31. Nic ci nie jest

790 46 8
                                    

POV. DARYL

Powoli zbliżyliśmy się do więzienia, leżałem na tylnych siedzeniach próbując trochę odpocząć. Gdy usłyszałem jak otwiera się brama wyprostowałem się. Zauważyłem dym, coś mi nie pasowało. My nie palimy trupów. Wysiadając spostrzegłem dwa spalone ciała leżące na betonie. Szybko rozejrzałem się po ludziach. Maggie pomaga Hershel'owi. Glenn i Carol zamykają bramę. Beth z Judi, Carl przy ojcu, Merle koło wyjścia. Byłem jak oszołomiony, nie wiedziałem co się dzieje. Szybkim krokiem podszedłem do mojego brata.

- Gdzie jest [T.I.]?! - nie czekałem na odpowiedź, byłem przerażony że mogło się jej co stać. Nie byłem gotowy na taką sytuację. - [T.I.]! - wbiegłem do sali, nie dostając odpowiedzi coraz bardziej się denerwowałem. Zerwałem kotarę do jej celi, łóżko było idealnie pościelone ale bez niej. - Nie. Nie, nie! - uderzyłem o ścianę, byłem przekonany że nie żyje, a jedno z tych ciał jest jej.

POV. T. I.

-Nie, nie! - usłyszałam krzyk więc szybko zawiązałam na sobie ręcznik i trzymając go mocno jedną ręką a drugą trzymając pistolet wbiegłam do bloku. Z moich włosów kapała woda teraz słyszałam tylko jak spada na posadzkę.Nikogo nie było, ale mój wzrok zawiesił się na kocu z moich drzwi który leżał teraz na ziemi przed nimi. Powoli podeszłam do celi, zauważyłam Daryl'a siedzącego w bez ruchu na podłodze. Pociągał nosem jakby płakał ale jeszcze tego nie robił, był na skraju. Weszłam cicho do środka.

- Daryl? - odłożyłam pistolet na półkę. Mężczyzna podniósł energicznie wzrok na mnie i od razu wstał. Mocno mnie objął i przyciągnął do siebie. Nie czułam podłoża, ale nie przeszkadzało mi to. Oparłam policzek o jego głowę.

- Nic ci nie jest. - powiedział to bardziej do siebie niż do mnie ale chyba oczekiwał odpowiedzi która go w tym utwierdzi. Postawił mnie na ziemię i spojrzał mi w oczy. Pocałowałam go w policzek. Zabrałam swoją broń i poszłam do łazienki by ubrać się w ciuchy. Mężczyzna udał się za mną oczekując że opowiem mu co się wydarzyło. Stał oparty o ścianę ale nie patrzył na mnie, mimo że nie byłby to dla mnie problem.

- Tamte ciała na dworze... To Edward i jakiś sztywny. - założyłam bluzkę i wyszłam do niego by mocno go przytulić. Głaskał mnie delikatnie po głowie przez pewien moment. - Wszedł tu jakoś i go zaatakował, zastrzeliłam obydwóch. - odsunął mnie lekko od siebie i podniósł mój wzrok łapiąc mnie za podbródek.

- Zrobiłaś to co należało zrobić. - pokiwałam na znak że rozumiem i znowu się do niego przytuliłam. - Musimy iść, Rick chce coś nam powiedzieć. - złapał mnie z dłoń i poszliśmy w umówione miejsce spotkania z resztą. Czekali już na nas w grobowej ciszy. Szeryf stanął na środku i widocznie zdenerwowany wziął wdech.

- Gubernator chce więzienia i nie spocznie aż nas nie zabije. - Dixon jeszcze mocniej trzymał moją dłoń ale nie na tyle żeby sprawiać mi ból. Grimes nie powiedział nic więcej tylko wyszedł na dwór. Spojrzałam na Daryl'a i od razu wiedziałam że on nie chce uciekać. Nie długo nasz lider będzie musiał podjąć trudną decyzję, a grupa zacznie się dzielić. Wiem to. Pociągnęłam za sobą Dixon'a i poszliśmy do mojej celi. Usiadł na skraju łóżka i patrzył w podłogę, stwierdziłam się nie będę zaczynać rozmowy i zabrałam się do powieszania kurtyny we wejściu.

- Mamy za mało amunicji. - nie mogłam znieść okłamywania wszystkich w związku z naszymi zapasami, ale Rick dowodził i musiałam się go słuchać. Usiadłam obok niego i chwyciłam go za dłoń. - Nie mogę cię stracić [T.I.].- zarumieniłam się i pocałowałam go. Nasze pocałunki zaczęły się robić coraz bardziej nachalne, chwycił mnie w talii i położył na materac. Czułam jego palce sunące po moim brzuchu. Powoli ściągnął mi koszulkę i zjechał swoimi pocałunkami na moją szyję. Wszystko robił tak delikatnie, jakby bał się że mnie skrzywdzi. - Jesteś śliczna. - poprawił mi włosy zagarniając je za ucho. Serce waliło mi jak nigdy, w życiu nie czułam się tak dobrze jak z nim.
Po wszystkim leżeliśmy obok siebie, obejmował mnie ramieniem. W więzieniu nie było ogrzewania ale granatowy koc otulał nasze ciała przyjemnie je grzejąc. Miałam znakomity humor mimo tego co działo się na zewnątrz. Daryl spojrzał na mnie z uśmiechem. Robiło się już późno wiec po prostu zasnęliśmy.
Gdy wstałam rano Dixon jeszcze spał, wstałam po cichu by go nie obudzić. Ubrałam swoje ciuchy i poszłam coś zjeść. Michonne i Carl pakowali swoje rzeczy.

- Wiesz co [T.I.] jade z nimi szukać broni. - twarz chłopaka przykrył wielki uśmiech, był szczęśliwy że pozwolono mu w końcu gdzieś wyjechać. Cieszyłam się razem z nim, potrzebował tego. Byłam ciekawa czy ciemnoskóra pokaże im dom dwóch sióstr, przecież tam nadal były zapasy, nie zabraliśmy wszystkiego ostatnim razem. Błagałam też żeby nic się im nie stało, według mnie Rick postępował nie poważnie. Kilka korytarzy stąd leżało masę broni i jedzenia, a on zabiera swojego syna w podróż po inną. Mimo że bałam się o Carl'a nie mogłam temu zapobiec.
Wzięłam warte w dzień by móc się wyspać w nocy. Mijała mi strasznie nudno, w końcu po kilku godzinach trójka naszych zjawiła się z powrotem. Mieli ze sobą kołyskę i torbę broni. Zamknęłam za nimi bramę i podbiegłam do auta. Młody wysiadł z niego zadowolony trzymając coś w rękach.

- Co tam masz? - podszedl do mnie i wręczył mi ramkę, na zdjęciu widniał on, Rick i prawdopodobnie Lori. Jego mama.

- Dla Judith. - przesłałam mu uśmiech, piękny gest z jego strony. Cieszyłam się że jest cały. Zauwazylam że szeryf pokazuje swoje ramię Hershel'owi. Musiałam z nim porozmawiać co do zapasów.
Szli w stronę budynku, podbieglam do nich by w końcu móc porozmawiać z dowódca. Położyłam dłoń na ramieniu staruszka.

- Ja się nim zajmę. - ten pokiwał głową i odszedł do swoich córek. Udałam się za Rick'iem do celi. Wzięłam czystą wodę i ręcznik. Delikatnie przemyłam mu ranę. Nie pytałam co się stało, widziałam że Grimes nie chce o tym opowiadać. Zaciskał mocno szczękę z bólu. - Jakbyś powiedział reszcie o zapasach nie było by tego problemu. - Stwierdziłam że to dobry moment na poruszenie tego tematu. - Wiem że chcesz żeby coś nam zostało w razie potrzeby, ale ta potrzeba jest teraz. Ledwo mamy co jeść, potrzebujemy broni. To wszystko jest w tym budynku a my..

- A my musimy oszczędzać. - przerwał mi. Wzięłam bandaż i zaczęłam owijać ranę. Nie przekonam go ale w mojej głowie pojawił się plan, który był wręcz idealny. Rick nie straci swoich zapasów a my będziemy mieli wszystkiego o wiele więcej. Gdy skończyłam mężczyzna wyszedł cicho mi dziękując. Musiałam działać szybko więc poszłam po broń i jakieś torby. Założyłam na szybko jakaś bluzę i chciałam wyjść ale warte miał Daryl.

- Wychodzę. - otworzyłam bramę która mężczyzna odrazu zamkną. Zabiłam dwóch sztywnych i zaczęłam biec w stronę lasu by ominąć ich jak najszybciej.

- Gdzie?! - Dixon krzyczał do mnie ale nie odpowiedziałam mu. Stojąc na skraju drzew widziałam jak brunet mówi coś Glennowi i wsiada na motor. Chciał wyjeżdżać ale Rick go powstrzymał. Odeszli by porozmawiać a ja udałam się do domu Mell.
Po o dziwo szybkiej drodze weszłam po schodach z nadzieją że cokolwiek tam będzie. Na mojej twarzy wymalował się uśmiech gdy zobaczyłam zapasy które zostały w nienaruszonym stanie. Przez otwarte okno dochodziły do mnie odgłosy sztywnych. Wyjrzałam przez nie ostrożnie by zobaczyć ilu ich idzie. Przeraziła mnie ich liczba, było ich z pięćdziesięciu. Sama nie dałabym sobie rady więc siedziałam jak najciszej mogę by ich nie zwabić. Udało mi się i horda przeszła do lasu. Zaczęłam pakować broń, na niej zależało mi najbardziej. Nie mogłam zapiąć toreb, do plecaka włożyłam jak najwięcej jedzenia i powoli zeszłam na dół. Potknęłam się o ostani schodek i poleciałam do przodu. Upuściłam broń, która wypadła robiąc wielki hałas. Czułam ból przeszywajacy moją klatkę piersiową. Ciężko obróciłam się na plecy, trudno mi się oddychało. Wydawało mi się jakby mój mostek się zapadł. Zaczęłam dusić się własnym powietrzem.
Usłyszałam uderzenie o drzwi, jakiś szwędacz pewnie mnie usłyszał. Zaczął robić ogromny hałas więc powoli wstałam i zabrałam mój nóż. Otworzyłam drzwi a ten wpadł wprost na mnie. Przytrzymałam go za gardło i wbiłam broń w czaszkę. Upadł bezwładnie na ziemię, natomiast ja poleciałam na ścianę za nim. Ciągle miałam problem z oddechem ale musiałam się wziąść w garść, więc pozbierałam wszystko i włożyłam do toreb. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w lesie, byłam tam bezpieczniejsza niż na otwartej przestrzeni.

________

Mam nadzieję że się podoba ;)

Daryl Dixon X CzytelnikWhere stories live. Discover now