|Jest to czwarta/piąta część serii Hope Swan, jeśli nie czytałeś poprzednich części możesz nie zrozumieć fabuły|
Miesiąc miodowy był cudowny i minął nam w spokoju. Następnym wydarzeniem jest ślub Belli i Edwarda, ale wyskakują nowe komplikacje. Jak...
Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.
*POV Jasper*
Głowa Hope leżała na mojej klatce piersiowej, była ledwo przytomna i sen powoli ją ogarniał. Cieszyłem się z tego powodu, ponieważ wiedziałem, że następne dni będą dla nas wszystkich trudne, ale najgorsze dla mojego słoneczka
-Jazz--usłyszałem jej cichutki szept
-Tak kochanie?-zerknąłem na jej twarz i ścisnęło mnie w żołądku, jej oczy były nadal podpuchnięte i miały w sobie ogromny ból , który tak bardzo chciałem zabrać , ale nie umiałem
-Ty mnie nie zostawisz , prawda?
-Oczywiście, że nie kochanie, zawsze i na zawsze-powiedziałem i złożyłem pocałunek na jej skroni
W pokoju nastała cisza, którą przerwał spokojny oddech. Zasnęła.
Delikatnie odsunąłem ją od siebie i przykryłem kocem, a następnie wyszedłem z sypialni. Po schodach niemal zbiegłem, dopiero teraz mogłem pokazać moją złość. Miałem ochotę zabić Edwarda, jak on w ogóle mógł coś takiego zrobić, nie wystarczała mu własna dziewczyna?!
W salonie nastałem winowajcę mojej furii i do tego był sam, wyśmienicie. Kiedy mnie zauważył, głośno przełknął i próbował się tłumaczyć
-Jasper przysięgam ni...- nie pozwoliłem mu dokończyć bo zamachnąłem się i uderzyłem go w nos. Zatoczył się po podłodze, ale mnie to nie obchodziło, w umyślę miałem cały czas emocje, które czuł, patrząc na moją Hope!
Złapałem go za kołnierz koszuli i wywlokłem na dwór, nie chciałem aby taka np. Bella nas teraz zobaczyła. Podniosłem go z ziemi i rzuciłem nim o drzewo
Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.
(tylko ,że rękoma)
-Jasp-znów mu przerwałem
-ZAMKNIJ SIĘ! NIE MIAŁEŚ PRAWA!-Wrzasnąłem i kiedy się podnosił znów uderzyłem go w twarz. Powinienem czuć ulgę po uderzeniach, ale było na odwrót, z każdym ciosem , byłem coraz bardziej wściekły.
Gdy znów próbował wstać, uderzyłem go w brzuch, zgiął się. Zadałem kolejne ciosy i nie zwracałem uwagi, że leżymy, a ja na nim siedzę, chciałem tylko aby cierpiał. Jeden, Dwa, Trzy...przestałem liczyć, z każdym uderzeniem głowa Edwarda chwiała się coraz bardziej i w kilku miejscach popękała.