Wszyscy z niecierpliwością czekamy na samolot, bo jak się okazało spóźni się o pół godziny. W tym momencie moje zmęczenie dało o sobie znać i zasnęłam oparta o Mills.
- Rose, wstawaj. Samolot już jest. Chyba nie chcesz się spóźnić?
- Co ty, ja nie śpię - powiedziałam i wstałam z miejsca. Ustawiliśmy się w kolejce i przy naszej kolei wsiedliśmy do samolotu. Usiedliśmy na miejscach - ja z Mills, Finn z mamą i czekaliśmy aż samolot wystartuje. Pewnie znowu prześpię całą drogę, bo poszłyśmy spać jakoś o 3 w nocy i jestem zmęczona. Millie i ja jesteśmy typowymi śpiochami, ale też nocnymi markami. W dzień śpimy, a w nocy balujemy co jest zabawne.- Boże, nareszcie na miejscu. Wiecie jak dobrze jest wyjść z tego okropnego miejsca? Myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- No dosłownie. Dobrze, że zasnęłyśmy i ominęła nas duża część podróży - powiedziała Millie.
- Dziewczyny, koniec pogaduszek. Zaraz mamy autobus, a z waszym tempem to my nawet w godzinę tam nie dotrzemy. Idziemy i to już - powiedziała mama, a my przytaknęłyśmy.
Przed lotniskiem czekał już na nas autobus, a w środku było gorąco jak na Saharze. Jakim cudem na początku maja jest tak gorąco i sucho?
Tradycyjnie resztę drogi przespałam, aż samochód wyhamował tak mocno, że nawet pasy mnie nie zatrzymały i uderzyłam twarzą w fotel przede mną. Millie za to wylądowała na podłodze, bo uznała że to będzie dobry pomysł położyć się na dwóch fotelach i poprostu sobie smacznie spać.
- Co się stało?
- To nic, poprostu jakiś pajac dobił do innego auta. Wyminiemy ich i po sprawie, bo jak widzicie i tak już tutaj jest masa ludzi.
- A za ile dotrzemy?
- Będziemy za pięć minut, o ile nie będzie żadnych komplikacji - powiedział kierowca i te parę minut przesiedzieliśmy w ciszy.
Tak jak powiedział, po pięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Znajdowaliśmy się przed małym domkiem, który stał bardzo blisko parku, więc plus dla mnie. Weszliśmy do środka i oczom ukazało nam się piękne wnętrze. W ogromnym salonie znajdował się kominek, duży telewizor i rozkładana kanapa. Ściany były białe, a panele jasno szare. Naprzeciwko drzwi, na samym końcu znajduje się ogromne okno balkonowe prowadzące na taras. Wychodząc na dwór można zobaczyć basen, dużo drzew a między nimi 2 hamaki, oraz ścieżkę prowadząca przez pół ogrodu i do furtki. Dla każdego był jeden pokój i jeszcze został jeden, bo najwyraźniej jest nas za mało. Dwa są z balkonami, a trzy są z samymi oknami. Ja wybrałam jeden z balkonem i nie żałowałam.
Białe ściany, w czym jedna zrobiona z efektem cegieł, meble delikatnie szare i jest tu naprawdę dużo roślin. Skoro mam tu siedzieć tak długo, to chyba wypada coś tutaj zrobić co nie? Na jednej z ścian przykleiłam swoje zdjęcia z przyjaciółmi i rodziną- ale najwięcej z Aidanem, bo jednak nie będę go widzieć przez bardzo długi czas. Za jakiś czas pojadę do sklepu i kupię dekoracje, bo przyznam, że dużo ich nie mam. Musiałabym też połowę roślin wcisnąć Finnowi do pokoju, bo za dużo ich mam.Po ogarnięciu wszystkiego zauważyłam, że nikogo już nie było w domu, więc wzięłam deskę do ręki i wyszłam z domu. Jechałam tak dość długo, aż zobaczyłam skate park. Dlaczego nie mogę tak żyć w Los Angeles? Mogłabym codziennie jeździć na desce i wychodzić na miasto, na lody albo pizzę, a tak to mieszkam na jakimś zadupiu i mam 5 km do najbliższego skate parku. Uwielbiam jeździć na desce. Takie wyrwanie się z domu, żeby pojeździć sprawia, że się relaksuje i zapominam o wszystkim co mnie gryzie, czy prześladuje.
Jeśli ktoś kiedyś zapyta mnie jak kończy się rozkojarzanie się podczas jazdy, odpowiem: Otóż w moim przypadku skończyło się to upadkiem i rozwaleniem kolana. Leżałam tak na drodze i nawet nie chciało mi się wstawać. Wszystko mnie bolało, ale najbardziej biedne kolano. Nagle nade mną stanął wysoki chłopak z długimi, jasno brązowymi włosami.
- Wszystko okej? Leżysz tutaj, jakbyś była martwa, a z kolana leci ci krew. Boli cię coś?Potrafisz usiąść?
- Jezu, za dużo pytań na raz. Teraz już boli mnie tylko kolano i nie wiem czy umiem usiąść. Tak szczerze to mi się nie chce, wolę poleżeć.
- Muszę to zobaczyć, wstawaj.
-Uhh, no okej - powiedziałam i usiadłam, a chłopak zaczął przyglądać się ranie.
- Jak to się stało, że wywaliłaś się na prostej drodze?
- Kamień i rozkojarzenie. Myślę, że to wystarczy.
- Dobra opatrzę ci to zanim dostaniesz jakiegoś zakażenia. Zaczekaj tu, dobra? Pojadę tylko po apteczkę i będę tu za 2 minuty - powiedział chłopak i odjechał na swojej desce. Jak powiedział tak zrobił. Wrócił 2 minuty później z apteczką i zaczął opatrzać ranę.
- Too... jak masz na imie?
- Rose, Rose Wolfhard. A ty?
- Louis Patridge, miło cię poznać.
- Wiedziałam, że skądś cię kojarzę. Też cię miło poznać.
- Nie widziałem cię nigdy w naszym mieście, jesteś nowa?
- Taak, jestem nowa. Jutro mam dojść do szkoły, ale wątpię, że w ogóle znajdę jakąkolwiek salę.
- Też chodzę tutaj do szkoły, może cię jutro oprowadzić? Podejrzewam, że ty jesteś jedną z dwóch osób, która ma dołączyć do mojej klasy.
- A tak, jeszcze Millie. To była spontaniczna decyzja, zwinęłam ją ze sobą, bo nie wytrzymałabym bez tej wariatki.
- Aaaaaa ta Millie, przecież ja grałem z nią filmie. Trochę śmiesznie.
- No dokładnie. Ale wiesz, jakbym miała być tu sama, to chyba bym szału dostała. Mój brat na stówę kogoś pozna i będzie cały czas wychodzić, a mama będzie zajęta pracą.
- Tak szczerze to ja już nie wytrzymuje. Mam dwie siostry, ale skaczą sobie do gardeł. Niby się dogadują, ale jak mają ze sobą spędzać czas 24/7, to jakaś masakra.
- No nieźle.
- A właśnie, dasz radę wstać ?
- Chyba nie.-powiedziałam, próbując się podnieść.
- Dobra dobra, już siedź. Poprostu powiedz mi gdzie mieszkasz.
- Najpierw trzeba iść o tam w górę.
- Wezmę cię na ręce skoro nie potrafisz chodzić i będziesz mówiła gdzie mam iść. Jest ktoś u ciebie w domu ?
- Finn powinien już być, a mama nie wiem.
- Dobra to idziemy.
Chłopak niósł mnie przez cały czas i dość długo zajęło nam dojście do domu. Po dojściu zapukałam, bo wiadomo głupia ja, nie wzięłam kluczy od domu.
- W czym mo... Rose?
- Hej brat. Jak tam życie mija? - powiedziałam, na co Louis się zaśmiał.
- Co ona znowu zrobiła?
- Znowu? Ile ty się już razy wywaliłaś?-powiedział chłopak przez śmiech.
- No jeju no... rozkojarzyłam się i zaliczyłam glebę. Coś jeszcze
? Czy poprostu mnie wpuścisz do domu i pozwolisz Louisowi odetchnąć?
- No już no, wchodźcie. -powiedział Finn przewracając przy tym oczami.
- Dobra, ale teraz mi wytłumacz, jakim cudem spotkałaś go tak poprostu na ulicy.
- Gościu ja sama nie wiem. Leżałam sobie na drodze i tak o się pojawił.
- Aha? Wiesz co nie ważne, nie wnikam w jakieś twoje fantazje czy coś. Jak coś to będę w pokoju, a mama wraca za dwie godziny.
- To co netflix?
- No, a jak.
- To ja idę... znaczy nie idę. Louis w kuchni w pierwszej szafce od strony drzwi są słodycze, przyniesiesz?
- Jasne - powiedział chłopak i zniknął w kuchni.
- Mam już. Serio? Enola Holmes?
- No tak, uwielbiam ten film. Coś nie pasuje?
- Wyglądam tu jak baran.
- Wyglądasz słodko i już cicho, bo mi film zepsujesz - powiedziałam i chwyciłam do ręki pare słodyczy. Ten wieczór spędziliśmy naprawdę miło i mogłabym to powtórzyć. Kto by pomyślał, że poznam kogoś w takich okolicznościach.
YOU ARE READING
We fell in love in may
Teen FictionRose Wolfhard to zwykła dziewczyna mieszkająca w centrum Los Angeles. Prowadzi spokojne życie, ale do czasu. Dziewczyna wprowadza się w miejsce gdzie zaczynają się nowe problemy. Czy poradzi sobie z tym co ją czeka? ⚠️PRZEKLEŃSTWA⚠️ Miłego czytania...