03

4.7K 416 12
                                    

Otworzyłem wciąż zmęczone oczy i od razu mój wzrok wylądował na białym suficie nade mną. Od dłuższego czasu nie potrafiłem normalnie spać. Miałem problem ze znalezieniem dogodnej pozycji do spania, było mi wiecznie zimno. Męczyłem się sam we własnym ciele i nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nie miałem siły ani ochoty walczyć.

Nie miałem już żadnej motywacji – nigdy jej tak naprawdę nie miałem, ale gdy jeszcze żył Joe miałem chociaż powód, żeby przyjść na trening.

Teraz nie było ani Joe, ani treningów. Wszystko na czym mi w życiu zależało zniknęło.

Westchnąłem ciężko, gdy uświadomiłem sobie, że nastał kolejny dzień. Po raz kolejny będę siedział przez kilka godzin przy oknie na moim wózku.

Obróciłem głowę, by spojrzeć na zegarek stojący na stoliczku nocnym.

6:52

Zamknąłem oczy, próbując skumulować myśli. Co raz częściej przez myśl przebiegał mi pomysł, by w końcu zakończyć to wszystko. Moje życie i tak zbliżało ku końcowi, a ja nie chciałem się już dłużej męczyć z samym sobą. Chciałem też odciążyć tych, którzy próbowali mi pomóc. Mary i Fabian zasługiwali na odpoczynek od pracy i ode mnie. Przez długi okres czasu dawałem im w kość – zarówno przed jak i po wypadku.

Ciche pukanie rozniosło się po niemal, że pustym pomieszczeniu. Otworzyłem oczy i przeniosłem wzrok na białe drzwi.

-Proszę. – krzyknąłem, aby osoba po drugiej stronie mogła mnie usłyszeć.

-Dzień dobry! – uśmiechnięta od ucha do ucha Indie weszła do mojego pokoju i szybkim krokiem podeszła do okna. Odsłoniła zasłony, wpuszczając światło do pomieszczenia i uchyliła okno by móc odrobinę wywietrzyć mój pokój.

-Jak się spało, panie Styles? – zapytała, tym razem podchodząc do szafy z moimi ubraniami.

-Co ty robisz? – zapytałem, podnosząc się na łokciach. Nie rozumiałem, dlaczego grzebała w moich ubraniach.

-Wybieram ubranie dla ciebie, nie widać? – zadała pytanie, które najwyraźniej miało być retorycznym. Ani na moment nie odwróciła się w moją stronę, była skupiona na tym co robiła.

-Jakieś plany na dzisiaj? – zapytała, odnosząc stosik ubrań do łazienki.

-Zabawne. – prychnąłem.

-Nie widzę co jest w tym zabawnego. Zadałam zwykłe pytanie. – powiedziała unosząc brew.

-Co może robić sparaliżowana osoba, hm? Jak ci się wydaje? – zapytałem, kpiąc z jej braku inteligencji.

-Inwalida może robić wiele różnych rzeczy. Paraliż nóg nie ogranicza cię do wszystkiego. – powiedziała, podsuwając specjalny wózek, przystosowany do brania pryszniców, który bez problemowo mógł być zamoczony przez wodę.

-A więc jakie masz plany na dzisiaj? – ponowiła pytanie odsuwając moją kołdrę.

-Nie mam żadnych planów. – burknąłem, odwracając głowę w inną stronę.

-Może zadzwonić po kogoś? Zapewne towarzystwo przyjaciół dobrze zrobi. – uśmiechnęła się, ciągnąc za moje ręce i opuszczając moje nogi tak aby zwisały z krawędzi łóżka.

-Nie! – krzyknąłem, słysząc jej propozycję, zapewne trochę ją odstraszając moim nagłym wybuchem.

-W porządku. To była tylko propozycja. – uśmiech zszedł z jej twarzy. – Oczywiście też uważam, że lepiej kolejny dzień przesiedzieć przy oknie. To tak cholernie ekscytujące. – mówiła z sarkazmem.

-Nic o mnie nie wiesz. – spojrzałem prosto w jej oczy.

-Wiem wystarczająco dużo, by wiedzieć jakie z ciebie ziółko. – odpowiedziała szorstko. – A teraz współpracuj ze mną, bo inaczej oboje skończymy na podłodze.

Położyła moja dłonie na jej ramionach, a sama owinęła mnie w pasie. Dreszcz przebiegł po moim ciele, gdy przez moment zostaliśmy w tak bliskiej odległości. Nasze klatki piersiowe się stykały, nasze ramiona były dookoła ciała drugiej osoby.

-Na trzy. – zmarszczyłem brwi na jej nagłe słowa. – Jeden. – zaczęła odliczać, a do mnie dotarło o co chodziło. – Dwa. – jej uścisk stał się mocniejszy. – Trzy. – z całej siły próbowałem odepchnąć się od materaca, a ona sama mocno ciągnęła mnie ku górze.

Moment później siedziałem już na wózku, a na jej twarzy gościł triumfalny uśmiech.

-Grunt to praca zespołowa. – powiedziała radośnie, wystawiając przede mnie dłoń tak abym mógł przybić jej piątkę. Spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami ani przez moment nie czując potrzeby, żeby odwzajemnić jej gest.

-Ah tak zapomniałam. – opuściła, dłoń moment później, gdy uświadomiła sobie, że nie reaguję.

Dziewczyna zaczęła pchać wózek w stronę łazienki, tak aby po chwili znaleźć się w obszernym pomieszczeniu.

Puściła rączki wózka i podeszła do kabiny prysznicowej. Włączyła wodę i uregulowała odpowiednią temperaturę. Przez cały czas obserwowałem ją jak z gracją wykonuje każdy ruch i zacząłem zastanawiać się, dlaczego zdecydowała się pomagać paralitykom takim jak ja.

-Na co czekasz? – zapytała nagle, wytrącając mnie z wszelkich przemyśleń. – Rozbieraj się.

Przerzuciłem koszulkę przez głowę i chwyciłem za krańce dresowych spodni i bokserek. Indie od razu stanęła za mną i odrobinę podniosła mnie bym mógł swobodnie pozbyć się ubrań.

-Zawołaj mnie, gdy skończysz. – powiedziała, zostawiając mnie samego w łazience.
Rzuciłem ubranie w kąt i powoli wjechałem do kabiny. Poczułem jak ciepła woda oblewa moje ciało i koi moje spięte mięśnie. Westchnąłem ciężko, po raz kolejny skupiając się na nurtujących mnie myślach. Nie spieszyłem się z codzienną toaletą. Po co niby miałbym szybko się myć? I tak nie miałem nic innego do roboty przez cały dzień.

**

Chcę tylko powiedzieć, że beautifully imperfect nie jest tłumaczniem. Jestem moim pomysłem i jedynym ff jakie tłumaczę jest Across My Heart :) 

Piszice co myślicie o tym rozdziale x

beautifully imperfect // h.s.Where stories live. Discover now