jego synem problemy które mamy teraz to będą niczym w porównaniu z tymi które będziemy mieli. Dlatego decyduję się w końcu zakończyć rozdział mojego życia pt. Ja i Krzysiek. 
Gdy składam wizytę ojcu Krzysztofa w jego mieszkaniu we środę nawet nie jest tym bardzo zdziwiony. Do jego gabinetu wprowadza mnie jakaś służąca (jakbym sama nie wiedziała gdzie jest)
- Przyszłam powiedzieć panu, że wygrał. Zerwałam z Krzyśkiem definitywnie. Może się pan cieszyć ze zwycięstwa.
- Nie, nie mam powodu. Bo z góry wiedziałem jaki będzie wynik, To tylko ty się łudziłaś.- oznajmia mi. Po chwili podnosi głowę i jakby głęboko się nad czymś zastanawiając dodaje- Wiesz co dziewczyno, mimo wszystko wzbudziłaś we mnie swoją postawą szacunek..- Guzik mi z pańskiego szacunku, mam ochotę wrzeszczeć, ale nie chcę pozwolić sobie na ukazanie przy nim emocji . Ograniczam się tylko do ironicznego prychnięcia..- Zastanawia mnie tylko jeszcze jedno: czemu tak bardzo zależy ci na moim synu skoro nie chodzi o pieniądze?
- Kocham pańskiego syna.- mówię po prostu, a Władysław Kamiński wybucha śmiechem
- Daruj sobie te sentymentalne gadki. Mój syn jest rozpieszczony, egoistyczny i troszczy się tylko o siebie. Dobrze wiem, że nie można go pokochać Gdyby nie to, że jednak ma żyłkę do interesów nie to co mój Tomek to pozwoliłbym mu robić co chce, nawet marnować życie z tobą
- Jak pan może mówić tak o własnym synu? O obu synach? Nawet gdyby to co pan powiedział o Krzysztofie to prawda to i tak powinien go pan kochać bezwarunkowo!- wybucham.- I wie pan co? Może pan wziąć sobie te swoje pieniądze, bo ja ich nie potrzebuje. I nie zamierzam pana przekonywać, że to co czuję do Krzyśka to miłość, bo ktoś kto nawet nie zna tego uczucia nigdy go nie zrozumie.
- Jesteś bezczelna- stwierdza, ale mówiąc to uśmiecha się do mnie cynicznie- Twarda z ciebie przeciwniczka. Wiesz, co? Może nawet gdyby nie to, że twój ojciec to hazardzista a matka pracuje w sklepie z ubrankami dla dzieci to bym cię zaakceptował Dlatego, okażę się łaskawy. Mimo wszystko pozwolę sobie zapomnieć o całej sprawie. Nie chcę żebyś musiała spłacać ten dług.- Jestem tak wściekła, że mam ochotę zbić leżący obok wazon.
- Spłacę go- syczę przez zęby. I tak czułam się już dostatecznie poniżona i zhańbiona tym co właśnie robiłam. Bo prawdę mówiąc to sprzedałam się temu bydlakowi. Za cenę wolności mojego ojca- Nie zamierzam nic panu zawdzięczać.
- Jesteś pewna? Dwa razy nie powtórzę oferty.
- Tak. Spłacę te 30 tys. Musi mi pan dać tylko trochę czasu. 
- Jak chcesz.- rozkłada bezradnie ręce.- Ale jeśli tylko zostawisz mojego syna w spokoju to zapomnę o całej sprawie
- Mogę zadać panu jedno pytanie?- gdy patrzy na mnie zaintrygowany kontynuuję- Czy tak samo postąpił pan z poprzednią dziewczyną Krzyśka...- przypominam sobie jej imię- Karoliną?
- Nie, jej wystarczyło tylko zaproponować dwa tysiące. Tyle warta była jej miłość.
- Przynajmniej w tej kwestii się z panem zgadzam. Tylko niech pan powie pańskiemu synowi żeby dał mi spokój i więcej mnie nie nachodził. Ja ze swojej strony dotrzymam umowy.
- Więc następnym razem, jeśli przyjdzie, powiedz mu że zakochałaś się w tym jego przyjacielu. Z nim też często się kręcisz.
- Śledzi mnie pan?- pytam z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Jeśli chce się wygrać, przed walka należy sprawdzić wroga.- jestem tak zaskoczona jego stwierdzeniem, że przez chwilę nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Pospiesznie odwracam się z zamiarem wyjścia, ale przystaję na chwilę, bo muszę powiedzieć mu jeszcze jedno. I wyrazić całą swoją pogardę.
- Mam tylko jedną prośbę.
- Tak?- jest wyraźnie zaintrygowany.- Słucham.
- Niech pan nie mówi synowi o tej rozmowie. Nie chcę żeby wiedział jakiego ma ojca.- na te słowa Kamiński wybucha śmiechem. Gdy wchodzę z jego gabinetu na końcu korytarza zastaję Krzyśka. Nawet nie zastanawiam się co robi w domu skoro jest środek tygodnia i powinien być na studiach. Przez chwilę wpatrujemy się w siebie bez słowa, po czym spuszczam wzrok i po prostu obojętnie obok niego przechodzę. Dopiero gdy jestem już na zewnątrz pozwalam sobie na wyładowanie złości, bólu, poniżenia. I wybucham płaczem.

Od nienawiści do miłości ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang