30.

24.2K 1K 70
                                    

Następnego dnia budzi mnie potworny ból szyi i pleców z powodu niewygodnej pozycji. Powoli otwieram oczy podnosząc głowę z łóżka. Delikatnie dotykam dłonią obolałych miejsc. Druga wciąż tkwi w dłoni Krzyśka. Patrzę na niego przez kilka sekund zastanawiając się u co u licha tu robię. Przecież pogodziłam się już z tym, że nie jesteśmy razem prawda? Więc czemu wczoraj zdecydowałam się tu zostać? W pośpiechu staram się wstać jednocześnie dbając o to, żeby nie obudzić Kamińskiego. Dopiero miałabym problem wyjaśniając mu swoje zachowanie. Ale gdy stoję już u drzwi pokoju nie mogę się powstrzymać żeby spojrzeć na niego po raz ostatni. 
W poniedziałek wszystko toczy się podobną rutyną: najpierw praca w banku (na pół etatu w banku ojca Karola, który zgodził się na elastyczne godziny pracy), potem trzygodzinne korepetycje z Klaudyną. Teraz, zachowuje się dla mnie jakby milej. Tzn. od czasu gdy Karol przyjechał po mnie gdy kończyłam z nią zajęcia. Zrobił na niej tak wielkie wrażenie, że za wszelką cenę starała się przed nim wypaść jak najlepiej. Bawiły mnie odrobinkę jej zabiegi, ale zważywszy na to, że miałam z nią teraz mniej problemów wychowawczych, udawałam że niczego nie dostrzegam. Tak było i dzisiaj. Klaudyna wciąż wypytywała mnie o mojego przyjaciela, a ja z udawanym żalem odparłam jej, że niestety wyjechał na już na studia. Zawiedziona, niechętnie wróciła do rachunków.
Po pracy postanowiłam wybrać się do parku aby po prostu pospacerować. Od pewnego czasu zdarzały mi się chwile melancholii i aby przed nimi uciec hartowałam ciało długim marszem. Nie chciałam pozwolić sobie na żal i smutek. Chciałam znowu być taka jak dawniej: złośliwa, kłótliwa i ciesząca się z najmniejszej drobnostki. Jednocześnie wiedziałam, że moje nieco dziecinne i niewinne spojrzenie na świat zniknęło. Bo niepostrzeżenie stałam się dorosłą kobietą, która musi nauczyć się radzić sobie sama.
Gdy wracam do mieszkania, które od nowego roku wynajmuję z Andżeliką, Kaśką, Marleną, Pawłem oraz dwoma innymi kolegami Andżeli (razem mamy trzy pokoje, kuchnię i dwie łazienki, więc mieszka nam się raczej bezkonfliktowo, ale przede wszystkim ekonomicznie) jestem pełna energii i odrobinę zmarznięta. 
- Gdzie się znowu szlajałaś? Jest już prawie siódma.- naskakuje na mnie Andżelika gdy tylko wchodzę do jej pokoju.
- Byłam na spacerze. Jesteś gorsza niż moja mama.
- Teraz nawet o tej porze jest już niebezpiecznie. Przecież już połowa listopada.
- Dobrze, już rozumiem. Zrobisz mi w takim razie herbaty na rozgrzanie?
- Jasne.- mówi zwlekając się z łóżka. - Wiesz, dziewczyny poszły na imprezę, więc mieszkanie praktycznie mamy same, bo chłopaki są jeszcze na uczelni.
- O tej porze?
- Nie wnikam co oni tam robią. To co, może jakaś mała impreza?
- Nie mam ochoty.
- Przecież Karol nie wyjechał na zawsze. Przyjedzie w weekend.- Andżela wysnuwa błędne wnioski sądząc, że chodzi tu o moją tęsknotę za Karolem. Nie wyprowadzam jej z błędu.
- Wiem, przyjeżdża teraz za dwa tygodnie.
- Widzisz? Na pewno się nie obrazi jeśli zaprosisz paru znajomych. 
- Dobra, rób co chcesz- najwyżej pójdę do pokoju Kaśki, dodaję w myślach. 
Tak więc już w niecałe pół godziny do mieszkania schodzi się kilku chłopaków i dziewczyn (choć powinnam raczej powiedzieć kilkanaście chłopaków i kilka dziewczyn). Wpadam tylko na moment żeby się z nimi przywitać, a potem wracam do swojego pokoju. Leżąc na łóżku przeglądam ostatni wykład ze statystyki, gdy do pokoju wchodzi Andżela.
- Aga, masz gościa- mówi dziwnym tonem.
- Kto to?- pytam nie podnosząc głowy znad lektury.
- Twój były- dodaje a ja w końcu odrywam się od notatek patrząc na nią i podnosząc się z łóżka.
- Cześć- słyszę dobrze mi znany głos Krzysztofa wywołujący dziwne wibracje w moim ciele- Możemy przez chwilę porozmawiać?
- Jasne- mówię odrobinę innym tonem. Bo nagle zaczynam się bać, że on jednak mógł pamiętać wszystko to, co wydarzyło się dwa dni temu.- Nie wyjechałeś?
- Jak widać nie- kręci głową nadal stojąc w samym kącie przy drzwiach.
- Siadaj- mówię.Gdy robi to bez słowa i dalej milczy zaczynam się niepokoić.- Co się stało?- pytam go w końcu.
- Rozmawiałem z Karolem.- mówi jakby to miało być całe wyjaśnienie.
- Przepraszam, ale ja nadal nie rozumiem.
- Powiedział mi prawdę o sobie.- przełykam głośno ślinę.
- Jaką prawdę?
- Nie udawaj- odpowiada patrząc na mnie z wyrzutem- Dowiedziałaś się wtedy w szpitalu, prawda?- a więc Zawadzki wyznał mu, że jest gejem? Mimo wszystko staram się tego upewnić.
- Powiedz wprost o czym mowa.
- Nie musisz już go chronić, bo o wszystkim wiem.- stwierdza uśmiechając się lekko- Muszę przyznać, że przeżyłem prawdziwy szok. Znam Karola niemal od dziesięciu lat i nigdy nawet nie podejrzewałem, że jego brak zainteresowania płcią przeciwną ma taką przyczynę. Nie musisz się już obawiać, wiem że jest homoseksualistą.
- Kiedy ci powiedział?
- Dzisiaj. Na początku nie mogłem uwierzyć i myślałem, że to jakiś jego żart. Ostatnio jakoś nie układało się między nami najlepiej
- Och...-tylko tyle jestem w stanie z siebie wykrztusić.- Chłopaki też wiedzą?
- Chyba nie. Ale powiedział, że powie rodzicom. I zapisał się na jakąś terapię akceptacji swojej odmienności czy coś takiego. Pewnie już o tym wiesz.
- Tak- potwierdzam. On patrzy na mnie przelotnie robiąc krok w prawą stronę jakby od niechcenia. 
- Więc od początku byłem zazdrosny o kogoś kto nawet nie był moim prawdziwym rywalem. Myślałem, że go kochałaś.
- Nigdy nie kochałam Karola w takim sensie. Owszem, był i nadal jest moim przyjacielem, ale jest dla mnie jak brat. Przepraszam, że na początku cię okłamałam. Po prostu chciałam dotrzymać tylko obietnicy.
- Teraz czuję się głupio przypominając sobie te wszystkie momenty gdy byłem o niego zazdrosny. Pewnie cię to bawiło.
- Wręcz przeciwnie- zapewniam go szybko- Wiele razy czułam się winna z powodu twojej niepewności i naprawdę mnie to bolało.- dodaję cicho. Po chwili zapada między nami cisza i słychać tylko muzykę dochodzącą zza drzwi.
- Czemu nie jesteś na imprezie z przyjaciółką?
- Jakoś nie mam dzisiaj na to ochoty.- nagle uświadamiam sobie o czymś- - Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
- Zadzwoniłem do Marioli i pojechałem do twojego domu. Podała mi adres.
- Dlaczego właściwie tu przyjechałeś? Bo na pewno nie po potwierdzenie na temat orientacji seksualnej Karola.- odważam się na głos zadać nurtujące mnie pytanie.
- Miałaś rację.- słyszę jego odpowiedź, która wywołuje we mnie konsternację- Nie potrafiłem zaryzykować i poświęcić wszystkiego aby być z tobą- jego słowa wywołują burzę w moim sercu. Staram się powściągnąć emocje, bo przecież to może być tylko wstęp do jego przeprosin. Ale i tak nie potrafię ukryć iskierek nadziei w oczach gdy na niego patrzę.- Gdy kilka miesięcy temu Karol opowiedział mi o wszystkim ze szczegółami prawdę mówiąc czułem się fatalnie. Miałem ochotę pobiec do ciebie i błagać abyś mi wybaczyła- wyznaje patrząc mi w twarz.- Ale potem przypomniałem sobie jak bardzo cierpiałem przez cały ten czas i postanowiłem, że nigdy nie będę cię już o nic prosił, że ty też zraniłaś mnie już dostatecznie głęboko. Więc gdy przyszłaś do mnie przed wyjazdem chciałem zrobić to samo. Chciałem cię ukarać za to, że opuściłaś mnie ponad rok temu nieważne z jakiego powodu. Ale tak naprawdę raniłem tylko sam siebie.- zaczyna śmiać się niewesoło a ja wciąż jestem zdolna tylko do tego żeby gapić się w niego bez słowa.- Nigdy nie wyrzuciłem cię ze swojej głowy. Marzenę uczyniłem swoją dziewczyną tylko po to, żeby ci dopiec, ale tego już się pewnie domyśliłaś. Bo wciąż pamiętam każde twoje słowo, każdy najmniejszy gest jak marszczenie nosa gdy coś cię denerwuje i rumieniec na policzkach wywołany zakłopotaniem. I wciąż na nowo przypominam sobie nasze spotkania, kłótnie czy rozmowy. Dlatego chcę abyśmy zaczęli od nowa. Jeśli jeszcze czujesz coś do mnie i masz siłę aby o to zawalczyć to wróć do mnie. Obiecuję, że tym razem nie pozwolę ojcu wchodzić sobie na głowę i nawet jeśli będę musiał zostawić całą tą pieprzoną firmę w cholerę, rzucić studia czy wyrzec się rodziny to zrobię to, jeśli ty dla mnie zrobisz to samo.- robi krótką pauzę na wzięcie głębokiego wdechu- Więc jaka jest twoja odpowiedź?- pyta znów chwytając moje spojrzenie. A ja nie jestem w stanie wyartykułować żadnego dźwięku. - Nie bój się odpowiedzieć. Jeśli potrzebujesz czasu na przemyślenie lub boisz się mojej reakcji na odmowę to nie musisz się tego obawiać. 
- Nie potrzebuje żadnego czasu na przemyślenia.- wyrzucam z siebie- Dobrze wiesz co do ciebie czuje choć próbowałam równie mocno jak ty zapomnieć o tym co było. Starałam się nawet przypominać sobie wszystkie twoje ostatnie słowa aby utwierdzić się w swojej decyzji, ale nie mogłam. Bo ten nieznośny chłopak, który nazywał mnie spaloną żebraczką wciąż tkwi w moim sercu.- Krzysiek szybko wstał z krzesła i podszedł do mnie siadając obok łóżka i delikatnie obejmując. Próbując powściągnąć napływające mi do oczu łzy, zaczęłam szeptać mu w koszulkę:- Przepraszam, tak bardzo przepraszam cię za wszystko. Nawet nie wiesz jak bardzo żałowałam, jak bardzo bolało mnie gdy budziłam się śniąc o spotkaniu z tobą, a rano okazywało się to tylko ułudą. Jak każdego dnia każda, nawet najmniejsza rzecz przypominała mi o tobie. Jak jedząc szarlotkę nie mogłam przełknąć ani kęsa, bo przed oczami stawało mi nasze spotkanie w restauracji...- urywam, bo czuję, że dłużej nie mogę mówić. Na moje ostatnie słowa Krzysiek lekko podnosi moją głowę i ociera z twarzy łzy. A gdy robię to samo widzę, że uśmiecha się do leciutko.
- Więc zgodziłaś się tylko dlatego, żeby móc znów jeść swoje ulubione ciasto?- żartuje jak kiedyś. Ja ja jestem tak szczęśliwa, że zaczynam śmiać się przez łzy.
- Oczywiście, że dlatego. A ty myślałeś, że z innego powodu?- mówię zapłakanym głosem. Kamiński wciąż nieustannie ściera mi łzy z twarzy. 
- Kocham cię- mówi już poważnym tonem.
- Ja kocham cię sto razy mocniej.- odpowiadam mu, co wywołuje na jego twarzy uśmiech. Domyślam się co go spowodowało- Tak, nie boję się już mówić o swoich uczuciach. I od tej pory chcę mówić ci to codziennie żebyś nigdy o tym nie zapomniał. I nigdy nie wątpił.- wtedy widzę, że Krzysiek pochyla się nade mną. Robię to samo aby przyspieszyć pocałunek za którym tęskniłam od kilkunastu miesięcy. A gdy nasze usta się stykają niemal czuję ten nadmiar emocji i kłębiących się wewnątrz nas uczuć, które nareszcie znalazły możliwość ujścia. Mocno obejmuję Kamińskiego za kark, gładząc jego plecy i ramiona. On przyciąga mnie bliżej do siebie delikatnie odchylając mi głowę do tyłu. I nie jest to pocałunek delikatny i czuły, ale pełen pasji i tęsknoty naszych ciał i umysłów za sobą.
- Aga chciałam zapytać czy...o Boże- urywa na nasz widok moja współlokatorka właśnie wchodząca do pokoju. Pospiesznie odrywam się od Krzyśka z rwącym oddechem i wyraźnie (przynajmniej tak sądzę) zaczerwienionymi ustami- Czy wy właśnie...co to miało znaczyć?- pyta mnie z wyrzutem.
- No cóż, chyba widać- odpowiada rozbawiony Krzysiek. I gdyby nie to, że już od tak dawna nie widziałam go w takim stanie rzuciłabym w niego poduszką. 
- Andżela, to nie tak jak myślisz. Później ci wszystko wytłumaczę...
- Agnieszka chce powiedzieć, że nigdy tak naprawdę nie chodziła z Karolem i teraz znów jest ze mną- dodaje Krzysiek obejmując mnie z boku ramieniem. Mimowolnie się uśmiecham. Zwłaszcza na widok zaskoczonej Andżeliki. 
- Nic z tego nie rozumiem, ale cieszę się.- mówi, a ja wybucham śmiechem.- Przyjaciółka patrzy na mnie dziwnym wzrokiem aż zerkając na nią posyłam jej nieme zapytanie.
- Znów masz te błysk w oku gdy się śmiejesz- szepce mi w ucho szybko obejmując- W takim razie nie będę wam przeszkadzać. Cześć – mówi na odchodnym trzaskając drzwiami.
- Co ci powiedziała?
- Nic takiego- odpowiadam mu z uśmiechem podchodząc do niego i znów wtulając twarz w jego klatkę piersiową.- Pachniesz tak jak dawniej.- przymykam lekko oczy aby w pełni odczuwać jego bliskość.
- Cieszę się, że ci się podoba. A, zapomniałbym mam coś, co należy do ciebie.- odsuwa się ode mnie odrobinę wyciągając z kurtki niewielką szkatułkę. Przeżywam prawdziwy szok widząc w niej znajomy łańcuszek.
- Skąd go masz? Myślałam, że go zgubiłam...
- Dała mi go twoja siostra. Mówiła, że bardzo płakałaś gdy się zniszczył i dlatego chciała go naprawić, ale okazało się to niemożliwe jak na jej skromny budżet.
- Jak zdążyłeś go tak szybko naprawić?
- Mam swoje sposoby- mówi z błyskiem w oku zapinając mi go na szyi. Zaczynam delikatnie gładząc maleńką dedykację.- Więc tak bardzo wytrąciło cię to z równowagi?
- Tak. Przez tą dedykację...
- O związanych ze sobą naszych losach? Nadal nie rozumiem.
- Bo gdy łańcuszek się rozerwał nici też.- Krzysiek przez moment wpatruje się we mnie jakby nadal nie rozumiał, ale wychwycam moment w którym rozgryza moje pokrętne myślenie. I znów się śmieję.
- Aleś ty melodramatyczna. Więc traktowałaś ten łańcuszek jako alegorię naszych losów?Masz więc pewnie jeszcze mojego misia, co?
- Tak- przyznaję ze wstydem, bo nagle zdałam sobie sprawę jakie to głupie wierzyć w takie przesądy. Choć w sumie okazało się to prawdą, bo gdy łańcuszek znów jest w całości ja z Krzyśkiem też. Nawet jego lekkie kpiny nie jest w stanie zburzyć mojego szczęścia.
- I to mówi osoba, która przywłaszczyła sobie moją rękawiczkę podczas tamtej rozmowy w hali?- prycham udając zniesmaczenie.
- Więc chyba do siebie pasujemy: melodramatyczna dziewczyna i sentymentalny chłopak.
- Yhm...- odpowiadam rozmarzona. Nagle przypominam sobie o czymś.
- Ale co z twoimi studiami? Przeniosłeś się?
- Tak.- odpowiada mi- Ale zrezygnowałem. W sumie to nie obchodzi mnie uczelnia. Ojciec może się wypchać tymi swoimi pieniędzmi. Nie zamierzam studiować Zarządzania.
- Nie mów tak. Przecież chcesz tego, mówiłeś, że chciałbyś kiedyś przejąć Build&Project.
- Ale to, że mój ojciec też tego chce doprowadza mnie do szewskiej pasji. Poza tym chcę być z tobą. Już wystarczająco długo cię nie widziałem.
- Hej, jeśli myślisz, że pozwolę ci rzucić studia z takiego powodu...
- Znów zaczynasz narzekać jak dawniej? A było tak miło.- uderzam go delikatnie w ramię
- Mówię poważnie. Chcę żebyś robił to czego pragniesz. 
- Już to robię- odpowiada znów przyciągając moją twarz do siebie- Potrzebuję cię. Nawet nie wiesz jak bardzo- szepce mi tuż pod uchem.Z trudem udaje mi się sklecić jakieś zdanie.
- Ale...powinieneś myśleć o swojej przyszłości.
- Więc wyjedź ze mną. Przecież i tak studiujesz zaocznie. Wynajmiemy coś i zamieszkamy razem, a w każdy piątek będę cię tu przywoził.
- Żartujesz?- oburzam się, ale tak naprawdę czuje coś wręcz przeciwnego. Krzysiek mierzwi mi włosy dłonią.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz- śmieje się ze mnie.
- A co nadal sprawdzasz moje reakcje i potem zapisujesz?- przypominam sobie zdanie które kiedyś do niego powiedziałam.
- A jak tam mój dzienniczek Dobrych Uczynków?
- Nie wiem, szczerze mówiąc było ich tak dużo, że cały się zapełnił.- odpowiadam z uśmiechem. Przez kilka minut siedzimy po prostu na łóżku opierając się o ścianę. Wtulona w Krzyśka czuję się tak jakby mój długi bieg się skończył, a ja nareszcie wróciła do domu. Domu, który jest tam gdzie on.
- Przepraszam za wszystko co ci wcześniej mówiłem. I za tą zbitą figurkę. Zrobiłem to tylko w złości.
- W porządku- odpowiadam z bladym uśmiechem.
- Podarujesz mi inną?- pyta mnie cicho.
- A chcesz tego?- odpowiadam równie cicho
- Tak, bardzo. Pokochałem tę melodię i od teraz gdy tylko ją słyszę w radio kojarzy mi się tylko z tobą. To dlatego to zrobiłem. Bo gdy włączyła ją Marzena wydawało mi się, że ten złośliwy chłopiec sobie ze mnie drwi.
- A co z breloczkiem?- przypominam sobie, że widziałam go w komórce Marzeny.
- Wciąż go mam.
- Więc nie dałeś go Marzenie?- pytam patrząc na niego.
- A więc zauważyłaś? Bardzo jej się spodobał i chciała mieć taki sam, więc kupiła sobie podobny.
- Myślałam, że jej go dałeś.
- Nigdy bym tego nie zrobił. Nie oddałbym nikomu twojego serca.- odpowiada mi poważnie, a ja czuję, że się uspokajam.- I jeszcze raz przepraszam za to co powiedziałem wtedy w mieszkaniu Karola po tym jak zobaczyłem cię w jego łóżku. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia, ale...- przerywam mu kładąc palec na ustach. 
- Ciii, to już nie ważne. Ja też nie powinnam kłamać, że spotykam się z Karolem. Chyba oboje bardzo krzywdziliśmy siebie nawzajem. Dlatego chcę pamiętać tylko te dobre momenty.- odzywam się jeszcze mocniej wtulając się w jego ramię. Potem, zaczynamy opowiadać sobie jak wiele zmieniło się przez ten cały czas w naszym życiu. Aż Krzysiek pyta mnie w pewnej chwil:
- Więc jutro mam wyjechać?- Przełykam głośno ślinę.
- Myślę, że tak. Załatw wszystkie sprawy i wróć na stary uniwersytet. Wtedy będziemy mogli się wzajemnie odwiedzać. 
- Naprawdę tego chcesz?
- Przecież nie jesteśmy już dziećmi. Musimy jakoś dać sobie radę. Ja przeorganizuję sobie godziny pracy i będę do ciebie przyjeżdżać, a ty będziesz robił to samo w weekendy. 
- Przecież nie musisz pracować. Dam ci pieniądze jeśli...- urywa na widok mojej miny- W porządku. Ale powiesz mi o wszystkim gdy moi rodzice będą chcieli czymś cię przestraszyć? Nie chcę żebyś znów musiała cierpieć przez ich próby rozdzielenia cię ze mną.
- Nie wiem czy mogę ci to obiecać- mówię szczerze, ale widząc że chce coś powiedzieć kontynuuję- Ale na pewno nie rozstanę się, gdy będą tego ode mnie zażądać. Musisz nastawić się na to, że teraz już nigdy się od ciebie nie odczepię nawet jeśli będziesz chciał, więc lepiej dobrze się teraz zastanów...- jego jedyną odpowiedzą jest kolejny pocałunek.
Rozstajemy się dopiero późnym wieczorem, choć Andżelika żartuje ze mnie, że gdybym ją grzecznie poprosiła to nocowałaby u Kaśki i Marleny, więc miałabym z Krzyśkiem cały pokój dla siebie. Jednak tak naprawdę to umiera z ciekawości z tylko wychodzi mój chłopak. Zastanawiam się jak wiele mogę jej zdradzić.
- Wiesz, tak naprawdę to nigdy nic nie łączyło mnie z Karolem. Tylko udawałam jego dziewczynę.
- Co? Jak to? Po co?
- Bo często mi pomagał, więc wszyscy tak myśleli. Dlatego postanowiliśmy niczego nie prostować- tłumaczę trochę głupio, ale Andżelika najwyraźniej w to wierzy.
- Więc ty z Krzyśkiem...nie przestałaś go kochać?
- Nie- odpowiadam jej- Przepraszam, że wcześniej kłamałam. Wiesz, chyba powinnam powiedzieć ci prawdę...- zaczynam szykując się na dłuższy monolog poczynając od szantażu mojego ojca i długu aż do dzisiejszego dnia. Andżelika jest tak szczerze zmartwiona, że na koniec wykrzykuje na mnie ze złością:
- Co ty męczenniczką chciałaś zostać? Dlaczego nic nie powiedziałaś mnie i Izie? Przecież jesteśmy chyba twoimi przyjaciółkami! Dlaczego zostałaś z tym wszystkim sama?!
- Wiem, teraz to wiem, ale wcześniej...Ja po prostu za bardzo się bałam. Nawet nie wiesz jak żałuję. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Nie mam czego, głupia- odpowiada mi mocno ściskając- Mam nadzieję, że teraz nareszcie zaczniesz być szczęśliwa. Zasłużyłaś sobie na to. Potem jak szalona, wybiegła na korytarz i zawołała- Dziewczyny! Aga wreszcie odzyskała swojego księcia z bajki!
Kolejny dzień zastał mnie w lepszym humorze. Zaraz po przebudzeniu zastanawiało mnie, czy to, że znów jestem z Krzyśkiem nie było tylko snem. Ale wiadomość od nieznanego numeru (w mojej komórce) z podpisem: „twój nowy, stary chłopak” przekonała mnie, że jednak nie. Nagle wstałam z łóżka wybierając numer Karola. Jak mogłam o nim zapomnieć?! 
- Halo?- odparł zaspanym głosem. Ucieszyłam się, że nie jest jeszcze na uczelni.
- Cześć, to ja Agnieszka. Ja...chciałam ci podziękować.
- A więc pogodziłaś się z nim?
- Skąd wiesz?
- Bo twój głos odzyskał naturalną radość. Bardzo się cieszę. Ale nie musisz mi dziękować. Powiedziałem tylko prawdę.
- Wiem, ale gdyby nie ty. ..Poza tym co będzie teraz z naszym chodzeniem?
- No cóż, myślę, że rzucisz mnie dla swojej pierwszej miłości, a moja rola romantycznego kochanka porzuconego przez swoją prawdziwą miłość doda mi trochę melodramatyzmu.- zaczynam się śmiać.
- A co z terapią? Zdecydowałeś się powiedzieć rodzicom prawdę?
- Chyba tak. Wiesz, byłem już na kilku spotkaniach i wiem już, że powinienem to zaakceptować. Mam nadzieję, że moi rodzice nie przyjmą tego źle.
- Na pewno będą w dużym szoku, ale twój ojciec z pewnością nie przypomina Krzyśka. Chociaż to wielka szkoda dla płci pięknej.
Wychodząc do pracy wciąż jestem w dobrym humorze, co zauważają chyba wszyscy. Początkowo trochę mnie to wkurza, bo przecież nie wyrosła mi trzecia głowa albo coś w tym stylu. Ale szybko uświadamiam sobie, że to prawda. Bo teraz czuję się jakby wszystkie moje problemy zniknęły. Wciąż myślę o mojej wczorajszej rozmowie z Krzyśkiem i czuję, że już za nim tęsknię. A może jednak przeprowadzę się do niego? Przecież ja też nie dam rady...Nie, upominam samą siebie w myślach. Powinnam teraz skupić się na studiach, a nie marzyć o niebieskich migdałach. Wytrzymam jeszcze trzy dni. Przecież on wróci już w piątek, prawda? Tylko, że po południu mam wykłady więc zobaczymy się co najwyżej przez kilka godzin...Och, po co kazałam mu wczoraj wyjeżdżać?!
Na szczęście, dni szybko mi płyną i w końcu następuje czas naszego spotkania. Czekam na Kamińskiego już pół godziny przed spodziewanym czasem licząc, że może wróci wcześniej. Ale jak to zwykle wtedy bywa do mojego umysłu zaczynają wkradać się głupie myśli. A co jeśli wcześniej nie mówił poważnie albo żałuje lub chce ukarać mnie za to co mu zrobiłam? Ale gdy tylko widzę jego rozpromienioną twarz gdy mnie dostrzega, znikają tak szybko jak tylko się pojawiły. 
- Cześć- wita się ze mną mocno obejmując. Potem rzuca szybko- Wsiadaj.
- Gdzie jedziemy? 
- Do mnie.- posłusznie spełniam jego polecenie.
- Wiesz, twoja apodyktyczność jednak nie zniknęła.
- Ani twoja czepliwość.- odpowiada mi już w środku. Potem szybko rusza z parkingu i skręca na główną szosę.- O której masz zajęcia?
- Dopiero o szesnastej.
- O szesnastej? Więc mamy tylko cztery godziny.
- Trzy. Muszę przecież jakoś dojechać i przyjechać na uczelnię.- Krzysiek wzdycha ciężko.
- Więc tłukłem się tutaj tylko po to aby spędzić z tobą tylko trzy godziny?- wychylam się lekko przez pasy cmokając go w policzek
- Aż trzy godziny. Jestem pewna, że przez ten czas będziesz miał mnie serdecznie dość. Poza tym, weekend za tydzień mam wolny.
- Więc już nie. Bo rezerwujesz go dla mnie.- uśmiecham się delikatnie.
- Dlaczego właściwie wyprowadziłeś się z domu?
- Przecież wiesz: miałem już dość ojca i jego wtykania się w nieswoje sprawy. Sam nie wiem czemu zwlekałem z tym tak długo. A w zasadzie to wiem: robiłem to tylko dla siostry. Ale teraz, po tym wszystkim co on mi zrobił nie mam zamiaru mieć z nim najmniejszego do czynienia.
- Rozumiem. Naprawdę mi przykro z tego powodu.
- Uwierz mi, że teraz nawet mi to nie przeszkadza. Może kiedyś, gdy byłem młodszy chciałem uzyskać jego akceptację, miłość, szacunek, ale teraz...teraz on jest dla mnie nikim. I jedyne co mnie boli to fakt, że ktoś taki jest moim ojcem- patrzę na niego przez kilkanaście sekund kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Tak bardzo szkoda mi tego wciąż tkwiącego w nim nieszczęśliwego chłopca. I zaczynam rozumieć jego wcześniejsze zachowanie, tą złość na cały świat, wrogość, nieprzystępność. 
Gdy jesteśmy już na miejscu zaskoczona dostrzegam w pełni przygotowany już wykwintnie nakryty stół i duży bukiet róż na stole. Na kuchennym blacie wydobywają się kuszące zapachy z garnków.
- Jak to zrobiłeś? Przecież dopiero co przyjechałeś.
- Wiesz, czasem pieniądze się jednak przydają- mówi puszczając do mnie oko i odsuwając krzesło- Mam nadzieję, że jesteś głodna.
- Tak- przyznaję, bo na sam widok apetycznych potraw do ust napływa mi ślinka. Bez skrępowania pochłaniam pierwsze danie, a potem drugie (choć nie za bardzo orientuje się co to jest). 
- A teraz, czas na deser.- mówi zbliżając się do mnie tajemniczo i podnosząc z krzesła. Potem zaczyna obejmować i delikatnie całuje w usta.- No chodź- mówi do mnie cicho. Posłusznie idę za nim do sypialni. Na miejscu czeka jednak na mnie prawdziwa niespodzianka.
- Szarlotka?- pytam.
- Czyżbym słyszał w twoim głosie rozczarowanie?- Krzysiek znów nabija się ze mnie, że aż strzelam rumieńca.
- Oczywiście, że nie- obruszam się- Zjem kawałek z prawdziwą przyjemnością.- na potwierdzenie swych słów pospiesznie chwytam talerzyk z ciastem i biorę do ust pierwszy kęs. Hm, nie wiem czy to przez to, że długo jej nie jadłam czy po prostu z powodu tego bajecznego nadzienia nie mogę powstrzymać westchnienia.
- Więc już możesz jeść szarlotkę?- pyta mnie podchodząc z tyłu i obejmując w pasie.
- Nie po to ci to mówiłam, żebyś ze mnie teraz kpił.
- Przecież tego nie robię- mówi całując mnie w kark, że aż czuję wszędzie rozchodzące się rozkoszne dreszcze po moim ciele. Mimo to mówię:
- Daj mi teraz spokój. Gdy mam w ręku szarlotkę nie potrzebne mi inne wrażenia.
- A jakie to wrażenia w tobie teraz wywołuję, co?- pyta ze śmiechem. Ałć, kolejna kompromitacja.
- Dobrze wiesz jakie- mówię odkładając talerzyk z powrotem na stolik
- Nie dokończysz?
- Już jestem pełna- odpowiadam oblizując wymownie wargi.
- Więc teraz chodź już do mnie...- odzywa się jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Robi to jednak tak gwałtownie, że tracę równowagę i pociągam go za sobą na łóżko. Razem zaczynamy się śmiać.
- Tobie też przypomniało to pewną sytuację?- zanim mi odpowiada, podnosi się w ten sposób, że teraz znajduje się nade mną i rozparty na łokciach z uśmiechem mówi:
- Jak to było: „Złaś ze mnie jeśli nie chcesz żebym zamieniła się w trupa z braku powietrza.”- cytuje mnie dokładnie, lekko zmienionym głosem- Ależ wtedy miałem ochotę żeby cię pocałować.
- A ja wręcz przeciwnie- studzę go uśmiechając się złośliwie. A on wciąż tylko na mnie patrzy zupełnie bez słowa.
- Czy...byłaś tu w zeszły weekend czy to mi się tylko śniło?
- Nie, nie śniło ci się- odpowiadam odgarniając mu z czoła opadający kosmyk.- Przywiozłam cie tutaj razem z Karolem i siedziałam przez całą noc.
- Całą noc? Ale przecież rano cię nie było.
- A co miałam zostać żebyś po przebudzeniu na mnie nawrzeszczał?
- Nie zrobiłbym tego. Dlaczego zostałaś?
- Nie pamiętasz? Mówiłeś przez sen.
- Tak?- nagle staje się skupiony- I co mówiłem?
- Hm...niech pomyślę...chyba coś o tym, że musisz kupić sobie nową szminkę, bo w tej różowej ci nie do twarzy i założyć jutro zieloną sukienkę...hej, nie łaskocz mnie- kończę niemal krztusząc się ze śmiechu.
- Ty...co tak naprawdę mówiłem? Powiesz wreszcie?
- Powiem, powiem...tylko przestań.
- Więc?
- W sumie to niewiele. Prosiłeś żebym z tobą została. A w zasadzie to nie wiem czy chodziło ci o mnie czy pomyliłeś mnie z kimś innym.
- Nie pomyliłem.- odpowiada mi delikatnie skubiąc moją dolną wargę- Chciałem żebyś została. Dziękuje ci, że to zrobiłaś.- nie mam szansy odpowiedzieć, bo znów zaczynamy się całować. A moje dłonie wplatają mu się w kark i we włosy walcząc z kłębiącą się wewnątrz mnie burzą emocji. Dopiero po jakimś czasie wargi Krzysztofa odrywają się od moich aby nabrać powietrza.- Kocham cię- szepce mi aż przechodzi mnie przyjemny dreszcz- Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też- odpowiadam mu drżącym głosem- Tak za tobą tęskniłam...
- Tak bardzo chciałbym...- mówi gwałtownie kręcąc głową- Cholera, czemu mamy tak mało czasu?- jego przekleństwo sprowadza mnie na ziemię.
- Krzysiek, chyba powinniśmy...- umieram gdy kładzie mi palec na ustach.
Ciii, znów za dużo myślisz.- Krzysiek całuje mnie w czubek głowy- Nic nie wydarzy się jeśli ty nie będziesz tego chciała, wiesz o tym?
- Tak. Ale mimo wszystko nadal ta sfera mnie krępuje. Może gdy już będzie po wszystkim...będzie inaczej.
- Mówisz o tym jakby to było coś strasznego.- choć stara się nie śmiać, widzę że moje zachowanie i słowa go bawią. Ale nic nie mogę na to poradzić.
- Spałeś z wieloma dziewczynami?- pytam go.
- Nie- odpowiada tylko, a gdy nadal na niego patrzę pyta:- Mam podać ci dokładną liczbę?
- A więc nawet nie pamiętasz?
- Pamiętam. Nie byłem aż tak rozchwytywany jak nasz piękny Karol. 
- Pewnie chodziło raczej o ten twój okropny charakterek.
- Od ciebie pewnie co inteligentniejsi też zwiewali.
- Tak. I dlatego został mi tylko pewien głupek...- Krzysiek znów zaczyna mnie łaskotać i przekomarzać się ze mną. Zupełnie nagle słyszymy dźwięk parkującego pod mieszkaniem auta. Gwałtownie poważniejemy i wstajemy z łóżka.- Spodziewałeś się kogoś?
- Nie- mówi Krzysiek i wygląda przez okno. Minę ma nietęgą. Dlatego pytam:
- Kto to?
- Mój ojciec- odpowiada sucho, a ja czuję jak mój żołądek skręca się ze strachu.

Od nienawiści do miłości ✔Where stories live. Discover now