•11•

50 4 0
                                    

- Napewno chcesz to zrobić?
- Tak. A jak niby odzyskamy Rose? - stwierdziła Millie.
- No to idź. - powiedziałem, a Millie(BB) ruszyła w stronę strażników. Wymyśliliśmy plan, że ona odwróci ich uwagę a część z nas spróbuje się dostać przez główne wejście i będzie przekazywać nam najważniejsze informacje. Dokładnie przyglądnęliśmy się całej sytuacji i nie będzie łatwo się tam dostać. Jeśli Millie da sobie radę, to będziemy mieli ogromne szczęście, a jeśli nie, to może zostać zabita. Teraz tylko pozostało modlić się żeby wszystko poszło jak po naszej myśli. W pewnym momencie zauważyliśmy jak dziewczyna odprowadza strażników na bok i gdzieś z nimi idzie. To nasza szansa.
- Finn, Essie, teraz. - powiedziałem, a ich dwójka jak najszybciej wyskoczyła zza krzaków i wbiegła do budynku. Może jednak nie będzie tak źle jak myślałem?
Rose's pov:
- Wstawaj! - krzyknął nieznajomy uderzając mnie mocno w twarz. Przez ostatnie dni jestem cały czas bita. Jest wiele sposobów na które mogę aktualnie umrzeć. Albo umrę z tego bicia, z głodu, albo postrzelenia. Nie ma szans, żebym to przeżyła, a mój stan jest blisko krytycznego. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, a ja nie wiem do czego ci ludzie dążą. Moja rodzina nie zrobiła nic złego, a nawet jeśli zrobiła to nikt mi o tym nigdy nie mówił. Nagle drzwi się otworzyły, a w framudze stanęła rudowłosa dziewczyna. Cholera.
- Ty wariatko! To wszystko twoja wina! Ja chciałam tylko miło spędzić ten miesiąc, a ty zrobiłaś mi piekło! - krzyknęłam zdenerwowana jak nigdy.
- Uspokój się. - powiedziała Sadie śmiejąc się pod nosem. Czy ona naprawdę myśli, że wygra?
- Co ci daje trzymanie mnie? Satysfakcję? A może się zamienimy i zobaczysz jak ja się w tym momencie czuje?
- Robie to tylko po to by odzyskać Millie. Napewno reszta przyjdzie cię uratować. Wy zostaniecie wypuszczeni, a Millie zostanie tutaj ze mną.
- Dlaczego musisz taka być?
- Oj kochana... ja jestem taka od małego. Rodzice uczyli mnie, że trzeba dążyć do celu i walczyć o swoje i właśnie to robię. Gdy miałam 9 lat, dość znany mafioza zabił moich rodziców, do dzisiaj go szukam, żeby go zabić. Porywam innych tylko po to, żeby mieć większe szanse na znalezienie tego dupka.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie tylko ty masz takie problemy. Millie nie ma dużo przyjaciół i cały czas trzyma się ze mną. Jej tata i mama się rozstali, a jej została tylko i wyłącznie mama. Od małego czuje się samotna i tylko ja jej pomagam. Nasze mamy ciągle są zajęte pracą i nie mają dla nas nawet walonej godziny. Nie jest nam łatwo i dlatego każdy dzień spędzałyśmy razem. Millie jest dla mnie jak siostra i nie możesz mi jej odebrać. Zależy mi na niej bardzo.-powiedziałam ledwo powstrzymując strumyk łez. Dziewczyna tylko głośno się zaśmiała, co mnie zdziwiło.
- Nic nie wiesz o życiu, więc nie mów że wy macie źle. To ja mam okropne życie. - powiedziała, a ja poczułam że coś się we mnie gotuje. Laska nie wie o czym mówi.
- Jesteś okropna.
- Słucham?
- To co słyszałaś, jesteś okropna. Gdybyś nie mściła się na ludziach, którzy nic ci nie zrobili, to miałabyś wielu przyjaciół. Millie sama pewnie by cię lubiła, a teraz będzie musiała udawać że dalej cię toleruje. To jest totalnie chore, powinnaś się leczyć.-powiedziałam, a rudowłosa wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Nareszcie.

Finn's pov:
Szliśmy korytarzami, ale nawet nie wiedzieliśmy jak dokładnie dojdziemy do Rose. Korytarze były ogromne i ciemne, jak w horrorze. Biedna Rose... Przecież ona sobie nie poradzi, tym bardziej że jej psychika może tego nie wytrzymać. Rose jest typem bardzo wrażliwej i emocjonalnej osoby. Płacze w mało smutnych momentach i załamuje się okropnie.
Mam nadzieję, że wszystko z nią dobrze i nikt nie robi jej krzywdy, bo osobiście zabiję, jeśli ktoś jej coś robi.

Dobiegliśmy do skrzyżowania. Skręt w lewo był oświetlony i było słychać z niego głosy, a na prawo była totalna pustka. To chyba logiczne co wybraliśmy. Skręcając w prawo usłyszeliśmy dość głośne głosy z lewej strony. Ktoś się do nas zbliżał. Automatycznie zaczęliśmy biec, ale głosy nie ustępowały. W końcu dobiegliśmy do końca tunelu gdzie nie było żadnej nowej drogi. Jesteśmy w dupie.-powiedziałem sobie w myślach.
- Pójdziecie z nami. - powiedział umięśniony facet chwytając nas mocno za ramiona. Z cienia wyłonił się... potwór?!
- Co do cholery?! - krzyknąłem, a facet się zaśmiał.
- To nasi strażnicy. Zjadają intruzów, a wy nimi jesteście. Macie szczęście, że ta istota nie chodziła sama po korytarzach, bo teraz zostały by po was tylko kości. Jeszcze jakieś pytania?
- Co zamierzacie z nami zrobić? Chyba nas nie zabijecie? - zapytałem.
- Narazie zamkniemy was w pokoju z dziewczyną, która wam pomagała, a o reszcie zadecyduje nasz szef. Tak przy okazji na spotkaniu radzę mówić prawdę, jeśli chcecie przeżyć. Szef jest typem osoby bardzo pewnej siebie i odważnej. Jeden ruch który mu się nie spodoba i jest po was. - powiedział facet idąc wraz z nami wzdłuż korytarza. Nie tak miała wyglądać nasza misja. Byliśmy gotowi na wygraną, ale nie przemyśleliśmy tej o to sytuacji. Ciekawe czy uda się reszcie i czy nie zostaną złapani.
- Widzę, że się nie boicie. - powiedział strażnik.
- No nie... - powiedziałem. Skłamałem. Jestem przerażony i mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Czy to jest jedyne przejście pilnowane przez strażników, do siedziby szefa? - zapytała Issie, za co byłem jej ogromnie wdzięczny.
- Tak. Reszta przejść nigdy nie została odnaleziona, a mapa zaginęła około 100 lat temu. Dostanie się do innych tuneli jest wręcz nie możliwe. - powiedział. Mam nadzieję, że reszta znajdzie jakieś rozwiązanie i przeżyją.

We fell in love in mayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz