41. Jadę

537 32 9
                                    

Odprowadziłam trzesącego się Rick'a do Hershel'a by ten opatrzył mu rany na dłoniach. Przez całą drogę się do siebie nie odzywaliśmy. To co stało się przed chwilą było poza skalą mojego myślenia, nie umiałam tego objąć i wytłumaczyć co mnie męczyło. Gdy znaleźliśmy się już na bloku D poczułam ogromny głód więc udałam się na zewnątrz by w końcu zjeść wyczekiwane śniadanie.
Nie było to nic skomplikowanego, zwykłe jabłko popijane wodą ale i tak strasznie mi ulżyło. Zauważyłam Glenn'a ciężko pracującego nad kopaniem grobów. Krzyże robiły się coraz liczniejsze jakby nie miały końca. Straciliśmy już około dwudziestu ludzi w przeciągu kilku dni. Nasz spokój i harmonia którą udawało nam się utrzymać przez długi  czas od tak runęły, były słabe jak kartka którą ktoś rozerwał.
Po dłuższym siedzeniu i głębokim zamyślaniu się chciałam wrócić do środka i znaleźć Daryl'a. Wchodząc po schodkach znienacka wpadł na mnie Tyresse przy tym mnie przewracając. Stał nade mną chwilę i patrzył jakbym była martwa. Miał mocno podbite oko i opuchniętą wargę.

- Jeszcze ci mało! - głos dobrze mi znany dobiegł zza mężczyzny, który od razu po trząsł głową i wystawił dłoń w moim kierunku.

- To był wypadek Daryl, nie widział mnie. - wstałam z pomocą ciemnoskórego i otrzepałam dłonie. - Spokojnie. - spojrzałam na szatyna prosząco, po czym skierowałam wzrok na opatrzonego co prawda ale nadal całego ubrudzonego od krwi mężczyznę. Speszony urwał nasz kontakt wzrokowy i ruszył przed siebie. Śledziłam go wzrokiem ciekawa co robi. Dixon stanął za mną i chwycił mnie za dłoń. - Idzie kopać grób. - stwierdziłam opowiadając swojej podświadomości na wcześniejsze pytanie. Poczułam lekkie ciągnięcie w stronę środka budynku więc nie opierając się poszłam za facetem. Minęliśmy po drodze kilka smutnych osób węsających się z kąta w kąt.

- Będziemy zdrowi prawda? Karen i David już zachorowali więc jakby miało nas to też dopaść to już dawno byśmy mieli objawy. Prawda? - cichy szept Rhee zza kotary dotarł do moich uszu. Zatrzymałam się dając do zrozumienia Daryl'owi że ma zrobić to samo. Może podsłuchiwanie nie jest grzeczne ale musiałam usłyszeć co odpowie na to weterynarz.

- To tak nie działa. U każdego jest inaczej, ale możemy być zdrowi. Wszystko może być dobrze. - wypuściłam głęboki wdech gdy usłyszałam jego wypowiedź. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy smucić.

- [T.I.] nie zamartwiaj się. Dalej chodź. - uciszyłam Dixon'a kładąc wskazujący palec na ustach na co ten przekręcił oczami. Niestety nie usłyszałam co mówili dalej ponieważ rozległ się ogromny hałas spadających talerzy. Mój wzrok spoczął na Sashy która ledwo trzymała się na nogach. Jej skóra była blada a twarz świeciła się od potu. Podbiegłam do niech by powstrzymać ją od upadku. Wylądowała w moich ramionach ciężko wisząc, przestała walczyć z grawitacją więc powoli schyliłam się by położyć ją bezpiecznie na ziemię. Wszyscy powychodzili z celi by gapić się nic nie robiąc. Kobieta zaczęła dusić się kaszlem więc szybko obróciłam ją bokiem.

- Zabiorę cię do doktora S. - złapałam ją pod ramię i chwyciłam mocno. Daryl próbował ją ode mnie przejąć ale nie dałam mu tego zrobić. Wystarczy że już ja mam bliski kontakt z osobą zarażoną.
Zaniosłam Sashę do odpowiedniego punktu mocno nadwyrężając przy tym mięśnie. Położyłam ją na łóżku a Caleb od razu zaczął ją badać. Odsunęłam się patrząc z przerażeniem na wygląd kobiety. Atmosfera w tym miejscu była okropna, w totalnej ciszy było słychać tylko jęki, głośne oddechy oraz kaszel. Ludzie trzęsli się z wykończenia i strachu. Światło nie było tu włączone o ile w ogóle było i tylko lekkie smugi słońca wpadające przez okna rozjaśniały te miejsce. Oparłam się o kraty by chwilę odpocząć od razu tego pożałowałam. Z zamkniętej celi wydobyło się warczenie i po chwili zobaczyłam martwą twarz Luny z która jeszcze tydzień temu dzieliłam się obiadem by mogła dać trochę więcej pożywienia dziecią. Teraz z jej oczu, nosa i ust ciekła krew. Przypomniałam sobie co wcześniej mówił doktor. Wszystko eksploduje jak po otwarciu puszki. To był właśnie ten moment. Przymknęłam oczy by się opanować i nie wybuchnąć płaczem. Wyjęłam nóż i uderzyłam w jej głowę. Ciało spadło na ziemię tworząc przy tym kałużę krwi.
Opuściłam ten budynek i wyszłam na dwór by zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam na ziemi przecierając czoło.

Daryl Dixon X CzytelnikWhere stories live. Discover now