33.

24.2K 975 71
                                    

Po moim totalnym zaskoczeniu Karol orientuje się, że popełnił znaczy faux pas. Ale jest już za późno.
- Aga sorry, myślałem że wiesz. Bo to dla niego prawdziwa szansa i okazja do zbadania funkcjonowania rynków amerykańskich i nabrania doświadczenia w późniejszym zarządzaniu Build&Project- papla coś bez sensu nieświadomie jeszcze bardziej mnie przygnębiając- Naprawdę...przepraszam- kończy w końcu. Silę się na uśmiech.
- W porządku, nic się nie stało. W każdym razie dobrze wiedzieć- odpowiadam z sarkazmem. I nie mogąc już dłużej znieść tego współczującego spojrzenia Zawadzkiego postanawiam odejść- Przepraszam cię, ale powinnam przywitać się jeszcze z Andrzejem i Kamilą. Na razie.- odchodzę nawet nie czekając na jego reakcje. W głowie kłębi mi się tylko jedno jedno znanie: „Dostał propozycję z CEEPUSU. Wyjeżdża na wymianę studentów w przyszłym semestrze.” Dlaczego Krzysiek mi o tym mi nie powiedział? Dlaczego przemilczał coś tak ważnego? 
Wytrącona z równowagi zaczynam czuć suchość w gardle. Postanawiam więc podejść do stołu i napić się soku. Albo czegoś mocniejszego.
- Och, tu jesteś- słyszę za sobą znajomy głos i mało co nie parskam. (co byłoby raczej nie wskazane zważywszy na to, że w ustach miałam pełno buzujących bąbelków z szampana.- Już świętujesz?- pyta mnie z uśmiechem pochylając się do mnie od tyłu. Przyoblekając na twarz uśmiech odpowiadam mu słodko:
- Tak. Napijesz się ze mną? W końcu mamy co świętować- robi zdziwioną minę, ale posłusznie bierze ode mnie drugi kieliszek.
- A co właściwie świętujemy?
- Jak to co? Twój wyjazd.- odpowiadam starając się by mój głos brzmiał pewnie. Zauważam, że jego uśmiech gaśnie.
- Jaki wyjazd?
- No w semestrze letnim. Chyba powinnam ci pogratulować, co?
- Skąd o tym wiesz?- jego wyrzut w postaci tego pytania sprawia mi ból. Bo nawet nie pomyśli o tym, że to trochę nie fair że mi o tym nie powiedział. Tylko to jest ważna: kto mi o tym powiedział.
- Czy to ważne? Mnie natomiast interesuje kiedy ty zamierzałeś mi o tym powiedzieć. Przed samym wyjazdem? A może wcale?
- Agnieszka...to nie jest dobry moment.
- Och, oczywiście że nie- potwierdzam ironicznie- Przecież za kilka godzin Nowy Rok, prawda i mamy się bawić. Tak więc wybacz mi, idę do Andżeliki.
- Nie zachowuj się tak.- odzywa się do mnie gdy właśnie odkręcam się na pięcie aby odejść.- Powiedziałem ci, że potem porozmawiamy na ten temat. Tutaj jest za dużo ludzi.
- W porządku. Tylko nie wiem czy będzie mi się chciało potem o tym gadać.
- Hej, co to ma znaczyć?- pyta ze stalowym błyskiem w oku.
- To co słyszałeś. Ty jakoś nie miałeś ochoty rozmawiać ze mną na ten temat wcześniej, więc ja nie mam ochoty rozmawiać z tobą o tym teraz.- odkładając kieliszek odchodzę do niego nadal drżąc z nadmiaru emocji. Ale i tak słyszę za sobą:
- Agnieszka, poczekaj!- woła mnie Krzysiek. Tylko, że chyba nie rozumie, że ja nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Puszczaj mnie!- syczę gdy łapie mnie za rękę i gdzieś za sobą ciągnie. Mimo wszystko, żeby nie robić z siebie przedstawienia decyduje się iść za nim. Okazuje się, że prowadzi mnie do ogrodu. Gdy tylko przestaję już słyszeć gwar muzyki, wyrywam swoją dłoń.- Kazałam ci chyba mnie puścić. Nie cierpię gdy wleczesz mnie za sobą jak dziecko.
- Więc zachowuj się jak dorosła- odpowiada mi, a ja z trudem hamuje wściekłość. W tej chwili jestem na niego tak zła, że mogłabym go uderzyć.
- Co?!- wydzieram się gdy nadal nic nie mówi- Przywlokłeś mnie za sobą żeby teraz tu tak sterczeć?
- Dowiedziałem się tuż przed świętami.- wyznaje w końcu.
- No tak , rzeczywiście nie miałeś czasu żeby mi o tym powiedzieć- ironizuję.
- Nie o to chodzi. Po prostu czekałem na właściwy moment.
- Właściwy moment? A kiedy według ciebie miał on nadejść, co? Miałeś w ogóle zamiar mi powiedzieć?
- Tak. Chciałem ci powiedzieć przed wycieczką i gdy już spędziliśmy te kilka dni razem, ale jakoś nie mogłem się zebrać w sobie.- to sprawia, że czuję się jakby zdzielił mnie obuchem w głowę.
- Więc pojechałeś tam ze mną wiedząc o tym wszystkim? Zaplanowałeś ten wyjazd żeby mnie jakoś udobruchać, tak? I przespałeś się ze mną wiedząc o wszystkim żeby naznaczyć mnie jako swoją własność jak pieprzoną rzecz!
- Nie do cholery!- krzyczy łapiąc mnie za ramiona i patrząc prosto w oczy.- Naprawdę myślisz, że byłbym do tego zdolny?- Czuję, że zbiera mi się na płacz.
- W tej chwili niczego nie jestem pewna.- odpowiadam – Wiesz jak się czułam gdy Karol mimochodem powiedział mi o tym, bo mój chłopak najwyraźniej uznał, że półroczny wyjazd za granicę nie jest faktem o którym powinien mnie informować? Jak ktoś dla ciebie nieważny, ktoś komu nawet nie warto o tym wspominać.
- Jak możesz tak mówić? Zwłaszcza po tych ostatnich dniach?- mimowolnie czuję, że się rumienie doskonale wiedząc co ma na myśli. Ale jednocześnie czuję złość.
- Więc skoro już się ze mną zabawiłeś, to droga wolna. Jedź sobie, proszę bardzo! Skończmy to teraz i lepiej rozstańmy się, po co mamy czekać do twojego wyjazdu?! Życzę ci dużo szczęścia!- dodaję na odchodnym rzucając w niego wisiorkiem z dedykacją. Potem szybko biegnę w kierunku wyjścia i bramy nie zważając na to, że jestem tylko w cienkim bolerku i sukience, a na zewnątrz jest przynajmniej -5 stopni. Ale w tej chwili to mi nie przeszkadza. Bo ból w sercu zakłóca wszystkie inne bodźce. Dopiero za posesją czuję ogarniające mnie zimno. Rozglądam się szukając wzrokiem Krzyśka. A więc nawet za mną nie poszedł, myślę dając wreszcie upust nagromadzonym łzom i frustracji. Więc tyle byłam dla niego warta. Znów z nową energią zaczęłam stawiać nierówne kroki (bo miałam na sobie botki na sporym obcasie) w kierunku przystanku autobusowego. Dobrze, że przynajmniej miałam ze sobą kopertówkę. Odeszłam może z pięćset metrów, gdy za sobą ujrzałam światła reflektorów. Z czarnego bmw wysiadł Krzysiek nawet nie siląc się na zgaszenie silnika.
- Karol mówił mi, że znając ciebie to pójdziesz do domu bez kurtki, ale ja nie myślałem, że jesteś aż taką idiotką! Chcesz dostać zapalenia płuc?
- A co cię to obchodzi?!- odpowiadam w podobnym zaczepnym tonie.- Jeśli chciałam zostawić kurtkę to to zrobiłam. - Krzysiek przewraca tylko oczami zaciskając gniewnie usta.
- Wsiadaj.
- Nie dziękuję.
- Wsiadaj.- powtarza bardziej stanowczo.
- Powiedziałam, że nie. Możesz sobie wracać na przyjęcie i dobrze się bawić- odpowiadam odwracając się i starając się ignorować przeszywające mnie już zimno. Ale on zabiega mi drogę znów chwytając brutalnie za rękę i wlekąc w stronę auta.
- Powinienem zostawić cię tutaj samą i poczekać aż odmarznie ci tyłek.- mówi w drodze. To jeszcze bardziej mnie złości, więc z całych sił zapieram się jak tylko mogę aby uniemożliwić mu wpakowanie mnie do swojego auta. Chyba w końcu zdaję sobie z tego sprawę, bo przestaje się ze mną siłować.- Więc chcesz tu tak stać? Już masz sine usta.- mówi odpinając swój płaszcz. Spuszczam głowę by nie dostrzegł w moich oczach łez. I posłusznie daję sobie nałożyć na ramiona rozgrzany ciepłem jego ciała płaszcz.-- Dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego nawet nie dałaś mi dojść do słowa?- pyta tym razem łagodniejszym tonem z nutką goryczy i rozczarowania.
- A co takiego chciałeś mi jeszcze powiedzieć, co? Że wyślesz mi kartkę na Wielkanoc? A może, że powinniśmy zrobić sobie przerwę?
- Przede wszystkim to, że nie powiedziałem, że tam pojadę. Nie podjąłem jeszcze decyzji, ale jeśli mam wybierać między tobą , a tym wyjazdem to chyba wiesz co wybiorę- mówi dotykając wierzchem dłoni mojego policzka. Wtedy nie mogę powstrzymać już łez.
- Przepraszam- szepczę cicho gdy mocno mnie obejmuje szlochając w jego prawe ramię- Wiem, że zachowałam się irracjonalnie, ale to wszystko wytrąciło mnie z równowagi. Kocham cię. I myślałam...myślałam, że chcesz mnie zostawić.
- Jak mógłbym to zrobić? Przecież obiecałem, pamiętasz?- potem dodaje wesołym tonem- Przez ostatni rok poczyniłaś wielkie postępy w wyrażaniu swoich uczuć.- próbuje mnie rozbawić, ale przebyty niedawno szok nadal nie pozwala mi się uspokoić- Hej, proszę nie płacz już. Nie przeze mnie. Też cię kocham. I nigdy o tym nie zapominaj, dobrze?- pyta jednocześnie wkładając mi do ręki łańcuszek. Potem dodaje już pozornie groźnym tonem- I jeśli jeszcze raz nim we mnie rzucisz, to tym razem naprawdę złoję ci skórę.- pospiesznie odbieram swoją własność.
- Przepraszam- powtarzam, bo czuję się coraz bardziej zażenowana swoim wcześniejszym zachowaniem. Co sobie teraz o mnie pomyśli?
- Choć już, zmarzłaś. Chcesz jechać do mnie do domu?
- A co z przyjęciem?
- Nasi przyjaciele zrozumieją. Wsiadaj. Z tyłu jest twoja kurtka.
W drodze uspokajam się na tyle, żeby spojrzeć na wszystko chłodnym okiem. Dobra, nie mogę zaprzeczyć, że Krzysiek popełnił błąd o niczym mi nie mówiąc, ale szczerze mówiąc nie powinnam reagować aż tak melodramatycznie. Bo przecież powiedział, że zostaje, tak? Tylko nic nie mogę poradzić na to, że w mojej głowie wciąż tkwią słowa Karola: „Bo to dla niego prawdziwa szansa i okazja do zbadania funkcjonowania rynków amerykańskich i nabrania doświadczenia w późniejszym zarządzaniu Build&Project”. 
- Chcesz tam jechać, prawda?- odzywam się do niego. Zaskoczony patrzy na mnie przez chwilę.
- Przecież powiedziałem ci, że zostaję.
- A ja spytałam czy chcesz tam jechać.
- Chciałbym.- mówi z wewnętrzną pewnością- Jeśli pojechałabyś ze mną, a wiem że to nie możliwe.
- Nie to niemożliwe- zgadzam się z nim- Ale możesz jechać sam.
- Co?- pyta totalnie zdezorientowany. Szczerze mówiąc ja też jestem zaskoczona swoim wyznaniem, ale czuję że tak trzeba.
- Przecież tego chcesz- tłumaczę, bo widziałam błysk w jego oko gdy o tym mówił. Dlatego wbrew sobie mówię- I pojedziesz.
- Agnieszka, co ty chcesz powiedzieć?
- Mówię, że tam pojedziesz. Ja dam sobie radę i będę na ciebie czekać.
- Agnieszka, przecież powiedziałem, że....
- A ja mówię, że jeśli wcześniej tego chciałeś, to powinieneś pojechać- przerywam mu wycierając dłonią oczy- Przepraszam za to jak się wcześniej zachowałam, ale jak kiedyś stwierdziłeś jestem melodramatyczna.- próbuję się uśmiechnąć.
- Naprawdę nie musisz, bo nigdzie nie jadę- oznajmia mi stanowczo- Więc skończmy w ogóle tą rozmowę.
- Krzysiek, ja... ja zareagowałam tak, bo zupełnie się tego nie spodziewałam. I czułam się zraniona dowiadując się o tak ważnej rzeczy od osób trzecich. Ale gdy teraz myślę o tym wszystkim na spokojnie to...masz tam jechać. Masz wykorzystać swoją szansę na zdobycie wiedzy i naukę języka, choć angielski znasz już perfekcyjnie. Nie chcę cię ograniczać. Bo jeśli tego nie zrobisz, to dopiero wtedy się z tobą rozstanę.
- Ej, co to ma znaczyć?
- To co słyszałeś. Nie chcę żebyś potem miał do mnie o to żal- gdy chce zapewnić mnie, że niczego nie będzie żałował gestem nakazuje mu milczenie- W takim razie nie chcę żebyś nie skorzystał z tej szansy. Przecież nic mi nie będzie. I tak widujemy się tylko w weekendy, a te kilka miesięcy minie nam szybko, prawda? Poza tym, jesteśmy już dorośli i musimy liczyć się z konsekwencjami. Jakoś sobie poradzimy. Przecież jest jeszcze mail, Skype, wideo-rozmowy...taka rozłąka dobrze ci zrobi. Będziesz miał kiedy za mną zatęsknić.
- Naprawdę tego chcesz?- pyta w końcu
- Jasne. Z chęcią odpocznę od ciebie choć na kilka miesięcy.
- Pytam poważnie- mówi patrząc mi w oczy.
- Hej, patrz lepiej na drogę- mówię usiłując się roześmiać, ale wychodzi mi to raczej blado.- Jasne, że mówię poważnie. To wielkie wyróżnienie z którego powinieneś być dumny. A ja powinnam być dumna, że mam tak zdolnego chłopaka.
Gdy jesteśmy już w jego mieszkaniu, wolno siadam na łóżko. Krzysztof proponuje mi coś do picia, ale nadal czując przyjemne łaskotanie w żołądku wywołane szampanem odmawiam. Mimo wszystko idzie do kuchni i wraca z dwoma parującymi kubkami. Stawia je na biurku obok i siada obok mnie obejmując ramieniem i przesuwając w kierunku wezgłowia łóżka. W ten sposób oboje opieramy się o nie prawie siedząc. Wtulam się w niego chłonąc przyjemne ciepło jego ciała. W tej chwili nie potrzebujemy żadnych słów. 
- Naprawdę chcesz abym wyjechał?- pyta mnie kilka minut później.
- Nie chcę, ale przecież nie jesteśmy jaką parą nastolatków żeby nie zdawać sobie sprawy z czekających nas trudności. Poza tym wytrzymaliśmy bez siebie już ponad pół roku, pamiętasz? A mimo to teraz znów jesteśmy razem.
- Nawet mi o tym nie przypominaj- mówi całując mnie blisko skroni.- To co wtedy przeżyłem było najgorszym okresem w moim życiu.
