🥀17🥀

1.6K 145 385
                                    

    Kenma ziewnął, otwierając podręcznik od matematyki, następnie kładąc głowę na ławkę. Był zmęczony, wczoraj nie przespał połowy nocy, nieustannie przejmując się słowami matki. Może i nie powinien, ale ton jej głosu, ostry jak kawałki szkła, i spojrzenie pełne nienawiści zbyt mocno w niego uderzyły, żeby teraz udawać, że wszystko jest w porządku. Mimo to, najbardziej w pamięć zapadły mu jego własne słowa. To nie on, to się samo tak powiedziało, Kenma nad tym nie panował. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał zamiaru dzielić się tym uczuciem z nikim innym, a już szczególnie ze swoją matką. Chociaż ona nie wydawała się być zaskoczona, możliwe, że już o tym wiedziała, w końcu jest jego matką.

Może i rola rodzicielki nie wychodziła jej najlepiej, ale to przecież ta sama kobieta, która spędziła z nim całe osiemnaście lat jego życia. Wychowała go, uczyła chodzić, pisać i czytać. To ona wspierała go po śmierci Yachi, znosząc jego wszystkie złe i nieodpowiednie zachowania, często w żaden sposób go za to nie obwiniając. To ona przez większość jego licealnego życia była jego jedyną przyjaciółką, dotrzymując mu towarzystwa, kiedy tylko było u niego gorzej. Przez naprawdę długi okres czasu była dla niego najważniejszą osobą na świecie, więc czemu teraz robiła mu takie świństwo? Dlaczego nie mogła zaakceptować jego wyboru i nie wtrącać się w jego życie, pozwalając mu kochać Kuroo?

    Siedział z głową na ławce, olewając każdą, najmniejszą rzecz dookoła niego, pod stołem bawiąc się palcami.

– Hej, słuchasz mnie? – Kenma wzdrygnął i podniósł głowę z ławki. Kuroo patrzał na niego z jedną, uniesioną brwią i oczekującym spojrzeniem.

– Co? Nie, sory. – Czarnowłosy zirytowany westchnął. Kenma często go nie słuchał, bądź po prostu olewał, ale dziś był skrajnie zamyślony, w ogóle nie reagując na słowa chłopaka.

– Pytałem, czy idziesz na bal? – Kenma zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na Kuroo. – Szkolny bal – sprostował.

– Bal? Bawisz się jeszcze w takie rzeczy? – Blondyn przekręcił lekko głowę w bok.

– Może być zabawnie. – Wzruszył ramionami. – To nasz ostatni rok liceum, trzeba korzystać.

– I zapraszasz mnie, jako osobę ci towarzyszącą? – zapytał. Zauważył, że Kuroo już chciał się odezwać, więc szybko uciszył go palcem, przerywając. – Kiedy ten bal?

– W piątek – wyjaśnił.

Kenma zagryzł wargę. Nigdy nie lubił tego typu rzeczy. Ilość ludzi go przerażała, a myśl o tańczeniu skutecznie odpychała. Zawsze plątały mu się nogi, a sznurówki dziwnym trafem rozwiązywały, nierzadko powodując późniejsze potknięcia i wywrotki. Mimo to, myśl o pójściu tam z Kuroo, jako jego nieoficjalna osoba towarzysząca dość szybko go przekonały, a on zgodził się po krótkim namyśle, lekko się uśmiechając, obmyślając, w jaki garnitur powinien się ubrać.

***

Kenma dotarł pod swój dom rozdrażniony, nie miał ochoty wchodzić w żadne interakcje z jego rodzicami. Chciał wejść niezauważony, zamykając się w swoim pokoju, możliwe znów nieźle go zadymiając. Zadzwonić do Kuroo i gadać z nim dopóki nie zaśnie, nie martwiąc się o cały gorący telefon. Zawsze tak robili. Gdy jeden z nich był w złym humorze, dzwonił do tego drugiego, nie rozłączając się przez długie godziny, aż któryś nie padnie ze zmęczenia i w losowym momencie nie zaśnie.

    Otworzył drzwi najciszej, jak tylko potrafił. Delikatnie je uchylił, zaglądając do środka. Nie zauważył nikogo, więc otworzył drzwi do końca, szybko wchodząc do domu. Ściągnął buty i odwiesił kurtkę na wieszak, pobiegł w kierunku schodów, mało co nie zabijając się przy zakręcie. Ledwo co pokonał pierwszy schodek, gdy zatrzymał go znajomy głos za plecami.

Rurze ||KuroKen|| Where stories live. Discover now