42. Mamy wszystko?

579 26 8
                                    

Taka mała ściąga jakbyście nie wiedzieli tak w razie co.

*Stoockey- nazwisko Bob'a
*Williams- nazwisko Tyresse'a

________________

Byliśmy już prawie gotowi, puste torby należały na siedzeniach mimo pomysłu włożenia nich do bagażnika. Ostrożności nigdy nie za wiele, moglibyśmy stracić auto i tym samym worki. Załadowaliśmy również broń i inne potrzebne bzdury. Mieliśmy ruszać za jakąś godzinę około, ponieważ Daryl musiał oczywiście sprawdzić wnętrze samochodu. Położyłam swoją broń na skórzanym fotelu i podeszłam do faceta.

- Cholera, za mało oleju. - przeklnął pod nosem i spojrzał na mnie z rozpoczyną miną. Zaczęłam gorączkowo myśleć co zrobić by można było w końcu ruszyć. Rozjerzałam się dookoła licząc na wskazówkę od losu

- Trzymałeś go w trzeciej wieży! - wręcz krzyknęłam gdy spojrzałam na jedną - Jest tam nadal? - oparłam się z dumą o blachę auta. Szatyn pokiwał głową nachylając się przy jakiś śrubkach. - Pójdę po niego. - z wysoko uniesioną głową by pokazać że jestem genialna i ocaliłam cały wyjazd poszłam w stronę wcześniej wymienionego miejsca. Nie było to trudne zadanie, kanistry z olejem były o dziwo lekkie więc przyniosłam je do mężczyzny z zawrotną prędkością. Położyłam mu je koło nóg na co ten ładnie podziękował mi buziakiem. Odeszłam w stronę zewnętrznej kuchni by zjeść coś przed wyprawą.

- [T.I.]! - głos Michonne poznałabym wszędzie. Obróciłam się w jej stronę ta lekko zadyszana przybiegła do mnie truchtem. - Bob jedzie, ale Rick chce zostać. No wiesz, pilnować dzieci i pomagać. Potrzebna nam jeszcze jedna osoba. - mówiąc to spojrzała ma mnie jak aniołek. Wiedziałam o co jej chodzi ale nie pasowało mi to zbytnio.

- Nie, nie i nie. Daryl nie jedzie. - znów spojrzałam na zapasy tym samym stojąc do kobiety tyłem. Wynalazłam w nich przeterminowane cukierki czekoladowe ale o ile nie miały pleśni z chęcią je zjadłam, przyzwyczajona do takiego smaku. - Ja kogoś znajdę, nie martw się. Na pewno nie będzie to Dixon. To moja wyprawa i mi tego nie zepsuje. - mówiąc to delikatnie sepleniłam co było spowodowane dużą ilością słodyczy w buzi. Gdy tylko zabrałam co chciałam, napakowana jak wiewiórka wyminełam przyjaciółkę i poszłam w głąb więzienia, szukając pewnej osoby. Natrafiłam jednak na coś mniej przyjemnego.
Glenn ledwo utrzymywał się na nogach, cały spocony wlekł się ku wyjściu. Maggie szła za nim z przerażeniem w oczach robią mały odstęp by utrzymać odległość od chorego. Łzy ciekły jej po policzkach i cała dygotała, zasłoniła twarz rękoma i krzyknęła raz a potem drugi. Podbiegłam do Rhee i przerzuciłam jego ramię przez głowę.

- Dziękuję. - szeptem odpowiedział na moją pomoc. Weszliśmy do izolatki w ostatnim momencie, gdyż azjata był w tak ciężkim stanie że pomaganie mu chodzić zmieniło się w noszenie go. Nie bałam się czy się zarażę, miałam już tyle wspólnego z chorymi że tak czy siak w końcu się to stanie, a jego żona nie musiała tak ryzykować. Cieszyłam się że mogłam im pomóc. Pogłaskałam bruneta po głowie i obiecałam mu że go odwiedzę. Gdy wychodziłam zza drzwiami ukazał mi się Tyresse, właśnie go szukałam. Stał tępo wpatrzony w szybę w przejściu. Czekał pewnie na Sashę ale ona nawet go nie zauważyła.

- Tyresse? Co robisz? - odsunął się by zrobić mi przejście. Dziwnie się mi przyglądał, patrzył głównie na ręce.

- Ktoś musi ich pilnować, żeby nie skończyli jak Karen i David. - przełknął głośno ślinę - To samo pytanie mogę zadać tobie, co tam robiłaś? - podszedł do mnie krok bliżej. Nie czułam się komfortowo w tej pozycji ale podniosłam głowę i poczułam nagły przypływ odwagi i może władczość.

- Czy ty mnie właśnie o coś oskarżasz? - przechyliłam głowę w prawo a ręce skrzyżowałam na piersi. Przez chwilę nic nie mówił tylko staliśmy nie urywając kontaktu wzrokowego którego nie miałam zamiaru puścić. W końcu on to zrobił i położył dłoń na drzwiach.

Daryl Dixon X CzytelnikWo Geschichten leben. Entdecke jetzt