8.

28.4K 1.3K 47
                                    

  Gdy kończę pracę z niejakim zdziwieniem spostrzegam stojącego obok
wyjścia Krzyśka. Dopiero po kilku sekundach przypominam sobie, że przecież
parę godzin wcześniej poprosił mnie o spotkanie. Michał, z którym akurat
wychodzę posyła intruzowi kwaśne spojrzenie. Chodząc do brylantowego
liceum tak jak i ja zdążył poznać Krzysztofa Kamińskiego z nie najlepszej
strony.
– Czy on cię niepokoi?- pyta mnie cicho.
– Nie- kręcę lekko głową- Wszystko w porządku. Możesz już iść.
Umówiłam się z nim.
– Na pewno?- dopytuje się.
– Tak na pewno, głuchy jesteś?- wtrąca się Krzysiek. Gdy Michał już
odchodzi posyłam mu wrogie spojrzenie- No co?- wzrusza ramionami nie
dostrzegając swego niewłaściwego zachowania- Wkurzył mnie.
– Nie musiałeś być aż tak niegrzeczny- tłumaczę mu jakby miał pięć lat.
Bo on naprawdę zachowuje się czasami jak dziecko.
– Dobra nie wściekaj się tak, okej? Przecież sama widziałaś, że to on
zaczął.
– Bo spytał czy mam ochotę się z tobą spotkać? Zważywszy na to jak
wcześniej mnie traktowałeś chyba nie powinieneś się dziwić, że mój
kolega staje w mojej obronie.
– Już do końca życia będziesz mi to wypominać?
– Nie, nie sądzę- mówię.
– Więc wreszcie mi wybaczyłaś?
– Och nie- kręcę głową- Po prostu chodzi mi o to, że nie sądzę, że będziesz
miał ku temu okazję do końca życia- gdy nadal patrzy na mnie głupio
dodaję-. Bo przecież za tydzień odchodzę z twojej szkoły, zapomniałeś?-
wyjaśniam mu. Chwilę patrzy na mnie bez słowa po czym łapie za ramię i
ciągnie w stronę samochodu.
– Hej, nie musisz mnie tak szarpać. Wystarczyło poprosić żebym za tobą
poszła. Kim ja jestem, twoim pieskiem na smyczy?
– Więc wsiadaj- porusza głową w stronę swojego bmw.
– A niby czemu mam tam wsiąść?
– Przecież mieliśmy pogadać.
– Nie mam z tobą o czym gadać. To ty chciałeś mi coś powiedzieć, więc się
streszczaj.- z ciężkim westchnieniem zamyka drzwi auta i tak jak ja
opiera się o maskę.
– O co ci znowu chodzi? Przecież obiecałaś mi wszystko wyjaśnić.
– Niczego ci nie obiecywałam. A poza tym to naucz się najpierw szanować
ludzi i traktuj mnie jak kobietę a nie jakąś rzecz. Wtedy może
porozmawiamy.
– Dlaczego zawsze to robisz?- pyta odwracając się w moją stronę. Chyba
jest trochę zły. No dobra: jest bardzo zły.- Dlaczego zawsze się ze mną
kłócisz?
– Ha,- prycham- gwoli ścisłości: to nie ja się z tobą kłócę, ale to ty się
kłócisz ze mną. To ty prowokujesz te wszystkie sytuacje.
– Przyszedłem tutaj czekając na ciebie, poprosiłem żebyś ze mną poszła...
– Nigdy o nic mnie nie poprosiłeś!
– No dobra, w takim razie teraz to robię.- mówi niemal wrogo. Jednak gdy
chcę już się odwrócić zdecydowana odejść, jego ton łagodnieje.- Proszę,
nie odchodź- teraz z kolei skamle jak szczeniaczek. Próbuje stłumić
śmiech.
– Już dobrze. Wsiądę, jeśli obiecasz mi, że będziesz się wobec mnie dobrze
zachowywał.
– W takim razie wsiadaj.- Gdy jestem już w środku pytam go:- Gdzie
właściwie chcesz jechać? W sumie to możemy porozmawiać tutaj.
– Na parkingu w pizzerii? Wolałbym trochę bardziej kameralne miejsce.
– Gdzie zatem chcesz jechać?
– A co boisz się, że cię porwę?
– Nie bądź śmieszny.
– Więc mogę cię porwać?
– Wiesz co, twoje żarty w ogóle nie są zabawne. Już wolę żebyś się na mnie
wydzierał i patrzył tym sępim wzrokiem.
– Jakim znowu sępim wzrokiem?- śmieje się ruszając i wyjeżdżając na
ulicę
– Normalnym. Nie wiesz jak wygląda sępi wzrok? Poza tym już mi się
odwidziało. Mów czego chcesz, bo muszę wrócić do domu.
– Zapomniałaś, że jesteś moją dłużniczką? I obiecałaś spłacić dług.
– Ni w ząb cię nie rozumiem. Czemu tak nagle zależy ci na moim
towarzystwie?- znów ten nic mi nie mówiący śmiech.- Powiesz mi
chociaż gdzie jedziemy?
– Do kina.
– Do kina? I to niby ma być to twoje kameralne miejsce?
– A gdzie wolisz rozmawiać? U ciebie w domu?
– Bardzo śmieszne.
– O, a przed chwilą twierdziłaś, że moje żarty nie są zabawne.
– Ty...
– Spokojnie, tylko się z tobą droczę. Choć swoją drogą mógłbym poznać
twoją uroczą siostrzyczkę. Bo to ją widziałem dzisiaj na klatce, prawda?
– Tak, to była Mariola.
– Wcale nie jest do ciebie podobna.
– Dlaczego? Ma dwie nogi, ręce i głowę.- znów mnie wkurzył. Nie cierpię
gdy inni podkreślają, że tak bardzo się różnimy. No bo wiecie, Mariola
jest szczupłą, wysoką i opaloną szatynką a ja dość przeciętną blondynką.
Chyba każdy na moim miejscu czułby się gorszy.
– No nie mów mi, że jesteś zazdrosna.
– O ciebie? Bardzo śmieszne. Możesz sobie do niej iść. Sama nawet dam ci
numer to się umówicie- wciąż wpatrzony w drogę szeroko się
uśmiechnął.
– Miałem na myśli, że jesteś zazdrosna o nią- wyjaśnił, aż się
zarumieniłam. Kurczę, czemu zawsze najpierw mówię a potem myślę?
Czy nie powinno być naturalne działanie odwrotne?
– Do jakiego kina jedziemy?- usiłuję zmienić temat. Krzysiek odpowiada
mi, że będzie to kino w jednej z centralnych dzielnic miasta, której
wcześniej nie znałam. Dalszą drogę pokonujemy w milczeniu. Gdy w
końcu jesteśmy na miejscu okazuje się, ze kino jest częścią dużego
centrum handlowego. Z niedowierzaniem rozglądam się dookoła.
Kamiński w tym czasie wybiera film i płaci za bilety. Potem idziemy do
sali kinowej, choć właściwie nie wiem nawet jak brzmi tytuł filmu. Po
paru minutach okazuje się, że jest to komedia sensacyjna z nutką romansu
i science-fiction. Tak więc wciągam się w wartką akcję zapominając z
kim tu przyszłam. Dopiero pod koniec seansu uświadamiam sobie gdzie
właśnie jestem, co robię i z kim. No bo (idiotka!) dopiero teraz zdałam
sobie sprawę, że to wygląda jak zwyczajna randka. A mnie z Krzyśkiem
nic nie łączy. Ja nawet go nie lubię. Dlatego gdy światła znów się
zapalają, mimo pozytywnego zakończenia mam trochę niepewną minę.
– Co się stało? Nie podobał ci się film?- pyta mnie Krzysiek.
– Nie, był bardzo fajny. Nie o to chodzi. Dlaczego właściwie chciałeś się
ze mną spotkać?
– Później ci wyjaśnię. Może najpierw wyjdziemy z tej sali?- proponuje. Ale
gdy tylko wychodzimy na korytarz siadam na jednej z umieszczonych
tam ławeczek zmuszając Kamińskiego żeby zrobił to samo.
– Choć, w tamtym korytarzu jest przytulna restauracja. Zamówimy coś do
jedzenia.
– Nie jestem głodna. Chcę wiedzieć po co to wszystko.- Krzysiek patrzy na
mnie tak samo jak ja na niego. Żadne z nas nie zamierza się poddać
pierwsze. Słyszę jak wypuszcza powietrze z płuc.
– Przecież wiesz dlaczego.
– Nie nie wiem. Właściwie to nie wyjaśniłeś mi niczego. Chciałeś
porozmawiać, więc zgodziłam się na spotkanie. A potem było to kino.
Teraz chcę poznać odpowiedź.
– Nie wiesz dlaczego chłopak zaprasza dziewczynę na randkę?
– Co? Przecież to nie jest żadna randka- mówię lekko drżącym głosem.-
Więc to dlatego mnie tu zaprosiłeś?
– Przecież znasz odpowiedź na to pytanie- jestem skonsternowana.
– Więc...to co wtedy mówiłeś...w tamtej hali, to było na poważnie?
– A myślałaś, że żartuje?- prycha pozornie rozluźniony, ale wiem że jest
spięty.
– A co niby miałam sobie pomyśleć? Jakoś nie zachowywałeś się jak
zakochany na zabój chłopak.
– Ty też nie byłaś zbyt miła- odcina się
– Krzysiek, nawet jeśli to prawda to...
– Nic nie mów.- przerywa mi- Zanim coś dodasz pozwól mi coś
powiedzieć.- milknie na moment jakby starał się zebrać wewnętrzne siły-
Wiem, że nie najlepiej zaczęliśmy, ale daj mi szansę. Naprawdę chcę
spróbować.- Nadal gapię się na niego:- Przecież wyznałaś, że nic nie
czujesz do Karola ani do nikogo innego, prawda?- upewnia się.
– No tak, ale to nie znaczy, że...- znów nie pozwala mi dokończyć.
– Wiem, ale daj mi tylko szansę- prosi- Spotkajmy się parę razy abyś mogła
mnie lepiej poznać. Chcę tylko żebyś zgodziła się tylko na to. Nic więcej.
Nie żądam od ciebie, żebyś traktowała mnie jak swojego chłopaka.
Żałuję, że nasze pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Po prostu nie co
dzień spotykam osobę która otwarcie mi się przeciwstawia i wyraża
własne zdanie. Do tej pory byłem przyzwyczajony do czegoś innego.-
milknie patrząc na mnie czekając na moją reakcję. Tylko, że ja nie wiem
co mam powiedzieć. No bo najchętniej powiedziałabym mu: spadaj na
szczaw. Ale jaka część mnie cieszy się, że tak przystojny chłopak zwrócił
na mnie uwagę. Chyba że...
– To nie jest żaden żart, tak?
– Nie, głuptasie. Mówię szczerze.- Mrużę przez moment podejrzliwie oczy.
– Więc dobrze. Myślę, że możemy zostać przyjaciółmi- celowo podkreślam
to słowo, ponieważ nie mam zamiaru pozwolić żeby myślał sobie coś
innego. No bo ja nic do niego nie czuję. I jestem pewna, że nigdy nie
mogłabym pokochać kogoś takiego jak Krzysiek. Ale jeśli spotykając się
z nim parę razy nauczę go na przykład szacunku do biedniejszych od
niego (czyli większości społeczeństwa), panowania nad gwałtownym
charakterem czy bycia bardziej miłym to chyba będzie jakiś sukces? Tak
jak nawrócenia celnika, czy coś w tym stylu (z biblii też nigdy nie byłam
mocna), a więc zrobię dobry uczynek- Tylko pamiętaj, że jeśli tylko
obrazisz mnie mocniej niż zazwyczaj, zrywam umowę natychmiastowoostrzegam
go.
