Wróć Do Mnie

55 7 1
                                    

Od czasu walki z Szatanem minął tydzień. Nikt nas nie gonił ani przeszkadzał. Była tak zwana cisza. Natomiast ja martwiłem się o swoje moce, nie mogłem ich przywołać, po prostu nic. Nie wiem czy to była jakaś niewidzialna blokada, ale strasznie mnie to denerwowało.

Blake
-Milena widziałaś go?
-A jak myślisz co robi? Jest tam gdzie zawsze.
Poszedłem na tył domu, na podwórko.
Dereq od tygodnia próbował przywołać swoje moce, medytował, nawet stosował ćwiczenia rozluźniające zaczerpnięte z karate.
Martwiłem się o niego, bo zamknął się w sobie. Chciałem pomóc, ale nie wiedziałem jak.

-Już starczy...
Złapałem go za dłoń. Chciał przywołać swój miecz, lecz bez skutku. Jedynie się wysilał na marne.
-Nie. Uda się, tylko popatrz...
Z jego ręki poleciały trzy iskry podobne do piorunów.
-Nie, to nie może tak być... Wiem! Muszę wypić twoją krew.
-Nie jesteś osłabiony, więc...
-Proszę. Dla sprawdzenia.
-Dlaczego tak bardzo zależy Ci na tej mocy? Nie chciałeś się jej pozbyć? Zachowujesz się maniakalnie...
Spuścił głowę bezradnie. O, chyba go wkurzyłem.
-Bez mocy jestem nikim. Powinieneś dobrze to wiedzieć.
-Co ty pleciesz? - położyłem ręce na jego ramionach - Spójrz na mnie.
Widziałem jego zapłakaną twarz.
-Bez nich też jesteś wartościowy. Jesteś mądry, odważny, lojalny oraz kochany.
-Ale jak zaatakuje nas ktoś nie będę w stanie razem z tobą walczyć. - pociągnął nosem - Ty jesteś Wilkołakiem, a ja chcę być u twego boku. Walczyć i ochraniać cię...
-To ja powinien ciebie ochraniać. - mrukłem - Musisz odpocząć, jadłeś ty w ogóle coś?
Pociągnął nosem i wytarł łzy.
-Nie...
-To chodź, przyszykuję Ci coś. Masz jakieś życzenia?
-Mogą być naleśniki? - zapytał niewinnie.
-Haha. Mogą być.

Przyszykowałem produkty do zrobienia cista. Nagrzałem patelkę i robiłem cienkie naleśniki. Na stół wyłożyłem składniki do dekoracji naleśników, czyli owoców, borówki, maliny, banany, jabłka, do tego nutellę.
Kiedy Dereq dostał naleśniki już zaczął je dekorować.
-Załapię się na naleśniki?
-A w życiu, są moje.
-Dereq!
-Spokojnie na dwóch głodomorów wystarczy. - podałem dziewczynie talerz - Że też ja siedzę przy kuchni... - prychnałem.
-My też cię kochamy ~ - zachichotała dziewczyna.
Uśmiechnąłem się ukradkiem nadal smażąc.

Wieczór
Dereq
Czekałem, aż Blake wyjdzie spod prysznica.
Poszliśmy się kłaść.
Mnie nawiedzał nowy koszmar. Czułem jak lunatykuję. Kierowałem się do lasu.
-Nareszcie.
Stał przede mną Szatan. Wyciągnął dłoń. Ja bezwiednie upadłem na kolana. Przejął nade mną kontrolę.
-Wreszcie, teraz zniszczę wszystko co było ci bliskie.

Szatan
Poszedłem do domu. Dom był ogromny, więc ledwo mogłem znaleźć pokój, w którym był wilczur.
Usłyszałem ziewnięcie.
-Dereq co tutaj robisz?
-N-nic. Chciałem tylko napić się...
-Hmmm. Rozumiem.
Dziękowałem temu wyższemu, że jest teraz ciemno. Nie widział mnie i to jak dziwnie się zachowuje. I tym jak moje oczy wyglądają, a są złote ze wąską źrenicą jak u kota.
-Wracajmy do łóżka.
-To choć.

Rano
Obudziłem się wcześniej od chłopaka.
Z łatwością przywołałem miecz. Usiadłem okrakiem nad nim z mieczem w górze.
Już miałem wycelować w szyję, jednak nie mogłem. Ten dzieciak śmiał się temu oprzeć.
Nagle zostałem powalony na ziemię. Chłopak się obudził...
Obezwładnił mnie i przyciskał do ziemi.
-Wiedziałem, że coś jest nie tak...
-Ugh... Jaka szkoda, byłbyś już martwy...
-To ty...
-A i owszem.
-Jak?
-Jego umysł jest niestabilny, łatwo było go podejść...

Zostałem przywiązany liniami do krzesła. Moje ręce były związane z tyłu.
Patrzyłem złowrogo na postać przede mną, która siedziała jakby nigdy nic.
-No i co z nim zrobimy?
-Gdyby nie ciało Dereqa dawno bym go wypatroszyła.
-Ha! Nic nie możecie zrobić. Dopóki mam jego ciało.
Chłopak tylko syknął. Wziął taśmę i zakleił mi usta.

Blake
W drugim pokoju naradzałem się z Mileną.
-Jeśli dam mu krew to będzie mocniejszy...
-Racja. Jak my mamy wywołać duszę Dereqa? Pamiętasz co poskutkowało?
-Mówiłem do niego, aby do mnie wrócił.
-Czy na prawdę to wystarczy?
-Sam nie wiem...
-Nie możemy go nawet uderzyć.
-Wiem i to jest bardzo upierdliwe...
Westchnąłem głośno.
-Dobra idę spróbować.

Usiadłem okrakiem na krześle opierając się o oparcie.
-Dereq wiem, że tam jesteś. I wiem, że w siebie wątpisz. Jedno wiem, nie jesteś słaby. Z mocą czy bez nadal jesteś silny. Odważny, waleczny, honorowy. Takiego cię pamiętam i nadal tak jest. Musisz w siebie uwierzyć i kontrolować to. Chcę, abyś wrócił. Do mnie. Ponieważ cię bardzo kocham.
Jego oczy zmieniły się. Wiedziałem, że Dereq powrócił.
Zdjąłem mu taśmę z ust.
-Blake... - parę łezek spadło mu po policzkach.
A ja zaczynałem go rozwiązać.
Uwolniłem mu ręce, a on od razu rzucił mi się w ramiona.
-Tam... Gdzie szatan wysyła duszę, jest strasznie ciemno, chłodno i samotnie tam, tak bardzo boli... - łkał wypłakując się.
Ścisnąłem go, a on potulnie schował się w zagłębieniu mojej szyi. Był bardzo wystraszony.
-Już jest w porządku. Zrelaksuj się. Nic ci już nie grozi. - głaskałem go po włosach, a jego oddech powoli się regulował.

-To co teraz?
-Mam go przecież w sobie... I to mnie przeraża.
-Hej, nie panikuj. Bądź silny.
-Może da się jakoś to kontrolować...
-Dereq jest teraz naczyniem, ale to on rządzi ciałem.
-Dokładnie. Może da się jakoś zgnieść Szatana w zarodku?
-Kontrola, hm?
-Co o tym myślisz?
-Będę musiał nad tym trenować...
-Uda Ci się. - wtrąciłem.

Następnego dnia
-Musisz się skupić. Teraz musisz go wypuścić.
-A co jeśli nie będę mógł wrócić?
-Nie myśl o tym. Dasz radę.
-Tylko jedna rzecz. Tak na wszelki wypadek...
Związałem jego dłonie z tyłu.
-Teraz.
-Okej.
Jego oczy stały się żółte i z wąska źrenicą.
-Witam, witam.
Zrobił krok, zauważył, że jest związany.
-Przezorny zawsze ubezpieczony, hm?
-No chyba nie myślałeś, że będziesz wolny.
-Oj doigrasz się, będziesz błagał o litość.
-Jak na razie to ty jesteś na przegranej... Dereq teraz!
Jego oczy znowu stały się błękitne. Uff, jednak się udało.
-Udało się! Blake udało się.
Podskoczył, ale zapomniał, że ma ręce związane i na mnie się wywrócił.
-Ałć. - sykłem z bólu.
-Żyjesz? Bardzo przepraszam...
-Jest w miarę dobrze. Najpierw cię rozwiąże.
Usiadłem i zrobiłem co miałem zrobić.
-Jednak nie będzie to takie łatwe...
-W sensie?
-Przywołanie go wyczerpuje mnie.
-Mam cię zanieść?
Zanim cokolwiek coś powiedział, wziąłem na przysłowiową Pannę Młodą.
-H-hej! Co ty wyrabiasz?
-Muszę o ciebie zadbać, bo kto jak nie ja?
-Haha, głupek.
-Udam, że tego nie słyszałem.

My Demon [Yaoi] [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz