12.

25.1K 1K 10
                                    

Moje słowa: Wygrałeś. Wtedy na parkingu się pomyliłeś, to ja przegrałam, sprawiają, że Krzysiek odwraca się z powrotem w moją stronę. Nic nie mogę wyczytać z jego twarzy.
- O czym ty mówisz?- pyta patrząc na mnie.
- Dobrze wiesz o czym. O naszym zakładzie. Ja...ja chcę spróbować- mówię spuszczając głowę, bo czuję się zakłopotana. Na dodatek Krzysiek wciąż milczy, a ze wzrokiem utkwionym w podłodze za nic nie mogę dostrzec jego twarzy. - Nic nie powiesz?
- A co mam powiedzieć? 
- Nie wiem, cokolwiek. Czuję się teraz głupio.
- Więc wiesz jak ja czułem się przez ten cały czas kiedy ty mnie odtrącałaś.- wypuszcza ze świstem powietrze- Mówisz poważnie?- w końcu odważam się podnieść głowę.
- Jakoś nie jestem w nastroju do żartów.
- Wybacz, ale jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć. 
- Mnie też, ale to prawda.
- Co?-jest zdezorientowany moją odpowiedzią
-Mówię, że też nie rozumiem jak to się mogło stać, ale się stało.- Krzysiek uśmiecha się do mnie po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni. To znaczy od czasu zerwania na parkingu.
- Wygląda no to, że nie za bardzo cię to cieszy.
- To nie tak. Po prostu...nie lubię przegrywać- uśmiech Kamińskiego staje się szerszy. Podchodzi do mnie jeszcze bliżej i teraz dzieli nas najwyżej 5 metrów. Wpatruję się w niego oniemiała niepewna co teraz zrobi. No bo jest strasznie nieprzewidywalny.
- Więc przyszłaś tutaj po to żebyśmy znów zaczęli się spotykać?- pyta wprost. Przytakuje.- I czego ode mnie oczekujesz?
- Jak to czego oczekuję? 
- Wybacz, ale jakoś ci nie wierzę.
- Co?- pytam zdziwiona- Żartujesz?
- Bynajmniej. A co jeśli to ty sobie ze mnie żartujesz?
- Jesteś śmieszny. Nie po to ci to wszystko mówiłam żebyś teraz...
- No właśnie, po co mi to powiedziałaś? Bo tak czujesz? A może masz wyrzuty sumienia?- podchodzi do mnie jeszcze bliżej. Odruchowo lekko się cofam.- Widzisz, wciąż się mnie boisz.
- To nie prawda.- mówię twardo.Po prostu czuję się nieswojo gdy znajdujesz się tak blisko mnie, myślę.
- Udowodnij to.
- Jak?
- Pocałuj mnie.
- Co?- szerzej otwieram oczy.
- Słyszałaś. Nie mam zamiaru znowu wrócić do punktu wyjścia. Jeśli to zrobisz, może ci uwierzę. A poza tym, jak twierdzisz, przegrałaś zakład. I to jest właśnie moje życzenie.- sama nie wiem czemu czuję się taka przerażona. 
- Ale...- urywam nie mogąc znaleźć żadnej wymówki- Ale ja nie mogę.- przychodzi mi coś do głowy- Obiecałam ci, że nigdy tego nie zrobię pamiętasz? Zazwyczaj nie łamię słowa.- usiłuję zażartować, ale Kamiński po raz kolejny odchodzi ode mnie.
- Czekaj- mówię doganiając go i łapiąc za ramię.Odwraca się w moją stronę i przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu. W końcu przygryzam dolną wargę ze zdenerwowania.- Nie powiedziałam, że nie chcę żebyś mnie pocałował.
- A ja powiedziałem, że to ty masz mnie pocałować. Mam już dość twojego ciągłego odwracania twarzy, pochylania głowy czy ucieczek. Nie mam zamiaru łudzić się, że tym razem będzie inaczej. 
- Ale...
- Agnieszka, o co ci tak naprawdę chodzi?- pyta mnie zrezygnowanym tonem- Tym razem nic i nikt cię nie nie zmusza żebyś tu ze mną była. Nie musisz tu tkwić.
- Ale chcę.- Odpowiadam z wewnętrzną pewnością, którą czuję. Przypominam sobie te wszystkie momenty gdy spędzaliśmy czas razem, nasze rozmowy, żarty no i...kłótnie.
- Więc udowodnij to a wtedy ci uwierzę. Przecież to tylko zwykły pocałunek. Na pewno wcześniej już to robiłaś, a mi wciąż odmawiasz.
-No właśnie: nie.
- Co: nie?- pyta i po chwili się śmieje- Chcesz mi wmówić, że nigdy w życiu się z nikim nie całowałaś?- chyba odczytuje odpowiedź z mojej twarzy, bo wybucha śmiechem- Boże, ty nie żartujesz, tak? Ile ty masz lat? Dziewiętnaście?
- Jeszcze osiemnaście- syczę głęboko upokorzona. Po co w ogóle tutaj przyszłam? Przecież znam go już dostatecznie dobrze żeby to wiedzieć. - Głupek, idiota, dupek...- wyzywam go najróżniejszymi wyzwiskami, gdy nadal się śmieje- Więc tym razem to ja wybiegam szybko z pokoju. Oczywiście za drzwiami, w głębi korytarza mijam Izabelę rozmawiającą z Bartkiem i Karolem. 
- Aga, wszystko w porządku?- pyta mnie ta pierwsza, ale ja tylko omijam ją bez słowa przywitania nadal mamrocząc wyzwiska skierowane do Kamińskiego. Za sobą słyszę jeszcze głos Bartka: ,,Mówiłem wam, że to był zły pomysł. Tylko gorzej ich ze sobą skłóciliśmy” Otwierając frontowe drzwi głęboko wciągam powietrze nosem by powstrzymać łzy upokorzenia. Jezu jak ja go nienawidzę!
- Aga, zaczekaj!- nawet nie przekraczam bramy posesji gdy zjawia się Krzysiek. Ignoruje jego nawoływania. Ale po chwili czuję dłoń na moim ramieniu. 
- Puszczaj mnie!- wyrywam mu się walcząc zaciekle. Jednak jako ten wyższy i silniejszy wygrywa zamykając mnie w swoich ramionach. Dopiero czując przyjemne ciepło jego ciała spostrzegam, że wybiegłam na dwór bez kurtki.
- Przepraszam.- odzywa się Krzysiek wesołym tonem (chyba nadal jest nieźle ubawiony)- Nie chciałem cię zdenerwować.- nadal milczę ze spuszczoną głową, ale on podnosi lekko moją brodę do góry.- Wybaczysz mi? 
- To, że nie wyśmiałeś i poniżyłeś?- pytam udając naburmuszenie, bo jakoś cała moja złość gdzieś nagle zniknęła. 
- Nie śmiałem się z ciebie. Po prostu nie mogę uwierzyć, że jeszcze istnieją takie niewinne dziewczyny jak ty.- mówiąc to delikatnie jeździ kciukiem po mojej brodzie.- Czy to dlatego nie chciałaś mnie pocałować?
- Przecież znasz odpowiedź. 
- Nie, nie znam. Chcę ją usłyszeć.- znów zaczynam się wyrywać, bo nagle czuję się jak w pułapce. Zrezygnowana, wykrzykuję:
- Tak, to dlatego. Bo za każdym razem gdy się do mnie zbliżasz moje serce wali jak młotem i czuję ucisk w...- urywam cała w pląsach- Zadowolony? Poniżyłeś mnie już dostatecznie? W takim razie pozwól mi iść.
- Dlaczego uważasz swoje wyznanie za poniżające? Dla mnie znaczy bardzo wiele.
- Wyobrażam sobie. Pewnie wiele dziewczyn już ci to mówiło, co?- zupełnie ignoruje moje pytanie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś urocza. Zwłaszcza taka rozgniewana. I może przestaniesz się wreszcie wyrywać, bo nasi znajomi pomyślą, że jednak im się nie udało nas połączyć.
- Co?- pytam a on pokazuje mi dyskretnie okno za którym widać trójkę postaci: zapewne Karol, Bartek i Iza. A więc szpiegują nas, podstępni oszuści. 
- No i bardzo dobrze. Należy im się. Niech myślą, że nic nas nie łączy i...ej ja wcale nie powiedziałam, że im się udało.
- Czemu się złościsz? Wciąż się na mnie gniewasz?
- Tak. 
- Więc może ci to jakoś wynagrodzę, co?- pyta uśmiechając się do mnie. Automatycznie odwzajemniam go.
- Jak?
- Powiem ci w środku. Przecież chciałaś się zemścić, prawda? Poza tym zmarzłem i ty też. No chodź- chwyta moją dłoń i ciągnie w stronę domu Karola. Tylko, że tym razem to mi w ogóle nie przeszkadza. 
Gdy jesteśmy już w środku w porozumieniu oddalamy się od siebie bez słowa. Gdy za jakiś czas przychodzą nasi znajomi siedzimy w dwóch różnych krańcach pokoju.
- Namówiłem ją żeby została na obiad. Powiedziałem, że zamówiłeś pizzę. Hawajską.- informuje poważnie Krzysztof.
- Tak- przytakuję starając się powściągnąć rozbawienie- Moja ulubiona.- wszyscy wciąż gapią się na nas oczekując nie wiadomo czego. Chcieli bawić się w swatkę, proszę bardzo. Ale ja z Krzyśkiem też im się za to odwdzięczę. Ja z Krzyśkiem, myślę. Jak to połączenie do siebie pasuje. Ja i on, on i ja...
- Aga, czemu tak milczysz?- słyszę obok siebie głos Izy- pytałam czy pogodziłaś się z Krzyśkiem.- posyłam mu spojrzenie, które dyskretnie odwzajemnia. Z pewnością słyszał pytanie mojej przyjaciółki.
- A jak myślisz?- odpowiadam pytaniem ciesząc się w duchu, że nie skłamałam. No bo to, że zinterpretowała moje słowa niewłaściwie nie jest moją winą prawda? 
Posiłek przebiega nam w smętnej ciszy. Od czasu do czasu ktoś rzuca jakąś banalną uwagę lub wtrąca zdanie na neutralny temat. Ale ogólnie atmosfera jest nieprzyjemna. No, ale nie dla mnie i Krzysztofa. Bo on pewnie bawi się tak setnie jak ja. W pewnym momencie, gdy kończy trzeci kawałek pizzy wstaje od stołu.
- No dobra, to ja będę się już zbierał. Fajnie, że nie ucierpiałeś w „wypadku”- mówi poklepując Karola po ramieniu.- Na razie.
- Już idziesz?- pyta go Bartek- Przecież możesz jeszcze zostać.
- Nie, nie mogę umówiłem się ze swoją nową dziewczyną.- słyszę jak Iza krztusi się sokiem.
- Co?- pyta go Karol- Jaką dziewczyną?
- No raczej zwyczajną- posyłam mu zmrużone spojrzenie zza stołu. Wtedy poprawia się- To znaczy dla mnie nie jest zwyczajna.- wszyscy zerkają to na siebie, to na mnie niepewni jak zareagować. No i dobrze im tak, myślę.- Aga?- wymawia moje imię. Szybko wycieram sobie usta ściereczką i wstaje. Teraz konsternacja moich przyjaciół rośnie. Dłużej nie umiem się opanować, zwłaszcza gdy Krzysiek posyła mi szeroki uśmiech i wyciąga dłoń. Ujmuję ją bez słowa i mocno ściskam. Potem oboje wybuchamy śmiechem na widok min pozostałych.
- Hej, co to ma znaczyć?- Bartek pierwszy odzyskuje zdolność mówienia- Ale z was złośliwce.
- Nie gorsze niż wy- odcina się Kamiński- Wiesz jak się martwiłem gdy zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś, że Karol leży na OIOM-ie? 
- Ha, świetny pokaz stary.- klaszcze Zawadzki- Gdy wspomniałeś o tej dziewczynie przez chwilę myślałem, że mówisz serio.
- Przecież mówię- odpowiada Krzysiek- To jest moja dziewczyna- mówi obejmując mnie ramieniem.
- No wiesz co Aga?- wybucha na końcu Iza. Potem śmiejemy się już wszyscy, każdy zadowolony z roli jaką spełnił przy swataniu. 
Do domu docieram dopiero późnym wieczorem. Jestem tak beztrosko szczęśliwa, że tego wrażenia nie da się opisać słowami. Wyjmując z biurka złoty łańcuszek wpatruję się w niego by po chwili zawiesić na szyi. Bo teraz czuję, że tak jest dobrze. Znów czytam dedykację: Jak te dwie nici losy nasze złączone ze sobą na zawsze. I czuję, że rzeczywiście są od teraz ze sobą związane.
Przypominam sobie spacer po mieście i rozmowę jaką odbyłam z nim w parku po tym jak wyszliśmy z mieszkania Karola. 
„-Wiesz, jakoś nadal nie mogę uwierzyć w to, że jesteś tutaj ze mną.- odezwał się w pewnym momencie Krzysiek gdy siedzieliśmy na brązowej ławeczce. Uśmiechnęłam się.
- Dla mnie to też jeszcze jest dziwne. Bo pomyśleć, że jeszcze dziś rano byłam tak przerażona....
- A więc tak bardzo martwiłaś się o Karola?
- Nie, mi powiedzieli że Iza skręciła kostkę. Ale gdyby rzeczywiście coś stało się Karolowi, też bym do niego przyjechała.- milknę gdy odwraca od mnie wzrok gapiąc się przed siebie.-Hej, nadal jesteś o niego zazdrosny?
- A powinienem? W końcu to w nim się najpierw zakochałaś. Pierwsza miłość pozostawia w sercu trwały ślad.
- Daj spokój, to było tylko takie nic nie znaczące chwilowe zauroczenie- zbywam go, bo przecież nie mogę mu wyznać, że jego przyjaciel jest gejem. Obiecałam to Karolowi. Poza tym podoba mi się to co powiedział. Chociaż nie wie, że to właśnie on jest moją pierwszą miłością.Kontynuuje temat mówiąc na głos:- Jest moim przyjacielem. Tylko on wyciągnął do mnie pomocną dłoń gdy tak bardzo tego potrzebowałam- Próbuje przypomnieć sobie jak wiele wycierpiałam przez Kamińskiego, ale obrazy przeszłości są jakby niewyraźnie, zamazane. Bo przestałam już myśleć o tym jaki był nasz początek znajomości. Od teraz będę oceniała Krzyśka na podstawie jego teraźniejszych czynów, a nie dawnego postępowania.- Och, ja nie jestem zazdrosna o Sylwię.
- Bo nie masz powodów.- odwraca z powrotem głowę w moją stronę i bacznie patrzy mi w oczy.
- Ty też nie masz. 
- Na pewno?- pyta mnie, a ja odpowiadam z lekko ściśniętym gardłem, bo znajduje się blisko mnie. Zbyt blisko.
- Na pewno.- gdy znów zerkam na jego usta, chyba zdaje sobie sprawę z tego o czym myślę, bo odrobinę się ode mnie odsuwa. Ale ja naprawdę chciałabym żeby on mnie pocałował. Tylko jednocześnie strasznie się boję. No bo jeśli go rozczaruję? On z pewnością ma doświadczenie.Ale ja go nie zdobędę bojąc się tak błahej rzeczy. Gdyby Andżelika dowiedziałaby się o tym, co powiedziałam Krzyśkowi o sobie z miejsca by mnie przeklęła. No bo jak można powiedzieć chłopakowi, że nie było się całowanym? Przecież to tak jakby nikt się tobą nigdy nie zainteresował, zwykła mawiać Andżela. Choć w sumie, tak było. Co prawda w gimnazjum przystawiał się do mnie Kacper Kuszyński, ale głównie chyba dlatego, że czuł się ze mną bezpiecznie. No bo wiecie, dziewczyny czasami lubią sobie wyolbrzymiać każdy najmniejszy gest chłopaka i robić z niego swojego adoratora. Więc może tak naprawdę wcale mu się nie podobałam?
- Jak tam powrót do starej szkoły? Nie tęsknisz za naszym Brylantowym Liceum?
- Może trochę. Wiesz, nadal ciężko jest mi się przyzwyczaić do tych małych sal i braku hali sportowej. Lubiłam grać w kosza.- Krzysiek uśmiecha się lekko
- Z twoim wzrostem?
- Hej, nie bądź złośliwy. Nie każdy jest tak nienormalnie wielki jak ty.
- Jak to nienormalnie wielki? Przecież mam tylko metr osiemdziesiąt pięć.
- A ja metr sześćdziesiąt pięć- No dobra, dwa. Ale on nie musi o tym wiedzieć.
- Dobrze, a więc wróćmy do punktu wyjścia: lubisz grać w kosza.
- Tak- przytakuję.
- A inne dyscypliny? Lubisz sport?
- Hmm, nieszczególnie. Ale kiedyś z konieczności trenowałam judo.
- Naprawdę?- jego oczy błyszczą gdy na mnie patrzy.
- Tylko nie próbuj się tym razem ze mnie śmiać. Znam parę chwytów, które z miejsca powalą cię na łopatki.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Chciałbyś być powalony na łopatki?
- Nie, chciałbym być powalony na łopatki przez ciebie.
- Ale przecież właśnie to powie...och- dopiero domyślam się znaczenia tego co powiedział. Mam nadzieję, że się nie zarumieniłam. A przynajmniej nie tak bardzo.
- Wiesz, tęskniłem za tobą.- mówi cicho pochylając się lekko do przodu i patrząc w ziemię.- Przez cały ten czas usiłowałem nie pamiętać o tym uroczym rumieńcu i ciętym języczku który potrafi przecinać nawet stal.
- Ej, zdecyduj się czy prawisz komplementy czy mnie obrażasz- żartami próbuje przywrócić swobodny ton. Bo gdy Krzysiek mówi mi o tym, czuję że z moim sercem dzieje się coś dziwnego.- Kamiński znów się uśmiecha. A ja próbuje nie myśleć o tym co powiedział mi już kiedyś: Przy tobie czuję się rozluźniony i swobodny jak przy nikim innym. To dziwne, bo nawet w towarzystwie kumpli tego nie czułem.
- Oczywiście, że to komplement.
- Hmm- chrząkam- Kiedyś powiedziałeś, że będę wiedziała na pewno kiedy prawisz komplementy.
- Jaką masz dobrą pamięć.- mówi poruszając przy tym palcem wskazującym.- Mam nadzieję, że już zapomniałaś o tym co było ponad trzy miesiące temu.- udaję, że się zastanawiam. 
- Nie zapomniałam. Pamiętam, że pewien nieznośny chłoptaś nazywał mnie spaloną żebraczką i kłócił się ze mną przy każdej okazji.Ale jego już nie ma. To miejsce zajął ktoś inny.
- Co masz na myśli?- pyta zdezorientowany.
- Zmieniłeś się od ostatniego czasu: żadnego prześladowania uczniów, wrogich spojrzeń i obrażania innych bez powodu. Nie zauważyłeś? Przecież nie wytrzymałabym w towarzystwie takiego zarozumialca jak ty nawet minuty.- zamiast się obrazić chyba poważnie zastanawia się nad tym co powiedziałam.
- Cóż, chyba masz trochę racji. Pod wpływem wskazówek Pani Dobra Rada jakoś ostatnio złagodniałem. 
- Pani Dobrej Radzie się to podoba.- odpowiadam w podobnym tonie.- Teraz przynajmniej nie gromisz wszystkich jednym spojrzeniem.Aż strach było na ciebie patrzeć.