– Dobrze. Od tej pory będę zachowywał się bez zarzutu. To chodźmy już
coś zjeść- Mówi chwytając mnie znienacka za dłoń i ciągnąc w kierunku
restauracji. Tym razem powstrzymuje się od tego, żeby ochrzanić go za
to, że mnie ciągnie. A gdy trzyma mnie za dłoń, mimowolnie się
uśmiecham.
Gdy jestem już w domu okazuje się, że nie tylko moja siostra czeka w kuchni
aby zamęczyć mnie pytaniami, ale cała moja rodzina. Tata jak zwykle żartuje,
że już najwyższy czas żebym wreszcie przyprowadziła do domu chłopaka a
jeśli jeszcze jest nadziany to już wspaniale. Mama podchodzi do tego trochę
poważniej posyłając ojcu gniewne spojrzenie i pytając mnie o szczegóły.
Mariola natomiast w kółko ględzi tylko o tym jaki Krzysiek jest przystojny (no
bo widziała go przecież rano na klatce). W końcu mając dość tego harmideru
wykrzykuję, żeby dali mi święty spokój, bo nie mam żadnego chłopaka. Będąc
już w swoim pokoju włączam laptopa aby tak jak wcześniej ustaliłyśmy z Izą i
Andżelą porozmawiać. Tylko oczywiście nie mam zamiaru wspominać im o
moim nowym układzie z Kamińskim.
W niedzielny poranek, budzi mnie telefon. Rozespanym głosem wypowiadam
słowo: halo.
– Jeszcze śpisz? Przecież jest po dziesiątej.- momentalnie się rozbudzam.
– To ty?- podnoszę się z pościeli i siadam na łóżku
– Tak, to ja Krzysiek- słyszę w słuchawce jego melodyjny głos- Chciałem
się z tobą dzisiaj spotkać. Gdybyś chciała odmówić przypominam, że
masz jeszcze do spłacenia dług.
– Okej, nie zamierzałam protestować. Tylko, że dzisiaj jest niedziela- Czy
do końca następnego tygodnia będzie chciał się ze mną codziennie
widywać?
– No i co z tego?- No właśnie: co?
– Hm...- mruczę- po prostu się nie spodziewałam.
– Więc zacznij się szykować. Przyjadę po ciebie za godzinę.
– Nie- protestuję przypominając sobie wczorajszą reakcję mojej rodziny-
Spotkajmy się tam gdzie wczoraj, przed pizzerią.
– No dobrze, jak chcesz- wydaję mi się, że ton jego głosu trochę się
ochłodził.- Tylko nie guzdraj się i przyjdź na czas. Nie musisz się stroić.
– Dobra- odpowiadam zła i się rozłączam. Co to niby miało znaczyć? Że
nie mam po co tego robić, bo i tak nie jestem piękna? Boże jeśli on
traktuje tak dziewczynę w której sądzi, że jest zakochany to współczuję w
przyszłości jego narzeczonej i żonie. Mimo wszystko jednak maszeruję
pospiesznie do łazienki i biorę prysznic. Szybko suszę włosy, ubieram się
i idę na dół coś zjeść. Rodzicom mówię, że spotykam się z dziewczynami
i wychodzę. Gdy dochodzę na umówione miejsce, Krzysiek czeka już na
mnie na miejscu.
– Spóźniłaś się.- ,,wita mnie". Patrzę z niedowierzaniem na zegarek. Jest
piętnaście po jedenastej.
– Przecież miało być za godzinę.
– Właśnie. A minęło już 70 minut.
– Żartujesz?- prycham z niedowierzaniem.
– Nie. Myślałem już, że mnie wystawiłaś.
– Gdybym miała to zrobić to powiedziałabym ci o tym już podczas
rozmowy telefonicznej.- tłumaczę mu. Ale czuję się dziwnie połechtana
faktem, że nie był mnie pewny. I bardzo dobrze, przyda mu się taka lekcja
pokory.- Zamierzasz już się do mnie w ogóle nie odzywać?- mówię po
pięciu minutach jazdy.
– Widzę, że świetnie się bawisz moim kosztem.- śmieję się krótko.
– Nie zaprzeczę. Teraz wiesz jak czuje się normalny chłopak gdy na kogoś
czeka.