- Ale tym razem rozstajemy się z zamiarem powrotu?- nic nie mogę poradzić na to, że moja odpowiedź przybiera formę pytającą.
- Nadal wątpisz?
- Nie, ale chce usłyszeć twoją odpowiedź.- znów mnie całuje. Tym razem niedaleko szyi.
- Kocham cię. I nigdy cię nie zostawię, bo...- urywa na chwilę odsuwając się ode mnie i wyciągając do mnie dłoń- Poczekaj na chwilę, zaraz wracam- cmoka mnie na odchodnym w policzek i odchodzi pozostawiając skonsternowaną. Wraca po niecałych dwóch minutach. Jest wyraźnie zakłopotany.
- Co się stało?- pytam go.
- Nic, w porządku.- drapie się po głowie co wzbudza we mnie śmiech. No bo naprawdę wygląda teraz jak pięcioletni chłopiec chcący podarować mamie laurkę.- Wiesz, chciałem ci dać to trochę później, ale dzisiaj...po prostu myślę, że to dobry moment.- Gdy patrzę na niego próbując odgadnąć o co mu chodzi. A gdy wyjmuje z kieszeni małe prostokątne pudełeczko niemal zamieram.
- To...- tyle tylko jestem w stanie wykrztusić.
- Tak, to pierścionek- odpowiada mi z niepewnym uśmiechem- Kocham cię. I chciałbym żebyś wiedziała, że to co do ciebie czuję jest prawdziwe.- mówi jednocześnie otwierając zawartość. Moim oczom ukazuje się śliczny, złoty krążek w otoczeniu maleńkich świecących kryształków. Momentalnie w gardle staje mi wielka gula tak, że nie jestem w stanie nawet przełknąć ślinę.- Może coś odpowiesz?- mrugam zaskoczona.
- Przecież nawet nie zadałeś pytania- mówię z uśmiechem na ustach czując rozczulenie wywołane jego niepewnością i zakłopotaniem. Nagle zaczynam się śmiać.
- Śmiejesz się ze mnie?- pyta wyraźnie urażony.
- Nie. Po prostu dzisiejszy dzień jest niewiarygodny: najpierw kłócimy się o twój wyjazd, potem wściekam się jak głupia i w złości z tobą zrywam, a na końcu coś takiego. Chyba sam zauważasz jakie to wszystko nieprawdopodobne.
- Tak, masz rację. Chyba trochę się wygłupiłem.
- Nie- zapewniam go pospiesznie- Kocham cię. I nie potrzebuję żadnego zapewnienia. Bo ci ufam.
- Jakoś godzinę temu...
- Godzinę temu byłam zła na to, że zataiłeś coś przede mną. Myślisz, że naprawdę z tobą zerwałam? Wiedziałam, że za mną pójdziesz.
- Taka byłaś pewna?- mierzwi mi grzywkę jak to ma w zwyczaju. Śmieję się głośno gdy pierścionek z powodu tego wstrząsu upada na podłogę.- Patrz co zrobiłaś.
- Ja? To ty go upuściłeś. I wiesz co? To były najgorsze zaręczyny jakie w życiu słyszałam. Żaden z ciebie romantyk- prycham zakładając ręce na ramiona.
- Więc go nie chcesz?- pyta złośliwie mrużąc oczy. Udaję, że się zastanawiam.
- Hm, w sumie to jest ładny.- mówię poważnie niszcząc efekt puszczając mu oko.
- Wszystko musisz zepsuć- odpowiada rozdrażniony zakładając mi pierścionek na palec.- Nie umiesz wcale być poważna?- mam ochotę odpowiedzieć coś w żartobliwym stylu, ale chyba rzeczywiście moment nie jest najodpowiedniejszy. Milczę więc przez chwilę podziwiając wygląd pierścionka na moim palcu. Pasuje idealnie. Swoją drogą to zawsze zastanawiałam się skąd facet, który oświadcza się dziewczynie zna dokładnie rozmiar jej palca nawet o to nie pytając. Krzysiek mógł dowiedzieć się od Andżeli lub Izy, ale przecież nigdy wcześniej nie nosiłam pierścionków, więc one raczej takiej wiedzy nie posiadają. Nie sądzę też, że zdał się na szczęście i wybrał go „na oko”. Postanawiam, że później go o to zapytam. Szybko potrząsam głową przypominając sobie jego ostatnie pytanie.
- Nie, bo jestem szczęśliwa- na moje słowa uśmiecha się patrząc z czułością w oczy.
- Więc zgadzasz się spędzić ze mną resztę życia? Zgadzasz się zostać moją żoną?
- Oczywiście, że tak.- mówię przytulając go- Byleby nie za szybko.- momentalnie odsuwa się ode mnie.
- Co to ma znaczyć? Jak to nie za szybko? Masz zamiar się rozmyślić?
- Jasne, że nie. Ale mam dopiero 20 lat.- śmieję się do niego, ale nie jest rozbawiony. Odsuwa się ode mnie.- Hej, o co znów chodzi?
- O nic.
- Krzysiek, przecież my nawet nie skończyliśmy studiów, wciąż drzemy ze sobą koty o najmniejszą drobnostkę i nawet dobrze się jeszcze nie znamy. Ej, naprawdę jesteś zły?
- O co? O to, że szukasz pretekstu?
- Nie szukam żadnego pretekstu. Po prostu chciałabym najpierw skończyć studia. Ale za kilka lat chce zostać twoją żoną- mówię obejmując go za z tyłu za szyję i przytulając się do niego.- Nie bądź już taki.
- A co jeśli mój ojciec znowu coś wymyśli? Znów mnie zostawisz?
- Oczywiście, że nie. A tak w ogóle to kiedy chciałeś wziąć ślub?- pytam.
- Nie wiem. Teraz to i tak nieważne, bo ty nie chcesz.- znów się ode mnie odsuwa. Gryzę go delikatnie w ucho próbując rozbawić. Potem lekko całuję go w kark i szyję masując ją dłońmi kolistymi ruchami. Czuję jak jego ciało się napina. 
- Kocham cię- mówię blisko jego ucha.- Bardzo cię kocham. I jeśli nadal będziesz tego chciał po powrocie ze Stanów, to pomyślimy nad jakimś bliższym terminem.- szepczę mu do ucha. To go wyraźnie uspokaja. Odwraca się w moją stronę. 
- Mówisz poważnie?
- Tak. Trzeba korzystać zanim ty się rozmyślisz- mówię całując go w usta. On obejmuje moją głowę przyciągając mnie bliżej do siebie. Wolno kładę się na łóżko prowokowana jego delikatnymi ruchami. Wtedy pocałunki zaczynają zmieniać się w bardziej namiętne, a pieszczoty coraz bardziej śmiałe. I sama nie wiem kiedy mam ochotę na więcej.
- Boże, Agnieszka- szepce mi blisko ucha odrywając się ode mnie na moment- Ty to potrafisz skutecznie odciągnąć mnie od tematu.
- Jakiego tematu?- pytam.
- Więc kiedy za rok?- Myślałam raczej o dwóch, ale na głos mówię:
- Zobaczymy...
- Aga...- przerywa gdy znów wpijam się w jego usta zdejmując mu marynarkę i rozpinając koszulę. Nic nie mogę poradzić na to, że mam na niego straszną ochotę.
- Nie uda ci się w ten sposób odwlec mnie od tematu...- odzywa się ponownie gdy moje usta błądzą po jego piersi i ramionach. W duchu uśmiecham się pod nosem świadoma swojego zwycięstwa i jego kapitulacji.- Przestań- wyszeptuje urywanym oddechem. Jestem pod wrażeniem jego opanowania- Najpierw....musimy...ustalić...
- Chyba mam ciekawsze zajęcie dla twoich ust- mówię przygryzając lekko jego dolną wargę, a potem obrysowując ją językiem. Na efekt nie muszę długo czekać. Jego język gwałtownie splata się z moim gdy przygwożdża mnie do łóżka swoim ciałem.
Jakiś czas później leżymy okryci zieloną narzutą pijąc po kieliszku szampana. 
- Wszystkiego najlepszego w nowym roku- mówię stukając go nóżką od kieliszka.
- Nie mógłby zacząć się lepiej- odpowiada posyłając mi powłóczyste spojrzenie. Potem wolno upija odrobinkę szampana i delikatnie styka swoje wargi z moimi. A zawarta w tym czułość i miłość sprawia, że mam ochotę płakać ze szczęścia.- Nie wiem jak uda mi się wytrzymać bez ciebie tak daleko. Chyba jednak zrezygnuje.
- Masz tam jechać i już- mówię kategorycznym tonem. - A po powrocie chce spotkać spokojnego, pozbawionego złośliwości chłopaka, który będzie mnie delikatnie prowadził nie ciągnąc za sobą jak worek z kartoflami.
- Choć tu mój worku z kartoflami...- mówi szczerząc się do mnie i odstawiając na bok szampana. Z ochotą wtulam się w jego ramię.- Ale będziesz za mną tęsknić?
- Bo ja wiem...za tym na pewno- dodaje wymownie patrząc na łóżko.
- Od kiedy moja słodka i niewinna dziewczyna zmieniła się z namiętną nimfomankę?
- Bez przesady. Jeśli ci się nie podoba to w każdej chwili mogę sobie pójść.
- A kto powiedział, że mi się nie podoba? Bardzo mi się podoba.- odpowiada pieszcząc ustami moją szyję i zostawiając na niej wilgotny ślad. Odsuwam się od niego z trudem i chwytam w obie dłonie prześcieradło.
- Chyba i tak powinnam już iść.
- Co? Żartujesz?
- Nie- mówię ze śmiechem na widok jego reakcji- Po prostu zanim się ubiorę i przyjadę do domu będzie już koło drugiej, a myślę że nie powinnam nocować poza domem.
- Przecież twoi rodzice wiedzą, że jesteś na przyjęciu.
- I co z tego? Andżela z pewnością zaraz wypaple, że szybko ulotniliśmy się z imprezy.
- Czyżbym wietrzył tu małą hipokryzję?- pyta z uśmiechem opierając się łokciem na boku. Ta seksowna poza sprawia, że nie mogę oderwać od niego oczu. Bo wydaje mi się być taki idealny, taki mój.
- Mów sobie co chcesz. Ale ja nie zamierzam później wysłuchiwać paplania mojej siostry na temat tego.- ostatnie słowo wymawiam znacząco- Poza tym, Andżelika pytała mnie na przyjęciu o to samo.
- I co jej powiedziałaś?- momentalnie wzbudzam jego zainteresowanie.
- Szczerze mówiąc coś w stylu, że seks jest trochę przereklamowany.- czuję jak mała poduszka uderza mnie poniżej piersi.- Hej, no co?
- Naprawdę wszystko jej opisałaś? Czy dziewczyny muszą wiedzieć o sobie nawet to kiedy jedna z drugą ma okres?- na te słowa nie mogę powstrzymać uśmiechu.
- Nie, powiedziałam jej tylko, że było cudownie i...
- I?- drąży
- I że ty byłeś cudowny.- jego przenikliwe spojrzenie zdaje się palić mnie na wskroś. Wydaje mi się, że widzi mnie tak jakby wcale nie osłaniała mnie żadna narzuta.
- Czemu tak patrzysz?
- Bo nie mogę się nadziwić, że w końcu należysz do mnie. Gdy przypomnę sobie początki...och złote dwa miesiące w Brylantowym Liceum.
- Naprawdę jesteś strasznie sentymentalny. Wstawaj już lepiej i się ubieraj. Przecież ktoś musi mnie odwieść.
Kolejne cztery tygodnie mijają mi równie wspaniale. W każdy weekend spotykam się Krzyśkiem na nowo ciesząc się jak głupia z jego przyjazdu. I nic nie mogę poradzić na to, że jestem totalnie zakochana. Z trudem udaje mi się wygospodarować trochę czasu na sesję i odwiedziny w szpitalu u Izy, która urodziła małego Antosia (bo w końcu wygrała batalię z Bartkiem o imię) Ale wkrótce moja idylla się kończy. Kamiński wyjeżdża na letni semestr, a ja żegnając go na lotnisku nie jestem w stanie powściągnąć łez. Po co kazałam mu jechać? Czemu chciałam stłumić swoją egoistyczną naturę siląc się na wspaniałomyślność? Przecież nie wytrzymam bez niego kolejnej rozłąki, myślę przygnębiona. Tyle, że teraz jest przecież inaczej, bo wiem że do mnie wróci. Ale co jeśli pozna tam jakąś długonogą wyzwoloną amerykankę i się w niej zakocha? Te i inne równie bezsensowne myśli nie dają mi spokoju.
- Zadzwonię do ciebie jak tylko wylądujemy. Czekaj na mnie, dobrze?- mówi gładząc mnie po policzku.
- Jasne, że będę czekać. Tylko nie zapomnij.
- Nie zapomnę- całuje mnie w policzek- Kocham cię, wiesz o tym prawda?- kiwam głową, ale i tak pojedyncza łza spływa mi po twarzy.
- Ja też cię kocham.
- Pamiętaj, dzwoń do mnie jak najczęściej nie zważając na różnicę czasową. I zamawiaj rozmowy na mój koszt.
- Tak, pamiętam- mówię po raz tysięczny.
- I pisz maile. Często. Pisz o wszystkim co się wydarzyło, o tym jak się czujesz, że tęsknisz, gdy masz jakiś problem lub spotkało cię coś dobrego...
- Tak wiem.
- I niech ten Czechowski nie kręci się obok ciebie zbyt blisko.
- Paweł? Przecież to tylko kolega.
- Może dla ciebie, ale ja umiem rozpoznać zakochanego.
- Krzysiek...- kręcę z niedowierzaniem głową na jego bzdurny zarzut- Wiem, że mnie kochasz, ale dla innych nie jestem aż tak atrakcyjna. To pewnie te twoje scentrowane oko- dodaję konspiracyjnym tonem. Uśmiecha się lekko.
- Ja i tak wiem swoje. Facet leci na ciebie.
- A ty trzymaj się z daleka od Amerykanek. Jeśli tylko usłyszę choćby jedno zdanie albo zobaczę zdjęcie, to przyjadę do ciebie i własnoręcznie skopie ci tyłek.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem, bo powtarzasz mi to w kółko od co najmniej godziny. Lepiej już idź, bo się spóźnisz.- w odpowiedzi tylko przytula mnie mocno do siebie, a potem długo i niespiesznie całuje w usta. Staram się czerpać z niego jak najwięcej aby pamięć o nim wystarczyła mi na ten cały okres gdy go przy mnie nie będzie. Ale gdy opuszcza moje ramiona nie mogę powstrzymać obezwładniającej mnie pustki.
Wracając z Karolem do domu nie jestem w najlepszym humorze. I nawet wesołe usposobienie i zabawne żarty Zawadzkiego nie są w stanie usunąć ze mnie przygnębienia.
- Hej, wyglądasz jakbyś miała go nigdy nie zobaczyć. Przecież on wróci..
- Tylko, że dopiero za pięć miesięcy. Co ja bez niego zrobię?- pytam sama siebie zakrywając głowę dłońmi. Karol delikatnie gładzi mnie po ramieniu
- Dasz sobie radę. Nie znam drugiej tak silnej osoby jak ty.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.- odpowiadam mu słysząc dźwięk komórki. Szybko wyciągam ją z kieszeni mając nadzieję, że to mój narzeczony. Ale przecież to niemożliwe, żeby już doleciał.- Halo?- odbieram połączenie od nieznanego numeru.
- Mówiłem, że ja nigdy nie przegrywam.- słyszę w słuchawce męski głos. Ale na dźwięk tych słów włos jeży mi się na głowie.
- Kto mówi?- pytam, dobrze już to wiedząc.
- Lepiej o nim zapomnij. Bo dla ciebie mój syn jest już stracony.- odpowiada mi Władysław Kamiński

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now