- Ale ty się przecież niczego nie boisz, co?
- Na pewno nie ciebie. Możesz sobie straszyć tą groźną miną dzieci z podstawówki. Tylko uważaj, żeby nie wzięli cię za pedofila albo mordercę.
- Co?- parska śmiechem. Robię to samo.- Skąd biorą ci się te głupie pomysły? Za dużo kreskówek?
- A żebyś wiedział. Ale tak na poważnie to uwielbiam horrory.
- Żartujesz? A więc nie krzyczysz ze strachu i nie kulisz się ze strachu podczas seansu?- zaprzeczam ruchem głowy- Szkoda, a miałem nadzieję, że zaproszę cię wieczorem do kina na coś mrożącego krew w żyłach i poszukasz ukojenia w moich ramionach.
- Przykro mi, że cię rozczarowałam.- udaje zasmuconą minkę, ale nie za bardzo mi to wychodzi. No bo jestem teraz szczęśliwa. 
- Więc w takim razie pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dziś wieczorem zrobisz wyjątek.
- Dziś wieczorem? Nie mogę.
- Dlaczego?- pyta mnie lekko zaniepokojony jakby bał się, że chce wycofać się z tego wszystkiego co zaszło między nami dzisiaj.
- Po prostu jutro mam test z angielskiego i muszę się trochę pouczyć. Przez ten „wypadek” Andżeli i Karola zmarnowałam prawie cały dzień.
- Zmarnowałaś?- pyta mnie znacząco.
- Och, nie o to chodzi. Cieszę się z tego, że...- nie kończę, bo nadal krępuje mnie rozmawianie o swoich uczuciach.-...no, z naszego spotkania.
- Spróbowałabyś nie- udaje groźnego robiąc minę z której wcześniej się śmiałam, tzn ta strasząca dzieci z podstawówki.- Więc jutro?- pyta z nadzieją.
- Hm,- udaje, że się zastanawiam- W sumie to nie wiem czy dam radę, ale pomiędzy trzecią a czwartą randką może znajdę dla ciebie czas.
- Agnieszka...
- Przecież wiesz, że żartuję. Tak. Jutro możemy się spotkać. 
- O której kończysz zajęcia?
- Chcesz spotkać się ze mną od razu po szkole?
- A czemu nie?- wzrusza ramionami- Wtedy będziemy mieli więcej czasu.”
Leżąc w łóżku i przetrawiając to wszystko nadal zastanawiam się czy postąpiłam dobrze. Bo gdy opadły wszystkie emocję, zaczęłam bać się o to co zrobiłam. Może popełniłam błąd? Może nie powinnam się z nim spotykać? Mimo tak ponurych myśli śnię o czymś zupełnie przeciwnym. O mojej jutrzejszej pierwszej, prawdziwej randce z Krzysztofem.
W szkole dziewczyny (Iza i Andżela) chcą znać wszystkie szczegóły z wczorajszego spotkania z Kamińskim. Wciąż robią mi aluzje i buczą wymownie gdy im o tym opowiadam. Ale teraz jakoś to mi nie przeszkadza. I nie mogę doczekać się końca wszystkich zajęć żeby wreszcie się z nim spotkać. Gdy w końcu ósma lekcja się kończy mam ochotę podbiec do nauczyciela i go pocałować. (Ale to zgrzybiały staruszek, więc chyba raczej tego nie zrobię.) Wychodząc już na zewnątrz ogarnia mnie niepewność. Powinnam do niego zadzwonić i upewnić się czy przyjedzie? Ale gdy zerkam na parking od razu rzuca mi się w oczy czarne sportowe auto, które tak wyróżnia się na tle zwykłych fiatów czy skód którymi jeździ większość osób z mojej klasy. I wiele uczniów z mojej szkoły teraz wpatruje się w wysiadającego z tego bmw Krzysztofa. A najśmieszniejszej jest to, że on sam nic sobie z tego nie robi (Czyżby aż tak do tego przywyknął?) Jednak uśmiech schodzi mi z twarzy gdy się do mnie uśmiecha. No bo inni zaczynają odwracać się ciekawi kim też może być wybranka takiego faceta, a widząc mnie wyszczerzają w niedowierzaniu oczu jakby chcieli powiedzieć: „Co? A więc on czeka na takie nic? Przecież nawet nie wiem kto to jest.” A przynajmniej ja myślę, że oni tak myślą.
- Cześć- witam się z nim niepewna czy powinnam podać mu rękę, cmoknąć w policzek, a może delikatnie przytulić? Czemu nie istnieje jakiś poradnik w takich kwestiach?
- Witaj. Wszystko w porządku?- pyta
- Tak, jasne.- uśmiecham się blado.
- No bo jeśli nie chcesz ze mną dzisiaj jechać do tego kina to zrozumiem- mówi wpatrując się w ziemię.
- Och, nie o to chodzi- odpowiadam lekko zażenowana.- Po prostu trochę oszołomiło mnie to, że wszyscy gapią się na twój samochód- Trochę naginam prawdę. No bo przecież nie powiem mu, że pasuję do niego jak wół do karocy i tak się czuję. Zwłaszcza jeśli spojrzenia innych też to potwierdzają.
- Cieszę się- odpowiada już weselszym tonem- Naprawdę myślałem, że wczorajszy dzień mi się tylko przyśnił.
-Hej, przecież umówiliśmy się, prawda? Więc dlaczego miałabym teraz odprawić cię z kwitkiem?
- Bo ja wiem? Ale jednego czego się przy tobie zdążyłem nauczyć to tego, żeby niczego z góry nie zakładać.- Prycham
- I mówi to Pan Najbardziej Nieprzewidywalny?
- A więc Pani Dobra Rada się ze mną nie zgadza?
- Skończ już z tą Panią Dobra Rada. Czuję się wtedy jak siedemdziesięcioletnia staruszka, która upomina dzieci przed przejściem dla pieszych gdy źle się wyrażają- Krzysiek wybucha śmiechem.
- No co?
- Nic, możemy już jechać? Chyba nie zniosę twoich kolejnych wydziwianych porównań.
- Hej, wcale nie są wydziwiane...
Nasza pierwsza randka mija mi jeszcze lepiej niż sądziłam. W duchu ganię się za to, że przez calutki wczorajszy wieczór wahałam się czy dobrze postąpiłam godząc się na chodzenie z Krzysztofem. (No dobra, to w sumie ja go o to poprosiłam). Bo teraz nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie widzieć tego jego lekko kpiącego uśmiechu, błyszczących oczu czy rozwichrzonych przez wiatr włosów. A gdy po obiedzie (a właściwie kolacji) idziemy na obiecany seans (którym okazuje się być jedna z tych durnych komedyjek w stylu Scary Movie ) nie mogę wyobrazić sobie również niesłuchania dźwięku jego śmiechu. Momentalnie przełykam ślinę gdy zdaję sobie z tego sprawę.
- Znów to robisz...- mówi szeptem nachylając się do mnie.
- Ale co?- pytam tak samo cicho (bo jakby nie patrzeć to jednak kino i wypada się tak zachowywać)
- Minę, która nie wróży niczego dobrego.
- Co?- znów powtarzam głupio nie mając pojęcia o czym mówi.
- No wiesz taką jakbyś intensywnie się nad czymś zastanawiała, a to jak zdążyłem się zorientować nie powoduje niczego dobrego.
- Krzysiek- syczę trochę głośniej niż powinnam i jakiś starszy facet ucisza nas gestem palca na ustach.
- No, co? Ty nazwałaś mój wzrok sępim, a wyraz twarzy podobny do morderców.- teraz niemal mówimy to sobie w twarz, bo po tej uwadze staruszka jeszcze bardziej się do siebie przysunęliśmy. Tak, że moją twarz owiewa jego ciepły oddech.
- Bo, bbo ttak jest- jąkam się lekko przez to, że jest tak blisko mnie. Bo moje serce w tej chwili wykonuje jeśli nie potrójne salto w tył to przynajmniej w przód. 
- Więc o czym myślałaś?- Od tego, że tak na mnie działa jeszcze bardziej wkurza mnie fakt, że ja na niego nie. Bo nie wygląda na zażenowanego ani nie jąka się tak jak ja usiłując sklecić jakiekolwiek zdanie. Czy na nim ta bliskość nie wywiera żadnego ważenia? Więc może Andżela ma rację i powinnam zacząć używać trochę makijażu i ubierać się bardziej, hm seksi?- Hej- powtarza machając mi dłonią przed twarzą. Mrugam zdezorientowana.- Co cię aż tak bardzo pochłania?
- Nic. Po prostu film mi się nie podoba, więc się nudzę. Dlaczego go wybrałeś? Tylko nie mów mi, że tobie się podoba.
Może być- mówi lekceważąco.- Prawdę mówiąc liczyłem, że skończymy jeść trochę wcześniej i zdążymy jeszcze na Dogmande. 
- Żartujesz? Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?- Była to trzecia część serii o siejącym postrach seryjnym mordercy którego jest tak sprytny, że policja nie może go wytropić. Podobna zebrała najlepsze recenzję spośród całej trylogii. Jako miłośniczka horrorów czuję się szczerze zawiedziona.
- Przecież pójdziemy następnym razem- uśmiecha się do mnie (a może ze mnie śmieje?) 
- A co nie masz już pomysłów na następne spotkania? W kółko będziemy chodzić do kina?
- Nie, możemy na przykład iść do mojego domu.- wywracam oczami, a on wybucha śmiechem- Żartowałem. To co? Ulatniamy się?
- Tak- odpowiadam z uśmiechem wstając z miejsca z wielką misą popcornu na kolanach. Szybko przemykam między rzędami innym ludzi w sali żeby wyjść na zewnątrz. Krzysiek jest tuż za mną.- To co teraz robimy?- pytam go, na co on się tylko do mnie uśmiecha.- No co?- pytam ponownie.
- Nic. Jestem w szoku, że nie poprosiłaś mnie o to, żebym zawiózł cię do domu.- Nagle czuję się zakłopotana. No bo on chyba ma mnie już dość.
- W sumie to masz rację, powinnam już wracać.
- Ej, przecież powiedziałaś coś innego. Nie możesz teraz zmienić zdania.- odpowiada mi gwałtownie tak, że jakiś facet idący akurat ulicą przygląda nam się ciekawie.
- Wiesz jest już dawno po dobranocce. Rodzice będą się o mnie martwić- droczę się 
- Więc powiesz im prawdę.- nagle poważnieje. Znajdujemy się teraz na parkingu.- Chyba nie będą mieli nic przeciwko?
- Ha, moja mama na dźwięk twojego imienia dostaje wysypki- mówię ze śmiechem, ale Krzyśka to wcale nie bawi- No, bo wiesz trochę głupio wyszło z Michałem. A jego matka naopowiadała i na wyolbrzymiała wszystko żeby zrzucić winę na ciebie. A poza tym to trochę żartuje, wiesz o tym?- pytam go. Uśmiecha się do mnie łagodnie.
- Nie jest ci zimno? Trzęsiesz się.
- Więc wejdźmy do twojego auta.- proponuję i po chwili oboje siedzimy już w ciepłej i przytulnej przestrzeni. Dojadając resztę popcornu rozmawiamy o różnych sprawach dowiadując się o sobie coraz więcej. W pewnym momencie dzwoni moja mama: tak jak przeczuwałam jest zmartwiona. Proszę więc Krzysztofa, żeby zawiózł mnie do domu. Niechętnie, spełnia moją prośbę. Ale tym razem pozwalam zaparkować mu pod moim domem. Choć szybko odkrywam, że to nie najlepszy pomysł, bo mama czeka na mnie na zewnątrz w płaszczu. To tak jakbym liczyła na jakieś bardziej prywatne pożegnanie z Kamińskim...

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now