Zmiana

125 17 3
                                    

Blake
Wróciłem do pokoju, ale Dereq już spał.
Usiadłem na krześle obok niego.
Odgarnąłem jego kosmyki włosów od jego czoła.
Od momentu utworzenia paktu coś się zmieniło.
We mnie się zmieniło. Czułem, że jak najbardziej chcę go chronić. Nawet za cenę własnego życia.
Polubiłem go, a większość nie mogło znieść mojego charakteru...
Cóż, ich strata. Jednak on jedyny nie odwrócił się ode mnie, co bardzo mnie cieszy.

Po policzkach chłopaka poleciały łzy.
-H-hej... Nie płacz...
Starłem łzy.
-Już jest w porządku. Będę cię chronić, spokojnie.
Położyłem się obok i przytuliłem go do siebie.
-Nie pozwolę, aby coś Ci się stało...
Jego oddech był regularny i powoli się uspokajał.
-Spokojnie. Jestem tu.

Dereq
Obudziłem się, miałem spuchnięte oczy i ledwo co mogłem je otworzyć, ale czułem, że obok ktoś leży.
Nie wiem dlaczego, ale od tej osoby czułem ciepło. Coś czego dawno już mi brakowało...
Nie wiele myśląc przytuliłem się.
Odzyskałem spokój i ukojenie.
Wieczne koszmary, wizja roztrzaskanych kości. To mnie stale nawiedzało.
Jednak teraz było inaczej.

Otworzyłem oczy po jakimś czasie, okazał się to Blake. Nie wiedząc czemu uśmiechnąłem się.
Dotknąłem jego policzka.
Wydawał się tak spokojny i opanowany. Jakby...
Jakby przyzwyczaił się do mnie i mi ufał...
Czy sobie wyobrażam?
Nie wiem.

Nagle zadzwonił telefon.
Nie obierałem go. Wiedziałem kto to. Tym bardziej nie chciałem.
-Co się dzieje? - podniósł się zaspany Blake.
-Musisz mnie ukryć.
-C-co? Ale o co chodzi?
-Nie ma czasu. Zanim-
Słychać był dzwonek w całym domu.
-O nie. - złapałem się za głowę - Ona tutaj przyszła! Rozszarpie mnie na kawałki, a potem podepcze!
-Chwila! Jaka Ona?
-Ukryj mnie.
-Nic z tego nie rozumiem...
Blake poszedł w kierunku drzwi.
-O nie.

Blake
Otworzyłem drzwi wejściowe. Przede mną stała dziewczyna o blond włosach uformowane w dwie długie kitki, miała lewe oko złote, prawe czerwone.
- No wreszcie. Gdzie jest Dereq?
Wparowała do mieszkania. Była bardzo poddenerwowana. Nie dało by jej się zatrzymać.

Rozglądała się po mieszkaniu.
-Co masz tak dokładnie do niego?
-Tutaj jesteś!
-Milena, litości!
-Teraz to litości? 10 wiadomości, 25 nieodebranych połączeń, a ty masz czelność wspominać o litości?
-Au au auuu.
Zaczęła go ciągnąć za uszy.
-Nie olewa się najlepszej kumpeli! Dereq wszyscy cię szukają w tym ja. Jeśli miałeś uciekać to TYM bardziej mówisz o tym Mnie!
-Przepraszam...
-Poza tym jeśli chcesz, aby nikt nie znalazł cię to niszczy się telefon. Łatwo było cię namierzyć.

Dereq
Milena była moją najdroższą przyjaciółką. Znaliśmy się od podstawówki, zawsze mi pomagała. Choć była z rodziny zastępczej, wyrosła na życzliwą i sympatyczną osobę o dość bombowym charakterze.
Zawsze wygrywała wszystkie bójki na podwórku. Była przywódczynią wśród dzieciaków.

Pół godziny później...
Po całym wejściu smoka Mileny, poszliśmy wszystko wyjaśnić jej w salonie.
-No to się porobiło... Matko w coś ty wdepnął...
-Nie pomagasz naprawdę.
-Dereq wrócił z laboratorium, więc jest zmęczony. - odezwał się Blake.
-Nie, naprawdę mi nic nie jest. Spokojnie.
-Na pewno?
-Tak.
Widziałem jedno z tych spojrzeń w którym oczy świecą się jak pięcio-złotówki. Się zaczyna...
-Nie przeszkadzam?
-Milena...
-Hihi, no nie ważne. Teraz jesteś poszukiwany, więc trzeba cię podrasować. - zginała palce podekscytowana.
Wzdychałem.
-Dobrze. W tym możesz mi pomóc.
-Oki doki! Pójdę tylko do sklepu. Porwę tylko twojego koleszkę, nie macie i tak nic do roboty, tak? Więc okej.
Zanim zaprotestowałem wzięła chłopaka za rękę i oboje wyszli.
-No wiecie co...

Blake
Na co byłem potrzebny tej dziewczynie to nie wiem. Była strasznym wulkanem energii.
-Nie przedstawiłam się. Nazywaj mnie Milena, a ty?
-Blake...
-Miło poznać. To jak układa się wam w relacji? Ty i Dereq oczywiście. Dereq nie miał za bardzo przyjaciół poza mną. Więc? Jak to jest?
-Kumplujemy się z przymusu. Teraz... Jestem jego żywicielem.
-No tak, ale poza tym? Poza przynależności coś innego poczułeś?
-Więź? Sam nie jestem tego pewien.
Westchnęła ciężko.
-Ciężko będzie. - mrukła.
Staliśmy przed marketem. Milena wzięła koszyk i kupiła pędzelek i farbę blond. Dereq ma ciemny blond, więc to będzie nowość widzieć go w takim kolorze.

-A dodatkowo to straszna melepeta i skleroza w jednym, ale jest taki uroczy, że można go schrupać.
Emocjonalnie o tym wszystkim mówiła. Była bardzo energiczna. I była bardzo mała, ledwo co mogła sięgnąć produktu na najwyższym regale.

Po zakupach wróciliśmy do domu.
-Deeereq! Mam wszystko potrzebne, aby przeprowadzić na tobie pełną metamorfozę.
-Świetnie, już jesteście.
Podbiegł do nas.
-Potem sobie pogadacie, a ty marsz do łazienki. Trochę nam to zajmie, więc ciao ~
Zanim coś powiedziałem już zamknęli się w łazience.
-No trudno, ja może zrobię coś do jedzenia...
Od wczoraj mojego taty nie było w domu, zawsze był zabiegany itd. Ale dzisiaj mam nieprzyjemny niepokój, że coś się święci.

Parę godzin później
Zszokowała mnie odmiana chłopaka.
-Viola ~ Dereq jak nowy nie śmigany - puściła oczko robiąc lenny face.
-Milena!
-No co? Pożartować nie można. Aleś ty sztywniak...
-Wyglądasz dobrze, Dereq.
-Naprawdę tak sądzisz? - złapał się za kark zakłopotany.
-Nie kłamię. Uważam tak. - uśmiechnąłem się.
-Masz chłopie długie włosy, więc aby cię nie męczyć zrobiłam ci małą kiteczkę. Uparłeś się, aby je nie ścinać, więc masz uparciuchu.
-Kiteczkę?
-Niom. Choć, zobaczysz.

Dereq
Milena odwróciła mnie jakbym był jakimś modelem dla stylistów.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

-Zdecydowanie urocze

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


-Zdecydowanie urocze.
-Dobra! Koniec tego podziwiania.
Nagle usłyszeliśmy drzwi wejściowe.
Poszedłem sprawdzić kto to.
-Tata. Gdzie do tej pory byłeś?
-Nie ma czasu. Musicie uciekać.
-Co?
-Rada dowiedziała się o ucieczce Dereqa. Będą tu lada chwilę przeszukać dom. Wiem, że zawaliłem sprawę, ale tym razem posłuchaj mnie. Mój synu.
Zmarszczyłem brwi.
-Co mam zrobić?
-W oddalonej od nas miejscowości mieszka twój wujek, tam będziecie bezpieczni. Weźcie potrzebne rzeczy i uciekajcie.
-Dereq! Zwijamy się.
Przyszedł blond chłopak.
-Co się dzieje?
-Choć, potem ci powiem. Musimy uciekać. I...
Spojrzałem na ojca.
-Nie daj się im.
Kiwnął głową. To moje odwrotne podziękowania, nigdy nie lubiłem okazywać uczuć. Wolałem być silny. Jednak czasem uczucia przychodzą wtedy kiedy nie powinny...

-Uciekajcie, a ja ich odciągnę.
-Co ty niby możesz zrobić?
-Dużo. - westchnęła dziewczyna - Jeśli mamy dzień szczerości to też mam coś do powiedzenia, Dereq.
-O co chodzi?
-Trzymałam to w sekrecie, ale teraz wiem w jakiej jesteś sytuacji i mi ulżyło.
-Wyduś to z siebie.
-Jestem...
Trzymała nas w napięciu. Zrobiła pauzę upewniając się czy nasza uwaga jest skupiona na tym.
-Jestem wróżką lasu.
-Co?
-Tak, ja też ponawiam pytanie. CO?!
-Wiem, trudno w to uwierzyć. Mogę zmieniać formę, ta jest przyjazna dla oka ludzi. Ale uwierz mi, przerażająca jest moja prawdziwa forma. Umiem władać wodą, ziemią oraz wiatrem plus mam śpiew niczym syreny. Osłabię ich siły. Bądźcie spokojni.
-Nie puszczę cię samą!
-Musisz. To jedyne wyjście.
-Dasz sobie radę? - spojrzałem na nią poważnie.
-Tak. Zatrzymam ich.
-Dobrze. Choć Dereq.
-A i jeszcze jedno. Jeśli pomodlicie się do drzewa na pewno usłyszę wasze szepty.

Kiwnąłem głową i uciekliśmy tylnym wejściem.

My Demon [Yaoi] [Zakończone] Where stories live. Discover now