13

4K 400 38
                                    

Ciężko oddychałem, bo naprawdę sprawiało mi to ogromną trudność. Rozglądałem się dookoła, by przyswoić w swojej głowie miejsce, w którym wtedy byłem. Nie pamiętałem jak się tam dostałem, ale przypomina mi się ogromny ból, który czułem i znikający obraz Indie.

Nie chciałem, żeby znikała. Bałem się, że to wszystko to był sen, a Indie była jedynie wytworem mojej chorej wyobraźni. Dzięki Bogu istniała naprawdę.

Siedziała obok mojego szpitalnego łóżka i trzymała moją dłoń, swoim kciukiem gładząc moją skórę. Nareszcie czułem coś innego niż tylko ból.

Miałem ją przy sobie, czułem bijące od niej ciepło, otaczał mnie przyjemny zapach jej perfum. Na chwilę obecną miałem wszystko czego potrzebowałem.

Miałem swojego anioła stróża, który pilnował by nic mi się nie stało, miałem swojego pocieszyciela, który wspierał mnie na duchu.

Miałem Indie.

Może i to dziwnie zabrzmi, ale ja..odnalazłem powód, by zostać jeszcze trochę wśród żywych. Nie chciałem jej opuszczać. Pragnąłem cieszyć się jej bliskością, widokiem jej nieziemsko pięknej twarzy.

I może ona nie czuła i nie chciała tego samego, ale nawet to nie zdawało się sprawiać żadnego problemu. Wystarczyło mi, że przy mnie była. Pomimo wszystkich przykrości z mojej strony, każdej krzywdy, którą jej wyrządziłem, ona wciąż tu była, dając mi kolejną szansę, trzymając mnie za rękę i podtrzymując mnie na duchu.

-Indie.. - powiedziałem cicho, czując suchość w moim gardle.

-Tak? - od razu znalazła się bliżej mnie.

-Dziękuję. -wypłynęło z moich ust, gdy patrzyłem prosto w jej oczy.

-Za co mi dziękujesz? - zapytała, uśmiechając się delikatnie.

-Za to, że mnie nie zostawiłaś..że wciąż tu ze mną j-jesteś. - z każdym kolejnym słowem mój głos się coraz bardziej łamał, ale w tamtej chwili nie przejmowałem się tym.

Nie obchodziło mnie to, że z każdym dniem obraz silnego boksera podupadał w jej oczach - dla niej mogłem być nawet cholernym mięczakiem.

-Cii.. - powiedziała nagle, przykładając dłoń do mojego rozgrzanego policzka, ocierając świeże łzy, które zaczęły spływać po nim. - Nie musisz mi dziękować za nic.

-A-ale ja..

-Nie, Harry. Jestem tutaj ponieważ chcę. Nikt mnie do tego nie zmusza. - oznajmiła, nadal trzymając dłoń na moim policzku. Wtuliłem się w nią i chwyciłem za jej nadgarstek. - Jestem tu ponieważ mi na tobie zależy.

Wypowiedziała te słowa, a ja momentalnie otworzyłem oczy. Mój obraz był nieco zamazany, ale nawet to nie przeszkodziło mi, bym mógł podziwiać rysy jej twarzy.

Przyciągnąłem ją bliżej siebie, wtulając ją w swoje ciało. Miałem niesamowicie silną potrzebę, by posmakować jej wspaniale wyglądających warg. Walczyłem sam ze sobą, ale wiedziałem też, że mógłbym ją tylko tym przestraszyć, a tego za żadne skarby nie chciałem.

-Dziękuję, że jesteś. - wyszeptałem. - Mój aniele.

*

Fabian siedział po prawej stronie mojego łóżka. Z uśmiechem przyglądał mi się przez chwilę.

-Nieźle nas pan nastraszył, panie Styles. - powiedział moment później.

-Proszę, mów do mnie Harry. - powiedziałem, zaskakując go moją delikatnością i podejściem. Jego oczy rozszerzyły się w geście zaskoczenia.

-Tak jest, pan..Harry. - poprawił się, po czym zaśmiał się donośnie.

-A więc jak się czujesz, Harry? - zapytał.

-Już lepiej. Indie cały czas opiekuje się mną. - odpowiedziałem z uśmiechem na myśl o dziewczynie, która już wkrótce miała wrócić z szpitalnej stołówki. - Jest jak anioł.

-Oj tak. Wspaniała z niej dziewczyna i na pewno jeszcze zdziała wiele dobrego w swoim życiu. - powiedział, na chwilę wpędzając mnie w konsternację.

Zmarszczyłem brwi delikatnie, czując nieprzyjemne uczucie w żołądku. Doskonale przecież wiedziałem, że czeka ją długie życie, podczas gdy ja…ja już wkrótce zniknę z tego świata.

Chciałem spędzić z nią jak najwięcej czasu ile byłoby możliwe. Chciałem nacieszyć się jej widokiem, zapamiętać ją na całą wieczność, którą już wkrótce będę przeżywał kompletnie sam

Indie znajdzie sobie faceta, który będzie w stanie dać jej poczucie bezpieczeństwa, da jej dom, szczęście. W końcu ona urodzi mu dzieci, które będą tak samo piękne jak ona i które odziedziczą po ich mamie złote serce.

Poczułem kolejny skręt w żołądku i tym razem także poczucie winy.

Dlaczego poczucie winy?

Cóż...ponieważ byłem też w tamtym momencie samolubny. Chciałem jej szczęścia, ale chciałem też żeby dzieliła je… ze mną.

Już wtedy byłem zazdrosny o tego, w którym Indie dostrzeże coś więcej - którego obdarzy najpiękniejszym uczuciem jakie znał świat i które ja odczułem stosunkowo niedawno. Miłość.

***

tadam! :)

mam nadzieję, że wam się spodobał rozdział i napiszecie co o nim myślicie :) x

beautifully imperfect // h.s.Where stories live. Discover now