•13•

45 3 0
                                    

Rose's pov:
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Wokoło było ciemno i cicho, przez co słyszałam swój ciężki oddech. Mam wrażenie, że nie pożyje długo. Pobili mnie. Okropnie mnie pobili. Wszędzie mam siniaki, a moje całe ciało przeszywa niewyobrażający ból. Co jakiś czas mdleję i przez ostatnie 7 godzin nie dostałam ani trochę wody. Straciłam też wiarę w to, że ktoś mnie uratuje. Napewno nikt się tutaj nie dostanie, a ja skończę męcząc się. Nie wiem nawet, czy sama tego nie zakończę. Skoro dalej mają mnie bić, to po co mam się męczyć? Już lepiej to zakończyć, niż żyć z wiedzą, że cię stąd nie wypuszczą. Wiem, że ucieknę jak któryś z grupki przyjdzie, czyli tak naprawdę nigdy. Ostatnią noc całą przepłakałam. Nie myślałam o niczym innym tylko o tym porwaniu. Jak można kogoś dręczyć, bić i znęcać się nad nim psychicznie, wiedząc jak to wpłynie na daną osobę? Ja obiecuje, że jeśli się stąd wydostanę, to nawet specjalna pomoc mi nic nie da. Depresja to mocne słowo, ale nie zdziwiłabym się gdybym rzeczywiście była jej ofiarą. To bardzo prawpodobne, a tym bardziej po tak psujących psychikę wydarzeniach.
- Jake, chyba niedługo się zobaczymy. - powiedziałam w myślach, a na myśl o zobaczeniu się z Jake'iem szeroko się uśmiechnęłam.

Louis's pov:
- Ej! Nie ma już żadnego strażnika!
- Dopiero teraz to mówisz?! - krzyknął Jack, a ja wywróciłem oczami. Jack jest okropnie uparty i chamski. Jest wredny praktycznie dla każdego, oprócz  Rose. Ma wywalone w świat i gówno go obchodzi, tak samo jego rodzina. Odkąd go znam, wiem że nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi. Jestem zupełnie jego przeciwieństwem, dlatego nie dogadalibyśmy się. Jack żyje w innym świecie, ja żyje w innym świecie i nie przeszkadza mi to. Staram trzymać się od niego z daleka, bo mógłby mieć na mnie zły wpływ, a ja nie zamierzam zmieniać się na gorsze.

Weszliśmy na „salę", gdzie znajdowały się drzwi do różnych pokoi. Pierwsze drzwi otworzył Finn. Były tam głównie jakieś chemikalia i próbki z badań, to samo w 2, 3 i 4. Miałem wrażenie, że to nie jest zwykła baza, tylko laboratorium. Mam nadzieję, że robią badania na zwierzętach nie na ludziach, chociaż to i tak jest złe.
Został nam ostatni pokój. Numer 4. Na drzwiach pokoju wisiała kartka z napisem „Zakaz wstępu! Tylko pracownicy!". Przewróciłem oczami i potargałem ostrzeżenie. Otwierając dni poczułem okropny zapach. Śmierdziało tutaj w cholerę. Przeraziła mnie pewna rzecz, a nawet nie jedna. Wokół jakiegoś czarnego worka latała masa much, a na ścianach wisiały schematy, plany i jakieś imiona. Wisiało tam również zdjęcie. Na nim było 12 dzieci. Moją uwagę przykuła pewna dziewczynka. Wyglądała tak bardzo jak Rose. Czytałem pokolei schematy, gdy w pewnym momencie zauważyłem plan. Znajdowała się na nim mapa oraz informacja taka jak:
- 13 sierpień 2014 rok.
Już dzisiaj pora zawieźć dzieci do rodzin zastępczych. Zostaną one zaczipowane, na wszelki wypadek, a na ramionach będą miały zapisane numerki. Ich przyszłym rodzicom powiemy nasze plany i będą musieli zadbać o to, by dziecko nie dowiedziało się o tym co się z nim stało gdy się urodziło. Numerki na ramionach zostaną pozostawione, bo nie wyglądają podejrzanie. - w tym momencie do głowy przyszła mi myśl, że przecież Rose ma numerek na ramieniu. Mówiła mi, że to nic takiego i że to zwykły tatuaż. Trzeba znaleźć więcej informacji i dowiedzieć się co z tymi dziećmi.

Rose's pov:
Strażnicy leżeli martwi na podłodze. W całym pokoju leżała krew, dosłownie jakby wybuchnęli. Skorzystałam z okazji i powolnym krokiem wyszłam z pokoju. Nie miałam siły biec i tak właściwie cokolwiek robić. Nie mogę nawet krzyczeć. Szłam korytarzami, nawet nie wiedząc gdzie. Zauważyłam ogromny pokój gdzie znajdowało się dużo drzwi. Strasznie się bałam, że będzie tam jakiś strażnik, ale weszłam. Usłyszałam głosy, a mianowicie rozmowę. To Louis. Wbiegłam jak poparzona do pokoju i jak najmocniej przytuliłam chłopaka. Tak bardzo mi tego brakowało.

Louis's pov:
Czytałem koniec kartki, gdy poczułem oplatające mnie ramiona. Popatrzyłem do tyłu. To była ona.
- Boże, Rose! - krzyknąłem, płacząc ze szczęścia. Rose również płakała. Było mi jej tak strasznie żal. Wychudzona, pobita, zmęczona i cała we krwi.
- Dobrze się czujesz? Chcesz odpocząć? - zapytałem ledwo powstrzymując łzy. Nie potrafię na nią patrzeć.
- Nie ma czasu na odpoczynek. Dzieje się coś bardzo złego. Znaleźliście jakieś informacje? - zapytała, a ja podałem jej kartkę. Czytała ją z otwartą buzią. Była jednocześnie wściekła jak i smutna.
- Louis, ja nie jestem zwykłą dziewczyną. - powiedziała, a my wszyscy patrzyliśmy na nią ze zdziwieniem. Odsłoniła ramionko koszulki i pokazała nam numerek. Jest 1.
- Wymknęłam się nie dlatego, że ktoś mnie wypuścił. Gdy strażnicy weszli do mojego pokoju, byłam bardzo zła za to co nam się dzieje. Krew zaczęła się we mnie gotować i czułam jakbym miała zaraz mocno krzyknąć. Zamknęłam oczy i właśnie tak zrobiłam...
- I co dalej?
- Ja... zabiłam ich. Mam w sobie bardzo niebezpieczną moc. Mogę zabijać ludzi jednym ruchem, ale muszę mieć do tego powód.
- Rose, ty jesteś stąd. Kartka mówi, że każde z tych dzieci ma w sobie czip. Tak nas znaleźli.
- Każde z dzieci? Pokaż to zdjęcie. - powiedziała, a ja podałem jej potrzebny przedmiot.
- To ja. - powiedziała, wskazując na małą dziewczynkę na zdjęciu, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Hej, ale nie płaczemy. - powiedziałem, przytulając dziewczynę.
- Poradzimy sobie. Wiemy już, że masz w sobie czip i trzeba się go pozbyć plus masz super moce. Najpierw dowiemy się gdzie znajduje się twój czip, a później poćwiczymy. Trzeba też znaleźć Millie, Jacka i Issie.
- Co z nimi?
- Poszli inną stroną, a już od kilkunastu godzin nie dali żadnych oznak życia. Nie wiemy co z nimi, dlatego trzeba ich szukać, zanim coś się im stanie.
- No to do roboty. Wkońcu musimy się dowiedzieć jakie jeszcze mam moce. - powiedziałam bardzo się ciesząc. Zawsze uważałam, że te plotki o super mocach to głupota. Te wszystkie seriale czy filmy, wyglądały bardzo realistycznie, ale było to dla mnie wręcz niemożliwe, żeby mieć moce. Dzisiaj dość mocno się zdziwiłam. Nie wiedziałam, że człowiek może mieć w sobie coś tak potężnego, żeby nieświadomie zabijać. Mam nadzieje, że nie jestem zagrożeniem i dla rodziny i dla przyjaciół. Chociaż w sumie nie mam rodziny. Wkońcu zostałam „adoptowana", a Finn to najprawdopodobniej nie mój brat. Gdy to wszystko się już skończy, zrobię wszystko by poznać całą grupkę rodzeństwa. Wiem, że napewno są ode mnie młodsi. Numerek 1 to zazwyczaj numer pierwszy, który może świadczyć o wieku. Na zdjęciu wyglądam na 4 latkę, a reszta na 2 latków? Nie można tego stwierdzić, ale widać tą różnicę wieku. Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz. Ciekawe czy posiadam jedną moc, czy kilka. Trzeba się tego dowiedzieć, zanim znowu coś mnie „opęta" i nieświadomie zrobię komuś krzywdę.

We fell in love in mayWhere stories live. Discover now