26.

20.1K 934 51
                                    

Gdy nadchodzi sobota mam jednak szczerą nadzieję, że jakimś cudem uniknę spotkania z Krzysztofem. Ale wiem od mamy, że Andżelika właśnie pojechała na tydzień do dziadków, więc łudzę się daremnie. Gdy Karol przyjeżdża po mnie jestem spięta i nie umiem tego ukryć.
- Wszystko w porządku? Może jednak nie chcesz tam jechać?
- Nie, dlaczego? Jestem trochę zmęczona, to wszystko. 
- Nie za dużo pracujesz? Andżelika mówiła mi, że oprócz pracy w banku w skręcasz w weekendy jakieś długopisy. 
- Andżelika chyba w ogóle za dużo mówi. Po prostu nudzę się, więc co mam robić?- zbywam go.
- Agnieszka...- widzę, że chce powiedzieć coś jeszcze, ale rezygnuje. Całą drogę pokonujemy w milczeniu. A im bliżej jesteśmy tym moje zdenerwowanie rośnie. Gdy dojeżdżamy na miejsce wita nas Andrzej:
- O nareszcie jesteście, czekaliśmy na was z Krzyśkiem i Mają, chodźcie.- uśmiechając się do niego niepewnie, wchodzę do przestrzennie urządzonego domu. Potem szybko witam się z państwem Sławińskim (Dowiadując się przy okazji, że Andrzej mam młodszego trzyletniego braciszka, co jak ze śmiechem wyjaśnił mi Karol było efektem „wpadki” kochających się rodziców Andrzeja. Widząc ich razem musiałam przyznać, że naprawdę wyglądają na zakochanych) i razem z chłopakami wchodzę na górę. Od razu dostrzegam siedzącą na puchowym dywanie Maję wycinającą jakieś wzorki z brystolu. Krzysiek pochyla się nad jakimiś zdjęciami. 
- O Aga!- od razu gdy Majka mnie zauważa podbiega i mnie przytula. Może i jestem odrobinkę zdziwiona jej wylewnym przywitaniem, ale nieoczekiwanie jest to dla mnie bardzo przyjemne. Bo dawno już mnie nikt nie przytulał. Zwłaszcza kiedy wyprowadziłam się z domu. A po tej całej aferze z ojcem Krzysztofa nadal mam żal do rodziców o to co się stało. I nic nie mogę poradzić na to, że nie jest już tak jak przedtem.- Bałam się, że nie przyjdziesz.
- Ale przyszłam. Jak idzie praca?- celowo użyłam formy bezosobowej, bo jakoś trudno mi było zagaić rozmowę z Krzyśkiem. Ten, dopiero teraz zerknął w moją stronę. 
- O już jesteście. Możemy zaczynać? Wybrałem już parę zdjęć do kolarzu...- posłusznie rozsiadamy się wokoło małego stolika do kawy oglądając fotografie. Po kilku minutach Andrzej przeprasza nas, bo mama wzywa go na chwilę do siebie. Gdy zostajemy sami we czwórkę kontynuujemy wybieranie zdjęć.
- O zobacz te...- zwraca się do mnie Maja pokazując rozbawioną czwórkę chłopaków: niziutki blondynek to pewnie Karol, obok niego stoi Andrzej, a po prawo Bartek. Zaczynam wpatrywać się w czwartego czarnowłosego chłopca.
- Tak, jest ładne- przyznaję oddając zdjęcie Mai. Potem wyrywa je jej Krzysiek
- Hej...- oburza się jego siostra
- Umówiliśmy się, żeby nie wrzucać zdjęć z dzieciństwa. A poza tym to szukaj takich z Bartkiem na pierwszym tle- strofuję siostrę.
- Jezu, jakiś ty złośliwy. Dobra, nie pień się tak- przewraca oczami patrząc na mnie z rozbawieniem. Krzysiek zaciska mocniej wargi, ale się więcej nie odzywa.
Gdy zdjęcia są już wybrane, zabieramy się za ich porządkowanie i układanie na specjalnie przystrojonym przez Majkę brystolu. W tym samym czasie Andrzej z Karolem zajmują się pakowaniem śmiesznie związanych pieluszek i małych kolorowych grzechotek. Gdy wszystko jest już gotowe do przyklejenia, biorę taśmę i zaczynam przytwierdzać zdjęcia do kartki. Maja mi pomaga, ale po kilku minutach wymawia się pójściem do łazienki. Samej ciężko mi zadbać o równość, przyklejanie i jednoczesne wycinanie kawałków taśmy. Krzysiek chyba to zauważa, bo zirytowanym głosem, mówi w pewnej chwili:
- Nie widzisz, że jest krzywo?- podchodzi do mnie i lekko nachyla się nad moim ramieniem. Mając tego świadomość ręce zaczynają mi się trząść jeszcze bardziej.- Nie tak...- odzywa się znów pochylając jeszcze bardziej i sterując moimi dłońmi poprawia fotografię. Nagle zamiera jakby właśnie zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Pospiesznie zabiera ręce i podchodzi z drugiej strony tak, żeby nie musiał mnie już przypadkiem dotknąć. Tam już bez problemu może mi pomagać. I choć cieszę się, że nie muszę już znosić jego dotyku to jednak gdy jego twarz znajduje się tak blisko mojej przychodzą mi do głowy głupie myśli: A co jeśli teraz bym go pocałowała? Jakby zareagował? Odepchnąłby mnie, a może z zaskoczenia odwzajemniłby pocałunek?- Śpisz? Skup się, bo wszystko zniszczysz.- jego wyrzut przywraca mnie na ziemię
- Przecież jest prosto- bronię się, choć doskonale wiem, że to nieprawda.
- Więc klej równo.
- Przestań się wciąż mnie czepiać.- gdy poprawia kolejną fotografię z satysfakcją zauważam- Teraz jest krzywo
- Nie, jest dobrze.
- Krzywo...
- Przez ciebie sam mam koślawe oko!
- Może i masz, ale nie przeze mnie!
- Jejku zupełnie jakbym was słyszała dawniej kiedy byliście parą- odzywa się wchodząca właśnie Maja. Zażenowana patrzę na Krzyśka nagle czując, że trafnie ujęła sytuację. Bo nagle wydało mi się, że te pół roku wcale nie minęło, że to kolejny dzień który spędzam ze swoim chłopakiem i jego znajomymi, że kłócę się z nim i przekomarzam jak dawniej. Że nadal jesteśmy razem. Spuszczam gwałtownie wzrok. Krzysiek dyskretnie chrząka.
- Dobrze, że już jesteś. Lepiej sama pomóż jej przy tym klejeniu, bo wszystko pójdzie na marne- mówi podnosząc się i wychodząc z pokoju. A mój głupi cielęcy wzrok podąża za nim.
W domu wciąż wspominam spotkanie z Kamińskim. Jaki był dzisiaj inny. Przypomniał mi jaki był gdy go poznałam: arogancki, naburmuszony, gniewny...Tylko, że teraz wiedziałam, że to tylko maska. Szkoda, że znów przyoblekał ją przede mną.
W niedzielę, korzystając z ładnej pogody wybieram się do parku. Ku mojej uciesze, choć dzisiaj nie czwartek, zastaje w nim swego małego przyjaciela.
- Aga!- wita się ze mną pięcioletni Przemek. Posłusznie mu odmachuję jednocześnie kiwając głową w stronę jego mamy. Chyba mnie poznała, bo na jej twarzy pojawił się uśmiech.- Cemu jusz nie psychodis w cfartek?- pyta podbiegając do mnie.
- A co nie ma ci kto odrzucać piłki?- pytam go przyklękając na jedno kolano.
- No.- przytakuje ze szczerością niewinnego dziecka. 
- Wiesz, muszę pracować.
- Skoda. Ale nie moses psychodzić? 
- Niestety nie. Ale możemy pobawić się teraz. Wyszłam tylko na trochę się przewietrzyć- a szczerze mówiąc to rozprostować palce po kilkugodzninnym skręcaniu długopisów
- Tak! Pocekaj, ide po piłke!- śmieję się radośnie. Gdy wraca bawimy się tak przez kilkanaście minut wymyślając coraz to nowe zawody. - Nieoczekiwanie słyszę swoje imię:
- Agnieszka?- odwracam się widząc Pawła Czechowskiego. Przerywam zabawę czekając aż do mnie podejdzie.
- Hej, co tu robisz? Tylko nie mów mi, że Kaśka znowu ma zamiar zorganizować jakąś imprezę?
