🥀15🥀

1.8K 144 372
                                    

Wrócili do domu Kuroo, przyprawieni o kolejną niewytłumaczalną sytuacje i mokry koc, schnący na kaloryferze w łazience. Nie poruszali tematu zajścia w wodzie, uważając to za zbędne i dość krępujące. Obydwoje i tak zdawali sobie sprawę z tego, że coś się pomiędzy nimi wtedy zadziało, sęk w tym, że była to o tyle niepojęta i nowa dla nich rzecz, że nawet nie wiedzieli jak zacząć o czymś takim rozmowę. Najzwyczajniej w świecie przemilczeli to, starając się, żeby atmosfera pomiędzy nimi nie była zbytnio niezręczna ani krępująca.

Kenma, nie mając zamiaru widzieć swojej matki na oczy, przenocował u Kuroo, rano tylko wstępując na chwile do domu po rzeczy do szkoły i mundurek. Jego rodzice wychodzili do pracy już o świcie, więc nie było mowy o ich potencjalnym spotkaniu. Klucze, nieważne co by się nie działo, zawsze miał przy sobie, dzięki czemu nie było problemu z otwarciem drzwi. Szybko zgarnął swoje rzeczy i wyszedł z domu, zostawiajac w przedpokoju trochę piachu, jako znak po sobie.

Szli do szkoły w przyjemniej ciszy, którą przerywał tylko wiatr i samochody przejeżdżające ruchliwą ulicą obok nich. Tamtego dnia było o wiele zimniej, niż poprzedniego. Kenma, ubrany w ciepłą bluzę i na to grubą kurtkę, i tak dostał kataru (który swoją drogą mógłby być spowodowany również wczorajszym wyjściem). Powietrze było zimne i wilgotne, liście unosiły się na wietrze, a chodnik pociemniał od wczorajszego deszczu. Chmury były wręcz w odcieniu granatu, a mgła ograniczała im widoczność. Krótko mówiąc, pogoda była brzydka jak cholera.

Gdy Kenma, po raz któryś już z kolei, dostał dreszczy, naciągnął rękawy swojej bluzy na dłonie i potarł rękoma ramiona. Powoli zaczynał żałować, że nie ubrał się cieplej, ale trzeba przecież stwarzać pozory, że nawet w najgorszą śnieżyce, jest ci ciepło w letniej kurtce. A Kenma był jednym z tego typu osób, którzy wolą marznąć, niż ubrać na siebie tyle warstw, żeby wyglądać jak bałwan.

– Czemu nie wziąłeś ze sobą czapki albo szalika? – wypalił Kuroo, już od dłuższego czasu obserwując powili zamarzającego blondyna. Normalnie, pewnie dałby mu swój, sęk w tym, że on też takowego nie posiadał, tyle że on właśnie nie zamieniał się powoli w kostkę lodu.

– Wyglądałbym głupio – powiedział, po chwili pociągając nosem. Włożył ręce do kieszeni i przeniósł wzrok na białe Nike, które jakimś cudem nie uległy zniszczeniu, po wczorajszym leżeniu w piachu.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto przejmowałby się wyglądem. – Kuroo od zawsze był szczerym człowiekiem i z jednej strony kochał to, a z drugiej nienawidził tego w sobie. Czasem nieświadomie potrafił ranić tym ludzi, później żałując, że nie potrafił ugryźć się w język.

– A ty nie wyglądasz na kogoś, kto może mi mówić, jak mam żyć. – Mimo wszystko, Kenma powiedział to z przyjemnym tonem w głosie, przez co nie zabrzmiało to niemiło.

Kuroo parsknął śmiechem, nieświadomie oblizując usta. Nieważne czego by nie powiedział, Kenma i tak wiedział, jak się odegrać. Zawsze myślał nieszablonowo, dawał sobie czas na zastanowienie się nad odpowiedzią, mówił powoli i ze spokojem. Nie było mowy o jakimkolwiek nieprzemyślanym ruchu ze strony blondyna, a Kuroo zazdrościł mu bycia tak opanowanym i spokojnym.

– Wcale nie wyglądałbyś głupio w szaliku. – Poruszył stary temat, zbywając uwagę sprzed chwili. Znów nieświadomie ukazywał swoją szczerą do bólu stronę, nie za bardzo myśląc, co zrobi już po fakcie wypowiedzenia jakichkowiek słów.

– Wyglądałbym – powiedział, beznamiętnie wpatrując się w przestrzeń przed sobą, odliczając czas, w jaki mniej więcej dotrą do budynku szkoły.

– Ładnemu we wszystkim ładnie. – Wzruszył ramionami. A Kenma tylko odwrócił wzrok, wtapiając twarz głębiej w kaptur od bluzy. Nie chciał się przyznawać do pewnego rodzaju szczęścia, które poczuł, gdy tylko zdał sobie sprawę ze słów Kuroo.

Rurze ||KuroKen|| Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon