Rozdział 8: To pułapka!

329 24 1
                                    

Z perspektywy Kubira
~~~~~~~~~~

- chłopaki chodźcie! To jednak Tobiasz, ale musicie z nami iść! - nagle w wejściu stanął zdyszany chłopak o białych, lśniących ślepiach
- co? O co chodzi? - zdziwił się Mikols
- co się stało z Tobiaszem?! Wszystko u niego okej?! - popatrzyłem na Napieraka widocznie zmartwiony.

Chciałem wiedzieć czy z naszym przyjacielem wszystko gra, nie widzieliśmy go ponad grubo cztery czy pięć miesięcy. Na odpowiedź dostałem klasyczne ,,chodź i sobie zobacz" dlatego gdy Napierak tylko zaczął nas prowadzić do Tobiasza powędrowałem bez zastanowienia za nim.

- hej Tobiasz! - zawołałem chłopaka zadowolony, gdy tylko udało mi się go znaleźć.
- o hej Kubir, co tam? - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął słodko
- hej... Nie przeszkadzam?
- nie no co ty - zaśmiał się cicho, a po chwili dostrzegł coś, czego zazwyczaj nie robię - co ty tam chowasz za plecami Kubirze? - spytał zaciekawiony
- kurcze... No wiesz... - zająkałem speszony - to nic wielkiego... Ale chciałem po p-prostu abyś to ze sobą zawsze nosił - po chwili wyjąłem zza pleców bez palców czarne rękawiczki i podałem je jemu
- dla mnie? - spytał ironicznie, a po chwili wstał opierając się teraz plecami o pień drzewa i wyciągnął dłoń w moją stronę by sięgnąć po prezent - dziękuję Kubir
- drobiazg... Przydadzą się, żebyś sobie nie ścierał skóry na rękach - podrapałem się nerwowo po karku i odwróciłem od niego wzrok.

Nie wiem czemu, ale dziwnie się teraz czułem... Tak jakby... Był nie tylko moim przyjacielem...

Gdy tylko zobaczyłem kulejącego chłopaka z jednym, czerwonym okiem Endermana, pobiegłem z całych sił do niego i rzuciłem się na szyję
- Tobiasz ty żyjesz!! - krzyknąłem ledwo co go nie przewracając na czernitową podłogę - tak się za tobą stęskniłem! Dlaczego do nas nie wróciłeś wcześniej?! - krzyczałem zmartwiony, wtulając się w jego klatkę i nie opuszczając materiału jego bluzy
- Kubir.... - zasyczał głośno
- o boże, jesteś ranny?! - natychmiast się od niego odsunąłem i spojrzałem na jego zakrwawioną twarz - co ci się stało?!
- skały na niego poleciały, a teraz lepiej pośpieszmy się i nie traćmy czasu, Tobiasz mówił coś o niebezpieczeństwie po tamtej stronie wyjścia - wytłumaczył na spokojnie czerwono oki Busz.
- niebezpieczeństwo? Ale jakie? - dołączył po chwili Mikols
- teraz to nie ma znaczenia, lepiej się po prostu pospieszmy, bo nie mam zamiaru skończyć tu jak trup - odrzekł stanowczo Wojtek.

Chłopaki mieli rację... Wziąłem Tobiasza pod ramię i pomogłem mu w dojściu do owego innego wyjścia, o którym teraz nam tłumaczył Busz.
Jak narazie wszystko szło spokojnie i bez nerwów, co chwilę patrzyłem na twarz Tobiasza, aby uświadomić sobie w końcu, że żyje i jest cały i zdrowy. Byłem znów szczęśliwy, że mam go przy sobie, że to właśnie ja go prowadzę i nikt mi w tym nie przeszkadza. Przez cały czas szliśmy spokojnie w tempie Tobiasza i w absolutnej ciszy, która sprawiała, że nie raz podczas drogi dostawałem gęsiej skórki. To miejsce straszyło ciemnością... Nagle doszliśmy do rozwidlenia dróg, a gdy tylko Tobiasz je zobaczył, zatrzymał się
- chłopaki... Po prawej stronie miniecie lochy, a po lochach dojdziecie do dźwigni, która otworzy drzwi po lewej stronie drogi. Gdy włączycie mechanizm, trzeba będzie włączyć tak zwane hamulce, aby drzwi nie uderzyły zbyt mocno o ziemię gdy będziemy je później zamykali, bo w przeciwnym razie gdy drzwi mocno uderzą o podłogę, jest bardzo duża szansa, że wywołamy mocne wibracje, które poruszą ledwo utrzymujące się podesty na suficie, powodując zawaleniem się całej budowli - wytłumaczył - ostrzegam, że tamta dźwignia jest bardzo zardzewiała, a ja nie dam rady sam uruchomić zębatek na hamulce, gdy się drzwi zaczną otwierać
- to pójdziemy we trójkę do tamtej dźwigni, a wy pójdziecie w tamtą stronę, aby te drzwi się bezpiecznie zamknęły - oznajmił pewny Mikols, po czym ruszył z Napierakiem i Buszem w prawą stronę.

Ja i Tobiasz zgodnie z ustaleniem Mikolsa, poszliśmy na lewo. Tak się cieszę, że w końcu możemy wrócić do domu w komplecie...
Szliśmy w ciszy przez całą drogę lecz żadnenu z nas to nie przeszkadzało. Przebyliśmy już w sumie naprawdę spory kawałek tego korytarza, a gdy ujrzałem wreszcie koniec nie było żadnych drzwi, ani drugiego wyjścia.
- czekaj... Mówiłeś, że po tej stronie... - chłopak odsunął się ode mnie delikatnie będąc już całkowicie na własnych siłach - mają być drzwi... - spojrzałem na czarno włosego chłopaka, który z niewiadomego mi powodu szeroko się uśmiechał
- oj Kubirze... - nagle ze zmęczonego wcześniej głosu, zmienił się na normalny... Jakby nigdy nic się nie stało, patrzył na mnie pewny siebie, stał prosto i totalnie zachowywał się jakby żadne głazy na niego nie spadły
- T-Tobiasz? - delikatnie się cofnąłem od chłopaka, który już podszedł do mnie bliżej - co t-tu się dziej-je? - poczułem ścianę na plecach i, że nie mogłem się dalej cofnąć. Cholera co mu odbiło?!

Chłopak bez słowa się na mnie patrzył zadowolony, a po naprawdę niedługiej chwili podszedł do mnie tak, że mogliśmy poczuć na sobie własne oddechy lecz Tobiasz złapał za moje oba nadgarstki i podniósł je do góry cały czas je trzymając, a swoje nogi dał na rozkrok, abym również własnymi nogami nie mógł niczego zrobić. Unieruchomił mnie całkowicie!

- Oj Kubirze... - westchnął
- T-Tobiasz, c-co t-ty wyprawiasz?! - szepnąłem do niego, bo nawet nie miałem odwagi podnieść na niego głosu
- Ty nie jesteś Tobiasz...

_______

BUM
:OO
Dozobaczenia w następnym rozdziale
- TuAlaxis

Ty nie jesteś Tobiasz... | Ekipa Rapy | ZAKOŃCZONEМесто, где живут истории. Откройте их для себя