24.

17.7K 1K 60
                                    

- I?- mówię tylko pytająco- Dlaczego mi to mówisz?
- Jak to dlaczego? Nie udawaj. Nie mów, że nic nie obchodzi cię wiadomość, że twój były wraca.
- Nie, naprawdę nie rozumiem dlaczego miałoby mnie to interesować.- staram się przy tym zabrzmieć naturalnie- Przecież jak już stwierdziłaś to mój eks. 
- Więc nic cię już nie obchodzi? Nie mów, że kręcisz z tym Loczkiem?- pyta mając na myśli Pawła Czechowskiego. Bo od pory tej kawy i notatek staliśmy się dobrymi kumplami: mi pasowało to, że nie starał się dociec przyczyny mojej nostalgii, a jemu że nie wzdycham do niego jak każda inna panna (i zapewne nie jedna mężatka też)
- Oczywiście, że nie. Ale to niczego nie zmienia. Myślałaś, że chcę do niego wrócić?- pytam mając na myśli Krzyśka.
- No nie.- mówi czerwieniąc się, skąd wiem że jednak miała taką nadzieję- Ale chciałam żebyś o tym wiedziała, no bo wiesz jak przez przypadek wpadniesz na niego gdzieś na ulicy...
- Raczej nie zapuszczam się w rejony centrum, bo nie mam po co. A nie sądzę, żeby Krzysiek miał ochotę odwiedzać moją dzielnicę.
- No wiesz, nigdy nic nie wiadomo.
- Skończmy już ten temat, dobrze?- pytam ją lekko zirytowana tematem rozmowy. Dlaczego zrobiła to akurat teraz? Przecież w ciągu minionych sześciu miesięcy nie wymieniła imienia Krzyśka w mojej obecności. Poza tym nie wiem czy jestem już mentalnie na to gotowa. Bo co z tego, że nie zasypiam już płacząc w poduszkę i przestałam oglądać jego zdjęcie kilkanaście razy na dobę? Nie chcę ryzykować, że jakimś cudem moje starania pójdą na marne i znów się załamię.
Jednak słowa mojej przyjaciółki nie dają mi spokoju. A więc już za kilka dni przyjedzie. Będzie przebywał w tym samym mieście. Co jeśli rzeczywiście go spotkam? Jak się wtedy zachowam? To, że zupełnie nie znam odpowiedzi na te pytania bardzo mnie irytuje. Dlatego w pracy chodzę jak podminowana nie mogąc skupić się na papierach. W końcu jedna kasjerka jest tak zirytowana moim brakiem kompetencji, że prosi mnie abym na chwilę zastąpiła ją przy okienku, a ona w tym czasie sama zajmie się znalezieniem odpowiednich druczków. Zadowolona, spełniam jej polecenie. Bądź co bądź miałam już trochę praktyki i obsługa klientów nie jest wcale taka zła. Do czasu aż zauważam wysokiego blondyna. Proszę nie podchodź tu, błagam w myślach żeby wybrał inne stanowisko. Ale on kieruje się wprost na mnie.
- Dzień dobry, szukam...- urywa Karol Zawadzki na mój widok- Agnieszka? - pyta nie dowierzając.
- O, cześć- mizernie udaję zaskoczenie
- Co tu robisz?
- Nie widać? Pracuję- śmieję się sztucznie. O matko dlaczego zachowuję się przy nim tak nienaturalnie- to znaczy nie na kasie, tylko porządkuje archiwum. I czasami serwuję też jakąś kawę...- zaczynam paplać bez sensu.- A co ty tu robisz? I to w dziale kredytowym?
- Szukałem pani Barbary- ma na myśli kasjerkę, z którą chwilowo zamieniłam się pracą.- Ojciec kazał mi przywieść do domu jakieś raporty.
- Ojciec?- pytam zupełnie niczego nie rozumiejąc.
- Przecież to PKO- mówi mi z uśmiechem, ale widząc, że nadal nic nie rozumiem dodaje- No wiesz, mój tata jest prezesem głównego oddziału.
- Och, no tak- komentuję to tylko, bo ten fakt naprawdę zupełnie wyleciał mi z głowy.
- To gdzie ją znajdę?- wskazuje mu drogę, a on pospiesznie mi dziękuje. Gdy odwraca się wreszcie z zamiarem odejścia, a ja oddycham z ulgą, nagle przystaje.- Masz dzisiaj czas wieczorem? Chciałbym z tobą porozmawiać- a więc nie uda mi się tego uniknąć, myślę.
- Jasne- mówię tylko kiwając głową.
- Kończycie o siódmej, tak?- upewnia się.
- Tak.
Gdy nadchodzi dziewiętnasta wciąż mam jeszcze nadzieję, że Karol jednak odpuści sobie to spotkanie. Ale gdy wychodzę z banku czeka już na mnie przed wejściem. Po krótkim przywitaniu zaprasza mnie do swojego auta. Tym razem, jak zdążyłam zauważyć, jest to czerwony mercedes Decydujemy się wybrać (a właściwie to Karol decyduje, bo ja nie mam nic do powiedzenia) jakąś niewielką restaurację mijaną po drodze. Gdy jesteśmy w środku i zamawiam herbatę a on kawę, zapada między nami niezręczna cisza.
- Dawno się nie widzieliśmy, co?- odzywa się pierwszy przerywając milczenie. Kiwam tylko głową.- Co u ciebie?
- W porządku- odpowiadam tylko.- A u ciebie?
- Też- uśmiecha się z przymusem i pewnym zakłopotaniem.- Zważywszy na nasze ostatnie spotkanie chyba powinienem cię przeprosić- Przypominam sobie tamten moment i moje okrutne słowa.
- Nie, to raczej ja powinnam zrobić. Potraktowałam cię wówczas okropnie. Przepraszam.
- Ja też powiedziałem o parę słów za dużo. W takim razie skoro mamy już za sobą ten banalny wstęp, to powiedz mi coś więcej.
- No cóż, skończyłam pierwszy rok studiów szczęśliwie bez żadnych poprawek, wynajęłam pokój z Andżeliką, z nogą taty już wszystko w porządku...
- Dlaczego wyprowadziłaś się z domu?- pyta przerywając mi niegrzecznie.
- Żebym miała bliżej na uczelnię.- odpowiadam zupełnie nie rozumiejąc tego pytania.
- Przecież autobusem miałaś co najwyżej dziesięć minut drogi.- odzywa się, a ja nagle wszystko zrozumiałam.
- Przeniosłam się. Na zaoczne- wyjaśniam.- Chyba zgodzisz się, że tamta uczelnia jest trochę dalej niż dziesięć minut. Metrem musiałabym przejechać przez całe centrum ponad godzinę.
- No tak- mówi- Ale dlaczego właściwie to zrobiłaś? - Żeby móc podjąć pracę i spłacić dług wobec ojca Krzyśka, myślę, ale na głos mówię:
- Tak było mi wygodnej- odpowiadam niczego właściwie nie wyjaśniając. Próbuję zmienić temat- A co z tobą, zaliczyłeś? I jak podoba ci się mieszkanie w innym mieście?
- Prawdę mówiąc, to nieszczególnie...- Karol zaczyna opowiadać mi o swoich perypetiach i nagle dostrzegam, że mimo tego wszystkiego co między nami zaszło i długiej przerwy we wzajemnym kontakcie czuję się przy nim rozluźniona i swobodna. Tak jak dawniej, jakbym nigdy nie powiedziała mu, a właściwie wykrzyczała, że nie chcę znać ani jego, ani Krzyśka.
- A właśnie, słyszałaś, że Iza z Bartkiem przyjeżdża? Andrzej też.
- Tak, Andżelika mi mówiła. Z Izą...z Izą raczej nie utrzymuje już bliskich kontaktów.
- Rozumiem- mówi domyślnie- Więc...zapewne wiesz już o Krzyśku.- Kiwam głową próbując połknąć narastającą mi w gardle gulę.
- Co...co u niego?
- W porządku- mówi tylko Karol uważnie mi się przypatrując i próbując zinterpretować moją reakcję. A ja w tym samym czasie zastanawiam się czy moje pytanie zabrzmiało wystarczająco obojętnie i jakby od niechcenia.
- To dobrze. 
- Słyszałaś już, że przyjeżdża? Nie był w domu już chyba od sześciu miesięcy a przecież nie dzieli go nawet 100 km od miejsca studiowania. „Myślisz, że po co tłucze się taki kawał przyjeżdżając tu w każdy weekend? Żeby spotkać się z ojcem?”, przypominam sobie skierowane kiedyś do mnie słowa Krzysztofa. A więc od czasu naszego rozstania ani razu nie przyjechał do domu. Bo robił to tylko dla mnie.
- Tak, od Andżeli.- i tak jak wcześniej Andżelika, tak teraz Karol czeka na jakąś moją reakcję. Ale czego oni oczekują? Że ucieszę się i wrócę do Krzyśka? Zresztą nawet gdyby nie wisiało nade mną widmo jego ojca to upłynęło już zbyt wiele czasu. On pewnie już dawno o mnie zapomniał.
- Dlaczego nie odbierałaś telefonów od Mai? Mówiła, że była tym bardzo zmartwiona. I że rozczarowała się co do ciebie- uśmiecham się lekko.
- Sam chyba znasz powody. Miałabym utrzymywać kontakt z siostrą mojego byłego chłopaka? To byłoby odrobinę krępujące, nie sądzisz?
- Z Bartkiem i Andrzejem też już się nie kontaktujesz.
- Karol o co ci chodzi? Przecież doskonale wiesz, co się stało i dlaczego tak się stało. Posiadanie tych samych znajomych przez parę ma tę wadę, że po rozstaniu musi nastąpić jakiś rozłam. Poza tym nie sądzę, że chłopaki chcieliby utrzymywać ze mną kontakt. Ty chyba też nie.- odważam się zauważyć.
- To nie tak. Na początku byłem zły, zwłaszcza po naszej kłótni. Ale teraz....nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Choć szkoda, że to wszystko tak się skończyło.
- Tak, ja też żałuję- mówię cicho. Przez chwilę Zawadzki patrzy mi prosto w oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. Ale chyba nie znajduje w nich tego czego chciał.
Parę dni później, do domu wraca Iza. I tak jak początkowo z Karolem, nasze przywitanie było raczej niezręczne. Jednak gdy tylko unikaliśmy rozmów o moim eks, czułam się niemal jak dawniej. Dlaczego Iza? Dlaczego wtedy gdy najbardziej cię potrzebowałam tym zostawiłaś mnie samą?
- Wiecie, tak właściwie to stało się coś jeszcze.- zaczyna nieśmiało Izabela. Spoglądam na nią razem z Andżelą zaintrygowana- Ja...wydaje mi się, że jestem w ciąży.
- Co?!- wybuchamy jednocześnie z Andżeliką patrząc na jej płaski brzuch. Iza śmieje się zażenowana.
- To znaczy jestem już pewna, dwa tygodnie temu robiłam test. To już prawdopodobnie ósmy tydzień.
- A Bartek? Powiedziałaś mu?- pyta Andżelika, by zaraz z cieniutkim piskiem dodać- Bo to jego, prawda?
- Oczywiście, że jego wariatko!- oburza się ze śmiechem Iza- No właśnie w tym problem.
- Chce cię zostawić?- pytam zła na niego.
- Nie, skąd. Wręcz przeciwnie. On...powiedział, żebyśmy się pobrali- jeśli sądziłam, że wiadomość o dziecku była niespodzianką, to dopiero ta wiadomość wmurowała mnie w podłogę.
