5.

33.2K 1.3K 29
                                    

-Puszczaj mnie już!- krzyczę do niego gdy znajdujemy się na zewnątrz budynku. Krzysiek posłusznie przystaje i patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Zrobię to jeśli się uspokoisz i pójdziesz za mną.
-Ha, żartujesz. Nie ma mowy. Co to miało być tam w stołówce?
-Idziesz czy mam cię zawlec?- ignoruje moje pytanie.
-Gdzie niby mam z tobą iść? I po co ten cały cyrk z tych naszym chodzeniem, co? Odbiło ci?
-Posłuchaj, stoimy w publicznym miejscu i jakbyś nie zauważyła to inni uczniowie właśnie kończą lekcje i się na nas gapią- momentalnie spalam buraka, bo rzeczywiście tego nie zauważyłam nadal nie mogąc dojść do siebie po tym co powiedział jeszcze kilka minut temu przy Karolu, Mai, Andżeli i Izie.
-Dobra- posłusznie idę za nim, ale w połowie drogi na szkolny parking się zatrzymuję Krzysiek posyła mi spojrzenie zirytowanego tatusia zachowaniem pięcioletniej córeczki.
-Co znowu?- pyta
-Pytałam co to miało znaczyć.
-Nic- mówi po prostu- Przecież obydwoje wiemy, że to nie prawda więc o co ta cała kłótnia?- nie wiem co bardziej mnie wkurza: jego spokojny ton, protekcjonalne traktowanie czy też sugerowanie, że ja robię z igły widły. 
-No więc po co powiedziałeś to wszystko, co? I jak w ogóle znalazłeś się w stołówce z Karolem?
-Słuchaj, może ciebie nie obchodzi jak czuła się wtedy moja siostra, ale mnie tak. I jeśli tylko w taki sposób mogłem pomóc jej przed upokorzeniem i utratą złudzeń to zrobiłem to. 
-Przepraszam- mamroczę zażenowana jego altruizmem. A więc zrobił to dla siostry? Cieszę się, że jednak jest w stanie zrobić coś takiego dla Mai, a jednocześnie jestem zła, że nie zrobił tego dla mnie. To się chyba nazywa pies ogrodnika, prawda? Sama go odrzuciłam, a teraz żałuję, że nie stara się o mnie. Próbuję pozbyć się głupich myśli. Przecież to mój wróg nr 1, przypominam sobie
-Więc możemy już jechać?
-Tak, to znaczy nie.- dodaje szybko
-Przecież wyjaśniłem ci, że to tylko udawane. Nie musisz się martwić.
-Nie o to chodzi. Po prostu za pół godziny miałam zgłosić się do pani Dubrawskiej po notatki z angielskiego.- moja odpowiedź go uspokaja.
-Okej. Więc w takim razie tylko posiedzimy w samochodzie.- gdy nadal nie ruszam się z miejsca dodaje- Przecież cię nie zjem. Pada coraz mocniej, a ja nie mam zamiaru się przeziębić- posłusznie drepczę za nim, a gdy jestem już w środku eleganckiego sportowego auta (nigdy nie byłam mocna w ich rozpoznawaniu marek) czuję się lekko zakłopotana. Obydwoje milczymy przez kilka minut.
-Więc co planujesz zrobić dalej? To znaczy jak to odkręcić?- pytam.
-Aż tak cię to dręczy? Twój Karol jakoś nie spieszył się z uratowaniem cię z opresji.
-Nie umiesz się normalnie zachowywać? Bez złośliwości i docinania?
-Sory, ale jakbyś nie zauważyła to z tą nienormalnie się zachowującą osobą właśnie siedzisz zdana na jego łaskę lub nie, więc to raczej nie ty dyktujesz warunki.
-Ale z ciebie dupek- mamroczę pod nosem mocując się z drzwiami. Po chwili przestaję patrząc na jego tryumfalne spojrzenie.
-Po co zablokowałeś te zamki? Rośnie teraz twoje ego i poczucie władzy?
-Ale masz ostry języczek. Współczuje Karolowi wiecznego użerania się z tobą.
-Nic mnie nie łączy z Karolem. Czemu usilnie próbujesz zrobić z nas parę i stwarzasz sztuczne problemy?
-Nazywasz sztucznym problemem moją siostrę? Pewnie śmiejecie się z niej w kułak gdy zostajecie sami, co?
-O czym ty bredzisz? Nie śmiałabym się z Mai. Jest moją dobrą koleżanką. Poza tym Karol nie wie, że ona się w nim podkochuje.
-Ha, a to dobre- śmieje się Krzysiek.
-Co cię tak bawi?
-Przecież cała szkoła wie, że moja siostra lata za Karolem. Tak jest odkąd przyszła do naszego liceum czyli odkąd skończyła 16 lat.- jestem lekko skonsternowana.
-Ale przecież mówiła, że on o tym nie wie.
-Och- machnął dłonią- Poznałaś moją siostrzyczkę na tyle, żeby wiedzieć, że ma subtelność słonia, lubi plotkować i jest bardzo otwarta.
-O kurcze, a ja myślałam...
-Że ratujesz ją przed publiczną kompromitacją przed obiektem swoich uczuć?- jego głos jest bardziej miękki gdy zdaje sobie sprawę, że ja też martwiłam się o Maję. 
-Tak.- potwierdzam choć tylko pierwsza część pytania jest prawdą- Ale w takim razie nie rozumiem po co powiedziałeś to co powiedziałeś.
-Po to, żeby nie pozbawiać jej złudzeń. Ta jej miłość trwa już dość długo i ze względu na jej nieodwzajemnienie jest dość niegroźna. Strach pomyśleć w kim innym mogłaby się zakochać- uśmiecha się, a kąciki jego oczu łagodnieją tworząc ledwo widoczne zmarszczki.- No a poza tym zrobiłem to dla ciebie.
-Dla mnie?
-No tak.- mówi jak gdyby od niechcenia- Pamiętasz co ci kiedyś mówiłem? Że nie darowałaby odebrania sobie faceta nawet przez przyjaciółkę?- kiwam potakująco głową- Moje zachowanie to nic w porównaniu z Mają. Jeśli ja ci dopiekłem, ona spaliłaby cię na węgiel. Jest jeszcze gorsza ode mnie.
-Jakoś nie jestem sobie tego w stanie wyobrazić.
-Więc uwierz mi na słowo.- postanawiam wrócić do pierwotnego tematu
-Więc co chcesz zrobić dalej?
-Nic szczególnego. Coś zjeść, wrócić do domu, odrobić lekcję i położyć się spać. 
-Bardzo zabawne. Pytam o te nasze niby chodzenie ze sobą.
-O, a ja już myślałem, że jednak trochę się mną interesujesz.- łapie się teatralnym gestem za serce- Nawet nie wiesz jak się rozczarowałem.
-Nie błaznuj, tylko mi powiedz.
-A co mam ci powiedzieć? Przecież nic się nie stało. Za dwa tygodnie wracasz do swojej szkoły i części miasta, więc istnieje raczej nikłe prawdopodobieństwo, że spotkamy się później biorąc pod uwagę fakt, że nie nastąpiło to do tej pory.- wzrusza ramionami- A jeżeli tak bardzo przeszkadza ci fakt, że kilka osób może myśleć że mogłaś się spotykać z takim błaznem i dupkiem jak ja, jak to wcześniej określiłaś to bardzo mi przykro.
-Mówisz tak jakby tobie to zupełnie nie przeszkadzało.
-A tego nie powiedziałem.- dodaje znacząco- Ale biorąc pod uwagę fakt, że obecnie nie jestem z nikim związany mogę się poświęcić.- jego słowa wzbudzają we mnie wściekłość.
-A co z Sylwią?- mówię słodko- Chyba będzie bardzo rozczarowana.
-Aleś się jej uczepiła.- kręci z niedowierzaniem głową.
-Nie udawaj, że nie widzisz jak ona za tobą lata, jak na ciebie patrzy i …
-Jak patrzy?- przerywa mi Krzysiek składając ręce na piersi i patrząc na mnie z tym bezczelnym uśmieszkiem. Mam ochotę go uderzyć.
-Och, proszę dalej śmiej się ze mnie. Tylko gdy znajdziesz ją przypadkiem w pościeli wspomnisz moje słowa.- Kamiński wybucha śmiechem, a ja po chwili o mało nie robię tego samego gdy zdaję sobie sprawę co właśnie powiedziałam.
-Ty naprawdę jesteś strasznie zabawna.
-Już nic więcej nie powiem- udaję obrażoną, ale chyba nie za bardzo mi to wychodzi.
Gdy wracam do domu jest już prawie piąta. Tam czeka już na mnie obiad i...Andżela. Od razu zarzuca mnie gradem pytań: czy naprawdę chodzę z Krzyśkiem, co w takim razie z Karolem i tak dalej, Gdy w przerwach między kęsami zupy wyjaśniam jej wszystko ta opowiada mi o tym co wydarzyło się w stołówce po moim wyjściu.
-Karol stał jak sparaliżowany, wiesz? Był zdruzgotany gdy zobaczył ciebie wychodzącą z Krzyśkiem- chyba raczej ciągniętą przez niego, myślę- Wiesz, aż zrobiło mi się żal biedaczka. On chyba naprawdę się w tobie zakochał.
-A co z Mają?- pytam
-A co ma być? Nic. Roześmiała się tylko, zaczęła paplać o tym, że od początku coś podejrzewała czy coś w ten deseń. Wyglądała na zadowoloną.
-Nie wątpię. Już wcześniej próbowała mnie swatać ze swoim bratem.
-Naprawdę? Nic nie mówiłaś
-Przecież mówię teraz.- zaczynam mieć już dość tych wszystkich miłosnych perypetii- Możemy porozmawiać o czymś innym? Naprawdę nie mam już ochoty na rozmowy o Krzyśku.
Kolejnego dnia w szkole pozornie nic się nie zmieniło. Ale z nienawistnego i lekko urażonego spojrzenia Sylwii wiedziałam, że wieść o moim chodzeniu z Krzyśkiem (a w zasadzie Maja) obległa już całą szkołę. Zerkam w stronę ławki z Krzyśkiem, ale jeszcze go nie ma. Karol wraz z Bartkiem i Andrzejem posyłają mi szelmowskie uśmiechy. To tak gdybym łudziła się, że nikt się o niczym nie dowie. Podchodzą do mojej ławki (choć Bartek podchodzi raczej do Izy) i witają się ze mną, Andżelą i Izą. Potem Bartek żartuje, że nic im nie powiedziałam i nawet się nie zdradziłam. Karol, w tym czasie, cały czas milczy. Dopiero gdy Andrzej mimochodem wspomina, że spodziewaliby się raczej, że to Karol spiknie się ze mną Zawadzki wybucha gniewem wyzywając ich od idiotów wygadujących takie bzdury. Gdy zjawia się Kamiński szmer rozmów cichnie. Bo choć plotka dotarła do wszystkich jeszcze nie została w żaden sposób wiarygodnie potwierdzona i teraz po zachowaniu Krzyśka inni chcą dowiedzieć się (lub potwierdzić) prawdę. Ale gdy on wchodzi do sali nie dzieje się nic. Kiwa tylko lekko głową w naszą stronę, co można interpretować równie dobrze jako przywitanie się ze swoimi kolegami. A to dupek, myślę zła. Więc chce mnie skompromitować udając obojętnego, tak? A może liczy na to, że to ja podejdę do niego i zacznę słodko gruchać? Niedoczekanie. Gdy Budnicka uśmiecha się do mnie tryumfalnie niemal nie wytrzymuje i już mam zamiar drzeć się na Krzyśka gdy kątem oka rejestruje jego rozbawioną minę. Sukinkot, a więc przez cały czas bawi się moim kosztem, tak? Myślisz sobie, że to mnie zaboli co? Zobaczymy kto pierwszy zdezerteruje, myślę udając że nie widzę zdziwionych spojrzeń dziewczyn i przyjaciół Krzyśka. Gdy zaczyna się lekcja nieudolnie próbuję się na niej skupić. Po chwili czuję wibrację w lewej kieszeni dżinsów. Dyskretnie wyjmuje telefon aby odczytać wiadomość: HEJ ROZCHMURZ SIĘ TROCHĘ BO WYGLĄDASZ JAKBYŚ MIAŁA OCHOTĘ KOGOŚ UDERZYĆ, czytam na wyświetlaczu od nieznanego mi numeru. Rozglądam się po sali szukając nadawcę wiadomości. Jakaś dziewczyna po lewej stronie też grzebie w komórce, ale to raczej nie ona. Andżela i Iza też nie. Zerkam na Karola: nie widzę jego rąk, ale sądząc z tego że patrzy wprost na nauczycielkę od fizyki to też nie jest autor mojego SMS-a. Rozglądam się dalej, ale nie mam pojęcia kto jeszcze mógłby...Czy to co Kamiński ma na ławce to smartfon?! Jego wzrok starczy mi za odpowiedź. JAKIM CUDEM MASZ MÓJ NR TELEFONU? I JAK ŚMIESZ DO MNIE PISAĆ?, nie no to trochę w stylu Sylwii. To tak jak początek jej słynnego: ,,Jak śmiesz...”, ale już za późno na jakąś zmianę, bo otrzymałam właśnie raport dostarczenia. Znów patrzę na Krzyśka, który ukradkiem czyta wiadomość. I śmieje się z niej. Dupek. NO WIESZ, CHYBA JAKO TWÓJ CHŁOPAK MOGĘ?, odczytuję następną wiadomość. Dupek do kwadratu, myślę. Już chcę coś odpisać, ale rezygnuję. Wysyłam tylko jedno słowo: SPADAJ po czym chowam komórkę do torby. Czas skupić się wreszcie na lekcji. Ale nie jest to takie łatwe, bo po kilku minutach siedzenia dostaję pocztą pantoflową zawinięty gryps. CZEMU NIE CHCESZ ZE MNĄ ROZMAWIAĆ? PRZED LEKCJĄ WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE CZEKASZ NA MNIE Z UTĘSKNIENIEM, robię się aż purpurowa z wściekłości, a z uszu leci mi para (taka przenośnia) Mam ochotę krzyczeć i uciec jak najdalej. Byle dalej od tego dupka. Za kolejny kwadrans dochodzi do mnie kolejna wiadomość: PRZEPRASZAM ZA MOJE WCZEŚNIEJSZE ZACHOWANIE. MOŻEMY SPOTKAĆ SIĘ NA DOLE W KĄCIKU PATRONA PO LEKCJI? CHYBA POWINNIŚMY POROZMAWIAĆ. Mam ochotę zignorować wiadomość, ale urywam małą część kartki z zeszytu i odpisuję: NO DOBRA JUŻ SIĘ NIE GNIEWAM, po czym podaje ją do przodu. Mina dziewczyn i innych uczniów- bezcenna. Zwłaszcza gdy w odpowiedzi na mój krótki liścik Krzysiek odwraca się do mnie i puszcza oko. A ja nie mogę przełknąć wtedy śliny, bo wygląda tak beztrosko i chłopięco, że...O czym ja w ogóle myślę? Czas wrócić na fizykę. 
Gdy dzwoni upragniony dzwonek Krzysiek nadal nie zdradza się w jakikolwiek sposób co do naszych relacji. Mam ochotę wystawić go i posłać do diabła ( a niech czeka sobie na dole, idiota jeden), ale ciekawość zwycięża. Gdy tylko docieram pod wskazane miejsce pytam go:
-Dlaczego chciałeś się tu ze mną spo...-zaczynam, ale na widok Karola nie kończę.
-O, widzę, że spodziewałaś się kogoś innego.
-Nie to znaczy nie. Miałam porozmawiać z Krzyśkiem i...
-To ja wysłałem ci tą karteczkę na zajęciach- patrzę na niego zdziwiona. No tak, przecież pismo było trochę inne. Jak mogłam tego nie zauważyć?
-Ty? Ale dlaczego to zrobiłeś? To znaczy jeśli chciałeś się ze mną spotkać mogłeś to zrobić normalnie.
-Uznałem, że im mniej zainteresowanych osób o tym wie tym lepiej. 
-No dobrze, ale o co właściwie chodzi?
-Prawdę mówiąc chciałem zapytać cię o to samo. 
-Jak to? To znaczy dlaczego? Przecież to ty chciałeś ze mną rozmawiać.- przypominam mu
-Nie udawaj. Dobrze wiesz po co chciałem się z tobą spotkać. I dlaczego musiałem to zrobić, bo ostatnio mnie unikasz. Chcę wiedzieć o co chodzi z twoim spotykaniem się z Krzyśkiem.
-Jak to o co chodzi?- śmieję się trochę nienaturalnie- No wiesz zazwyczaj pary jedzą razem, trzymają się za ręce, spacerują i takie tam...
-Wiesz o co pytam. Czy ty i Krzysiek naprawdę? To znaczy czy ty coś do niego czujesz?
-Tak- Mówię głównie po to, żeby nie dawać mu złudnych nadziei. I z ulgą uświadamiam sobie, że nie jest to kłamstwo. Bo przecież czuję do Kamińskiego złość, nienawiść i pogardę a to chyba mieści się w kategorii ,,coś”?
-O rany- Karol głośno wypuszcza i wpuszcza powietrze do ust.- Tak wcześniej podejrzewałem, ale ty usilnie zaprzeczałaś. No nic. Trudno.- mówi chyba bardziej do siebie niż do mnie. - Chyba będę już leciał.
-Zaczekaj, może powiedz mi co znaczy to ,,trudno”?
-Słyszałaś, że Karol musi już iść- słyszę głos Krzyśka za moimi plecami.
-Jezu, musisz zjawiać się tak znienacka? Chcesz żebym dostała zawału albo palpitacji serca?- mówię gdy Zawadzki odchodzi.
-Widocznie masz coś do ukrycia skoro się tak boisz. Po co zorganizowałaś tą schadzkę z Karolem, co?
-Niczego nie organizowałam, odczep się. Przecież tylko rozmawialiśmy.
-Jasne. Powiedziałem ci wczoraj, że przez te dwa tygodnie musimy trochę poudawać a ty się zgodziłaś. Więc teraz nie rób ze mnie jakiegoś pieprzonego rogacza.
-Jejku, wściekasz się jakby naprawdę nas coś łączyło. Przecież mówiłam ci, że Karol jest tylko moim przyjacielem.
-A ilu masz jeszcze takich przyjaciół?
-Wiesz, że mam ochotę cię teraz uderzyć? Więc nie prowokuj mnie jeśli nie chcesz mieć odcisku palca na policzku.- Krzysiek uśmiecha się do mnie cynicznie wydymając wargi.
-Cóż za urażona niewinność. Powinnaś dostać medal.
-Nie wiem po co z tobą rozmawiam. To był głupi pomysł i się z niego wycofuje. Na razie- mówię odwracając się do niego plecami z zamiarem odejścia.
-Więc dlaczego powiedziałaś mojemu kumplowi, że coś do mnie czujesz? Bo obydwoje dobrze wiemy, że to nieprawda.
-Och- odwracam się do niego ze słodkim uśmiechem- A skąd wiesz? Może urzekły mnie twoje maniery brutala i uśmiech półgłówka?- przez chwilę obawiam się, że może chcieć mnie uderzyć. Dzielnie jednak zwalczam pokusę cofnięcia się do tyłu. Na szczęście nie daje mi po twarzy.
-Nie no, naprawdę boisz się, że cię pobiję?- właściwie interpretuje moje gesty- Możesz wyzywać mnie od półgłówków, dupków czy brutali, ale do damskich bokserów raczej nie należę.- w tej samej chwili rozbrzmiewa dzwonek na następną lekcję- Chyba będę się zbierał- dodaje i odchodzi nawet się za siebie nie oglądając. Dlaczego musi mnie tak bardzo irytować? Przecież to nie jest tak, że ja nie staram się go polubić, nawet przeciwnie, bardzo się staram. Ale to taki typ, którego nie można lubić. 
Następne trzy dni szkoły są okropne: Krzysiek znów cofnął się do etapu ignorowania mnie; nie mogłam liczyć na pomoc Karola, bo uważał mnie za dziewczynę swojego kumpla, Iza spędzała czas z Bartkiem, a Andżela wciąż wierciła mi dziurę w brzuchu pytaniami o mój związek z Krzyśkiem. Tylko Maja była radosna: w moim związku ze swoim bratem wietrzyła doskonałą szansę na zbliżenie się do Karola. Zwłaszcza gdy dowiedziała się od Izy, że w niedzielę mam imieniny.
-Wiesz, wyszlibyśmy w sobotę na kręgle czy łyżwy, potem jakiś obiad. No wiesz ty, ja Karol i mój brat. Coś w stylu podwójnej randki. O, możemy wziąć nawet Izę z Bartkiem ze sobą...tylko trochę głupio wyjdzie z Andżelą. Ona nie ma teraz nikogo?- paplała nie dając mi dojść do słowa.
-Naprawdę doceniam twoją troskę, ale uwierz mi, że to nie jest najlepszy pomysł.
-Dlaczego?- Bo ja i twój brat tak naprawdę się nie znosimy i wspólnie spędzony dzień będzie udręką.
-No bo wiesz jesteśmy parą od niedawna i 
-Och, rozumiem. Chcecie być sami, prawda?- no to sobie zinterpretowała moje słowa- Ja też bym wolała na waszym miejscu, ale zrób to dla mnie dobrze? Może gdy Karol spędzi ze mną ten dzień to...- rozmarzyła się popuszczając wodze fantazji. A ja nie miałam serca jej ich odcinać.
-No dobrze- zgadzam się i moją nagrodą jej jej głośny okrzyk- Ale najpierw zapytaj o to Krzyśka- studzę ją. Niech ona się z nim użera zamiast mnie. Poza tym odpowiedzialność spadnie na niego, bo wiem że się nie zgodzi.
Moja mina jednak rzednie gdy w piątkowy wieczór dzwoni do mnie Maja (nadal nie wiem skąd ona i jej brat mają mój nr, bo ani Iza, ani Andżela zaprzeczyły, że dawały go komukolwiek) informując o tym, że jutro o dziesiątej rano przyjadą po mnie Krzysiek z Karolem i z nią. Ćwierkam z nią radośnie tak przez kilka minut, aż jak zwykle podsłuchująca wszystko Mariola śmieje się z mojej udawanej egzaltacji. Gestem każę jej odejść, a nadal nie rusza się z miejsca. To bezczelna gówniara no. Szybko kończę rozmowę.
-Wynocha mi stąd! Jeszcze raz będziesz podsłuchiwać to...
-To co?- prowokuje mnie doskonale wiedząc, że nic nie mogę jej zrobić- Z kim się jutro umówiłaś?
-A co cię to obchodzi? Nie twój interes- zbywam ją
-Nie bądź taka -podchodzi do mnie od tyłu obejmując mnie w pasie. To szelma, wie jak mi się przypochlebić- Powiesz mi?
-Chyba żartujesz. Idź do łóżka. Dzieci o tej porze już śpią- w odpowiedzi nadyma gniewnie wargi
-Wredna jesteś. Powiem o wszystkim tacie i mamie.
-Tak, tak, ale jutro. Dobranoc- wyganiam ją z pokoju rzucając się na łóżko i rozmyślając o jutrzejszym dniu. W co ja się do licha ubiorę?
Następnego dnia zrywam się z łóżka tuż po siódmej. Leżę tak sobie jeszcze pół godziny, myśląc o tym, że w normalnych okolicznościach mogłabym sobie jeszcze pospać i piszę SMS-a do Michała aby go uprzedzić, że dzisiaj nie będę mogła wpaść do pizzerii. Mam nadzieję, że nie będzie zły. Gdy w końcu jestem już na nogach biorę szybki prysznic, zakładam czarne rurki i błękitny sweterek, a włosy związuje w koński ogon. Oczywiście dojście do takiego zestawu zabiera mi dużo czasu, bo muszę brać pod uwagę wiele czynników: pogodę, moje osobiste preferencji i przede wszystkim (co ostatecznie przekonuje mnie do tradycyjnego wyglądu) reakcję Krzyśka. No bo jeszcze sobie pomyśli, że stroję się dla niego. Tak więc po śniadaniu, gdy przyjeżdża pod mój dom czarny samochód jestem już gotowa. Ignoruje zaskoczone spojrzenie mojego taty i całuję go lekko w policzek wychodzę. Wchodząc do auta prowadzonego przez Krzyśka czuję się dziwie. Mamroczę tylko słowa przywitanie i dalej milczę zapinając pasy. Ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie mogę trafić w zamek blokady. Dopiero dłoń Kamińskiego pomaga mi to zrobić. Zdaje mi się, że jej dotyk mnie parzy. Podnoszę na niego wzrok i z przerażeniem odkrywam, że jest blisko mnie. Zbyt blisko. Spuszczam wzrok i z ulgą znów go podnoszę gdy ruszamy (bo to znaczy, że Krzysiek już nie jest tak blisko mnie). Z paplaniny Mai dowiaduję się, że jedziemy do sąsiedniego miasta, bo dziś mają tam jakiś jarmark czy coś takiego. Pozwalam jej na ten monolog wtrącając co chwila w odpowiednich momentach odpowiednie okrzyki aby poczuć się bardziej pewnie. Niestety, to nic nie daję. Po jakichś pół godzinach zauważam, że Krzysiek włącza jakąś radiową muzykę. Przynajmniej teraz cisza między nami nie jest już aż tak namacalna. 
Po kolejnych dwóch kwadransach jesteśmy na miejscu. Rzeczywiście odbywa się tutaj jakaś wiejska zabawa: widać małe stoiska z różnymi artykułami i automaty z grami i jedzeniem. Sądząc po minie wszystkich, nie tego się spodziewali. Patrzę na pomysłodawczynię tej wycieczki.
Och, no bo ja myślałam, że to będzie fajny pomysł. Nigdy nie byłaś na takiej imprezie?- pyta mnie nieśmiało Maja.
-A dlaczego miałabym być?- pytam ją przekrzykując przechodzącego właśnie obok nas kataryniarza.
-No, bo myślałam ,że bywasz w takich miejscach- chyba nie zdawała sobie sprawy, że to mogło mnie urazić- i że będzie fajnie i …
-Będzie fajnie- pocieszam ją chwytając pocieszająco są dłoń. Patrzę z nadzieją na chłopaków.
-Jasne- odpowiada Karol- Może być całkiem zabawnie, nie stary?- pyta Krzyśka. Ten tylko sztywno kiwa głową. 
Początkowo chodzimy wszyscy całą czwórką: podziwiamy kuglarzy i facetów na kilkumetrowych szczudłach (swoją drogą zastanawiam się czy nie jest im zimno w cienkich lateksowych strojach). Dopiero po jakichś kilku minutach Maja prosi mnie cicho żebym zastawiła ją z Karolem samych. Tak więc biorę głęboki wdech i po raz pierwszy (nie licząc przywitania) odzywam się do Krzyśka tego dnia:
-Może pójdziemy kupić popcorn? Tam w rogu jest stoisko.- mówię jednocześnie wskazując dłonią w tamtym kierunku. Kamiński próbuje ukryć zdziwienie moimi słowami, ale posłusznie kiwa głową.
-Dobrze, idźcie- szczebiocze Maja niezdolna ukryć radości.- Ja z Karolem pochodzimy jeszcze po placu.- Potem, posyła mi promienny uśmiech i oddala się wraz z Zawadzkim. Krzysiek stoi w miejscu jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa zaczyna iść w przeciwnym kierunku. Już mam go wołać i prosić aby nie odchodził jeszcze choćby dla Mai, ale gdy skręca w lewo uświadamiam sobie, że kieruje się do wskazanego przeze mnie wcześniej punktu sprzedaży popcornu. Podbiegam do niego i lekko chwytam za rękę żeby się zatrzymał.
-Poczekaj, nie musisz kupować mi popcornu. W sumie to nie mam ochoty na żadne jedzenie.- Krzysiek unosi brwi
-Więc dlaczego tak wcześniej powiedziałaś?
-Bo Maja mnie o to prosiła. No wiesz, chciała zostać z Karolem sama.- Gdy Kamiński już otwiera usta żeby coś powiedzieć uprzedzam go- Jeśli masz zamiar znów wspomnieć coś o mnie i moim wydumanym uczuciu do Karola to daruj sobie. Już wiem co o tym myślisz, więc nie musisz po raz kolejny mnie tym irytować.
-Chciałem tylko zapytać czy nie chcesz czegoś ciepłego do picia.- Tym razem to ja jestem zdziwiona. No bo Krzysiek jest jakby dla mnie miły. 
-Nie, dzięki.- odpowiadam i przez chwilę stoimy w milczeniu.- Może przejdziemy się jeszcze obejrzeć zwierzęta?
-Nie mam ochoty. Lwa mogę obejrzeć sobie w zoo- czasami zastanawiam się czy to kwestia jego wychowania w luksusie czy on naprawdę mówi takie rzeczy żeby mnie zranić.- No, co? Mam coś na twarzy?- dodaje, bo ja najwyraźniej zbyt długo się w niego wpatrywałam. 
-Nie- mówię jednocześnie kręcąc przecząco głową.- W takim razie co chcesz robić? Jeśli będziemy tak dłużej stać tylko zmarzniemy.
-A bo ja wiem? Co ciekawego możemy robić w takim miejscu?
Zdziwiłbyś się jak wiele rzeczy.- oznajmiam i zaczynam iść. Byle dalej od Krzyśka.
-Hej, o co się znowu obraziłaś? Nigdy nie mogę za tobą nadążyć.
-O nic. Po prostu nie chcę się dzisiaj kłócić. 
-Przecież się nie kłócimy.- mówi, a ja mam ochotę walnąć go wielkim młotkiem w głowę: tym samym który widzę kilka metrów dalej, a którym uderza właśnie jakiś umięśniony chłopak mający nadzieję wygrać coś dla swojej dziewczyny. I wtedy przychodzi mi do głowy myśl.
-Chodź- mówię do niego- Chcesz porobić coś ciekawego?- pytam gdy wpatruje się we mnie sceptycznie.- I w ten oto sposób namawiam go na pierwszą loterię, która polega na jak najmocniejszym uderzeniu młotkiem w metalowe kółko z wskaźnikiem mocy. Po przekroczeniu pewnego poziomu, można wygrać nagrody. Krzysiek, za trzecim razem wygrywa małego pluszaka. Jego starania wydają mi się wręcz komiczne.
-Masz- niemal rzuca mi puchatą maskotkę, a ja chwytam ją w locie i przyglądam się jej chwilę. To mała różowa świnka z czerwoną kokardką. Pospiesznie chowam ją do kieszeni.
-Dzięki. To może teraz masz ochotę na strzelanie?- Mówię szybko by ukryć zażenowanie. No bo nie potrafię się powstrzymać od uśmiechu i wpatrywania się w maskotkę, a nie chce by on to zauważył. Ale na szczęście, tak jak za pierwszym razem loteria wciąga go do tego stopnia, że stoimy tam dobre dziesięć minut. A wszystko z powodu uporu tego osła. Bo oczywiście nie może trafić w tarczę i nic wygrać, a nie chce się poddać. Przez cały ten czas usiłuję przekonać go, że wszystko w porządku i nie musi niczego wygrywać, bo przecież robi to po raz pierwszy, ale to na nic. Tak więc po pięciu minutach pasuje i z rękoma opartymi o ladę obserwuje jego daremne wysiłki i zadowoloną minę sprzedawcy. W końcu zarobił na Krzyśku ponad 50 zł. Gdy mija kolejne pięć, łapię go jedną ręką za dłoń, a drugą wyjmuje pistolet.
-Wiesz, bardzo się cieszę, że tak ci się to spodobało, ale od stania w miejscu cierpną mi nogi.- Wreszcie udaje mi się pochwycić jego uwagę. Jest niemal przekomicznie zdziwiony.- Może wejdziemy do jednego z namiotów albo poszukamy twojej siostry i kolegi?
-Dobrze- mamrocze tylko i schodzi ze strzelnicy. Potem raźnym krokiem kierujemy się do pierwszego z namiotu. Szczęśliwym trafem obok niedużego stolika po prawej stronie siedzi nasza druga para zajadając zapiekankę popijaną colą. Maja, gdy tylko nas spostrzega, macha ręką. Posłusznie podchodzimy do stolika. Gdy Karol podnosi wzrok napotykam jego zdziwione spojrzenie. Chyba się nas nie spodziewali tak wcześniej. Ale gdy chcę usiąść obok Majki, wreszcie dowiaduje się co tak bardzo zaskoczyło obydwu towarzyszących mi mężczyzn. No bo uświadamiam sobie, że przez ten cały czas od wejścia do namiotu i prawdopodobnie drogi ze strzelnicy ja trzymam rękę Krzysztofa. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że pamiętam, że sama pierwsza za nią złapałam gdy próbowałam go odciągnąć od loterii. Tylko najwyraźniej potem zapomniałam jej puścić, a Kamiński też się do tego nie kwapił. Na dodatek gdy teraz nasze dłonie się rozstają czuję się...dziwnie. Ale to na pewno z powodu mrozu, próbuję przekonać samą siebie. No bo przecież nie dlatego, że mi się podobało i że teraz mi tego brakuje.
-A wy nie chcecie nic do jedzenia?- pyta Karol
-Raczej nie skuszę się na to coś- Krzysiek wskazuje na bułkę Zawadzkiego- Nie wygląda zbyt apetycznie.
-Ale za to smakuje. Mówię prawdę, spróbuj.
-Jedzenie z ulicznych straganów? Nie, dziękuje.- krzywi się Krzysiek- Może będziemy się już zbierać?
-Przecież niedawno przyjechaliśmy- boczy się Majka.
-Ale jest zimno- ucina jej brat. W tej chwili moje zafascynowanie jego dłonią trzymającą moją rękę znika jak bańka mydlana. Dlaczego on nie może zachowywać się jak normalny licealista tylko rozpieszczony bogaty dzieciak? Przecież wszystkim się tu podoba (a mi jeszcze bardziej szczególnie teraz gdy już rozmarzły mi nogi.)- To co idziemy?- mówiąc to wstaje. Maja posyła mi błagalne spojrzenie. Wzdycham w duchu.
-Krzysiek, przecież możemy jeszcze zostać. Nigdzie nam się nie spieszy. 
-Po co?- wzrusza ramionami- Tu jest okropnie tłoczno, śmierdzi i jest zimno.
-Może po to żeby zrobić komuś przyjemność?- nawet nie silę się żeby ukryć ironię.- Większość chce zostać, tak więc wygrywamy drogą demokracji.- Kamiński prycha tylko.
-Ale tak się składa, że tylko ja mam kluczyki.- jego tryumfalny uśmieszek mało co nie doprowadza mnie do szaleństwa. Czemu on jest taki złośliwy?
-Zrób to dla swojej dziewczyny- prosi go Maja uczepiona jego ramienia. Niestety nie wie, że tym sposobem nic nie uzyska, bo jedyne co łączy mnie z jej bratem to wzajemna awersja.
-Mówiła, że jest jej zimno- oznajmia znów.
-Ale już mi nie jest- mówię patrząc na niego i próbując na niego w ten sposób wpłynąć.
-Dobra już, poświęcę się jeśli jesteście takimi fanami wieśniackich odpustów.- Nawet nie trudzę się żeby odpowiedzieć temu tępakowi, że to jarmark a nie żaden odpust. 
W końcu Karol kończy swoją zapiekankę i wychodzi z Mają (oczywiście za jej namową) aby zjechać z kolejki. W ten sposób znów zostajemy z Kamińskim sami. Żadne z nas nie kwapi się do rozmowy. 
-To co chcesz robić?- pyta po jakimś czasie żeby przerwać ciszę.
-Nic- mówię nie patrząc na niego.
-To po co tak namawiałaś mnie żebym został?
-Bo wszyscy tego chcieli.
-Ale ja nie. 
-A co mnie to obchodzi?- gdy to mówię jego twarz przybiera nieodgadniony wyraz. Patrzy na mnie przez chwilę dziwnym wzrokiem.- Mam coś na twarzy?- powtarzam jego pytanie zadane mi ledwie kilkanaście minut temu. W odpowiedzi z lekkim uśmiechem kręci głową. Sama nie wiem dlaczego nagle czuję się głupio. Znów milczymy. I znów jestem tym zażenowana.- Kim była tamta dziewczyna z którą kłóciłeś się tamtego dnia pod szkołą gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy?- zadaję mu w końcu pytanie, które przychodzi mi do głowy.
-Chodzi ci o Magdę Paczkowską?- kiwam głową, bo przypominam sobie, że tak nazywał właśnie ową brunetkę.- Chodzi do równoległej klasy. 
-A dlaczego ją biłeś?
-Nikogo nie biłem!- zaprzecza gwałtownie. No tak, przepychanie to nie bicie myślę sarkastycznie.
-Jasne, przecież nie jesteś damskim bokserem co?- patrzy na mnie jakby zastanawiał się czy to ironia.- No więc?
-Zwinęła mi kasę to ją poprosiłem grzecznie żeby mi ją oddała.
-Ha, to miało być grzeczne?
-Nie byłaś przy tym od początku, więc nie wiesz jak było- odcina się- To, że mnie nienawidzisz nie znaczy, że z góry musisz zakładać po mnie najgorsze. Nie jestem jakimś pieprzonym sadystą czy drugim Jokerem- (dla tych co nie wiedzą postać negatywna z Batmana) Jest wyraźnie na mnie zły. Przez moment myślę o tym, że zawsze jednak wolałam Jokera, bo wydawał mi się znacznie bardziej interesującą postacią, ale szybko wracam do meritum sprawy.
-Tylko zapominasz, że ja jednak widziałam jak ją popychasz na śnieg. 
-Ale nie słyszałaś co o mnie mówiła, więc się ode mnie odczep. Poza tym ja i tak jestem tym najgorszym, bo z góry mnie już osądziłaś. Więc jaki jest właściwie sens tej rozmowy?- ,,Bo miałam nadzieję, że jednak miałeś jakiś powód”, myślę ale na głos mówię:
-Masz rację, nie ma. Teraz wychodzi na to, że to ty byłeś ofiarą tej dziewczyny.
-Nie wiem co sobie myślałem mówiąc ci o tym.- robi krótką pauzę- Wcześniej, gdy spacerowaliśmy razem i trzymałaś mnie za rękę...myślałem- uśmiecha się jakoś tak smutno- Ale to już nieważne- mówi odsuwając krzesło i odchodzi. A ja nic nie mogę poradzić na to, że jego rozczarowany ton i jakiś nieuchwytny cień w oczach, jakby przebłysk bólu sprawia, że mam ochotę go zawołać. Ale zostaje ze mną tylko jego puste krzesło.

Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie znak w postaci gwiazdki lub komentarz ;)

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now