(II tom) 10. Zlepki wspomnień

14.5K 428 362
                                    

W ramach usprawiedliwienia powiem, że są to scalone dwa kolejne rozdziały :) 

Miłego czytania!

_______________________________________________________________________

Lauren

Kocham noc.

Ciemność działa na mnie kojąco. Głucha cisza przysłonięta srebrną poświatą księżyca, niczym kojący plaster łagodzi każdą z drobnych ran zadanych za dnia.

Noc od zawsze była dla mnie ucieczką, a sen wolnością. Bramą do ukrytego świata, w którym żyłam na swoich zasadach. Świata, w którym nigdy nie czułam bólu.

Za dnia stawałam się cieniem. Rozcieńczałam się w pierwszych promieniach słońca, płowiałam przekraczając próg domu.

Nigdy nie potrzebowałam towarzystwa, nie łaknęłam atencji ani nawet minimalnego zainteresowania moją osobą. Po prostu usuwałam się w cień, chcąc tylko przetrwać napływające zewsząd uwierające mnie bodźce dnia codziennego.

Po lekcjach od razu zaszywałam się albo w szkolnej bibliotece albo w laboratorium, a potem szłam prosto do domu. Odrabiałam lekcje, jadłam kolację, myłam się i kładłam się spać. Jednak zanim wpadałam w nieprzeniknioną otchłań błogiego odpoczynku, długo myślałam. Zazwyczaj rozkładałam na czynniki pierwsze cały miniony dzień, skrzętnie analizując każdy swój ruch, wypowiedziane słowo.

O ile na wcześniejszych etapach edukacji jeszcze jakoś potrafiłam się zasymilować z jakimkolwiek odsetkiem rówieśników, o tyle szkoła średnia była dla mnie koszmarem. Zupełnie się tam nie odnalazłam, bo już od pierwszego dnia zostałam odrzucona.

W prywatnych szkołach finansowanych przez mocno nadgniłą aczkolwiek wyselekcjonowaną śmietankę towarzyską najbogatszej części Pensylwanii oraz na uczelniach takich jak ta, jestem już zupełnie nikim. Dlatego z każdym rokiem coraz chętniej uciekam na jawę i gubię się bezpowrotnie w labiryntach marzeń sennych.

Nie wiem po jakim czasie wracam do rzeczywistości, ale patrząc po ilości wody zebranej na posadce marmurowego prysznica, dość długo pozostawałam w stanie analitycznej hibernacji. 

Szybko zawieszam dłoń na połyskującym kurku cholernie drogiego kranu.

Sięgam po czarny mięsisty ręczni, w przelocie ocieram samotne drobne kropelki osiadłe na rozgrzanych policzkach. Potem jednym ruchem dłoni zmazuję bliźniacze krople rozsiane po szklanej szybie przestronnej kabiny prysznicowej.

Z pewną krępacją zarzucam na siebie prowizoryczną piżamę, w postaci za dużej koszuli Juliana. Szybko zapinam masę drobnych guziczków umiejscowionych w grubym materiale wydzierganego typowym dla całej rodziny Degasów luksusem. Do kompletu dostałam równie wielkie spodnie dresowe, będące jednak własnością Shane'a, który podobno często nocuje w apartamencie brata.

Od razu zasypiam w pokaźnym łóżku, a ostatnie co widzę przed opadającymi powiekami, to gasnące światła pojedynczych mieszkań nowojorskich wieżowców.

Budzę się nagle.

Nie wiem która jest godzina, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Wiem tylko, że już nie zasnę. Zerkam na zegarek, szybko analizuję, że zdrzemnęłam się jakieś trzy godziny, ale w zupełności mi to wystarcza.

Przysiadam w dużym fotelu, tuż przy olbrzymim oknie ukazującym panoramę budzącego się miasta. Co prawda jest jeszcze ciemno, ale młodzieńcze promienie rodzącego się słońca coraz intensywniej wdzierają się do wnętrza pokoju, walcząc z tłumiącymi je przyciemnionymi szybami. 

W moim małym świecie (Tom I & II)Where stories live. Discover now