- Jezu, Izunia, matko!...To cudownie! Naprawdę chcecie to zrobić- ekscytuje się Andżelika. Ja nie jestem w stanie wypowiedzieć nawet słowa.
- No właśnie nie jestem pewna. Bo to, jak się domyślacie, nie było planowane- mówi patrząc wymownie na swój brzuch. Dlatego sama nie wiem. Owszem, kocham Bartka, ale ile my się znamy? Rok? Na dodatek jesteśmy tacy młodzi. Boję się, że nie dam sobie rady, że zmarnowałam życie jak twierdzi moja mama...- zaczyna dalej rozmawiać z Andżeliką. Ja w tej chwili jestem na nią zła. I wiem, że to jest irracjonalne, ale nic nie mogę na to poradzić. - Aga?- wyrywa mnie z transu- A ty co o tym myślisz? Nie odzywasz się już od kilku minut.
- Bo nadal nie mogę w to uwierzyć- mówię tylko.- Ale mimo wszystko, gratuluję.
- Nie wiem czy jest czego, ale dziękuję- śmieje się Iza- Już wyobrażam sobie jak wszyscy sąsiedzi zaczną gadać. A najwięcej Morawska...Dziewczyny, właściwie to wiem że wasza obecność byłaby odrobinkę niefortunna, ale chciałabym żebyście były razem ze mną w dniu zaręczyn. Bo wiecie, będzie trochę ludzi z uczelni, ale to głównie snoby. Bo Bartek chce zrobić to oficjalnie, tzn poprosić mnie o rękę. 
- Przyjęcie? Kiedy?- dopytuje się Andżelika
- W tę sobotę. Chyba będziesz mogła, co?
- Jasne, że będę. Myślisz, że wciąż myślę o tym dupku Andrzeju? Teraz mam już swojego Kacpra- ma na myśli swojego nowego chłopaka.
- A ty, Aga?- pyta mnie. Bo wie, że ja wiem, że na przyjęciu będzie również Krzysiek.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...- odzywam się niepewnie.- W każdym razie życzę ci wszystkiego najlepszego, ale....z wiadomych powodów chyba będę musiała odmówić. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek czuł się przeze mnie niezręcznie.
- Masz na myśli tę przedpotopową historię z Krzyśkiem? Chłopaki już dawno o tym zapomnieli- macha dłonią- Chyba nie sądzisz, że nadal gniewają się o to, że zerwałaś z ich kumplem?
- No nie, ale...- nie mogę jej przecież powiedzieć, czy takie rozwiązanie mieści się w niepisanej umowie między mną o Władysławem Kamińskim. Bo przecież miałam nie widywać się już z jego synem.
- A więc załatwione. Aha, i tak do twojej wiadomości Krzyśka na niej nie będzie, więc o niego też się nie przejmuj. Ma w weekend jakieś ważne spotkanie czy coś.- w ten oto sposób wytrąciła mi z dłoni wszystkie argumenty.
- W takim razie dobrze, ale nie wiem czy w sobotę nie przypadnie moja zmiana...- próbuję się jeszcze wymigać.
- Daj spokój, Aga. Przecież nasza Iza się właśnie zaręczyła, a ciebie obchodzi tylko praca?
I w taki oto sposób w sobotnie popołudnie, stoję przed lustrem zastanawiając się po kiego diabła właśnie szykuję się na to przyjęcie. Jakoś nie mam specjalnej ochoty na to, by znów spotkać się ze świtą Krzyśka. Chociaż jeden plus jest taki, że jego tam nie będzie.
- Jezu, ale ta sukienka na tobie wisi.- bezszelestnie wsuwa się do mojego pokoju Mariola. Biorę głęboki wdech chcąc wygłosić znane wszystkich zdanie, ale ona mnie wyprzedza:- Tak, wiem że nie zapukałam. Chcesz iść tak na przyjęcie? Szczerze mówiąc, wyglądasz koszmarnie. Schudłaś chyba z sześć albo siedem kilo. Czy ty w ogóle coś jesz? Zaraz przyniosę ci coś mojego...- szybko wychodzi, by po chwili wrócić z naręczem sukienek. Zdezorientowana mówię:
- Skąd w ogóle wiesz, że idę na przyjęcie?- pytam ją. Czy mi się zdaje czy trochę się zakłopotała?
