25. Tak dużo.

770 42 2
                                    

- Ile jedzenia! - Maggie razem z Glennem zbiegli z wieży by mi otworzyć. Ledwo trzymałam jeszcze te puszki, były ciężkie i wzięłam ich naprawdę dużo. Moja ręka bolała jeszcze bardziej od wysiłku. Azjata zabrał ode mnie połowę zapasów, a jego dziewczyna zamknęła wejście. Udaliśmy się do środka budynku. Szczęka Beth opadła na widok jedzenia, wyglądała jakby miała się na mnie wrzucić i mnie zabić by je dostać. Zostawiłam resztę na stole i bez słowa wyjaśnienia udałam się do piątej celi. Byłam wykończona więc zapadnięcie w twardy sen nie było trudne. Myśli o siostrach Hale nękające mnie cały czas nagle ustały, o Daryl'u nie miałam już siły myśleć.

- Hej, hej [T.I]. Musisz mi powiedzieć skąd masz tyle jedzenia i czy jest tego więcej. [T.I] wstawaj. - Michonne stała przy moim łóżku i szeptała bardzo blisko mojego ucha. Czułam jej oddech na swojej skórze. Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na nią. Ciemnoskóra uśmiechneła się do mnie i wyprostowała się.

- Tak jest tego więcej. Daj mi odpocząć i po to pójdę. - obróciłam się na drugi bok. Mój spokój nie trwał dłużej niż minutę, kobieta przewróciła mnie znowu przodem do siebie.

- Przykro mi ale musimy jechać po to teraz. Co jeśli ktos to ukradnie. - wzięłam głęboki wdech i usiadłam na skraju łóżka

- Dobrze, to daj mi się ubrać chociaż. - Michonne położyła swój wskazujący palec na usta czym dała mi do rozumienia że reszta ludzi śpi. Założyłam czarne jeansy i bluzę. Przeszukując moje rzeczy znalazłam plecak który przyda się do zapasów. Zabrałam ze sobą oczywiście mój nóż, nie chciałam brać cięższej broni. Jedzenie będzie wystarczająco ciężkie. Wyszłam na dwór gdzie w aucie czekała już brunetka.- Michonne. - zapukałam w szybę auta, która momentalnie sie otworzyła. - Michonne to jest w środku lasu nie dojedziemy tam autem, no przynajmniej ja nie znam drogi.

- A to jest jakiś sklep? - brązowooka wysiadła z pojazdu i wyjęła dwie ogromne torby.

- Nie. To są domy, głównie jeden dom. Oprócz jedzenia jest też woda i broń. - nagle kobieta zatrzymała się i zrobiła dziwna minę, jakby zaskoczoną ale też złą. - Co?

- Czemu nic nie mówiłaś?! - znowu zaczęliśmy kierować się do lasu

- Bo byłam tam wczoraj i miałam iść dzisiaj, powiedziałabym ci nie wiem kiedy. Nie pytałaś, a ja nie miałam okazji ci mówić. - zaczęłam nerwowo się tłumaczyć, nikt nie może się dowiedzieć że wiedziałam o tym od tygodnia, może dwóch. Przekręciła oczami ale się nie odezwała. Przez chwilę szliśmy w całkowitej ciszy, sztywnych też było mało.

- Jak się czujesz? - kobieta szła za mną, wystraszyła mnie tym. Nie spojrzałam na nią tylko szłam dalej.

- W jakim sensie jak się czuje? - to żem wypaliła. To było normalne pytanie a ja rozdrobniłam je na części pierwsze

- No jak się trzymasz. Wiem ze nie jest ci łatwo. - wiedziałam do czego zmierza

- Nikomu w tym świecie nie jest łatwo. - przerwałam jej, na szczęście zauważyłam już żółte ściany. Przyspieszyłam lekko by uniknąć dalszej rozmowy z kobietą. Lekki uśmiech wkradł się na moją twarz gdy zauważyłam kwiaty które wczoraj nazbierałam. Pewna siebie z łatwością otworzyłam drzwi i nie spoglądając nawet kątem oka na obrazy udałam się w kierunku schodów. Przy nich się zatrzymałam. Michonne stała przy wejściu do kuchni z kataną w dłoniach.

- [T.I] tutaj są świeże kwiaty. Ktoś tu mieszka. - wzdechnęłam i skierowałam oczy wprost na nią. - No co! Lepiej weź ten twój nóż do ręki a nie wchodzisz tutaj jak do siebie! - widać było jej zdenerwowanie. W sumie miała trochę racji, mimo że dziewczynek już nie ma nie wiem czy ktoś nie odkrył tego miejsca i teraz czai się by nas zabić. Wyjęłam broń zgodnie z życzeniem. Nie miałam jednak ochoty mówić jej że to ja zmieniłam te roślinki, zaczęła by wypytywać a wtedy wszystko wyszło by na jaw.

- Uważaj na schodki. Nie są za wytrzymałe. - wchodziłam bardzo ostrożnie, nie patrzyłam czy Michonne podąża za mną. Weszliśmy na górę i jak najszybciej tylko mogłam weszłam do pokoju ze zapotrzebowaniem. Przykucnęłam przy puszkach i zaczęłam układać je na dnie plecaka. - Ja wezmę jedzenie, do jedej torby bierzemy broń, a do drugiej wodę. Tak czy siak wszystkiego nie zmieścimy. - brunetka nie odpowiadała, obróciłam się za siebie by zobaczyć co robi. Z opuszczonym mieczem patrzyła na wszystko jakby miała się rozpłakać.

- Tego, tego jest tyle. Tak dużo. Wszystkiego tak dużo.- potrząsnęła głową i spojrzała tym razem na mnie siedząca na podłodze. - To jest nie możliwe że od tak to sobie tutaj stoi. To musi być kogoś, nie możemy go tak po prostu okraść. - chyba jednak muszę jej powiedzieć, inaczej jej nie przekonam że to wszystko jest teraz nasze.

- Michonne słuchaj, tak naprawdę wiem o tym miejscu trochę dłużej, ile dokładnie? Może z tydzień. Zrobiłam źle nie mówiąc wam o tym wszystkim, ale nie mogłam. - wstałam i dzieliły nas teraz może z dwa kroki. Kobieta zmarszczyła brwi i schowała broń za plecy. - Mieszkały tutaj dwie dziewczyny, jedna z ich zaproponowała że oddadzą nam wszystko gdy przyjmiemy je do nas.

- To może zamiast je okradać poczekajmy za nimi. - pokręciłam głową, złapałam ją za rękę i podprowadziłam pod okno z prawej strony domu. Wyjrzałam za nie by upewnić się że będzie widać i kazałam zrobić jej to samo.

- Widzisz tamtą świeżą ziemię, pochwałam je tam wczoraj. Mellisa i Amelia Hale, miały może czternaście i sześć lat. - zaczynałam mówić przez łzy- Jedna była już przemieniona jak tu przyszłam, Mell ją tak kochała że wierzyła że nie jest jednym z tych złych potworów i... - zaczęłam szlochać- i dała się jej ugryźć, rozumiesz. Nie chciała jej zostawiać samej. Boże jestem okropną osobą, nie zostałam z nią. Była tutaj sama, przeze mnie. - nie umiałam już spojrzeć Michonne w oczy, wyżaliłam się komukolwiek z czego kolwiek od dłuższego czasu a zamiast być mi lżej jest gorzej.

- Ej, ej no nie mów tak. - podeszła do mnie i podniosła moją głowę podtrzymując ją za brode- Spójrz na mnie. [T.I][T.N] spójrz na mnie. To nie twoja wina, ważne że nie dałaś im tak dalej być, jako sztywni. Musiało to być ciężkie dla ciebie, rozumiem cie. Kiedyś nie wiem czy pamiętasz jak byłyśmy w żłobku. - patrzyłam w jej oczy, były przepełnione bólem. Zaczęłam przypominać sobie tą okropną wtedy sytuację, gdy weszłam do pokoju a ona siedziała nad kołyską- Nikomu o tym nie wspominaliśmy i dobrze. Nie zadręczam się o to bo wiem ze to co zrobiłam było dla tego dziecka dobre. Więc weź się w garść i popatrz na to. - objęła mnie ramieniem i obróciła w stronę zapasów- Od razu lepiej prawda. - przytuliła mnie i zaczęła pakować broń.

Daryl Dixon X CzytelnikWo Geschichten leben. Entdecke jetzt