22. Kara

26.8K 803 300
                                    

Leżałam na jednym z kilku leżaków ustawionych wzdłuż ściany oddzielającej szatnie od krawędzi basenu. Była to na tyle bezpieczna odległość, że w razie nieoczekiwanego trzęsienia ziemi, mogłam spokojnie rzucić się do ucieczki, minimalizując ryzyko wpadnięcia do wody. Co prawda ostatni basen zaliczyłam „wzorowo" i już nie muszę chodzić na zajęcia na pływalni, ale dzisiaj przyszłam tu tylko i wyłącznie na prośbę Meghan, która miała ostatni trening przed sobotnimi zawodami. Jako że z wodą dalej nie było mi po drodze, osiadłam na jednym z leżaków zagłębiając nos w książkę do fizjologii i co jakiś czas rzucając okiem na trenującą w basenie Meghan.

Dzień był ogólnie wspaniały. Był piątek, wstałam rano wyspana, z radością zauważyłam, że Dominik nie wrócił na noc do domu, potem dowiedziałam się, że dzisiejszy egzamin z botaniki został przeniesiony na wtorek, a chwilę później zadzwoniła Meghan i spytała czy nie pójdę z nią na basen i nie dotrzymam jej towarzystwa. Zgodziłam się pod warunkiem, że nie będę wchodzić do wody, tylko przebiorę się w strój i będę mogła wziąć książkę.

I tak oto leżałam sobie teraz na niewiarygodnie wygodnym plecionym leżaczku, w spokoju analizując funkcję nefronu i co jakiś czas upijając łyk soku porzeczkowego z małej buteleczki. Sielanka trwałaby dalej, gdyby nie... zawsze ten sam problem.

- Gordon, podobno zaliczyłaś basen, więc pokaż co potrafisz... - oznajmił wyzywająco, siadając na moim leżaku i trzepiąc niemiłosiernie mokrą głową, mocząc kropelkami wody strony mojego podręcznika.

- Spadaj stąd, zamoczyłeś mi podręcznik! - wrzasnęłam, próbując skopać go z leżaka.

- Oj nieładnie panno Gordon. - pokiwał palcem, opierając się swoim mokrym cielskiem o moje gołe nogi.

- Idź stąd. Naruszasz moją przestrzeń prywatną!

- Chyba dawno nikt jej nie naruszał, co? - wytrzeszczyłam oczy, jednak wierzgnęłam się mocniej, chcąc go zrzucić z leżaka.

- Spadaj stąd ty dupku! - zignorował tą drobną prośbę i jeszcze wygodniej się na mnie wyłożył. - Zejdź ze mnie do cholery, Waller!

- Nie.

Zamarłam wpatrując się w niego z niedowierzaniem i jak zawsze zszokowana jego bezczelnością.

- Co znaczy „nie"? - wysyczałam, próbując go z siebie zepchnąć - Jeśli zniszczysz mi książkę to...

- To co? Jesteśmy w moim królestwie, twoje jest w centrum biblioteczno-informatycznym. - dodał drwiącym tonem.

- No tak bo ty znasz to miejsce tylko z pisania egzaminów komisyjnych za które płaci twój ojciec. - parsknęłam, nie chcąc być dłużna.

- Chyba między innymi za to dostałeś ostatnią zjebkę od niego, prawda? - wtrąciła się Meghan, która wyszła z basenu i od jakiegoś czasu najwyraźniej się nam przyglądała.

- O bracie tu podważa się twój intelekt... - dodał Shane, który znikąd pojawił się obok Meghan.

- Najpierw trzeba go mieć - odparsknęła, patrząc wyzywająco na Shane'a.

- Złotko, ja tam jestem po twojej stronie, przecież wiesz. - dodał i objął ją czule ramieniem, na co ta momentalnie rzuciła mu spojrzenie, które sugerowało, że powinien się cofnąć, albo go zaatakuje. Tak też zrobił.

- Ałć, co raz bardziej mnie kręcisz ślicznotko. - dodał, machając ręką tak, jakby Meghan go w jakiś sposób poparzyła.

- Widzisz Gordon, nawet twoja psiapsi umie pohamować agresję, a ty mnie znowu kopiesz, no przestań! - jęknął i złapał moje nogi w silnym uścisku.

W moim małym świecie (Tom I & II)Where stories live. Discover now