36. Ty mi pomagasz.

713 40 19
                                    

Od naszego wspólnego wyznania minęło trochę czasu, po upiciu się z dziewczynami przeziębiłam się i siedziałam w łóżku. Los nie był dla mnie przychylny, gdy byłam w stanie pomagać przy pracach we wiezieniu dopadła mnie gorączka. Na początku Daryl zajmował się mną i nie zostawiał mnie nawet na chwilę, gdy mi się polepszyło kazałam mu iść pomóc reszcie. W końcu odzyskałam siły i zaczęłam wychodzić na dwór, byłam zdziwiona kiedy Maggie powiedziała mi że Dixon od dłuższego czasu wyjeżdża gdzieś z Michonne. Nikt z tej dwójki mi nic o tym nie mówił, byłam pewna że szatyn pracuje przy sztywnych przy ogrodzeniu. Stwierdziłam że porozmawiam z nim o tym jak wróci.
Usiadłam na trawie i cieszyłam się spokojem jaki nas zastał nawet w tych czasach. Przeniesienie połowy mieszkańców do drugiej sali się powiodło, naprawiliśmy bramę i wybiliśmy trupy z naszego pola. Ustaliliśmy nawet grafiki które były bardzo przydatne, każdy wiedział jakie ma zadanie. Mnie i Daryl'a powołali do małej grupki osób który nie ukrywając znaczyły tu najwięcej by podejmować najważniejsze decyzję, nazwaliśmy to Radą. Rick nie chciał do niej należeć, całkowicie oddał się pracy przy ogródku przy tym oddając broń swoją i swojego syna Carol która miała ją schować. Carl nie był zadowolony z decyzji ojca ale ją zaakceptował. Po akcji z sztywnym i z tym jak oszukał mnie i zabrał broń z auta mimo że obiecał że ją odłoży, nie zabierałam go nigdzie więcej, w sumie nawet nie miałam okazji, dobry miesiąc minął od tego incydentu. Nawet nie porozmawiałam z nim porządnie na temat tego co się tam stało, ale chłopak sam przyszedł do mnie jak leżałam w łóżku i oddał pistolet.
Więzienie zaczęło się rozrastać, ogródki warzywne, pola uprawne, kuchnia na dworze a nawet i zwierzęta.
Dni mijały szybko w dobrej atmosferze, ukochany wyjaśnił mi ze szuka z ciemnoskórą Gubernatora, rozumiałam że chcą go schwytać ale ja nie chciałam wracać do tamtych czasów. Tyle cierpienia, tyle porażek i milczących dni. Teraz było idealnie, mimo że widziałam Daryl'a coraz rzadziej.
Pomagałam w sprzątaniu drugiej sali, podszedł do mnie facet którego wcześniej mijałam ale szczerze nie wiedziałam jak ma na imię. Był wysokim brunetem, dobrze umięśnionym około czterdziestki. Przez jakiś czas stał w kącie i się na mnie gapił w końcu gdy zaryzykował rozmowę okazał się być bardzo miły.
Zaprzyjaźniłam się z nim, Harry, bo tak miał na imię, spędzał ze mną dużo czasu, ale bez żadnych podtekstów. W pewnym momencie widywałam go częściej niż Dixon'a, który wstawał rano gdy ja jeszcze spałam i wracał gdy szykowałam się do łóżka.
Pewnego ranka obudziło mnie słońce padające na mój policzek, mężczyzny już nie było co spowodowało grymas na mojej twarzy. Ubrałam się i rutynowo udałam się po śniadanie, dosiadł się do mnie Hershel prosząc mnie bym poszła do lasu w którym zasadził jagody i je pozbierała. Oczywiście zgodziłam się przy okazji wspominając staruszkowi że mógł je posadzić na polanie, więc ten zaczął robić mi prezentacje dlaczego las był lepszym miejscem dla owoców. Po krótkiej rozmowie i zjedzonym posiłku wzięłam torbę i udałam się do bramy.
Harry kopał coś w ziemi, pomachałam mu przyjaźnie a on podbiegł lekko spocony.

- Hej [T.I.] gdzie idziesz? - zdjął rękawice i włożył je do tylniej kieszeni po czym starł bluzką strużkę cieknącą mu z czoła

- Po jagody dla Hershel'a. - wiedziałam co nastanie potem, nie zdziwiłam się gdy mężczyzna stwierdził że pójdzie ze mną. Przez całą drogę szliśmy w ciszy ale nie była ona krepująca. Wziął ode mnie broń i stanął na czatach gdy ja zaczęłam zbierać owoce do torebki.

- Wiesz [T.I.] gdy byłem w Woodbury w ostatni dzień, znalazłem ładunki wybuchowe. Przed Apokalipsą byłem inżynierem i zaczęło mi się nudzić. - jego ton głosu był dziwny, nigdy nie słyszałam żeby tak mówił. Atmosfera zrobiła się ciężka ale nie przerywałam mu, może chciał po prostu zaproponować pomoc jakby ktoś chciał nam odebrać więzienie. - Podpięłem je wszystkie do siebie i rozmieściłem w całym budynku. - to co powiedział mnie przeraziło. Obróciłam się by spojrzeć czy nie żartuje natomiast on stanął strasznie blisko mnie, chwycił mnie za ramię które zaczęło mnie piec. - Widzisz od dawna wiem że nie jestem normalny. - zaśmiał się. Mój oddech zrobił się nieregularny i szybki. - Jeden przycisk i całe więzienie wybuchnie, razem że wszystkim w około. Dlatego nikomu o tym nie powiesz. -

Daryl Dixon X CzytelnikWhere stories live. Discover now