•4•

89 6 0
                                    

-Rose, mogę wejść?-zapytała Millie, czekając przed moim pokojem.
-Wejdź...
-Boże dziękuje za tą torebkę, zawsze ją chciałam mieć. Kocham cię bardzo, wiesz?-w tym momencie przypomniałam sobie o tamtej sytuacji i już nie miałam ochoty się odzywać.
-Rose? Co się stało?
-Y co? Nic, nic...
-Przecież widzę, że coś się stało.
-I ty się jeszcze pytasz ?Dobrze wiesz, co się stało.
-No właśnie nie. Proszę, powiedz mi. Wiesz, że możesz mi zaufać.
-Wiesz Millie, nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać. Wyjdź.
-Ale...
-WYJDŹ.
-No okej, już wychodzę.-powiedziała dziewczyna i opuściła mój pokój. Najpierw mówi o mnie takie rzeczy, a później udaje jakby nic się nie stało, no zabawna jest. Ciężko jest rozmawiać z kimś, kto cię mocno zranił, a ona na dodatek nie ma żadnego poczucia winy. Tak szczerze nie spodziewałam się tego, że ONA może się tak zachować, w końcu znam ją bardzo dobrze, ale najlepiej o tym zapomnieć.

Rano obudził mnie dzwoniący telefon, więc wstałam i go odebrałam.
-Halo?
-Ty jeszcze śpisz? No chyba sobie ze mnie teraz żartujesz.
-Czekaj... która jest godzina?
-07:30, za pół godziny mamy lekcje, więc rusz się.
-Która ?! Jedź już pod mój dom, a ja się ubiorę. Widzimy się za 10 minut, paaaa.-powiedziałam i się rozłączyłam. Ubrałam krótką fioletową bluzkę na ramiączkach, spodenki jeansowe i białe trampki. Mimo, że zaczął się maj, to i tak jest gorąco jak w czerwcu, czy w lipcu. Chwyciłam deskę do ręki i wyszłam przed dom, gdzie stał już chłopak.
-Wyrobiłaś się w mniej niż 10 minut, gratulacje.
-Oj cicho już bądź.
-Zakładamy się kto dotrze jako pierwszy do szkoły?
-Louis to nie jest dobry pomysł, pewnie znowu wyląduje na podłodze.
-Oj nie marudź. -bez zastanowienia ruszyłam w stronę szkoły i słyszałam tylko za sobą krzyki bruneta. 
-Myślałaś, że dam ci wygrać? Nie tak łatwo moja droga. -powiedział chłopak wyprzedzając mnie, ale nie patrzał przed siebie, co źle się skończyło. Dobił do latarnii i wylądował na podłodze, a ja tylko lekko się zaśmiałam.
-PRZEGRYW!-krzyknęłam tak głośno, żeby chłopak mnie usłyszał. W odpowiedzi pokazał mi jedynie środkowy palec.

-Ej no to było nie fair.
-A właśnie, że było. Karma wraca.
-Ugh
-Też cię lubię.
-Tylko lubisz?
-Tak, tylko lubię.
-A ja więcej i co.
-W sumie można by spróbować...
-Serio???
-Nie.
-Pfff jesteś niemiła.
-Wiem.-powiedziałam i pokazałam chłopakowi język.
-Czemu tam stoi tyle ludzi?
-Nie wiem, ale chcę się dowiedzieć.
-Przepraszam, przepraszam...-mówiłam próbując dostać się do miejsca w którym było okropnie dużo osób. Co to jest?!
Na ścianie wisiało moje bardzo upokarzające zdjęcie, ale przerobione.
-Przecież to Photoshop.-powiedziałam, ale nikt mi nie wierzył.
-Kto to zrobił?-zapytałam i zapadła cisza.
-Zapytam jeszcze raz. Co za debil to zrobił?!
Nikt? Okej. Sama się dowiem i zrobię tej osobie piekło. Wszyscy jesteście do dupy, a śmianie się z takich rzeczy jest poprostu dziecinne. Co w tym jest śmiesznego ? Żałosne, poprostu żałosne.
-Ja wiem kto to zrobił. To Sadie, Sadie Sink. -powiedziała jakaś dziewczyna wyłaniając się z tłumu.
-Od początku wiedziałam, że coś jest z nią nie tak. Louis chodź. -powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za sobą przed szkołę.
-Chyba się tym nie przejmujesz?
-Nie, co ty. Poprostu ta laska wkurza mnie jak nikt.
-Nie tylko ciebie.
-Jeśli ją zobaczysz, to mi powiedz.
-Okej, ale co chcesz zrobić?
-Jeszcze nie wiem, ale się zobaczy później. Zależy jak bardzo będzie przestraszona, gdy mnie zobaczy.
-Ja na jej miejscu bym ci się na oczy nie pokazywał.
-Ej dobra bo lekcja jest, chodź. -powiedziałam i obaj wróciliśmy do szkoły. Lekcje przebiegały jakby ktoś spowolnił czas i totalnie mnie zmęczyły. Na przerwach nie widziałam ani Millie, ani Sadie co jest dziwne, ale może będą w domu.
-To co idziemy do mnie?
-Załatwię coś i do ciebie wpadnę o około może... 17:00?
-Okej, kupię jeszcze coś na wieczór, chcesz coś konkretnie?
-Tak szczerze dużo pewnie nie zjem, ale możesz kupić lody, skoro już pytasz. Życz mi powodzenia, bo zrobię niezłą dramę Sadie, o ile mi się opłaca się wysilać. To do później.
-Pa młoda.-powiedział, a ja czekałam, aż Finn odbierze mnie ze szkoły. Po powrocie ruszyłam w stronę pokoju Millie, rozmyślając przy tym co mogłabym powiedzieć i cyk byłam już przed drzwiami jej pokoju. Zapukałam i usłyszałam tylko szybkie „prosze". Weszłam i jak się spodziewałam, zastałam tam rudowłosą.
-O hej Rose, właśnie miałyśmy grać w monopoly, może chcesz za...
-Po tym co zrobiłaś jeszcze śmiesz się tu pokazywać? Chciałaś mnie ośmieszyć przed całą szkołą i nawet nie pomyślałaś sobie o konsekwencjach.
-Bo co mi zrobisz? Millie też tu mieszka i mogę tutaj być, a ty mi nie zabronisz.
-Tak? Ciekawe co powie moja mama na to, że zrobiłaś Photoshop mojego zdjęcia i mnie ośmieszyłaś przed całą szkołą. Życzę ci tego samego, bo najwyraźniej nigdy nie byłaś w takiej sytuacji jak ja. Wiesz co? Jesteś poprostu żałosna i myśle, że potwierdzi to większa część szkoły. Ty się nie wstydzisz robić takie rzeczy ? Bo ja na twoim miejscu już dawno bym zmieniła szkołę, bo to zachowanie już jest na poziomie przedszkola.
-Ja...
-Nic nie mów, poprostu wyjdź i nigdy nie wracaj. Tak będzie lepiej dla mnie i dla mojej rodziny. -dziewczyna już nawet się nie odezwała, tylko poprostu wyszła.
-Ale mogłaś trochę zluzować, to była lekka przesada.
-I ty ją jeszcze bronisz? Śmieszne. A tak przy okazji, słyszałam co o mnie mówiłaś przy Sadie. Jesteście siebie warte. -powiedziałam i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Co mogę powiedzieć? Jest mi bardzo przykro, bo jednak z Millie zawsze byłam najbliżej i jest dla mnie jak siostra, ale wszystko zepsuła. Jedyny plus jest taki, że dostała nauczkę, ale jednocześnie też straciła przyjaciółkę. Nigdy nie pomyślałabym, że ta Millie może kogoś obgadywać i zwierzać się dopiero poznanej osobie.
Jadę właśnie do Louisa, bo jest 16:30, a my umówiliśmy się na 17:00. Musiałam wyłączyć telefon, bo Millie wydzwaniała do mnie i spamiła mi wiadomościami, co było już denerwujące. Dojechałam i zapukałam do drzwi. Chwilę później w drzwiach stanął Louis, a za nim zauważyłam dwie siostry chłopaka.
-Hej Lou.
-Hej Rose. Jak ci poszło?
-Super mi poszło, tak jej pocisnęłam, że poprostu wyszła z domu i wyglądała jakby miała się zaraz poryczeć. Niedobrze mi było jak patrzyłam na jej ryj, to znaczy twarz... i musiałam ją wywalić z domu, bo już miałam tak wysokie ciśnienie, że masakra.
-No i dobrze zrobiłaś, zasłużyła sobie.
-No wiem. Wpuścisz mnie?
-A tak, wchodź.
-A my jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać ? Jestem Rose.
-Ja Issie, a to Millie.
-Miło mi.
-Dziewczyny oglądacie z nami, czy idziecie na górę ?
-Oglądamy. Jest coś do jedzenia?
-Tak, kupiłem jakieś przekąski, są w rogu.
-A lody?
-Cholera, zapomniałem.
-Louis prosiłam cię o lody.
-No wiem no.
-Dobra w zamian jutro mnie weźmiesz do lodziarni.
-Jutro idziemy na imprezę do Jacka, więc lody odpadają. A i ciebie też zaprosił, więc się nie wymigasz.
-Ej no ale ja nie chce nigdzie iść.
-Nie interesuje mnie to Rose, idziesz i koniec.
-Ugh no okej.
-Dobra to co oglądamy ?-zapytała młodsza siostra.
-Błagam obejrzyjmy coś tak trochę strasznego.
-It?-zapytałam.
-Tak!
-No to włączam.
Nie wiem czy jestem jakaś dziwna, czy nie, ale ani razu się nie wystraszyłam przy czym Issie i Millie odwrotnie. Louis chyba to oglądał, bo śmiał się przy straszniejszych momentach. Szczerze mówiąc przeraża mnie to, ale jednocześnie jest to zabawne.
-Idziemy na górę? Nudne to już jest.
-Tak chodźmy.-powiedziałam i ruszyłam z chłopakiem na górę.
-Zostajesz na noc?
-W sumie czemu nie, tylko zadzwonię do mamy. Czekaj jutro sobota?
-Tak.
-A to mogę zostać, w weekendy mogę zawsze. A wogóle która jest godzina.
-Jakoś 19.
-Idziemy na deski? I przy okazji pojedziemy po ubrania na później, a i na lody.
-No dobra.
Weszłam do domu i chciałam wchodzić na górę, ale ktoś mnie zatrzymał.
-Możemy porozmawiać ? Proszę.
-Nie, nie możemy. Idź sobie rozmawiać z Sadie.
-No ale proszę, chcę ci się wytłumaczyć.
-Powiedziałam nie, daj mi w końcu Święty spokój. -powiedziałam i weszłam do swojego pokoju. Wzięłam swoje rzeczy i razem z Louisem poszliśmy do parku.
-Dobra to co robimy?
-Przecież chciałaś iść na lody.
-A no tak, to chodź.
-Gdzie masz deskę?
-O jezu zostawiłam w domu, musimy się wrócić.
-Żebyś jeszcze mózgu nie zapomniała, ostatnio o wszystkim zapominasz.
-Oj no wiem. -weszłam do domu i zastałam tam Millie, Sadie i jakiegoś chłopaka.
-Rose ja...
-Nie obchodzi mnie to, przyszłam tylko po deskę. -chwyciłam deskę do ręki i wyszłam z domu.
-Kumasz, że znowu przyprowadziła ją do domu?
-Poważnie?
-Tak. I na dodatek siedzi tam jeszcze jakiś chłopak, ale nie przyjrzałam się mu dokładnie.
-Ona z dnia na dzień jest coraz głupsza, ta Sadie jej robi wodę z mózgu.
-Właśnie chciałam to powiedzieć.
-Możemy iść do sklepu po te lody? Lodziarnia jest daleko.
-No niech ci będzie.
-To co? Ścigamy się ?
-A czyli chcesz znowu dobić do jakiegoś słupka i się wymądrzać?
-Nie, obiecuje.
-No dobra, ale żebyś później nie narzekał.-powiedziałam i obaj ruszyliśmy w stronę sklepu. Jechaliśmy łeb w łeb, ale to nie mogło trwać długo. W końcu ja przyspieszyłam i dojechałam pierwsza.
-Ja zawsze wygrywam.
-Jak ty to robisz?!
-Poprostu lepiej jeżdżę, tak to robię.
-Mogłem się tego spodziewać. Nigdy więcej ścigania się.
-Boisz się, że przegrasz?
-Ta... znaczy nie, poprostu nie chce.
-Tak, tak wmawiaj sobie.-odpowiedziałam i weszliśmy do sklepu.
-Jakiego chcesz loda?-zapytał chłopak.
-Waniliowego, obojętnie jakiego.
-Okej.
Zapłaciliśmy za lody i pojechaliśmy do parku. Ten dzień minął szybko i dużo się dzisiaj działo. Tak szczerze, gdyby nie Louis, to siedziałabym teraz w swoim pokoju i myślała nad tą sytuacją z Millie, a to niedobrze dla mojej psychiki. Za dużo się działo i tyle.

We fell in love in mayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz