•2•

145 11 1
                                    

Wszyscy z niecierpliwością czekamy na samolot, bo jak się okazało spóźni się o pół godziny. W tym momencie moje zmęczenie dało o sobie znać i zasnęłam oparta o Mills.
- Rose, wstawaj. Samolot już jest. Chyba nie chcesz się spóźnić?
- Co ty, ja nie śpię - powiedziałam i wstałam z miejsca. Ustawiliśmy się w kolejce i przy naszej kolei wsiedliśmy do samolotu. Usiedliśmy na miejscach - ja z Mills, Finn z mamą i czekaliśmy aż samolot wystartuje. Pewnie znowu prześpię całą drogę, bo poszłyśmy spać jakoś o 3 w nocy i jestem zmęczona. Millie i ja jesteśmy typowymi śpiochami, ale też nocnymi markami. W dzień śpimy, a w nocy balujemy co jest zabawne.

- Boże, nareszcie na miejscu. Wiecie jak dobrze jest wyjść z tego okropnego miejsca? Myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- No dosłownie. Dobrze, że zasnęłyśmy i ominęła nas duża część podróży - powiedziała Millie.
- Dziewczyny, koniec pogaduszek. Zaraz mamy autobus, a z waszym tempem to my nawet w godzinę tam nie dotrzemy. Idziemy i to już - powiedziała mama, a my przytaknęłyśmy.
Przed lotniskiem czekał już na nas autobus, a w środku było gorąco jak na Saharze. Jakim cudem na początku maja jest tak gorąco i sucho?
Tradycyjnie resztę drogi przespałam, aż samochód wyhamował tak mocno, że nawet pasy mnie nie zatrzymały i uderzyłam twarzą w fotel przede mną. Millie za to wylądowała na podłodze, bo uznała że to będzie dobry pomysł położyć się na dwóch fotelach i poprostu sobie smacznie spać.
- Co się stało?
- To nic, poprostu jakiś pajac dobił do innego auta. Wyminiemy ich i po sprawie, bo jak widzicie i tak już tutaj jest masa ludzi.
- A za ile dotrzemy?
- Będziemy za pięć minut, o ile nie będzie żadnych komplikacji - powiedział kierowca i te parę minut przesiedzieliśmy w ciszy.
Tak jak powiedział, po pięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Znajdowaliśmy się przed małym domkiem, który stał bardzo blisko parku, więc plus dla mnie. Weszliśmy do środka i oczom ukazało nam się piękne wnętrze. W ogromnym salonie znajdował się kominek, duży telewizor i rozkładana kanapa. Ściany były białe, a panele jasno szare. Naprzeciwko drzwi, na samym końcu znajduje się ogromne okno balkonowe prowadzące na taras. Wychodząc na dwór można zobaczyć basen, dużo drzew a między nimi 2 hamaki, oraz ścieżkę prowadząca przez pół ogrodu i do furtki. Dla każdego był jeden pokój i jeszcze został jeden, bo najwyraźniej jest nas za mało. Dwa są z balkonami, a trzy są z samymi oknami. Ja wybrałam jeden z balkonem i nie żałowałam.
Białe ściany, w czym jedna zrobiona z efektem cegieł, meble delikatnie szare i jest tu naprawdę dużo roślin. Skoro mam tu siedzieć tak długo, to chyba wypada coś tutaj zrobić co nie? Na jednej z ścian przykleiłam swoje zdjęcia z przyjaciółmi i rodziną- ale najwięcej z Aidanem, bo jednak nie będę go widzieć przez bardzo długi czas. Za jakiś czas pojadę do sklepu i kupię dekoracje, bo przyznam, że dużo ich nie mam. Musiałabym też połowę roślin wcisnąć Finnowi do pokoju, bo za dużo ich mam.

Po ogarnięciu wszystkiego zauważyłam, że nikogo już nie było w domu, więc wzięłam deskę do ręki i wyszłam z domu. Jechałam tak dość długo, aż zobaczyłam skate park. Dlaczego nie mogę tak żyć w Los Angeles? Mogłabym codziennie jeździć na desce i wychodzić na miasto, na lody albo pizzę, a tak to mieszkam na jakimś zadupiu i mam 5 km do najbliższego skate parku. Uwielbiam jeździć na desce. Takie wyrwanie się z domu, żeby pojeździć sprawia, że się relaksuje i zapominam o wszystkim co mnie gryzie, czy prześladuje.

Jeśli ktoś kiedyś zapyta mnie jak kończy się rozkojarzanie się podczas jazdy, odpowiem: Otóż w moim przypadku skończyło się to upadkiem i rozwaleniem kolana. Leżałam tak na drodze i nawet nie chciało mi się wstawać. Wszystko mnie bolało, ale najbardziej biedne kolano. Nagle nade mną stanął wysoki chłopak z długimi, jasno brązowymi włosami.
- Wszystko okej? Leżysz tutaj, jakbyś była martwa, a z kolana leci ci krew. Boli cię coś?Potrafisz usiąść?
- Jezu, za dużo pytań na raz. Teraz już boli mnie tylko kolano i nie wiem czy umiem usiąść. Tak szczerze to mi się nie chce, wolę poleżeć.
- Muszę to zobaczyć, wstawaj.
-Uhh, no okej - powiedziałam i usiadłam, a chłopak zaczął przyglądać się ranie.
- Jak to się stało, że wywaliłaś się na prostej drodze?
- Kamień i rozkojarzenie. Myślę, że to wystarczy.
- Dobra opatrzę ci to zanim dostaniesz jakiegoś zakażenia. Zaczekaj tu, dobra? Pojadę tylko po apteczkę i będę tu za 2 minuty - powiedział chłopak i odjechał na swojej desce. Jak powiedział tak zrobił. Wrócił 2 minuty później z apteczką i zaczął opatrzać ranę.
- Too... jak masz na imie?
- Rose, Rose Wolfhard. A ty?
- Louis Patridge, miło cię poznać.
- Wiedziałam, że skądś cię kojarzę. Też cię miło poznać.
- Nie widziałem cię nigdy w naszym mieście, jesteś nowa?
- Taak, jestem nowa. Jutro mam dojść do szkoły, ale wątpię, że w ogóle znajdę jakąkolwiek salę.
- Też chodzę tutaj do szkoły, może cię jutro oprowadzić? Podejrzewam, że ty jesteś jedną z dwóch osób, która ma dołączyć do mojej klasy.
- A tak, jeszcze Millie. To była spontaniczna decyzja, zwinęłam ją ze sobą, bo nie wytrzymałabym bez tej wariatki.
- Aaaaaa ta Millie, przecież ja grałem z nią filmie. Trochę śmiesznie.
- No dokładnie. Ale wiesz, jakbym miała być tu sama, to chyba bym szału dostała. Mój brat na stówę kogoś pozna i będzie cały czas wychodzić, a mama będzie zajęta pracą.
- Tak szczerze to ja już nie wytrzymuje. Mam dwie siostry, ale skaczą sobie do gardeł. Niby się dogadują, ale jak mają ze sobą spędzać czas 24/7, to jakaś masakra.
- No nieźle.
- A właśnie, dasz radę wstać ?
- Chyba nie.-powiedziałam, próbując się podnieść.
- Dobra dobra, już siedź. Poprostu powiedz mi gdzie mieszkasz.
- Najpierw trzeba iść o tam w górę.
- Wezmę cię na ręce skoro nie potrafisz chodzić i będziesz mówiła gdzie mam iść. Jest ktoś u ciebie w domu ?
- Finn powinien już być, a mama nie wiem.
- Dobra to idziemy.
Chłopak niósł mnie przez cały czas i dość długo zajęło nam dojście do domu. Po dojściu zapukałam, bo wiadomo głupia ja, nie wzięłam kluczy od domu.
- W czym mo... Rose?
- Hej brat. Jak tam życie mija? - powiedziałam, na co Louis się zaśmiał.
- Co ona znowu zrobiła?
- Znowu? Ile ty się już razy wywaliłaś?-powiedział chłopak przez śmiech.
- No jeju no... rozkojarzyłam się i zaliczyłam glebę. Coś jeszcze
? Czy poprostu mnie wpuścisz do domu i pozwolisz Louisowi odetchnąć?
- No już no, wchodźcie. -powiedział Finn przewracając przy tym oczami.
- Dobra, ale teraz mi wytłumacz, jakim cudem spotkałaś go tak poprostu na ulicy.
- Gościu ja sama nie wiem. Leżałam sobie na drodze i tak o się pojawił.
- Aha? Wiesz co nie ważne, nie wnikam w jakieś twoje fantazje czy coś. Jak coś to będę w pokoju, a mama wraca za dwie godziny.
- To co netflix?
- No, a jak.
- To ja idę... znaczy nie idę. Louis w kuchni w pierwszej szafce od strony drzwi są słodycze, przyniesiesz?
- Jasne - powiedział chłopak i zniknął w kuchni.
- Mam już. Serio? Enola Holmes?
- No tak, uwielbiam ten film. Coś nie pasuje?
- Wyglądam tu jak baran.
- Wyglądasz słodko i już cicho, bo mi film zepsujesz - powiedziałam i chwyciłam do ręki pare słodyczy. Ten wieczór spędziliśmy naprawdę miło i mogłabym to powtórzyć. Kto by pomyślał, że poznam kogoś w takich okolicznościach.

We fell in love in mayWhere stories live. Discover now