7. Uważajcie na siebie.

1.2K 72 3
                                    

- Rhee widziałeś [T.I.]?!- krzyknąłem do zasypiającego już Glenna, poruszył głową żeby zaprzeczyć. Czyli musiała się ukryć gdzieś na tym obiekcie albo wyjść inaczej. Dobra nie ma co jej szukać po lesie zaczekam przy wyjściu.- Rhee idź spać ja wezmę warte za ciebie.- azjata powoli snuł się do budynku ja natomiast wbiegłem na szczyt wieży i wypatrywałem dziewczyny.

Otworzyłem oczy, chyba mi się przysnęło. Było już jasno i słonecznie.

- Daryl! Daryl Ku...rwa!- poznałem głos [K.W.]- Otwieraj Dixon!- [T.I.] stała pod bramą otoczona kilkunastoma sztywnymi, każdy szedł w jej stronę nabijając się na kołki które pod wpływem ciężaru zaczęły upadać. Zabijając się prawie o swoje nogi zbiegłem i pomogłem dziewczynie wejść. Przytuliłem ją mocno a ona mnie odepchnęła. Była cała we krwi przez co ja też się ubrudziłem ale nie przeszkadzało mi to. Miała groźną minę mówiącą "Odczep się", a jej dłonie zaciśnięte w pięści wyglądały jakby szykowały się do uderzenia, zauważyłem też że ma starte kostki jakby biła o beton.

- Powiesz mi gdzie byłaś?- ignorując moje pytanie przetarła twarz z potu i krwi po czym głośno przełknęła ślinę- [T.I.]?- spojrzała na mnie ale na krótko, potem jej wzrok przykuł hałas za bramą. Chcąc nie chcąc też tam spojrzałem, wszystkie kołki powyginały się ku ziemi a trupy naciskały na płot. Dziewczyna szybko wzięła scyzoryk z kieszeni i przesłała mi mroźne spojrzenie. Pewnie ruszyła do ogrodzenia i wbijała po kolei każdemu sztywnemu broń w głowę.

- Dixon idzie ich coraz więcej, trzeba wyjść i pozałatwiać je dalej! Jest za duży nacisk, wszystko może się przewalić!- odrazu zareagowałem, szybko zawołałem do osoby na straży przy budynku by wzięła kilka osób i broń, później podbiegłem do [T.I.] i zacząłem również wbiajać im nóż w głowę.
Nie minęło nawet pięć minut jak dziewięć przygotowanych osób przybiegło by nam pomóc.

- Dobra trzeba ich powybijać, jak najmniej amunicji. Z dala od ogrodzenia. Trzy osoby na lewo Axel, Oscar i Carol, trzy na prawo Michonne, Maggie, Glenn potem kolejne trzy na środku ja, Carl i Beth. [T.I.] będziesz ich rozpraszać zza płotem by się rozeszli, Daryl stoisz na wieży i nas osłaniasz. Hershel zostajesz z Judith. Gotowi? Uważajcie na siebie. [T.I.] otwieraj bramę!- zawsze zadziwia mnie jak Rick potrafi szybko działać, dobrze że go mamy, chociaż ostatnio mu trochę odwalało ale to przez Lori. Każdy zrobił to co miał, sprawnie udałem się na górę i postrzeliłem kilku sztywnych, usłyszałem hałas. [K.W.] biegała, krzyczała i uderzała nożem o siatkę, jej wyczyny odciągały sztywnych co pomagało w oczyszczeniu drogi innym, jednak gdy spuściłem z nich wzrok ktoś zaczął krzyczeć. Poprawiłem pozycję i sprawdziłem komu trzeba pomóc. Carl'a otoczyło z piętnastu i nie dawał rady. Miałem za mało strzał by powybijać większość. Starszy Grimes zaczął strzelać co odciągnęło trupy od [T.I.], już nikt nie przejmował się amunicją. Zobaczyłem jak brama otwiera się lekko i [T.N.] wybiega na środek i zaczyna krzyczeć, bierze nóż i przecina sobię rękę. Krew zaczęła lecieć bardzo mocno, przeraziłem się ale odciągnęło to zagrożenie od chłopaka. [K.W.] wbiegła do lasu zaciskając ranę na dłoni by bardziej sączyła się z niej ciecz. Prawie wszystko poszło za dziewczyną. Zbiegłem i nie patrząc na innych wbiegłem do lasu. Poczułem dłoń na ramieniu.

- Daryl, stój! Co robisz?!- była to Carol, kobieta zmartwionym wzrokiem wpatrywała się w moją twarz- Nie możesz się tak narażać, wracaj do środka

- Ty wracaj i puść mnie! Muszę jej pomóc!- zepnąłem dłoń siwowłosej i widziałem tylko jak kręci głową. Wiem że mogło ją to trochę zranić. Carol była dla mnie bardzo ważna, przyjaźniłem się z nią, ale nie wybaczyłbym sobie gdybym zostawił [K.W.] sama z hordą sztywnych.

POV. [T.I.]

Biegłam ile mogę, trochę za mocno nacięłam przedramię i dłoń. Spojrzałam na ranę, strasznie mnie piekła, ale zrobiłam to dla Carl'a, dla wszystkich. Nie żałuję. Stwierdziłam że trochę ich odciągnę po czym skieruje się w stronę drogi i wrócę do więzienia. Zamysł był dobry, wykonanie gorsze. Traciłam siły a trupów przybywało, szli za mną a po drodze było ich jeszcze kilka. Jako iż nie pomyślałam i rozcięłam swoją sprawniejszą rękę trudno było się bronić. Dźwięki powoli ucichły, czyli są dosyć daleko. Przestałam biec i opadłam na ziemię ciężko dysząc. Urwałam kawałek bluzki i przewiązałam nieudolnie dłoń i ramię. Wstałam i skręciłam na północ, obstawiałam że jeśli wszystko dobrze obliczyłam tam jest droga.

Daryl Dixon X CzytelnikWhere stories live. Discover now