– Więc ja jestem nienormalny?
– Jaki ty jesteś drobiazgowy. Przecież wiesz o co mi chodzi. Nigdy na
nikogo nie czekałeś, co? Jakie to uczucie?
– Pff- wywraca oczami- Oczywiście, że czekałem...No dobra może i nie,
ale co z tego?
– Nic. Teraz już będziesz wiedział. To był twój taki pierwszy raz.. Gdzie
jedziemy?
– Zobaczysz.
– Wow, to będzie jakieś twoje popisowe miejsce? Tak gdzie zabierałeś inne
dziewczyny?- patrzy na mnie zmrużonymi oczami- Wolałabym żebyś
patrzył jednak na drogę.
– Więc jednak jesteś zazdrosna? Niepotrzebnie.
– Ha, żebym była zazdrosna musiałabym do ciebie coś czuć.
– I jeszcze poczujesz.
– To groźba?
– Nie, obietnica.
– Jesteś bardzo pewny siebie i przykro mi będzie cię rozczarować.-
Krzysiek uśmiecha się wpatrzony w jezdnię.
– Nie rozczaruję się. Zobaczysz, że się we mnie zakochasz.
– Wiesz, gdyby tak było mógłbyś wybrać dowolną dziewczynę i zupełnie
obcego jej chłopaka a potem kazać im się w sobie zakochać. Jednak to
niestety niemożliwe.
– Ale my przecież nie jesteśmy sobie zupełnie obcy.
– Krzysiek, już mówiłam ci, że ja...-przerywam, bo nie chcę znowu
powtarzać tego co mówiłam wcześniej.
– Chcesz się założyć?
– O co? O to, że się w tobie zakocham?- Kamiński kiwa głową- Chyba
oszalałeś.
– Dlaczego?
– Bo to bez sensu. Znam siebie wystarczająco dobrze żeby to wiedzieć.
Wiesz dobrze, że spotkałam się z tobą tylko dlatego, że pomogłeś mi
wtedy w szpitalu. Nigdy cię nie oszukiwałam.
– Skoro jesteś tego taka pewna to co ci zależy?- wzdycham ciężko.
– Dobra, zgadzam się. Więc o co chcesz się założyć?
– Powiem ci jak wygram zakład.
– A co jeśli przegrasz?
– Ty zdecyduj o swojej nagrodzie.
– Hm..-myślę. W sumie to będę szczęśliwa jeśli da mi spokój, ale przecież
tego mu nie powiem.- Przebierzesz się za dziewczynę i będziesz udawał
transwestytę.
– Co?!!
– Nic- śmieję się- Sprawdzałam tylko jak zareagujesz. O, wiem. Zaprosisz
Sylwię na obiad.- jego mina rzednie.- No co, przecież to taka fajna
dziewczyna...- ironizuję.
– Ok. Więc ustalone?
– Hola, hola nie tak prędko. Musisz mi powiedzieć co będę musiała zrobić
jeśli przegram. Zazwyczaj nie łamię danego słowa, a jeśli każesz mi
skoczyć z dachu będę musiała to zrobić a nie chcę jeszcze umierać.- nie
dotarło do niego nic z tego co powiedziałam. Zinterpretował wszystko na
opak.
– Więc jednak boisz się, że możesz przegrać?- posyła mi szeroki,
wymowny uśmiech.
– Oczywiście, że nie! Zresztą zapomnij o tym pytaniu.- zaprzeczam
gwałtownie cała w pląsach. O kurcze, znowu się zaplątałam.
Reszta drogi minęła nam w milczeniu. Gdy dojeżdżamy do jakiegoś wielkiego
budynku, Krzysiek każe mi wysiąść. Zdziwiona podnoszę na niego wzrok.
– Znowu centrum handlowe?- pytam go.
– Nie, to coś znacznie lepszego. Choć.- łapie mnie znów za rękę i (O Mój
Boże) nawet mnie za sobą nie ciągnie! Prawdziwy cud.- Co cię tak bawi?
– Nic- kręcę przecząco głową ze śmiechem. W środku okazuje się być
wielki tor do jazdy gokartami. Patrzę na to wszystko niedowierzającym
wzrokiem.
– Mam nadzieję, że ci się spodoba- powiedział Krzysiek- Gdy byłem
młodszy bardzo lubiłem tu przyjeżdżać. - Choć wyżej, na górze jest...
– Nie- postanawiam- Chcę przejechać się takim samochodem- Krzysiek
patrzy na mnie z zaskoczeniem
– Ale chyba jesteś już na to trochę za duża?
– I co z tego? Tam jedzie jakaś trzydziestokilkuletnia kobieta.- mówię
wskazując na jakąś postać w miniaturowym samochodziku.
– Ale jest z dzieckiem.
– Nie bądź taki, będzie fajnie- tym razem to ja ciągnę go w stronę
samochodów. I rzeczywiście, tak jak myślałam już po kilku minutach
bawię się wyśmienicie. Nawet Krzysiek, co zauważam z niejaką ulgą,
dobrze spędza czas. Zwłaszcza gdy proponuję, że się pościgamy. No bo
dobrze jest tak od czasu do czasu rozbudzić w sobie dziecko. A
Kamińskiemu tego najwyraźniej brakuje.
Gdy schodzimy z toru w świetnych humorach idziemy na górę, gdzie znajduje
się wielka sala pokryta matą. Jak wyjaśnia mi Krzysztof, w takim miejscu
ćwiczą kaskaderzy swoje triki. Teraz odbywają się tam jakieś ćwiczenia.
Wszystko wygląda bardzo efektownie. Najpierw trochę oglądamy pokaz, a
potem (jako że jestem tu po raz pierwszy) dokazuję sobie jak mała dziewczyna.
Tylko po wszystkim jest mi trochę głupio przed Kamińskim, ale co tam.
Przecież nie staram się zrobić na nim żadnego wrażenia, prawda? Potem
wchodzimy na wyższe piętro aby zjeść coś ciepłego. Sport zdecydowanie
zwiększył mój apetyt.
– Skąd znasz takie fajne miejsce?- pytam go wcinając swój kawałek pizzy.
– Już ci mówiłem, gdy byłem mały ojciec często mnie tutaj zabierał.
Miałem nadzieję, że ci się tutaj spodoba.
– Żartujesz? Tu jest cudownie- No bo oprócz tego co już widziałam jest tu
strzelnica, basen, tor do łyżew i kilka innych hal sportowych- Gdybym
znała to miejsce przychodziłabym tu wcześniej.
– Nie sadzę.- mówi Krzysiek- No bo to miejsce nie jest dostępne dla
każdego.
– Ach, rozumiem- uśmiech zamiera mi w jednej chwili.
– Więc jak widzisz pieniądze czasem są ważne.
– Pijesz do tego co powiedziałam ci wtedy na hali? (tzn gdy wyznał mi
miłość)
– Zawsze wiedziałem, że jesteś bystra- mówi popijając kolę i puszczając do
mnie oko.
– Często tu bywałeś?
– Niezbyt. Ojciec nie zawsze miał czas.- wiem, że nie powinno mnie nic
obchodzić wszystko co dotyczy rodziny Kamińskiego, ale nic nie poradzę
na swoją ciekawość.
– Pewnie był zapracowany?- mówię domyślnie.
– Jeszcze jak. Do tej pory więcej czasu spędza w firmie niż w domu.- mówi
Krzysiek, a ja dostrzegam, że nie jest tak spokojny jakiego chce udawać.
Mimowolnie przypominam sobie słowa Karola: ,,może na to nie wygląda,
ale Krzysiek nie ma łatwego życia".
– Nie masz więcej rodzeństwa oprócz Mai?- pytam go chcąc zmienić temat,
ale niestety mi to nie wychodzi. Teraz Krzysiek pomyśli sobie, że jeszcze
się nim interesuje.
– Tak. Choć w zasadzie jest jeszcze syn mojego ojca z poprzedniego
małżeństwa, ale jesteśmy tylko przyrodnimi braćmi. No i jest dużo
starszy, więc...Tylko nie mów, że to widać, że jestem rozpieszczony, bo
się wkurzę.
– Jakże bym śmiała. Jak coś takiego mogło ci przejść przez głowę?
– Czy ty ironizujesz?
– Ja? No coś ty- mówię takim tonem jakby nawet samo przypuszczenie
mnie obrażało.
– W sumie to chyba jestem trochę rozpieszczony.- nie wytrzymuje i
parskam śmiechem. Krzysiek się do mnie przyłącza. Przez moment, gdy
patrzę mu prosto w oczy widzę w nich coś dziwnego, coś czego nie
umiem określić i nazwać. Dyskretnie chrząkam.
– Coraz lepiej. Może jeszcze będą z ciebie ludzie.
– Powiedziała pani idealna.
– No dobra, już nie będę się z ciebie wyśmiewać.
– A ty masz tylko siostrę?- pyta mnie.
– Tak. I dzięki Bogu, bo o jedną za dużą.
– Wcale nie wyglądało na to, że jej nie znosisz.
– Nie powiedziałam, że jej nie znoszę, ale jest strasznie upierdliwa.
Wczoraj...-tak się zagalopowałam, że mało co nie wyznałam mu, że
przedstawiła go rodzicom jako mojego chłopaka.
– Czemu przerwałaś? Opowiadała coś o mnie?
– O tobie? No coś ty.- zaprzeczam, ale znów zdradza mnie rumieniec.
Dlaczego muszę się rumienić w najmniej odpowiedniej chwili?- wkurza
mnie domyślny uśmiech Kamińskiego.
– A więc opowiadała. Ciekaw jestem co, ale tego mi pewnie nie powiesz?
– Nic ciekawego, zapewniam cię. Możemy zmienić temat?
– W takim razie powiedz mi dlaczego pracujesz w pizzerii z tym idiotą.
– Z Michałem? On nie jest idiotą. A poza tym to jego rodzice są
właścicielami tej pizzerii.
– Więc to chuchro posiadające małą knajpkę tak się do mnie rzucało?
– Hej, nie musisz go obrażać. To, że twoi rodzice mają firmę nie znaczy, że
możesz traktować wszystkich z góry.
– Nie traktuje go z góry. Ale on sam zaczął. Chyba mnie nie lubi- Mam
ochotę wtrącić, że chyba niewiele osób lubi go tak naprawdę, ale gryzę
się w język.
– Więc może spróbujesz go polubić? I przeprosić.
– Po co? Przecież i tak za tydzień odchodzi.
– Ja też- przypominam mu.
– Przecież obiecałaś mi, że weźmiesz udział w zakładzie.
– W tym twoim durnym zakochaniu się w tobie? Jak długo ma to trwać?-
pytam dopiero teraz o tak istotną rzecz.
– Na pewno nie tydzień.
– Więc ile?
– Tyle ile będzie trzeba.
– Nie grasz fair.
– Ty też nie. Nawet się nie starasz.
– Ja się nie staram? A co według ciebie powinnam robić? Poza tym uczucia
nie są sprawą pragmatyczną. Nad nimi nie ma się wpływu.
– Więc bardzo mnie nienawidzisz?- pyta poważnie. Zastanawiam się przez
chwilę.
– To nie jest tak, że cię nienawidzę. Przynajmniej teraz. Raczej staram się
unikać tego typu emocji, bo bardzo wyniszczają. Ale nie sądzę też, żebym
mogła się w tobie zakochać. A poza tym to pewnie taki twój kaprys. Jak
powiedziałeś wczoraj nie jesteś przyzwyczajony żeby ktoś ci się
przeciwstawił, więc swoją asertywnością ci zaimponowałam. Niedługo
zobaczysz, że nie jestem nikim wyjątkowym.
– Dla mnie jesteś- Boże, patrzy przy tym wprost na mnie. I jest bardzo
poważny. Ojejku, to co powiedział jest takie...miłe. Uśmiecham się do
niego chcąc mu w ten sposób podziękować. Przez kilka sekund nikt z nas
się nie odzywa. W końcu opuszczam wzrok na talerz z kawałkiem pizzy.
Powoli biorę mały kęs i udaję, że słowa Krzyśka nie wywarły na mnie
żadnego wrażenia.
Po wyjściu z restauracji jeździmy jeszcze trochę po mieście: Krzysiek
zachowuje się trochę jak przewodnik wycieczki jako że w ogóle nie znam tej
części miasta (czytaj miasta dla bogaczy). Zadaje mi przy tym pytania o to co
lubię robić, jakie jest moje ulubione danie, czego nie znoszę. Sama nie
zauważam kiedy zaczynam opowiadać mu o swojej pasji do czytania thrillerów,
kolekcji
breloczków i zamiłowania do małych zwierząt. I nie wiem jak to się stało, że
zupełnie przestałam kontrolować przy nim każde wypowiadane przeze mnie
słowo. Może więc w innych okolicznościach moglibyśmy stać się nawet
dobrymi kolegami? Kto wie.
– O czym teraz myślisz?- pyta Krzysiek w pewnej chwili gdy odwodzi
mnie do domu.
– Hm, o niczym szczególnym.- odpowiadam, bo przecież nie powiem mu
prawdy. Jeszcze zrobiłby sobie fałszywe nadzieje wyobrażając sobie nie
wiadomo co.
– Dobrze się bawiłaś?
– Tak. Było naprawdę super. Skąd wiedziałeś, że lubię takie miejsca?
– Ptaszki wy-ćwierkały, że lubisz oryginalne i dziwne rzeczy.
– Ptaszki o imieniu Iza, tak? Rozmawiałeś z nią i wszystko wypaplałeś?!
– Spokojnie. Przecież i tak udajemy parę dla reszty szkoły.
– Ale moje przyjaciółki znają o mnie prawdę. Mówię im o wszystkim.
– O wszystkim?- pyta znacząco.
– O nie. Jeśli masz nadzieję, że cokolwiek od nich uzyskasz to grubo się
mylisz.
– Boisz się, że mógłbym dowiedzieć się czegoś o twoich prawdziwych
uczuciach?
– Raczej, że mógłbyś się definitywnie zawieść i nie mogłabym już
zobaczyć takich miejsc jak dzisiaj.- odparowuję. Krzysiek, zamiast być
zły tylko się uśmiecha.
– Jesteś zabawna kiedy się złościsz.
– Nie ty pierwszy mi to mówisz. Chyba pomyślę o pracy w cyrku. Po co mi
studia?- ironizuję. Gdy dojeżdżamy już do mojego domu proszę go aby
zatrzymał samochód przed pizzerią. Humor znacznie mi się poprawia.
Krzysiek, jęcząc krótko, spełnia moje polecenie.
– Czy jestem aż tak okropny, że wstydzisz się mnie pokazać rodzicom?
– Nie, ale nie chcę żeby żartowali sobie potem ze mnie wyobrażając nie
wiadomo co. Bo przecież nie mogę im powiedzieć o naszym zakładzie i
umowie.
– No tak zakład...- mamrocze pod nosem Krzysiek. Gdy chce już wysiąść z
auto dotyka lekko mojego ramienia- Poczekaj.
– Tak? Coś jeszcze?- Kamiński patrzy na mnie bez słowa
– I co? Polubiłaś mnie trochę?- jego nieśmiałe pytanie wydaje mi się
bardzo zabawne.
– Tak, zyskałeś dwa punkty, nie pamiętasz? Jeden za zgodę na gokarty a
drugi za pomysł na przyprowadzenie mnie do tamtego miejsca. Bardzo ci
dziękuje.- uśmiecham się do niego lekko. Odwzajemnia się tym samym
po czym wolno nachyla się w moją stronę. Początkowo nie wiem co
zamierza zrobić, ale gdy nasze twarze dzieli co najwyżej kilkanaście
centymetrów odwracam głowę w drugą stronę. Potem, żeby nie zrobiło
się niezręcznie szybko wychodzę nie chcąc nawet spojrzeć mu w twarz.  


Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now