- A gdzie masz iść w swojej jedynek sukience? Masz, załóż tę.- rzuca mi jakąś kremową, tiulową sukienkę zawieszoną tylko na cieniutkich paseczkach i ściśniętą w tali szerokim pasem. Odrzucam ją szybko.
- Za bardzo opięta. Nie chcę jej.
- To wolisz wyglądać jak śmierć w tej twojej? Proszę cię.- Nie daje się ubłagać, więc z głośnym ostentacyjnym westchnieniem biorę ją i szybko wkładam na siebie. Na moje nieszczęście to nie koniec jej zabiegów, bo oferuje mi jeszcze uczesanie i makijaż.- Wiesz, teraz wyprostuję ci te twoje długaśne włosy i je rozpuścimy. Będziesz wyglądała zjawiskowo...- zaczyna coś paplać, ale ja się wyłączam. Myślami jestem przy Izie. Dlaczego jej się udało z Bartkiem? Co ja zrobiłam nie tak, że musiałam rozstać się z Krzyśkiem?
Na miejscu, na które przyjeżdżam razem z Andżelą jej garbusem widzę pięknie przystrojoną salę z jakimiś trzydziestoma ludźmi. Z połowę z nich znam, ale reszta jest mi zupełnie nieznana. (pewnie jacyś nowi znajomi naszej pary ze studiów). Gdy tylko wchodzimy razem z Andżeliką, od razu słyszę wypowiedziane swoje imię:
- Aga! Agnieszko Młynarczyk, to ty?- biegnie do mnie energicznym krokiem niewysoka ciemnowłosa dziewczyna. Na jej widok uśmiecham się mimowolnie.
- Maja? Witaj.- zaczynam, ale ona już porywa mnie w swoje objęcia. Potem karcącym wzrokiem mówi.
- Ładnie to tak zostawić przyjaciółkę? Wiesz ile razy do ciebie dzwoniłam? Wiem, że rozstałaś się z moim bratem, ale to chyba nie powód, żeby urywać kontakt ze mną, co?
- Masz rację, przepraszam- mówię tylko nie wiedząc co jeszcze dodać. Ale jak zwykle mogę liczyć na jej paplaninę.
- Boże, jak ty wypiękniałaś: jesteś taka chuda i jakie długie włosy! Wyglądasz ślicznie! Gdy cię zobaczy...- urywa na chwilę, by znów kontynuować- Gdy wszyscy cię zobaczą gwarantuję ci, że cię nie poznają! Choć, koniecznie musisz poznać mojego chłopaka.
- A więc odpuściłaś już sobie Karola?
- Karola? Jasne. Zobaczysz, że mój Filip jest boski.- podchodzimy do jakiegoś umięśnionego blondyna. No tak, może Zawadzki jej przeszedł, ale ten cały Filip mógłby być jego bliźniakiem.
- Cześć, Agnieszka- witam się z nim gdy Maja nas sobie przedstawia. Jego nieśmiały uśmiech przywodzi mi na myśl pięcioletniego Przemka (chłopczyka, tego od waty w parku). 
- Filip Drągowicz- przedstawia mi się pełnym nazwiskiem. No nie, jak pełna temperamentu i rozpierającej jej energii Majka może chodzić z takim sztywniakiem? Rozmawiamy razem we trójkę o wszystkim i o niczym przez kilka minut, aż w końcu podchodzi do mnie Andżelika z Izą.
- I co?- pytają Mai.
- Jeszcze nie- odpowiada im 
- O co chodzi?- pytam je.
- O nic ważnego- odpowiada Andżelika- Choć, powinnaś się przywitać z przyszłym mężem naszej Izabeli.- posłusznie zbieram się w sobie i przyoblekam na twarz uśmiech. A co jeśli Bartek nadal się na mnie gniewa?
- Agnieszka to ty? Chyba nie poznałbym cię w tym stroju...- mówi taksując mnie wzrokiem. Iza posyła mu żartobliwą sójkę w żebra. A napięcie momentalnie zostaje rozładowane. 
- Wiesz, cieszę się że chcesz się ożenić z Izą, ale żeby wykorzystywać do tego dziecko? Gdybyś ładnie poprosił na pewno zgodziłaby się i bez tego.- omawiana wybucha śmiechem.
- No właśnie Bartek- zgadza się ze mną Andżelika.
- No cóż, samo jakoś wyszło- odpowiada Kasprzak drapiąc się po głowie i udając zakłopotanie. Ale marnie mu to wychodzi. Bo widać, że mając Izę przy boku jest szczęśliwy. Ponownie usiłuję stłumić uczucie zazdrości. Przecież to nie ich wina, że mi nie udało się z Krzyśkiem, powinnam cieszyć się z nimi a nie zazdrościć. Jeśli ktoś był winny tego co się stało to tylko ja. Ale teraz to już i tak nieważne. - Co tam u ciebie słychać? Andżelika mówiła, że razem wynajmujecie pokój i studiujecie na tym samym uniwerku.
- Tak, to prawda. I właściwie nie ma nic więcej do dodania. Ten pierwszy rok studiów zleciał mi nie wiadomo kiedy. A co u ciebie?
- W sumie to też jestem zadowolony, choć Iza nie chciała ze mną zamieszkać.- zaczyna ją czule obejmować- I nie wiem po co byłaś taką hipokrytką.- śmieje się z jej zakłopotania.
- Hej, jeśli jeszcze...- zaczyna Iza, ale przerywa widząc zmierzającego ku nam Andrzeja.
- Cześć Agnieszka wita się ze mną i szepcze coś na ucho Bartkowi. Potem ten zabiera Izę i odchodzą uprzednio nas przepraszając. Tak więc zostajemy tylko we trójkę: ja, Andżelika i Andrzej. Z niepokojem patrzę na moją przyjaciółkę. Ale ona nie wygląda na zakłopotaną, więc oddycham z ulgą. No bo wiecie, niby powtarza, że to z Andrzejem minęło, ale różnie to bywa. W sumie to ja też wmawiam sobie, że moje uczucie do Krzyśka przeminęło...Potrząsam gwałtownie głową. Nic sobie nie wmawiam. To przeminęło i kropka. A jeśli nawet na wspomnienie o nim leciutko drga mi serce to tylko z powodu utraconych, wspaniałych wspomnień. Bo teraz moje życie nie jest ani trochę wspaniałe.
- Cześć. Jak się masz?
- W porządku.- odpowiada mi nieśmiało zerkając na Andżelę.- A co u ciebie?
- Też spoko- mówi roześmiana.- A miałeś nadzieję, że usycham z tęsknoty?- no, może jednak jakieś uczucie żalu jej jednak pozostało.
- No nie...- jąka się Sławiński. Postanawiam dać im trochę prywatności.
- Pójdę się czegoś napić- oznajmiam, ale oni zamiast się ucieszyć, patrzą na mnie przerażeni.
- Nie! Zostań z nami- odzywa się Andżela. O co chodzi? A więc boi się sama zostać z Andrzejem?
- Myślałam, że chcecie porozmawiać- mówię szczerze.
- Przecież rozmawiamy- odpowiada mi Andrzej.- Prawda?- zwraca się do mojej przyjaciółki. Ta energicznie kiwa głową
- Jasne.- wtedy zaczynam czuć, że coś musi być nie tak. Tylko co? O co im może chodzić? Dlaczego karzą mi tu z nimi zostać? I co mógł szeptać na ucho Bartkowi Andrzej, że ten tak szybko opuścił mnie z Andżelą? „Boże, jak ty wypiękniałaś: jesteś taka chuda i jakie długie włosy! Wyglądasz ślicznie! Gdy cię zobaczy...”, przypominam sobie słowa zbyt popędliwej Mai. Tylko, że wcześniej ona się nie przejęzyczyła jak mi się wydawało. I mogło chodzić jej tylko o jedną osobę dla której moja obecność może okazać się najbardziej problemowa. „Masz na myśli tę przedpotopową historię z Krzyśkiem?”
„ Aha, i tak do twojej wiadomości Krzyśka na niej nie będzie, więc o niego też się nie przejmuj. Ma w weekend jakieś ważne spotkanie czy coś” 
Boże, jak mogłam uwierzyć Izie? (Przedpotopowa historia, też coś.) Tym bardziej pamiętając sytuację, w której usilnie w porozumieniu z chłopakami i Andżeliką próbowała mnie połączyć z Krzysztofem, gdy bałam się swoich uczuć do niego. Wtedy zaaranżowali ten jej niby wypadek. A teraz okłamali mnie, że jego nie będzie. I on pewnie też o tym nie wie. Zaczynam czuć narastającą panikę. Szybko rozglądam się dookoła, ale szczerze mówiąc w przytłumionym świetle niewiele widać. Mimo wszystko może istnieje szansa, że zdążę przed jego przyjściem. Hej, stop myślę. A co jeśli znów ponosi mnie wyobraźnia? Przecież Kamińskiego tu rzeczywiście nie ma.
- Wiecie co? Chyba jednak się przespaceruję. Na zewnątrz jest ogród...
- Nie, teraz nie możesz- ich gwałtowna reakcja mnie tylko upewnia.
- Wiesz co Andżela? Jak mogłaś?- mówię tylko i odchodzę w kierunku wyjścia. Wiem, że ona wszystko rozumie, bo nawołuje mnie powtarzając wciąż: czekaj Aga, to nie tak. W pośpiechu narzucam na siebie płaszcz. Jak na złość włosy zaplątały mi się z jeden z dziwno-kształtnych guzików. Mimo to, postanawiam nie zawracać sobie głowy zapinaniem jej. Dopiero będąc już na schodach, na zewnątrz moja gęsia skórka na ramionach mówi, że jednak muszę się zapiąć. Cholera, przecież to lato!. Nieskutecznie szarpię się z głupim guzikiem aż w końcu upuszczam małą kopertówkę. Ta stacza się po schodach, a ja w pośpiechu za nią. Gdy docieram już na sam dół jakiś miły chłopak pomaga mi i ją podnosi. A gdy z wdzięcznością podnoszę do góry głowę aby mu podziękować okazuje się, że stoję przed tym, przed którym właśnie uciekałam. On chyba też dopiero teraz zdał sobie sprawę kim jestem, bo jego rozbawienie (spowodowała to pewnie sytuacja upuszczenia torebki przez mało rozgarniętą dziewczynę, którą jednak okazałam się ja) gdzieś się ulotniło. I ta nagła zmiana w wyrazie jego twarzy mogłaby mi się nawet wydać komiczna, gdyby w tej samej chwili moja twarz też nie zmieniła się tak diametralnie.
- Agnieszka?- pyta cicho, jakby nie dowierzając.
- Tak, to ja.- odpowiadam znów przypatrując mu się i wychwytując kilka widocznych na pierwszy rzut oka zmian: jego włosy są odrobinę dłuższe niż przedtem, a twarz pokrywa niewielki zarost, który dodaje mu powagi. Ale oprócz tego...to jest mój Krzysiek. Przez chwilę zapada między nami niezręczna cisza.- Jak się masz?- odważam się zapytać pierwsza.
- Dobrze.- odpowiada, a potem uśmiecha się niewesoło- Sądząc po twojej gwałtownej ucieczce i o tym, że powiedzieli mi że ciebie nie będzie pewnie znów mieli nadzieję na jakieś swatanie- dodaje- Tylko chyba nie zdają sobie sprawy, że to trochę bez sensu. Idziesz do środka czy naprawdę masz jakiś naglący powód żeby wyjść? Chociaż lepiej byłoby gdybyśmy załatwili wszystko już teraz.- gdy podaje mi rękę patrzę na niego niczego nie rozumiejąc- Chyba powinniśmy zachować się jak dorośli i pokazać im, że to bez sensu. Szczerze mówiąc po gwałtownych zarzekaniach się Bartka, że cię nie zaprosił od razu wyczułem podstęp. To co, idziesz czy dalej będziesz się chować?- nagle robi mi się głupio, że robiłam z tego taki problem. Bo Krzysztof wcale nie wygląda źle. Prawdę mówiąc wygląda...bardzo normalnie i zwyczajnie jakby to, że mnie teraz spotkał było dla niego uciążliwym, ale koniecznym obowiązkiem. 
- Masz rację- odpowiadam siląc się na uśmiech. Ale nie jestem w stanie odwzajemnić jego spojrzenia gdy patrzy mi prosto w oczy. Bo czuję uścisk w piersi i gulę w gardle tak wielką, że chyba nic więcej nie zdołam powiedzieć. Na szczęście nie muszę, bo Kamiński bez słowa oddaje mi torebkę i zaczyna wchodzić na górę. A ja posłusznie drepcze za nim. Gdy wchodzimy do sali idąc tak obok siebie zauważam zdumione spojrzenie Izy i Andżeli oraz radosne Mai. Bo oni nadal liczą na happy end.
- Podejdziesz razem ze mną do chłopaków? Pokażemy im, że wszystko między nami ok i choć dawniej ze sobą chodziliśmy już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Tak, masz rację.- mówię głównie do siebie próbując nadać sobie odwagi. Podchodzimy więc do Bartka, Izy i Karola (który chyba również niedawno przyjechał). Krzysiek wita się z nimi wszystkimi, a ja nie mogę nadziwić się jego spokojowi. Czy naprawdę to, że po tak długim okresie mnie spotkał nie wywarło na nim żadnego wrażenia? Czy on nie czuje tego bólu gdy na mnie patrzy tak jak ja czuję?
- No, no Bartek nie sądziłem, że jesteś taki szybki...- śmieje się Kamiński poklepując Kasprzaka żartobliwie po plecach. Widzę, że jego naturalne zachowanie wywołuje zamęt wśród naszych znajomych, którzy co chwila zerkają na mnie niepewnie. Z tych nerwów zaczynam wpadać w nerwowy śmiech. Chyba nie liczą na to co stało się kilka miesięcy wcześniej gdy urządzili sobie swaty? (tzn kiedy najpierw udawaliśmy z Krzyśkiem niepogodzonych, a na koniec wszystkich ich zaskoczyliśmy.) Z tego wszystkiego nie wiem gdzie podziać oczy. Czemu wszyscy tak się na mnie gapią? Przestańcie, mam ochotę wrzasnąć myśląc, że gorzej już być nie może. Wtedy podchodzi do nas dość wysoka brunetka z nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Potem zwraca się do Krzyśka:
- Przepraszam, że tak długo, ale wiesz jaka jest moja mama. Jak się rozgada...- urywa nagle zakłopotana tym, że zwróciła na siebie naszą uwagę.
- Kim jesteś?- pyta jak zwykle mało taktowna Maja.
- Jak to kim? Moją nową dziewczyną.- oznajmia Kamiński przyciągając ją do swojego boku. A ja czuję, że jednak może być jeszcze gorzej.

Dziękuje za wszystkie miłe komentarze, miło słyszeć że moje opowiadanie Wam się podoba. Następny rozdział postaram się dodać jak najszybciej.

Czytasz -> Zostaw gwiazdkę lub komentarz

Od nienawiści do miłości ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant