32. Nie jestem gubernatorem

784 43 14
                                    

Totalnie wyczerpana podeszłam do bramy, zaczęłam w nią kopać by ktokolwiek mnie zauważył. Sztywny podszedł do mnie od tyłu, położyłam delikatnie torbę i zabiłam go nożem. Carl biegł już w moja stronę by mi otworzyć. Znowu usłyszałam chrząkanie więc już zbyt nie przejmowałam się hałasem. Chciałam wreszcie odpoczac więc wyjęłam jedna z nowych broni i zastrzeliłam trupa. Wchodząc na dziedziniec upuściłam torby i upadłam na kolana. Młody mimo zachwytu nad bronią, złapał mnie za ramię i pomógł wstać. Zaprowadził mnie do drewnianego stołu gdzie praktycznie wszyscy już byli. Gdy usiadłam poczułam jak ból uchodzi z moich obciążonych nóg.

- [T.I ] przyniosła broń! - chłopak aż skakał z radości. - I trochę jedzenia. - usiadł obok mnie i chwycił mnie za dłoń. Moja głowa sama poleciała na jego ramię. - Przyniosę ci wody [T.I.] - podbiegł do mojego plecaka i wyjął butelkę z napojem. Tego właśnie potrzebowałam. Miałam mu podziękować ale podszedł do nas Rick i zapanowała grobowa cisza.

-Gubernator zaproponował mi układ. Miał zostawić nas w spokoju jeśli oddamy mu Michonne. Miałem zamiar się zgodzić, żeby nas chronić.- Carl miał widocznie zawiedzioną minę, nie do końca dochodziło do mnie co mówi szeryf. Nie wierzyłam że oddał by naszą przyjaciółkę tak po prostu. - Ale się rozmyśliłem. A teraz Merle zabrał Michonne. - Byłam wryta w ziemię, dlaczego nikt nic nie robi? Dlaczego Dixon ma jedna z nas i zabiera ją na pewną śmierć a my się na to zgadzamy nic nie robiąc. - Daryl wyruszył żeby go powstrzymać. - W tym momencie poczułam nagły przypływ energii, bałam się już nie tylko o Michonne ale też o niego. Wszystko to działo się w tak szybkim tempie. - Nie wiem czy zdąży, powinniem byłem wam powiedzieć. Przepraszam. -  Nikt się nie odzywał, wszyscy mieliśmy zmieszane miny. - To co powiedziałem rok temu pierwszej nocy poza farmą. Tak nie może być. To nie ja decyduje co robimy, nie mam prawa. Nie mogłem poświęcić jednej z nas dla dobra wszystkich, jesteśmy tu dzięki każdemu z nas a nie dzięki mnie. Tu chodzi o życie i śmierć. Nie ja decyduje jak mamy żyć i jak umierać. - w tym momencie zrobił lekki krok i przełknął gule w gardle. - Nie jestem gubernatorem. Odejdziemy albo zostaniemy. Musimy trzymać się razem. Zagłosujemy. Możemy walczyć albo uciekać. - Po wszystkim chwilę na nas popatrzył i odszedł zostawiając nas w ogromnym szoku, nikt nie ośmielił się odezwać. Powoli się rozchodzilismy. Poczochrałam młodego po włosach przy czym założyłam jego kapelusz, chciałam rozweselić trochę tą oziembłą atmosfere. Carl szedł za mną i próbował zdjąć mi nakrycie głowy, gdy w końcu mu się udało. Dumnie je na siebie założył i nic nie mówiąc przytulił mnie. Nietrwało to długo, jakby nie chciał żeby ktokolwiek to widział. Zdałam sobie sprawę że lubię tego dzieciaka i mi na nim zależy, chce żeby był bezpieczny i szczęśliwy. Natomiast jak narazie nie udawało mi się zapewnić tych rzeczy. Po drodze do celi, w której miałam zamiar się położyć i odpocząć zabrałam trochę jedzenia z talerza Maggie,ktora z delikatnym uśmiechem uderzyła mnie za to w tyłek. Cały czas myślałam o akcji z Michonne. Mimo że byłam zmęczona nie umiałam zasnąć, zostałam jednak w łóżku. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać oni pewnie też. Robiło się już powoli ciemno, moje nerwy sięgały zenitu.
Ktoś zapukał w kraty od mojej celi, skierowałam tam swój wzrok z nadzieja ze ten ktoś ma dobre wieści. Gdy kotara się odsunęła a moim oczom ukazała się ciemnoskóra ogromnie mi ulżyło. Wstałam by ją przytulić, cieszyłam się jak dziecko na jej widok. Przesłała mi ciepły uśmiech i bez słowa odeszła. Teraz czekałam aż Daryl wejdzie przez kraty na blok ale mój uśmiech zszedł gdy po kilku minutach stania zdałam sobie sprawę że go nie ma. Szybkim krokiem poszłam do Michonne. Gdy odsunęłam jej wejście, kobieta jakby wiedziała po co przyszłam, wyglądała jakby wręcz na to czekała.

- Poszedł szukać Merle'a, kazał nikomu za nim nie iść. Zwłaszcza tobie. - zmarszczylam brwi. Moje ręce opadły wzdłuż mojego ciała i zachciało mi się płakać. Brunetka przesunęła się i zrobiła mi miejsce obok siebie. Usiadlam przy niej i oparłam głowę o jej ramię. Obie patrzalysmy na gołą, obskurna ścianę przed nami. Wiedziałam że mogę jej zaufać, byłam wdzięczna losu że gubernator jej nie dostał i że jest tu z nami.

- Idę się położyć. Cieszę się że jesteś Michonne. - wstałam i poprawiłam włosy, które zasłaniamy moją twarz okropnie mi tym przeszkadzając. Kobieta stanęła obok mnie i złapała mnie za dłoń

- Możesz na mnie liczyć [T.I.]. - puściła mnie i położyła się na swoim łóżku. Przechodząc halą starałam się być cicho, nie chciałam przeszkodzić rodzinie Grenne która właśnie odmawiała wieczorną modlitwę. Do góry Carol siedziała z Judi, która smacznie spała na miękkim posłaniu, a reszty nie widziałam. Zdjęłam buty i odłożyłam je pod łóżko. Szybko przebrałam się w dresy i weszłam pod pościel. Spojrzałam na małe okienko z myślą że Daryl gdzieś tam jest i daje sobie radę, wierzę w to.
Ze snu wybudzilo mnie pociąganie nosem. Obróciłam się by zobaczyć co się dzieje. Dixon siedział skulony pod ścianą i chyba płakał. Wstałam delikatnie i usiadłam przy nim. Objełam go a on posłusznie się we mnie wtulił, czułam jak jego łzy przesiąkają przez materiał mojej koszulki. Głaskałam go po plecach, jak narazie nic więcej nie mogłam zrobić. Nie mogłam znieść myśli że nie byłam tam z nim, że nie wiem co się dzieje. Próbowałam być silna ale pojedyncze łzy spływały po moich policzkach. Stwierdziłam jednak że nie będę wypytywać ani go pocieszać słowami będzie dobrze bo jest to po prostu beznadziejnym pomysłem, lepiej żeby się wypłakał niż udawał że nic się nie stało. Ignorowałam zimno ciągnące od podłogi, interesował mnie teraz tylko on. Po jakimś czasie przestał, obrócił sie twarzą do góry i po prostu patrzył  w jeden punkt na suficie, ja natomiast patrzyłam na jego twarz. Ledwo co ją widziałam przez brak jakiegokolwiek oświetlenia, ale była teraz jak namalowana, w totalnym bezruchu. Czułam zakłopotanie, nie do końca wiedziałam co zrobić. Dotknął dłonią mojej, dopiero teraz poczułam różnice temperatury. Moje ciało było lodowate. Mężczyzna też to zauważył ponieważ wstał i podniósł mnie po czym położył do łóżka. Zdjął z siebie większość ubrań i buty, patrzyłam na niego jak na dzieło sztuki. Uwielbiałam na niego patrzeć. Spojrzał na mnie i położył się obok. Przykrył nas kocem a mnie przycisnął do siebie. Pocałował mnie w czoło a noc przelecila bardzo szybko.
Rano czekało nas głosowanie, nie chciałam opuszczać tego miejsca, jestem za bardzo sentymentalna. Obudziła mnie Maggie wołając na śniadanie, ale nie chciałam wstawać, nawet nie byłam głodna. Usiadłam na łóżku oparta o ścianę, Daryl nadal spał, wyglądał tak spokojnie. Przewrócił się na drugi bok i chyba próbował mnie objąć, gdy zorientował się że mnie nie ma otworzył jedno oko. Zaśmiałam się lekko przygryzjac warge, a mężczyzna rzucił we mnie poduszką. Chwycilam ją i rzuciłam się na niego. Nie było to dobrym pomysłem ponieważ szatyn szybko mnie zrzucił i teraz to on górował. Zaczął mnie gilgotać, a ja praktycznie dusiłam się od śmiechu. Po chwili przestał i spojrzał na mnie. Przejechał wzrokiem po całej mojej twarzy, nie wytrzymałam i chwyciłam za jego brodę by przyciągnąć go do siebie. Nasze pocałunki były niewinne, w końcu Daryl po prostu na mnie opadł. Próbowałam go zepchnąć na bok ale nie mogłam, po jakimś czasie sam położył się obok. Objął mnie ramieniem a ja położyłam głowę na jego klatce piersiowej.

- Merle nie żyje. - odezwał się pierwszy. Przeczuwałam że przez to wczoraj się tak zachowywał, jednak nie chciałam zaczynać tematu. Byłam też ciekawa czy na tyle mi ufa, na tyle jestem dla niego ważna że sam mi się zwierzy. Wzięłam głęboki oddech. Myślałam nad odpowiedzią, bo co mogłam powiedzieć w czasach w których jesteśmy. Teraz śmierć jest wszędzie, teraz śmierć była czymś zupełnie normalnym. Więc co miałam odpowiedzieć? Spojrzałam mu w oczy, nie widziałam łez. Poglaskalam go po policzku i dałam buziaka. Stwierdziłam że musi to przeboleć i cokolwiek powiem nic nie da, nie zwrócę mu brata. Miałam nadzieję że wie że zawsze jestem po jego stronie.
Maggie weszła po raz drugi do mojej celi, z podirytowaniem na nas spojrzała i odeszła zostawiając otwarte wejście. Dixon wstał i zaczął się ubierać. Bezwstydnie patrzyłam na jego tyłek przez co mi się oberwało. Dostałam po raz drugi poduszką, którą się zasłoniłam by nie widział jak się śmieje. Po chwili również wstałam i poszliśmy coś zjeść.

Daryl Dixon X CzytelnikWhere stories live. Discover now