•3•

109 8 0
                                    

- Rose, wstawaj! Dzisiaj twój pierwszy dzień szkoły! - krzyknął Finn, wskakując na mnie i przy tym mnie zgniatając.
- Wiesz nie musiałeś na mnie wskakiwać, wystarczyłoby krzyknąć.
- Nie, bo miałem przy tym frajdę. - powiedział i wyszedł z pokoju pokazując mi język.
- Menda. - powiedziałam pod nosem.
Wzięłam z szafy pierwsze, lepsze szare dresy i białe trampki. Włosy spięłam w koka, a makijaż właściwie nie jest mi potrzebny. Szybko wbiegłam do pokoju jeszcze śpiącej Millie i wskoczyłam jej na łóżko.
- Chcesz się spóźnić już w pierwszy dzień szkoły? Nieładnie moja droga.
- Boże, co? Czemu mnie nie obudziłaś wcześniej? Przecież ja nie zdążę nawet dojechać do tej szkoły.
- No radziłabym się pospieszyć, bo idziemy pieszo.
Dziesięć minut później wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy w stronę szkoły. Gdy weszłam do szkoły, nie wiedziałam tak naprawdę gdzie iść i co tu się dzieje. Korytarze były pełne ludzi, a sale były podpisane numerkami. Jedyna klasa nie była podpisana numerkiem, bo był to pokój nauczycielski, a tam miałyśmy iść po klucze do naszych szafek. Jak musiałyśmy, tak zrobiłyśmy i już z naszymi kluczykami ruszyłyśmy do szatni. Szatnia to jedno z miejsc, gdzie zbiera się najwięcej uczniów kpiących sobie z innych, a niektórzy nie lubią nowych, więc już wiadomo co mogło się stać.
- Hej, ty! - krzyknął jakiś chłopak. Uznałam, że to pewnie do kogoś innego, więc się nie odwracałam.
- Głucha jesteś? - no to zaczynamy zabawę - nowa jest głucha i na dodatek cicha. - powiedział jeszcze raz, ale tym razem uderzając mnie przy tym mocno w brzuch, przez co syknęłam.
- Słucham? Za kogo ty się uważasz? - powiedziałam, uderzając chłopaka w policzek.
- I jakby cię jeszcze tego nie nauczyli, kobiet się nie bije, a do innych ma się szacunek. Wiesz kto zachowuje się tak jak ty? Małe dzieci, chodzące do podstawówki, a nawet i przedszkola, nie ludzie z szkół ponadpodstawowych. Osoby w twoim wieku nie zachowują się jak dzieci, a jak dojrzałe osoby i powinieneś brać od nich przykład. Są przemili i wszyscy ich lubią i właśnie dlatego nikt nie lubi ciebie. Zapewne jesteś zupełnym przeciwieństwem i nie potrafisz zachować się jak na twój wiek przystało. Wiedz, że bez tych swoich kolegów już dawno byłbyś pośmiewiskiem tej szkoły. Takimi jak ty się gardzi, a przynajmniej w szkole do której chodziłam. - powiedziałam mu prosto w twarz i odeszłam, zostawiając zdezorientowanego chłopaka na środku szatni. Karma wraca.
- A panienka gdzie się wybiera? Nieźle mu pocisnęłaś.
- O, hej Lou. Chciałam mu tylko dać nauczkę, bo nikt inny by tego nie zrobił.
- A już myślałem, że będę musiał cię obronić, a tu taka niespodzianka. Zaskakujesz mnie coraz bardziej.
- A no wiem. A właśnie, skoro już tu jesteś, to może oprowadzisz mnie i Millie po szkole?
- Jasne, umm tylko gdzie ona jest?
- O cholera, zostawiłam ją samą w szatni. Chodź, nie pójdę tam sama - chwyciłam chłopaka za rękę, a już chwilę później znajdowaliśmy się w szatni.
- Ona już chyba z kimś rozmawia. Ej, czekaj, przecież to Sadie... Nie przepadam za nią. Przez nią kiedyś dziewczyna ze mną zerwała, bo ta wiedźma wmówiła jej jakieś głupoty. Uwielbia manipulować ludźmi i zmuszać ich do okropnych rzeczy. Najlepiej trzymać się od niej z daleka.
- Musze je jakoś od siebie odsunąć, bo jeszcze mi odbierze Millie.
- No działaj, zanim będzie za późno.
- Hej Mills! Idziesz z nami do klasy?
- Yy wiesz już mam z kim iść, ale dzięki.
- A no okej... chodź Lou.
- Nie podoba mi się to.
- Mi też. Millie szybko przywiązuje się do innych i nie widzi w tym nic złego, a później są z tego same problemy.
- Wiesz co? Nie myśl o tym. A tak w ogóle, zaraz jest lekcja, nie możemy się spóźnić -
Chłopak wszedł do sali, a ja musiałam czekać, aż wejdzie reszta. Po jakimś czasie uznałam, że wejdę, bo już nie wytrzymywałam. Nie ma tutaj żadnych ławek, a na dodatek jest tu gorąco.
- Dzień dobry, Pani Wolfhard. Może przedstawi się Panienka uczniom?
- Cześć. Jestem Rose Wolfhard, mam 17 lat - jak większość z was i jeżdzę na desce. Wystarczy?
- Tak, wystarczy. Od dzisiaj będziesz siedziała w ławce z Louisem,
- Dobrze - powiedziałam i dosiadłam się do chłopaka.
- To co, po lekcjach jedziemy do galerii?
- Jeszcze się pytasz? Uwielbiam zakupy, a z tobą to czysta przyjemność Rose.
- No to jesteśmy umówieni - powiedziałam i posłałam chłopakowi szeroki uśmiech.
- O Jezu, uśmiechaj się częściej, wyglądasz tak uroczo.
- Louis przestań - powiedziałam, czując jak moje policzki nabierają koloru różowego.
- No co, mówię prawdę.
- No to zrobimy taki deal. Gdy ja będę się uśmiechać, to ty też.
- Zgoda.
- No to teraz będę widziała twój czarujący uśmiech codziennie. Ale w ogóle strasznie tutaj nudno, u mnie w klasie rzucali się papierkami, posyłali sobie liściki, a czasami nawet robili żarty nauczycielom. A co gdyby trochę rozluźnić atmosferę?
- Rose nawet o tym nie myśl, pan Smith nie lubi rozrabia... -
W tym momencie rzuciłam kuleczką z papieru mając nadzieje, że trafi w ucznia z przodu, ale się przeliczyłam. Kulka trafiła w nauczyciela, a reszta klasy patrzyła na mnie ze strachem w oczach.
- Panno Rose, po lekcjach u mnie w gabinecie.
- A nie mówiłem? Pierwszy dzień, a ty już rozrabiasz ty wariatko.
- Oj tam nie może być tak źle, może tylko będę musiała posiedzieć godzinkę w gabinecie i tyle.

We fell in love in mayWhere stories live. Discover now