•15•

31 2 0
                                    

Wraz z uratowanymi przyjaciółmi wybiegłam z budynku, a za nami dziesiątki strażników. Byłam jednocześnie przerażona jak i podekscytowana. Omal nie zostaliśmy zabici, ale w ostatnim momencie jakimś cudem udało mi się powstrzymać potwory (przepraszam, ale będzie to tak brzmieć bo nie potrafię wymyślić mądrej nazwy dla tych stworzeń XD-autorka), wyrzucając je jakieś 20 metrów w powietrze. Może i to brzmi śmiesznie, ale nie jest. Po upadku wszędzie była krew i uwaga! Nie była koloru czerwonego. Była koloru fioletowego. To wszystko jest tak dziwne, że zastanawiam się czy to nie sen. Potwory, kosmici, gang, porwanie i czego jeszcze. Może jeszcze niech się kurwa dinozaury pojawią, to już będzie kolejna rzecz do zestawu.

Jakby... myślałam, że moce nadprzyrodzone i obce istoty to tylko głupie plotki, ale oj przeliczyłam się i to dość bardzo.
-Ile mamy pieniędzy?-zapytałam Louisa, a ten pokazał mi jakąś karteczkę.
-5000$? To sporo. A tak serio to nie dostaniemy się teraz na samolot, bilety kupuje się wcześniej, a nie na ostatni moment. Trzeba coś wykombinować, bo nie możemy tu zostać. Jesteśmy bezpieczni, ale do czasu, więc trzeba uważać i pilnować siebie nawzajem.
Louis wyszukaj w przeglądarce, jakie jest najbliższe lotnisko.-powiedziałam, a chłopak wyciągnął telefon z kieszeni.
-Jakieś 15km stąd. Trochę zajmie nam dojście, ale nie jest aż tak źle. Droga jest prosta i nie ma żadnych przeszkód, więc nie ma się o co martwić.-powiedział chłopak i szeroko się uśmiechnął. Jego uśmiech jest uzależniający.
Gdy byliśmy rozdzieleni, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że może mi go aż tak brakować. Louis jest takim moim oczkiem w głowie. Często zastanawiam się czym sobie zasłużyłam, że mam takiego faceta.
-Rose, słuchasz ?-zapytał Louis wyrywając mnie z myśli.
-Tak, tak.
-To o czym rozmawialiśmy?-zapytała Millie.
-...
-Rose, ostatnio jesteś bardzo nieznośna. To już piąty raz dzisiaj gdy skupiasz się na czymś innym. Mogłabyś choć raz skupić się na naszej rozmowie, a nie na mało istotnych rzeczach? Bo mam cię coraz bardziej dosyć.-powiedział Noah. Nikt się nie odezwał.
-Przepraszam...-powiedziałam i weszłam gdzieś w środek lasu. Było mi przykro. Nie wiedziałam, że moje rozkojarzenia przeszkadzają innym i są aż takie złe. Tak naprawdę tego nie kontroluje. Coraz częściej zawieszam się i nie reaguje na wszelkiego rodzaju upomnienia, o czym wcześniej nie wiedziałam. Czuję jakby coś mną kontrolowało. Nie wiem co się dzieje i o co z tym chodzi, ale przeraża mnie to.
-Rose?-słyszałam Louisa za sobą.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu.
-Nie przeszkadza mi to, że jesteś ostatnio rozkojarzona. Ważne, że ja słucham i wszystko wiem, ty się nie martw. To nic złego i nie możesz siebie obwiniać. Myślę, że dużo osób tak ma i to normalne.-powiedział obracając mnie w jego stronę.
-O mój boże... Ty masz czerwone oczy.-powiedział zmartwionym głosem.
-Czekaj...co?-zapytałam.
-Patrz.-powiedział chłopak, podając mi telefon, gdzie mogłam zobaczyć swoje odbicie.
-O cholera.-powiedziałam zakrywając twarz.
-Odkryj tą buźkę, nic się nie dzieje.-powiedział chłopak i chwycił moje ręce.
-Pora iść na lotnisko. Wszystko będzie dobrze, obiecuje.-powiedział uśmiechając się, co odwzajemniłam.

Szliśmy drogą, mając nadzieje, że dotrzemy na miejsce. Z czasem coraz bardziej padało, a my byliśmy cali przemoczeni.
Z dnia na dzień coraz bardziej zastanawiam się czy ten wyjazd przyniósł mi pozytywy czy negatywy. Z jednej strony poznałam prawdę o moim życiu, a z jednej wszyscy mogliśmy zginąć z mojej winy. To dość bardzo dziwne, że nigdy nie słyszałam o supermocach w realnym życiu i że dowiedziałam się o tym akurat tutaj. Prawdę mówiąc wszystko jest tutaj dziwne i dość bardzo podejrzane. Ludzie zachowują się jak barbarzyńcy, potwory to już wogóle inna bajka, a te miejsca są totalnie chore (jak i ludzie). Może i nauczyłam się wielu rzeczy i dowiedziałam się więcej o moim pochodzeniu, rodzinie, ale i tak nie dało mi to dużo. Sam ten wyjazd nie dał mi nawet dnia relaksu, ciągle tylko stres, stres i stres. Bycie bitym nie jest ani trochę przyjemne, tak samo głodowanie. Co ci ludzie muszą mieć w głowach by krzywdzić niewinne dzieci, a nawet dorosłych? Chyba coś im się w tych głupich główkach poprzewracało. Jeszcze kiedyś tutaj wrócę i obiecuję, że każdy kto krzywdził innych, będzie martwy. Zabawne jest to, że jeszcze pare dni temu byłam według mnie zwykłą nastolatką, teraz jestem jakimś dziwadłem z supermocami, a niedługo będę mordercą. Jak ja kocham moje życie-powiedziałam w myślach sarkastycznie.

Dotarliśmy na miejsce, a sam widok lotniska mnie zaskoczył. Było owinięte taśmami policyjnymi, a samo miejsce było puste. Żadnych ludzi, zwierząt, po prostu pustka.
-Louis, mówiłeś że tutaj jest CZYNNE lotnisko.
-Bo tak pisało w internecie.
-Napisz jeszcze raz.-powiedziałam, a chłopak wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął klikać w klawiaturę.
-Rose... Nie ma takiego lotniska.
-Słucham? Przecież stoi o tutaj.-powiedziałam. Widziałam, że chłopak nie kłamał. Był przerażony, jak i ja.
-Daj mi telefon.-powiedziałam, a on mi go podał. Wystukałam to lotnisko na klawiaturze jeszcze raz i nic. Drugi raz, też nic. Trzeci raz, dalej nic. Poddałam się.
-Dobra, ale skoro tu stoi, to trzeba iść się rozejrzeć. Może znajdziemy coś pożytecznego.-powiedziałam, a reszta przytaknęła. Wraz z Louisem kierowałam się w stronę lotniska. Im bardziej się do niego zbliżaliśmy, tym bardziej miałam wrażenie, że coś jest tutaj nie tak. W pewnym momencie myślałam, że umrę ze strachu. Nasze miejsce docelowe zniknęło i znajdował się tutaj tylko beton.
-Osz kurwa, to pułapka.-szepnęłam. To hologram.
-UCIEKAJCIE!-krzyknęli wszyscy w naszą stronę, a ja nie rozumiałam o co chodzi. Jak najszybciej chwyciłam rękę Louisa i zaczęłam biec w stronę naszej grupki. Obaj byliśmy zdezorientowani, a oni przerażeni.
-Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co chodzi?!-krzyknęłam biegnąc w głąb lasu, a reszta za mną.
-Gonią nas!-krzyknęła Millie, tak żebym ją usłyszała.
-Co? Kto?!-odkrzyknął Louis. Wtedy usłyszałam strzały i już wiedziałam kto to. Biegliśmy przed siebie, nawet nie wiedzieliśmy gdzie. Po drodze musiałam zablokować przejście, żeby myśleli że pobiegliśmy inną stroną. Wkoncu dobiegliśmy do jakiegoś domu, gdzie świeciły się lampy, a w oknie ktoś się ruszał. Może nareszcie ktoś nas uratuje.

•—•-•—•-•—•-•—•-•—•-•—•
Hej ludziska!
Wybaczcie, że wrzucam ten rozdział tak późno, ale ostatnio nie miałam czasu na napisanie go. Niedługo wakacje, więc rozdziały będą pojawiać się częściej.
Miłego dnia kochani!💓

We fell in love in mayWhere stories live. Discover now