Rozdział 22: brudna krew

218 20 8
                                    

Z perspektywy Busza
~~~~~~~~

- KUBIR!!! - wrzasnąłem przerażony zamieniając się miejscami z Entity'm.
- co ty robisz?!

Nie odpowiedziałem.
Zobaczyłem Tobiasza, który wbił mały, ostry sztylet w plecy Kubira między żebrami. Następnie się morderczo uśmiechnął w naszą stronę i szepnął coś do ucha Kubirowi po czym go brutalnie puścił. Chłopak w czarnej bluzie padł bezsilnie na podłogę układając się w pozycję na boku z wyprostowanymi rękami wysuniętymi do przodu.
Widziałem w jego oczach, że nie da rady pociągnąć dłużej.
- UWAŻAJ! - Krzyknął w mych myślach mężczyzna, po czym nagle znów widziałem otoczenie w podczerwieni, co oznaczało, że Entity zamienił się ze mną miejscami.

Nagle w jego wizji zobaczyłem jak Herobrine bierze rozmach zaciskając swoją pięść i uderza nią prosto w twarz Entity'ego!
Z obrazu mogłem wywnioskować, że mężczyzna padł na podłogę. Dziwne było to, że gdy to ja byłem na zewnątrz czułem wszystko, ale gdy jestem wewnątrz nie czuje już nic... Widzę tylko jego oczami...
- Entity! - krzyknąłem, ponownie zamieniając się miejscami z nim.
Leżałem oparty o jeden łokieć na podłodze, ale od razu wstałem i poczułem jak się rozpalam.
- gnębisz mojego przyjaciela, zabierasz go od nas, a teraz masz czelność zadzierać ze mną?! - spojrzałem zdenerwowany na biało okiego mężczyznę.

Czułem jak moje serce przyspiesza bicie, zalewała mnie krew gdy myślę o tym jak ten skurwiel zniszczył nam spokojne życie odbierając nam wszystkie ważne wartości, które były jedynym powodem naszej dalszej egzystencji. Nie mogłem mu tego darować.
Poczułem w sobie TĘ moc! Te narastające ciśnienie, bulwersację, złość, bunt, gniew. Myślałem o najróżniejszych scenariuszach w jaki sposób mógłbym się zemścić na znanym przez większość Herobrine'nie. Od zwykłego wykrwawienia po bolesny cios w serce.
Tyle scenariuszy przybywało do mej głowy, a tylko jeden mogłem wykorzystać, ale czy to było teraz takie ważne?
- B-Busz... - zająkał przestraszony Napierak.

Mój wzrok skierował się ku moich rąk, w których żyły świeciły się czerwonym kolorem, a na skórze unosiła się tego samego koloru para wodna wpadając w różne wzory. Zacisnąłem zęby i pięści napinając przy tym mięśnie, a żyły zaświeciły jeszcze jaśniej. Po hali rozległ się mroczny śmiech. Spojrzałem wnerwiony na rozbawionego mężczyznę.
- chłopcze, stając do walki ze mną nie masz najmniejszych szans. - zaśmiał się ironicznie. - tak bardzo zależy Ci na osłanianiu swoich przyjaciół, że sam przestałeś się o siebie troszczyć. Tylko spójrz na siebie. - machnął dłonią wskazując na mnie. - nie panujesz nad emocjami, nie masz kontroli nad własnym ciałem, a do tego gdyby było mało chciałeś zabić własnego kolegę. - odwrócił głowę i popatrzył z pozoru łagodnym uśmiechem na Tobiasza.

- nie chciałem go zabić! Chciałem go ratować! - też odwróciłem wzrok na pół Enderiana. - Tobiasz! Znamy się ponad życie można powiedzieć, że i nawet wychowaliśmy się razem. Chcesz słuchać się gościa, którego znasz zaledwie-
- dość! Przestań wreszcie gadać! - Krzyknął łapiąc się za głowę przerywając moją mowę. - wy wszyscy nie chcieliście mnie uratować, nawet za mną nie wskoczyliście, a czy właśnie na tym polega przyjaźń?! Na NIE ryzykowniu życia?! - krzyknął i puścił z rąk głowę.
- gdybyśmy za tobą wskoczyli też prawdopodobnie byśmy zginęli! - wtrącił Napierak. - co z tego, że TY przeżyłeś upadek, skoro gdybyśmy wskoczyli za tobą zmarlibyśmy na miejscu?!
-

Toby pogadajmy. Jak kumpel z kumplami, co ty na to? - oznajmił Mikols podchodząc do chłopaka, a gdy już stanął na dystans jednego kroku wyciągnął w jego stronę dłoń i czekał, żeby ją uściśnie.
- Mikols odsuń się może. - zaproponowałem czując w środku pojawiające się ukojenie z jakiegoś powodu.
- nie! Ja wiem, że gdzieś tam jesteś Toby, a my Cię znajdziemy i wyciągniemy. - powiedział łagodnie dalej czekając.

Z perspektywy Tobiasza
~~~~~~~~

Chłopak w chmurkowatej bluzie dalej sterczył przede mną w tej samej pozie. Czy mogłem im zaufać?
Po tym jak mnie wyrzucili?
Po tym jak o mnie zapomnieli?
Po tym jak mnie zostawili?

Byłoby głupotą gdybym postanowił znów do nich dołączyć i żyć z nimi tak jak do tej pory. Ojciec byłby zawiedziony moją decyzją!
Przecież muszę być lojalny komuś kto uratował mi życie! Komuś kto zapewnił mi miejsce na ziemi, komuś kto o mnie dba.
Ale czy ten ktoś to napewno? Herobrine?

- co to za dziwadło? - ktoś szepnął.
- co się stało z jego okiem?
Przechodziłem przez wioskę z głową spuszczoną w dół, bo nie miałem odwagi spojrzeć im w oczy.
- biedne dziecko... Musi być takie odtrącone...

Patrzyłem na drogę z łzami. Czy bycie innym oznacza bycie złym?
Słyszałem tyle szeptów mówiących na mój temat z taką nie tolerancją. Szedłem prosto do wyjścia z wioski, aby już nie sprawiać kłopotu innym przez mój wygląd, ale nagle usłyszałem swoje imię gdzieś za sobą i oczywiście odwróciłem się by zobaczyć kto mnie woła.
Za swymi plecami zobaczyłem chłopaka, który biegł w moją stronę. Gdy już podbiegł spojrzał na mnie z troską.
- gdzie idziesz? - spytał.
- no... - zająkałem się nie wiedząc co odpowiedzieć.
- myślałem, że chciałeś tu zostać.
- ale nikt mnie tu nie chce... - szepnąłem nieśmiało.
- co? Wcale, że nie! Ja Ciebie chce.
- ale przez moje oko wszyscy mnie nie lubią.
- z twoim okiem wszystko jest dobrze! Patrz! Ja też mam rogi i co z tego? - wskazał swoimi palcami na swoje małe, niebieskie różki.

Ale teraz jak o tym myślę... Kiedy przypomniało mi się jak mnie traktowali kiedyś i, że wcale przez lata to się nie zmieniło myślę, że... To ON każe mi tak myśleć, że są moimi wrogami, a tak w zasadzie jestem w błędzie... Spojrzałem na leżącego chłopaka, a później sieje ręce przepełnione zbrodnią i zdradą ubrudzone brudna krwią...
- co ja uczyniłem. - szepnąłem.

_______________

PRZEPRASZAM!!!
Ja ten rozdział miałam napisany, ale zapomniałam go opublikować XDDDDDD
~ TuAlaxis

Ty nie jesteś Tobiasz... | Ekipa Rapy | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now