🥀8🥀

1.9K 159 674
                                    

   Kuroo przez następny tydzień codziennie odwiedzał Kenme, w celu wspierania go i sprawdzania jego stanu psychicznego. Robił mu jedzenie, grał z nim na Xbox'ie albo zabierał go w jakieś ciekawe miejsca. Ogólnie rzecz biorąc starał się, by Kenma czuł się jak najlepiej.

I chociaż wszystko co robił z Kenmą było przewspaniałe i przecudowne, to jego ulubionym zajęciem i tak było branie nauk od Kenmy w kwestii rysowania róż.

Tylko, że teraźniejsze rysowanie stopniowo różniło się od tego z pierwszych dni szkoły. Obecne róże Kenmy nie były szare, ostre, poranione, obumierające i wyrażające masę bólu. Były kolorowe i pełne życia, ze zdrowymi mocno wyrośniętymi liśćmi. Łodyga była silniejsza niż wcześniej, a płatki miały w sobie więcej koloru i barwy. I chociaż kwiat nadal miał na sobie masę kolców, to nie były już one tak kłujące i raniące jak przedtem.

Bo przecież róża to kwiat, który w swojej naturze ma już posiadanie kolców, ale to od nas zależy czy będą ostre czy nie.

*

   Nie chodzili do szkoły, mając przysłowiowo wyjebane na masę nieobecności, zaległych prac i nienadrobionego materiału. Kenma i tak był z tematem jakieś dwa miesiące do przodu, a Kuroo liczył na ewentualną pomoc ze strony Kenmy, jeżeli miałby z czymś problemy.

Oni zwyczajnie żyli sobie w swoim malutkim świecie, nie wpuszczając do niego nikogo, poza różami i większą ilością ich ulubionych czipsów. Spędzali ze sobą dnie i noce, nie zważając na zasadę brzmiąca „co za dużo to niezdrowo".

Po prostu byli przy sobie uzależniając się od siebie coraz bardziej, nawet nie próbując z tym walczyć. Pozwolili czasowi robić to, na co ma ochotę i dali mu wolną rękę w tworzeniu ich relacji.
Nie zwracali uwagi na to, w jakim kierunku to wszystko idzie i dlaczego oderwanie wzroku od drugiego było coraz trudniejsze. Nie interesował ich fakt, że przyjaciele nie są ze sobą tak blisko ani nie patrzą na siebie w taki sposób. Było im dobrze tak jak było.

***

Było już trochę po dwudziestej drugiej, ale oni nie zwracając najmniejszej uwagi na sąsiadów, śmiali się i krzyczeli w niebogłosy, opowiadając jakieś śmieszne historie ze swojego życia. Wili się po podłodze w salonie, nierzadko łapiąc się z bólu za brzuch i jedli (a przynajmniej próbowali jeść) swoje ulubione czipsy, połowę i tak wysypując na podłogę. Krztusili się piciem albo powietrzem, starając się nie umrzeć od braku tlenu.

Ogólnie rzecz biorąc znów nieświadomie zbliżali się do siebie coraz bardziej, nawet o nie myśląc o tym za dużo. Bo kogo obchodzi fakt, że Kuroo nie może oderwać wzroku od Kenmy, a Kenma od Kuroo?

— I co jej wtedy powiedziałeś? — zapytał przez śmiech Kuroo, wsłuchując się w historie miłosną Kenmy.

— No, że jestem gejem. — Lekko się zaśmiali.

— A ona co na to?

— Skrzywiła się, uciekła i już nigdy więcej nie napisała. — Kuroo podśmiechując wziął łyka Coli, a Kenma wypuścił z ust biały dym o zapachu tym razem borówki.

— Bycie homofobem jest gejowe. — Kenma zaśmiał się i przewrócił na plecy patrząc w sufit.

— Co nie? Żałosne. — Blondyn zrobił z dymu kółko patrząc jak po chwili się rozpływa.

I Kuroo wtedy zaczął myśleć. A co z nim? Nigdy nie myślał na temat swojej orientacji, wychodząc z założeniem, że co mu się spodoba, to się spodoba i tyle. Był z pozoru człowiekiem nie myślącym nad swoim życiem za dużo, a tym bardziej nad kwestią orientacji seksualnej. Nawet nie do końca wiedział jak to wszystko działa. Niby miał jakieś domysły po tym, jak aktualnie patrzy na Kenme, ale to chyba nie jest wystarczająco dużo żeby się określić, prawda?

Rurze ||KuroKen|| Where stories live. Discover now