Rozdział 25: wystarczy zawołać

183 13 7
                                    

Zjawa patrzyła się na mnie nieustannie zmęczonym wzrokiem. Te białe, lśniące oczy wyrażały ogromne wyczerpanie, jakby nie zamknęły się przez wieki. Poczułem współczucie, ale sam nie wiem czemu...
- ja... Niestety dalej nic nie rozumiem. - westchnąłem. - chciałbym tylko wiedzieć... Kim jesteś i co za to dziwne ,,niebo".
- Kubirze... To nie jest niebo. Nie jesteś martwy.
- nie? Nie jestem? - spytałem.
- miejsce, w którym się znajdujemy to twój umysł. Widzisz te dziwne kształty wystające z ziemii?
- tak. - odpowiedziałem patrząc na nie.
- oznaczają, że nie żyjesz tak jak byś chciał... Twoim zdaniem jest nieidealne. - lekko prychnął. - twój przyjaciel Busz widzi chyba coś podobnego... Ale nie to samo.
- byłeś w umyśle Busza?!
- oczywiście, że nie ja.

Postać nagle wyłoniła się z otaczającej jej czarnej mgły i z niej wyłoniło się  ludzkie ciało. Bez żadnych kolorów... Po prostu czerń i wyróżniające się lśniące białe oczy.
- ktoś inny i pewnie już się nawet domyślasz kto.
- Entity?
- tak. Entity.
- chwila... Skoro był Herobrine i Entity... To ty musisz być...
- zgadza się. Jestem Null. Postać zamieszkująca Odległe Lądy i obserwująca ludzi i byty.

Przestałem się odzywać, aby dać sobie chwilę na pozbieranie myśli tego wszystkiego. Skoro nie jestem martwy i znajduję się w swym umyśle, to dlaczego nie czuję bólu? Może jestem w stanie śpiączki?
- a więc. Tak właściwie, dlaczego dalej żyję skoro doskonale czułem ból kiedy Tobiasz mi wbił nóż prosto w plecy.
- wbił w Ciebie sztylet, a ja Cię uzdrowiłem lecz niewiele. Nie mam tylu sił co kiedyś, dlatego też nie wystarczyło mi mocy, aby uzdrowić się w całości. Możesz sam się poruszać i mówić, ale nie możesz się przemęczać. Wysiłek fizyczny sprawi, że osłabniesz, a wtedy moje uzdrowienie przepadnie.
- no to dlaczego się tu znajduję?
- bo Cię tu wezwałem... Konflikt między Herobrine'm trwa od prawie początku tego świata, każdy z nas stracił swoje źródło czerpania mocy, czyli nasze bronie. Chcę Cię prosić o przysługę.
- słucham uważnie. - skupiłem się na jego słowach.
- znajdź mój miecz, a sprawię, że będziesz żył jak dawniej. Będziesz miał siły, nie będziesz musiał się oszczędzać.
- ale... Jest wiele mieczy, które mogą wyglądać jak twój, jak mogę go odróżnić od reszty?
- jest jedyny w swym rodzaju. Jest wykonany ze srebra, ale w części jest przesiąknięty czernią. Poznasz go bez trudu.

Nagle zatrząsło. Poczułem jakby fale uderzenia, a wokół otoczenia zaczęło pulsować białe światło.
- co się dzieje?! - spytałem przestraszony.
- budzisz się. Gdybyś mnie potrzebował, zawołaj mnie.

Ostatni raz popatrzyłem na czarną postać po czym oślepiło mnie białe światło.

Czułem miękką ziemię i muskujące me dłonie trawę. Lekko otworzyłem oczy i mocno zmrużyłem, przez oślepiające słońce, które było bardzo drażniące w oczy.
Jeszcze przez chwilę niczego nie słyszałem wyraźnie, jednak po chwili wszystko zaczęło się wyostrzać. Mój słuch, mój wzrok. Zobaczyłem przed sobą klęczącego tuż obok mnie Tobiasza. Głowę miał spuszczoną w dół, jego ręka leżała na mym mostku.
Nie mogłem zobaczyć nawet jego wyrazu twarzy... Był tak blisko, a nie czułem żeby był. To samo mógłbym powiedzieć o pozostałych.
- Kubir? - nagle z zamyślenia usłyszałem znajomy głos... Był taki w swoim rodzaju. Wysoki i jego tonacji słychać było zaciekawienie. - Kubir ty żyjesz!! - wrzasnął Napierak.
Po tym Tobiasz wreszcie spojrzał mi w oczy... Jego mija przedstawiała szok, takie zdziwienie i zaskoczonie. Zauważyłem, że nawet zaczęły mu napływać łzy do ciąży po tym jak zaobserwowałem ich przeszklenie.
- Kubir! - powtórzył po Napieraku Tobiasz rzucając się na mnie i zamykając mnie w jego silnych ramionach. - przepraszam! Przepraszam! Wszystko Ci wynagrodzę!
- Tobiasz... - szepnąłem ledwo łapiąc oddech.
- obiecuję Ci! Przysiegam Ci również że to nie byłem ja! - ko kontynuował rozpaczliwie.
- Tobiasz. - powtórzyłem tracąc delikatnie oddech.
- Kubir ja naprawdę!...
- Tobiasz ty idioto Dusisz go! - nagle Mikols palnąl Toby'ego z tyłu głowy.
Poczułem znaczniejszą ulgę.
- przepraszam! - powtórzył czarnowłosy.

Uśmiechałem się słabo kiedy zobaczyłem, że i nawet chłopaki rozpłakali się na mój widok.
- będziecie tak stać czy- walnąłem pół żartem pół serio.
Jednakże Mikols, Napierak i Tobiasz zrozumieli co miałem na myśli i podeszli do mnie tak blisko, że czułem ich oddechy na mych policzkach i również czule przytulili.
- znowu razem. - westchnąłem.
- nie do końca.... - odparł smutno Mikols.

Wtedy mnie puścili i pomogli wstać. Na początku gdy ustałem do pionu, poczułem się słabo, ale z pomocą Tobiasza, który pozwolił mi się o niego podpierać dałem radę. Wtedy zobaczyłem tak właściwie co zostało po Twierdzy, albo i raczej co już z niej nie zostało... Dotarło do mnie, że Busz musiał zostać kiedy inni z niej uciekali, ale dlaczego został, o ile w ogóle tak było.
- co się stało? - spytałem po dłuższej chwili.
- wasz przyjaciel powstrzymywał Herobrine'a kiedy my się ewakuowaliśmy. - odpowiedział mężczyzna w niebieskiej zbroi.
- i mu się udało. Przestał kontrolować mnie i Tobiasza. - powiedział dumnie gość stojący obok Rox'a.
- ale jakim kosztem. - mruknął białooki spoglądając w dół.

- hej Null. - pomyślałem.
- słucham...
- czy ten gość, który opętał Busza...
- Entity?
- tak on.... Czy... Czy mógł on zapewnić jakieś bezpieczeństwo Busz'owi?
- tak... A wręcz był to jego obowiązek by o niego dbać, bo widzisz... Gdyby o niego nie dbał, OBAJ zginęliby w ciągu 4 dni.
- czy są jakieś szanse, że... Że przeżył?
- są... Ale nie wiem niestety niczego więcej.
- nie szkodzi... Tyle mi wystarczy...

Po konwersji, którą odbywałem w myślach wróciłem do stanu rzeczywiści.
- chcę do domu... - mruknąłem odczuwając lekko migrenę.
- miło było was poznać... Dziękuję Kubir za wcześniej będę Ci to dłużny do końca życia. - przyznał Rox.
- drobiazg...
- okej, zaraz nam zemdlejesz... Może chodźmy już stąd. - zaproponował Mikols.

Z perspektywy....
~~~~~~~~~

Zapadła już noc, gwiazdy się świecą, księżyc zawitał, a słońce pożegnało. To mój czas.
Czas na zemstę.
Czas na pomstę.
Czas na mord.
Krocząc po dobrze znanym mi kawałku ziemi natknąłem się na zniszczoną Twierdzę.
- nie. To nienozliwe.
Jak... Jeszcze wczoraj tu stała!

Podszedłem bliżej. Coraz bliżej i bliżej.
Chwila...
Kogoś widzę!
- człowiek? Demon? Kim ty jesteś. - spytałem.
Jednak osoba była w głębokim śnie.
Czy to sen czy śmierć?
Szczęście czy pech, że natknąłeś się na mnie dziwna istoto...
- znam tą energię. Masz moc mojego starego przyjaciela....

Przyjaciel ten był mi bliski, a z pozorów wziąłem go za wroga....
- cóż mam z tobą zrobić dziwna istoto. Do kogo należysz.

______________
I tak o to tym tajemniczym akcentem kończę dzisiejszy rozdział.

NIE WAŻCIE MI SIE RUJNIWAĆ PLANU A TAK JAK POPRZEDNIO.
~ TuAlaxis

Ty nie jesteś Tobiasz... | Ekipa Rapy | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now