Rozdział 4: Sen

339 28 1
                                    

Z perspektywy Napieraka
~~~~~~~~~~

Odwróciłem się ostatni raz w stronę małego lasu i popatrzyłem na miejsce, do którego chodzę coraz częściej. Lecz nagle i niespodziewanie za drzewem zauważyłem chłopaka. Jego pół twarzy przypominała Endermana i miał czerwone oko właśnie po tamtej stronie, ale gdy tylko na niego spojrzałem on schował się za drzewem i zniknął.
Byłem w szoku
- Tobiasz?! - krzyknąłem zdziwiony w myślach.
Ale to przecież nie możliwe! Minęło tyle czasu, widziałem jak... No... Widziałem jak przecież zsunął się z klifu... Jak spadał...
To napewno nie on, nie ma opcji! Zero szans!
- Napierak, zmarzniesz! - zawołał mnie Kubir
- i-idę... - odpowiedziałem cicho i dogoniłem Kubira, idąc w stronę naszego domu.

Czy to naprawdę był on? Przecież to niemożliwe
- Kubir?
- nom?
- czy... Była jakaś szansa na to... Aby wiesz... Tobiasz przeżył? - po tym pytaniu Kubir zaniemówił. Pewnie nie wiedział jak na nie odpowiedzieć lub nie chciał...
Szkoda.

Po chwili dotarliśmy do domu, a po wejściu rozebrałem się i walnąłem od razu na kanapę, wziąłem kocyk, który zawsze tu leżał i okryłem się nim.
- chcesz coś ciepłego do picia? - spytał Mikols, który słysząc jak wchodzimy podszedł do nas i postanowił się mną zająć
- cokolwiek, byle rozgrzało - stwierdziłem i wtuliłem się w ciepło kocyka.
- gdzie Busz? - podpytał szatyn, który niedawno mnie tu przyprowadził.
- a nie wiem... Gdzieś poszedł i nie wrócił - stwierdził i usłyszałem go po chwili w kuchni i stukanie łyżeczką o coś szklanego.

Potem chłopaki zaczęli rozmawiać o tym gdzie może znajdować się nasz przyjaciel Busz w trakcie kiedy ja starałem się ogrzać oraz ogarnąć myśli z tego co zobaczyłem...
- ej Mikols - zawołałem po jakichś trzech minutach ogólnej ciszy
- co jest? - spytał, a potem usłyszałem jak nastawiał timer w mikrofalówce
- myślisz, że Buszz może teraz... Jakby to delikatnie ująć - zastanowiłem się, szukając odpowiedniego wyrazu - świrować?
- co masz dokładniej na myśli Wojtek? - spytał zaintrygowany Kubir
- no wiesz, to on się obwiniał za to, że Tobiasz zginął i pewnie miał straszne wyrzuty sumienia przez to i mogło to się odbić mocno na jego psychice - wytłumaczyłem
- oh... Tak, to jest bardzo prawdopodobne - przytaknął Mikols
- nie ma już o czym gadać... Na pewno wróci, a ja idę spać, jestem zmęczony, jakby co to mnie nie budźcie - przerwał Kubir i po chwili wszedł do swojego pokoju, patrząc na drzwi od pokoju Tobiasza.

Z perspektywy Kubira
•W środku nocy•
~~~~~~

Otworzyłem powoli oczy, czując przywiązane ręce do czegoś i nogi. Byłem unieruchomiony w totalu, nie mogłem się ani odezwać przez jakąś chustę, która ściskała moje usta, abym nawet nie mógł nimi ruszyć. Czułem się bezbronny, a znajdowałem się w totalnie nieznanym mi miejscu. Było ciemno, ale wiedziałem, że jest tu dużo miejsca. Sufit był wysoki, a przestrzeń wokół mnie zdawała się być nieskończona... Wyglądało to na jakąś świątynie albo twierdzę czy coś w tym teges
- oooh~ nareszcie się obudziłeś Kubirze - powiedział nagle znany mi dobrze głos. Zacząłem się rozglądać jak szalony za źródłem dźwięku lecz nie umiałem go znaleźć, wszędzie panowała tylko ciemność przez co niczego nie mogłem go zlokalizować - fajnie Cię znowu widzieć - nagle podeszła do mnie postać. Wyszła z cienia, ale nie umiałem jej rozpoznać. Miała na sobie długi, czarny płaszcz z kapturem na głowie i głowę skierowaną w dół, co uniemożliwiało mi rozpoznanie twarzy
- szkoda, że to ostatni raz gdy się zobaczymy - nagle postać uniosła głowę do góry, patrząc mi prosto w oczy, a po chwili osoba zdjęła z siebie kaptur...
Zaniemówiłem... Patrzyłem na niego i nie mogłem normalnie go poznać. To... Nie może być on, nie takiego go zapamiętałem
- co tam powiesz Kubirze? - spytał nagle zbaczając z tematu, a ja będąc już stuprocentowo przekonany, że to jednak on, byłem w szoku, a łzy leciały po mych policzkach niekontrolowanie.
Chłopak się nagle na mnie rzucił z ostrzem, a ja wstrzymałem oddech

°•~•°

Wyrwałem się z łóżka, ciężko łapiąc oddech i trzymając się jedną dłonią za klatkę.
To był tylko sen... Tylko sen...
Cholera, ale był realistyczny! Przez chwilę myślałem, że to się dzieje na prawdę.
Próbowałem pozbierać swoje myśli, aby nie wybuchnąć płaczem bądź paniką i przy okazji, żebym nikogo nie obudził. Złapałem po chwili telefon w dłoń i włączyłem. Białe światło cholernie poświęciło mi po oczach pomimo, że jasność była ustawiona na zero procent. Zegar w telefonie pokazał 4:12.

Trochę wcześnie. A szczerze mówiąc to nie wyglądało na czwartą, było za ciemno, jakby była godzina 22 czy coś, ale to w końcu zima, noce są dłuższe a dnie krótsze.
Po nieudanej próbie ponownego pójścia spać postanowiłem, że sprawdzę czy Buszz nie wrócił, kiedy Mikols i Napierak siedzieli w salonie, a ja poszedłem spać.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z mojego pokoju, kierując się od razu do pokoju przyjaciela, a gdy już pod nimi stałem, bardzo delikatnie przycisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, chcąc być jak najciszej. Chłopaka o czerwonych oczach i czarnej skórze nie wrócił... Pokój był pusty, a ja zacząłem się cholernir o bać bać
- dlaczego on tak długo nie wraca?! - krzyknąłem w myślach przerażony.
Zacząłem się ubierać, aby odnaleźć przyjaciela i zaprowadzić go do domu.
Ubrałem się jak najcieplej jak tylko potrafiłem, wziąłem że sobą broń, czyli swój diamentowy miecz i wyszedłem z domu, wyruszając w poszukiwania Buszza.

Z perspektywy Buszz'a
~~~~~~~~~~

- to była moja wina... To przeze mnie jesteś teraz w innym świecie... - szepnąłem do siebie, kierując słowa w pustą przestrzeń, patrząc na drewniany krzyż, który sam zrobiłem.
Krzyż był wbity w ziemię w tym samym miejscu, w którym... Doszło do tragedii. 
Mówiłem z ogromnym żalem, wiedziałem, że byłem jedyny, który mógłby go ocalić. To wszystko przeze mnie tak się stało, mogłem się od nich odczepić!
- nie chciałem Cię tracić Tobiasz! - krzyknąłem znów rzucając słowa w przestrzeń. Przez moje łzy, które płynęły niczym strumyk wody, moje policzki marzły jeszcze bardziej, ale to przecież nic w porównaniu z cierpieniem psychicznym z jakim teraz się wymagałem
- Tobiasz ja tak strasznie Cię przepraszam.... - padłem zrezygnowany na kolana, poddając się

Nie miałem sił by już walczyć... Nie potrafię znaleźć w sobie tej siły, która pozwoliłaby mi na realistyczne bądź pozytywne myślenie, nie umiałem już sobie wmawiać, że mi przejdzie... Jestem mordercą.

Ty nie jesteś Tobiasz... | Ekipa Rapy | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now