🥀16🥀

1.6K 152 457
                                    

    Siedzieli w pokoju Kenmy, na jego łóżku z pościelą w kotki i wprawdzie nie robili nic, co wymagałoby szczególnej uwagi. Kuroo opierał się plecami o ścianę, przeglądając na telefonie losowe rzeczy, czasem zerkając tylko za okno, wpatrując się w ściemniające się niebo. Kenma leżał z głową na kolanach czarnowłosego i z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w równomierne oddychanie Kuroo i tykanie zegara.

Siedzieli w ciszy, z jednej strony nie chcąc jej przerywać, z powodu strachu, przed zniszczeniem delikatnej atmosfery, a z drugiej naprawdę chcieli się do siebie odezwać. Atmosfera była miękka, łatwa do zniszczenia i przerwania. Nie chcieli ryzykować poruszeniem jakiegokolwiek tematu, bojąc się wypłoszenia drugiego. Nie chcieli zniszczyć tego, co między sobą stworzyli w momencie wypowiedzenia przez jednego z nich ostatniego słowa. Moment, w którym Kenma pozwolił sobie na położenie głowy na kolanach Kuroo nie trwał długo, jednakże obydwoje zdążyli utworzyć z tej chwili mnóstwo wspomnień. Ich serca zdążyły już nieznacznie przyspieszyć, a strach przed jakimkolwiek ruchem się pojawić.

Zawsze czuli się przy sobie swobodnie i luźno, a teraz, kiedy pomiędzy nimi stała się masa przeróżnych rzeczy i sytuacji, które ewidentnie ich teraz przygniotły, byli jakby bezradni. Obydwoje bali się jakiegokolwiek ruchu, więc siedzieli bezczynnie, nie robiąc nic. Kenma miał zamknięte oczy, możliwe, że spał, albo udawał, że śpi. Kuroo stwarzał pozory, że przeglądanie Instagrama wcale nie znudziło mu się już dawno temu, a telefon nie był na skraju rozładowania się. Cisza go przytłaczała, ale strach przed odezwaniem się jeszcze bardziej. Wiedział, że to on najprawdopodobniej będzie musiał zacząć rozmowę jako pierwszy, a więc kalkulował sobie już w głowie losowe tematy, jakie mógłby poruszyć. A jeżeli miałby być szczery, wszystko to, co wymyślił nie miało jakiegokolwiek sensu. Bo w końcu kto zaczyna rozmowę o jego ulubionym kolorze w tak napiętej atmosferze?

Kuroo cicho westchnął i wyjrzał za okno, po raz sam nie wiedział już który. Pierwsze gwiazdy zaczęły być już widoczne, a lampy od dłuższego czasu były zapalone. Robiło się późno. Rodziców Kenmy nadal nie było, a sądząc po godzinie, nawet tacy ludzie jak oni, powinni być już w domach.

Czarnowłosy spojrzał na Kenme. Chyba spał, a on bał się go obudzić. Ale z drugiej strony potencjalne spotkanie z jego rodzicami było jeszcze gorsze. Spojrzał więc na godzinę w telefonie, żeby upewnić się, czy na pewno musi go już budzić. No cóż, musiał. Powoli wyciągnął w jego stronę dłoń, kładąc ja na jego głowie. Delikatnie przeczesał jego włosy, starając się za nie nie pociągać.

– Kenma – mruknął cicho.

Jednak blondyn nie dał po sobie żadnej oznaki jakiejkolwiek reakcji na jego słowa. Powtórzył więc jego imię, coraz śmielej przeczesując jego włosy. Po chwili blondyn powiedział coś nie do końca zrozumiałego i otworzył oczy, żeby później z powrotem je zamknąć i zakryć twarz przedramieniem. Był zmęczony i nie miał ochoty wstawać. Kolana Kuroo były najlepszą poduszką, na jakiej kiedykolwiek spał, a teraz ze względu na rodziców musiał z niej rezygnować.

– Która godzina? – zapytał, przecierając oczy. Podniósł się do siadu i spiął włosy w koka.

– Po dwudziestej drugiej. – Kuroo spojrzał na wyświetlacz telefonu, przyglądając się Kenmie i jemu samemu na tapecie.

– Cholera, rodzice powinni już niedługo być – westchnął. – Pakuj się, nie wiem, o której dokładnie przyjadą, a lepiej nie ryzykować przetrzymywaniem cię tutaj.

Kuroo posłusznie wziął swoje rzeczy i zatarł wszelkie ślady przebywania tu osób trzecich. W salonie i kuchni zrobili to samo, może trochę za szybko i niedokładnie, ale kto by się tym przejmował. Czarnowłosy stanął w przedpokoju, narzucając na siebie kurtkę.

Rurze ||KuroKen|| Where stories live. Discover now