- Nie, nie wiedziałem nawet, że mieszkasz w tej okolicy. Przyjechałem do babci.
- Babci?
- Grochowska, może znasz.
- Jasne, że tak. To równa staruszka- śmieję się na wspomnienie samozwańczej starszej pani- Nie wiedziałam, że jesteś z nią spokrewniony.
- Piłka...- o moją uwagę doprasza się Przemek
- Za momencik- mówię do malca.
- To twój syn?- pyta z niedowierzaniem Paweł. Wybucham śmiechem.
- No coś ty. Musiałabym mieć nieco powyżej czternastu lat żeby zostać jego mamą. To ta pani drepcząca z tym trzyletnim brzdącem. Czasami bawię się z jej drugą pociechą.
- No tak, ale ze mnie kretyn- widać, że jest zażenowany.- Po prostu, tak dobrze razem wyglądaliście, że...wydaje mi się, że nadajesz się na matkę- kończy wreszcie.
- W takim razie dziękuje, nawet jeśli to w zamierzeniu nie miał być komplement- mówię.- Przestań już tak się czerwienić. Jakoś ci to nie pasuje. Naprawdę myślałeś, że mam dziecko?
- A jak inaczej wytłumaczyć to, że cały czas albo pracujesz albo się uczysz i nawet nie spotykasz z chłopakami?
- Widzę, że oceniasz ludzi swoją miarą.
- Hej...
- Przecież żartuję. To właściwie zmierzasz czy wracasz już od tej swojej babci?
- A co, chcesz mnie zaprosić na kawę?
- Chciałbyś.
- Dopiero idę. Wiesz, mama mnie zmusiła, bo ta stara wariatka narzeka, że nie widziała mnie już z pięć lat.
- No wiesz, co? Tak zaniedbywać babcię?
- Nie byłem tylko cztery.- odpowiada puszczając mi oko.
W kolejny poniedziałek jak w ciągu tamtego tygodnia towarzyszy mi Karol. Spędzając z nim czas niemal wydaje mi się, że w archiwum przesiaduję dla rozrywki. 
Około godziny drugiej (tzn przerwy na obiad) do Zawadzkiego ktoś dzwoni. Nie ma najszczęśliwszej miny.
- Znów kłopoty z Krystianem?- pytam domyślnie. Kręci przecząco głową.
- Coś gorszego. Marzena chce tu przyjść.
- Jaka Marzena....dziewczyna Krzyśka?
- Tak. Za parę dni ma urodziny, więc chce mu dać prezent i prosi mnie o radę. Wybacz, nie mogłem odmówić.
- Daj spokój, czemu ma mi to przeszkadzać?- mówię znów siląc się na sztuczność.- To, że popatrzy sobie na mnie gdy jem kanapkę jakoś mnie nie przeraża.
- Skoro tak mówisz...- w tym momencie słyszymy pukanie. I w drzwiach staje szczupła, wysoka brunetka. Uśmiecha się do nas łagodnie.
- Cześć. Ty jesteś Agata, prawda? Przyjaciółka chłopaków?
- Agnieszka- poprawiam ją delikatnie.
- Razem pracujecie? A podobno nie jesteście parą...mówiłam Krzyśkowi, że czuć od was miętę- O mój Boże, myślę
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi- podkreśla stanowczo Karol. Dziewczyna momentalnie przestaje chichotać.
- Przepraszam, nie chciałam...
- W porządku- mówię starając się zabrzmieć przyjacielsko i obrzucając Zawadzkiego wrogim spojrzeniem. Mimo wszystko nie powinniśmy być złośliwi wobec nowej dziewczyny Krzyśka.- Usiądziesz?- pytam.
- Dziękuje- odpowiada z wdzięcznością.- Karol mówił ci dlaczego tu jestem?
- Tak, podobno chcesz wybrać coś dla Krzyśka.
- No właśnie. Już w piątek jego urodziny, a ja kompletnie nie mam pomysłu. Chciałam mu dać coś wyjątkowego...- zaczyna paplać radośnie, a ja z bólem serca widzę w jej oczach ten sam znajomy błysk, ekscytację i ożywienie jakie widniało w moich. Bo ona go szczerze kocha. I nic nie mogę poradzić na to, że mimo wszystko zaczynam ją lubić. Bo gdyby była wredna, złośliwa, pusta...to co mówił mi kiedyś Karol miałoby sens (tzn to, że Krzysiek spotyka się z nią żeby zrobić mi na złość) Ale poznając ją nawet odrobinkę dostrzegam, że to dobra dziewczyna. I, że Krzysiek naprawdę mógłby się w niej zakochać. Gdy w końcu podrzucamy jej z Karolem jakieś pomysły dziękuje nam ucieszona zbierając się do wyjścia. A gdy wyjmuje telefon uśmiech zamiera mi na ustach. Gwałtownie wciągam powietrze ustami.- Co się stało?- pyta mnie szczerze zmartwiona. Z trudem kręcę przecząco głową.
- W porządku. Zrobiło mi się słabo, to przejdzie.
- Na pewno?- dopytuje się z troską.
- Na pewno- idź już wreszcie, myślę z trudem się opanowując. Dopiero Gdy wychodzi opieram się o blat biurka głośno oddycham.
- Widziałaś to, prawda?- nagle podnoszę się, bo przez moment w ogóle zapomniałam o obecności Karola. I czuję wstyd, że był świadkiem mojego załamania. Podchodzi do mnie bliżej- Widziałaś breloczek.
- Nie wiem o czym mówisz- uśmiecham się drżącymi wargami- Po prostu zrobiło mi się słabo. Przez Marzenę nie zdążyłam nic zjeść. To dlatego.
- Agnieszka, proszę...
- Mówię prawdę. Czemu miałby mnie wytrącić z równowagi zwykły breloczek?
- Bo był od NIEGO. Jakby to było dziś pamiętam jak przyszedł do mnie pokazując mi te srebrne serduszko ciesząc się jak małe dziecko, że to od ciebie.
- Karol...- proszę go nie mogąc już dłużej powstrzymywać płaczu.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego wciąż wmawiasz wszystkim, że nic do niego nie czujesz?
- Bo to prawda!- krzyczę wycierając z policzka łzę- To już skończone.
- Skończone? Dla kogo?- pyta cicho patrząc mi w twarz. Odwracam się nie chcąc, żeby oglądał mnie w takim stanie. Po kilku sekundach odzywa się sprawiając, że słuchając go zamieram- Wiesz, gdy pół roku temu Krzysiek przyszedł do mnie załamany i powiedział mi o tym, że wzięłaś od jego ojca 30 tysięcy , początkowo nie mogłem dać temu wiary. „Jak to”, powiedziałem mu. „Chyba w to nie wierzysz?” Dopiero gdy pokazał mi kartkę z kwitem, którym dał mu ojciec, uwierzyłem. Starałem się jednak zrozumieć ciebie i twoją sytuację: wiedziałem że ostatnio było ci ciężko i nawet jeśli wzięłaś te pieniądze musiałaś być w trudnym położeniu. Jednak z drugiej strony to nie powinien być powód do rozstania. 
- Więc...skoro o tym wiesz dlaczego w takim razie chciałeś się ze mną spotkać po powrocie z uczelni?- Karol wpatruje się we mnie łagodnym, dobrodusznym wzrokiem i właściwie nie udzielając mi odpowiedzi kontynuuje:
- Przez cały ten czas jednak usiłowałem dociec przyczyn. Jak to mogło się stać, że zaciągnęłaś u jego ojca aż taki dług, że musiałaś rozstać się z Krzyśkiem aby go umorzyć? Nad znalezieniem odpowiedzi na to pytanie biedziłem się kilka miesięcy. Dopiero przyjeżdżając tu i rozmawiając z Andżelą wszystko zrozumiałem i elementy układanki zaczęły tworzyć całość: kłopoty zdrowotne twojego ojca, przeniesienie się na studia zaoczne, katorżnicza praca i jakiś kredyt który jak sądzi Andżelika spłacasz. Na dodatek Iza wspomniała kiedyś mimochodem, że twój ojciec czasami lubi sobie zagrać partyjkę. I zrozumiałem, że gdybyś wzięła od Władysława Kamińskiego te pieniądze to przecież nie pracowałabyś: wręcz przeciwnie mogłabyś solidnie odpocząć. Bo to nie wyrzuty sumienia pchały cię do tego, prawda? Ty po prostu spłacasz dług ojca.
- Nie chce o tym mówić. 
- A więc to prawda?
- Zależy co rozumiesz pod tym pojęciem. To już nie ma znaczenia, zostaw to.
- Jak to nie ma znaczenia? Krzysiek wciąż wierzy, że zostawiłaś go dla tych marnych kilkudziesięciu tysięcy! Gdy dowie się, że ich nie wzięłaś, a nawet wręcz przeciwnie to...
- To co? Co to zmieni?- pytam z goryczą.- To ja go rzuciłam, pamiętasz?
- Tak i wiem, że on ma o to żal. Ale jeśli się dowie...
- Karol, wiem że chcesz dobrze, ale teraz już na to za późno.
- Masz na myśli tę jego niby dziewczynę?
- To nie jest jego niby dziewczyna. To jest jego dziewczyna.- niespodziewanie Karol podchodzi do mnie blisko i łapie za ramiona.
- Przecież ty go kochasz! Nie chcesz nawet spróbować? Nie chcesz dać temu co was łączyło jeszcze jednej szansy?- Moją jedyną odpowiedzią jest spuszczony wzrok.- W takim razie jesteś straszliwym tchórzem.
- Powiesz mu to?- pytam tylko o to, co mnie interesuje. Bo wiem, że ojciec Krzyśka nie może się o tym dowiedzieć.
- Powinienem.
- Więc nie rób tego. 
- Ale dlaczego?
- Tak jest lepiej. Lepiej jeśli on...mnie nienawidzi. Przynajmniej jemu jest łatwiej.
- A tobie?- uśmiecham się smutno
- Mnie w sumie też. Teraz przynajmniej rozumiem jego wściekłość na mnie. Proszę zostaw już to. Ja chcę zapomnieć.
- Teraz mogę ci to obiecać, ale później jeszcze o tym porozmawiamy.
- Dobrze- zgadzam się zadowolona z kompromisu.
Następnego dnia jednak nie jest mi do śmiechu, kiedy w pracy wręcz mi grubą kopertę z plikiem banknotów.
- Co to jest?- pytam znając odpowiedź.
- Dług u ojca Krzyśka. Tu jest trzydzieści pięć tysięcy, powinno starczyć.
- Żartujesz? Nie mogę tego wziąć. 
- Przestań już
- To nie twoja sprawa i problem.
- Twoja też nie, nie ty zaciągnęłaś ten dług.
- Ja czy moja rodzina, wychodzi na jedno i to samo. Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy.- gdy to mówię Karol odkłada posłusznie kopertę na stole i bierze w swoje dłonie moje.- Co ty robisz?- pytam usiłując mu we wyrwać.
- Spójrz na swoje ręce. Od wielogodzinnego skręcania tych długopisów porobiły ci się pęcherze i pozadzierały paznokcie.- czując się zażenowana swoim wyglądem spuszczam wzrok- Nadal będziesz twierdzić, że te sama dasz radę to wszystko spłacić? Chcesz się wykończyć?
- Och, nie przesadzaj- w końcu uwalniam ręce- Nie jestem jakąś przodowniczką pracy czy coś w tym stylu. Po prostu pracuję w wakacje i co z tego?- gdy to mówię Karol spogląda na mnie z troską- Hej, naprawdę nie musisz się nade mną litować.
- Myślisz, że się nad tobą lituje? Po prostu trudno mi na to wszystko patrzeć. Na dodatek jesteś w tym wszystkim sama. 
- Dam radę. Do tej pory jakoś mi się udawało. 
- Przecież wiesz, że zmizerniałaś. Na pewno wiele osób ci to mówi, więc nie wmawiaj mi, że się nie przemęczasz.
- Zrzuciłam parę zbędnych kilogramów i co z tego? Teraz przynajmniej jestem szczupła- próbuję go zbyć.
- Chyba chuda. Aga, proszę weź to. Jeśli nie chcesz abym powiedział o tym Krzyśkowi...
- Przecież obiecałeś- zarzucam mu- Poza tym, to nie chodzi o jakieś moje widzimisię. Ojciec Krzyśka on...on poniżył mnie już dostatecznie. I jeśli sama własną ciężką pracą nie spłacę zaciągniętego długu nie będę mogła sobie spojrzeć w twarz, rozumiesz?
- Tak- przyznaje niechętnie- W takim razie jak mogę ci pomóc?
- Pomagasz mi już wystarczająco. Przecież dzięki tobie mam dwa razy mniej pracy tutaj, oszczędzam na biletach autobusowych gdy odwozisz mnie do domu...- śmieję się krótko i poważnym tonem kontynuuję- Stoisz obok mnie i jesteś gdy tego potrzebuję. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. Dziękuje, choć powinnam to zrobić już dawno temu.
- Dobrze wiesz, że nie masz za co. Teraz to ja czuję się głupio, że zostawiłem cię na te pół roku całkiem samą w takim stanie nawet nie starając się dobrze poznać twoich motywów i z góry zakładać twoją winę.
Przecież sama wmówiłam wam to wszystko. Jak mogłabym mieć o to do ciebie pretensje?- Karol uśmiecha się do mnie szelmowsko.
- No, to w takim razie jeśli już się wzajemnie po przepraszaliśmy to wracajmy do pracy.
- Wieczorem, gdy kończymy pracę czeka na nas jeszcze jedna niespodzianka. Bo do banku przychodzi bezpośrednio jego prezes.
- Tata? Co ty tu robisz?- pyta zdziwiony Karol. Pospiesznie wtrącam jakiś: dobry wieczór.
- Przyszedłem zobaczyć jak sobie radzisz.- mówi patrząc przy tym na mnie- A właśnie zastanawiałem się czemu wybrałeś tak nudną papierkową robotę. Ale widzę, że znam odpowiedź na to pytanie.- Karol patrzy na mnie posyłając mi przepraszające spojrzenie. Staram się przekazać mu, że teraz i tak nie przeszkadza mi czy Henryk Zawadzki uważa mnie za jego dziewczynę czy nie.
- Tak, gdy dowiedziałem się, że Agnieszka zatrudniła się tutaj na wakacje, pomyślałem, że razem będzie nam się milej pracować.
- To dobrze- widać, że mężczyznę ucieszyła ta wiadomość. Widocznie rzeczywiście martwi się życiem uczuciowym swojego syna. Zastanawiam się czy w ogóle dopuszczał do siebie możliwość, że jego syn może być gejem.- Pracujesz tu od początku wakacji?- zwraca się do mnie z pytaniem.
- Tak, już trzeci tydzień.
- Nawet nie skojarzyłem wcześniej twojego nazwiska, mógłbym załatwić ci lepszą pracę.- Ot, siła nepotyzmu myślę uśmiechając się do Zawadzkiego delikatnie.
- Nie trzeba, naprawdę. Cieszę się z pracy którą mam i towarzystwa- dodaje patrząc na Karola.
- Skoro tak...Karol, właściwie to przyszedłem tutaj z tobą porozmawiać, ale jeśli nie masz czasu...
- Prawdę mówiąc to zamierzałem jeszcze odwieść Agnieszkę do domu.
- Naprawdę dzisiaj nie musisz- zapewniam go.
- Ale chcę. To nie może poczekać?- pyta zwracając się do ojca.
- W zasadzie to nic pilnego. W takim razie nie będę cię zatrzymywał- widać, że jest wyraźnie kontent. Gdy siedzę już z Karolem w samochodzie, ten wyjaśnia mi:
- A to się stary piernik ucieszył. Pewnie nadal ma nadzieję, że się z tobą związałem i od pory tamtego przyjęcia w tamtym roku jesteśmy razem.
- Tak, to naprawdę dziwne.
- Dziwne dlaczego?
- Bo powinno być raczej odwrotnie: na pierwszy rzut oka widać, że jestem nikim.
- Aga...
- Oj wiesz o co mi chodzi- przerywam mu zanim zdąży zaprzeczyć. Potem śmieję się niewesoło uświadamiając sobie coś jeszcze- Gdy zaczęłam spotykać się z Krzyśkiem, Władysław Kamiński co najwyżej widziałby mnie w roli pomywaczki w swoim domu. A twój ojciec, choć dużo bogatszy i bardziej wpływowy akceptuje mnie bez problemu uważając za twoją dziewczynę.
- Agnieszka...- urywa nie wiedząc co powiedzieć.
- W porządku, tak sobie tylko gadam- mówię melancholijnie znów poddając się sile wspomnień. 
„Myślisz, że kiedykolwiek zaakceptuje kogoś takiego jak ty w roli dziewczyny swojego syna?”
„Dałem mu już dość czasu na zabawę z tobą.”
„Skoro on nie jest w stanie tego zakończyć, ja muszę zrobić to za niego”
- Nigdy nie żałowałaś, że wtedy rozstałaś się z Krzyśkiem?
- Chyba znasz odpowiedź na to pytanie- mówię cicho- Ale wtedy to wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem.
- Więc teraz postąpiłabyś inaczej?
- Naprawdę nie wiem.- kręcę przecząco głową- Czasami myślę, że mogłam walczyć, ale to że Krzysiek tak łatwo się poddał...choć przecież miał powody...nie wiem. Myślę, że już nigdy nie poznamy odpowiedzi na po pytanie.- milczymy przez kilka następnych minut aż dojeżdżamy pod mój dom. Zaczynam odpinać pasy.
- Jesteś pewna, że chcesz z niego zrezygnować? Jeszcze nie jest za późno.- Och Karol, myślę. Gdybyś znał całą prawdę. Gdybyś wiedział, że jedno małe słówko Władysława Kamińskiego może nadal posłać mojego ojca za kratki.
- Tak, jestem pewna- mówię znów czując znajomy ból. Ale on kiedyś zniknie prawda?
- Wiesz, nie jestem pewien. Naprawdę powinienem wyznać wszystko Krzyśkowi. Niech dowie się jakiego ma ojca.
- Ale po co? Chcesz żeby wiedział, że nic dla niego nie znaczy? 
- Nie. Bo ty się już nie uśmiechasz.- jestem tak skonsternowana, że ograniczam się do wypowiedzenia tylko jednego słowa:
- Co?
- Odkąd wróciłem z uczelni, nie widziałem jeszcze twojego uśmiechu.
- Co to za brednie- odpowiadam zażenowana krzywiąc wargi w uśmiechu- - Widzisz, nawet teraz to robię- wtedy Karol wyciąga rękę i zaczyna gładzić nią lekko moje powieki. Jestem tak zaskoczona, że aż nie protestuję.
- Twoje oczy- mówi tylko- Może twoje usta się uśmiechają, ale oczy wciąż pozostają smutne. Bo uśmiech nie sięga ich kącików.- znów usiłuję uśmiechnąć się z trudem czując piekące łzy pod powiekami
- Proszę, czemu tak mi to wszystko utrudniasz? Sama dawałam sobie radę przez te pół roku, a przy tobie płaczę chyba więcej niż w ciągu całego roku. I zapewniam cię, że nie zachowywałam się aż tak żałośnie.
- Kochasz go. Nie wiem co on teraz do ciebie czuje, ale na pewno nie jesteś mu obojętna. Gdyby tak było nie trudziłby się aż tak bardzo udając, że cię nie dostrzega i ignorując. Bo nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że taki pozorny brak jakichkolwiek emocji z jego strony jest równie podejrzany.- robi krótką pauzę- Przyjdziesz na jego urodziny?
- Nie wiem- odszeptuje- Chociaż Marzena mnie zaprosiła, nie sądzę, żeby zbytnio się ucieszyła kiedy dowie się, że jestem byłą dziewczyną jej chłopaka. Poza tym nie wiem czy Krzysiek też będzie z tego zadowolony.
- Więc potraktuj to jako test.
- Test?
- Tak. Sprawdzimy, czy Krzysiek nadal coś do ciebie czuje- kręcę z niedowierzaniem głową.
- Ale jak? 
- Zobaczysz. Tylko musisz przyjść. Zrobisz to?
- Karol, to nie jest dobry pomysł.
- To jest mój warunek. Jeśli nie chcesz żeby dowiedział się o wszystkim...
- Dobrze.- odpowiadam przedtem biorąc głęboki wdech. Karol uśmiecha się do mnie z satysfakcją
- Nie przejmuj się, nie zrobię już nic głupszego niż te durne swatanie. Jeśli ktoś będzie się czuł nieswojo to tylko on, nie ty.
- Wiem, ufam ci. Ale powtarzam, że to bez sensu.
- Zobaczymy.- odpowiada enigmatycznie i nagle rozbrzmiewa jego komórka- O wilku mowa, mówi i odbiera telefon. Pospiesznie zaczynam się z nim żegnać idąc wolno w kierunku domu. I nieświadomie zdaję sobie sprawę, że do mojego serca zaczyna wkradać się nadzieja.

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now