Widziałem jak Indie spokojnie odchodzi w kierunku frontowych drzwi mojego mieszkania. Ciekawość zżerała mnie od środka, gdy myślałem kto mógł przyjść do mnie w odwiedziny. Pomyślałem, że może ktoś z moich dawnych znajomych zainteresował się mną i przyszedł by zapytać jak się dzisiaj czuję.
Z ekscytacją, którą poczułem pierwszy raz od bardzo dawna, zacząłem popychać koła mojego wózka. Z całej siły próbowałem przedostać się na korytarz prowadzący do wyjścia. Delikatny uśmiech wkradał się na moje usta, ale gdy usłyszałem zupełnie obcy mi głos uśmiech przekształcił się w grymas.
-Cześć. Nazywam się Jacob, mieszkam piętro wyżej. – oznajmił męski głos. – Wydaję mi się, że jesteśmy sąsiadami. – zaśmiał się, irytując mnie z każdą kolejną sekundą.
-Jestem Indie i mi się wydaję, że tak nie do końca jesteśmy sąsiadami, bo to nie jest moje mieszkanie. – odpowiedziała, zapewne uśmiechając się do niego, ukazując mu przy tym dołeczki.
-Ale mieszkasz tutaj? Widziałem wczoraj jak wnosiłaś karton do środka. – pieprzony natręt.
-Tak, pomagam właścicielowi tego mieszkania. – w tym momencie wyjechałem zza ściany, by móc zobaczyć wysokiego mężczyznę z delikatnym zarostem na twarzy.
-W takim razie kamień z serca. – puścił do niej oczko, uśmiechając się przy tym. – Będę miał okazję widywać cię prawie codziennie.
-Przyniosłem pocztę. Listonosz musiał się pomylić i wrzucił ją do mojej skrzynki.
-Oh dziękuję ci bardzo. – odpowiedziała uradowana Indie, odbierając z jego rąk kilka kopert.
-Nie ma sprawy. – uśmiechnął się pogodnie, wprawiając mnie tym samym w złość. – Gdybyś miała chwilę czasu, zapraszam cię na lampkę wina. Moja mama jest zapaloną fanką wina, więc postanowiła otworzyć własną winiarnię i od czasu do czasu przynosi mi kilka butelek.
Podjechałem bliżej, dając o sobie znać ich dwójce. Celowo chciałem im przerwać. Miałem już dość jego słodkiej gadki.
-Jakiś problem? – zapytałem nagle, hamując się by nie zakończyć mojego zdania słówkiem „kochanie”, które niewątpliwie starło by ten idiotyczny uśmieszek z jego pieprzonej, idealnej buźki.
-Oh, Harry to jest Jacob, sąsiad z góry. – odezwała się Indie, uśmiechając się do mnie.
-Zaraz. Ty jesteś tym Harry’m Styles’em, słynnym bokserem, którego zaatakowali na ulicy? – słyszałem kpinę w jego głosie, dlatego zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego jak na idiotę jakim był.
-Tak, to ja. – odpowiedziałem pewnie, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-Gdzie to sława boksera może doprowadzić. – zaśmiał się, oczekując, że kogoś ten daremny żart poruszy.
-Taa. Dzięki za pocztę. – powiedziała nagle Indie, delikatnie odsuwając mój wózek od drzwi. – Musimy już iść, także wybacz.
-Jasne! – powiedział, gdy dziewczyna już zamykała drzwi. – Wiesz, gdzie mnie szukać, gdy będziesz potrzebowała kogoś do obrony.
Indie zatrzasnęła drzwi od razu odwracając się w moją stronę.
-Dupek. – dodała, przewracając oczami, wpędzając tym samym uśmiech na moją twarz.
-Nie on pierwszy, nie ostatni.
-Masz rację, ale po prostu nie mogę uwierzyć, że tacy jak on mają prawo chodzić po tym świecie. – mówiła, stając za wózkiem i zaczynając popychać go z powrotem w stronę salonu.
-Wszystko zniosę, ale nie chamstwo. – oznajmiła, zatrzymując mnie przy stole, na którym postawione różne rodzaje gier. – Zagramy w coś? – zapytała z uśmiechem.
-W co na przykład? – powiedziałem, wpatrując się w nią jak w obrazek.
-Wybierz coś, a ja przygotuję kawę. Skusisz się? – zaproponowała, unosząc brew do góry.
-Z chęcią. – pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech i przez chwilę obserwowałem jak odchodzi w kierunku kuchni.
*
Graliśmy kolejną godzinę w Scrabble. W między czasie zdążyliśmy wypić po dwie filiżanki kawy i zjeść kilka pączków, które wcześniej przywiózł Fabian – miał rację, że miały wspaniały smak. Nie miały w sobie nadzienia, ale były niebywale dobre.
-Nie mogę uwierzyć, że po raz kolejny mnie ogrywasz! – zaśmiała się, widząc jak układam kolejne słowo i dopisuję sobie punkty za nie.
-Grasz z mistrzem. – powiedziałem, skupiając mój wzrok na jej ustach, które wygięte były w uśmiechu.
-Jak to jest możliwe, że znasz tyle słów, o których ja pierwszy raz w życiu słyszę?
-Lata praktyki. – dodałem, uśmiechając się. – Kiedyś, żeby uspokoić się przed walką rozwiązywałem krzyżówki.
-Pomagało? – zapytała zaciekawiona.
-O tak! Gdy tego nie robiłem byłem kłębkiem nerwów. Wiem, że to dziwne, ale to mnie uspakajało.
-Nie jest to dziwne, a oryginale. – stwierdziła Indie, zmuszając mnie do spojrzenia w jej oczy.
-Tak myślisz?
-Oczywiście. – uśmiechnęła się promiennie, co było zaraźliwe bo moment później także na mojej twarzy ukazał się uśmiech.
-W takim razie jeśli wszystko wiesz to powiedz mi co oznacza słowo wyindywidualizowany?
-Odosobniony. – odpowiedziałem pewnie.
-Jak to jest możliwe, że takie długie słowo znalazło się w krzyżówce?
-To akurat odnalazłem w internecie. – zaśmiała się, słysząc moją odpowiedź.
-I ja mam ci wierzyć? – zapytała, nadal się śmiejąc.
-Chyba nie masz innego wyboru. – uśmiechnąłem się, widząc jak od śmiechu na jej twarzy pojawiają się rumieńce. Wyglądała uroczo.
W tamtym momencie czułem się naprawdę szczęśliwy. Po raz pierwszy od czasu, gdy zmarł Joe.
Mając Indie przy sobie pomału zaczynałem odzyskiwać nadzieję na lepsze jutro.
**
Niespodzianka dla was :) Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :)
Piszcie co myślicie xx
VOUS LISEZ
beautifully imperfect // h.s.
Fanfiction„Znasz to miejsce pomiędzy snem, a przebudzeniem; to miejsce gdzie wciąż możesz pamiętać o czym śniłaś? To jest miejsce, gdzie zawsze będę cię kochał. To jest miejsce, gdzie będę na ciebie czekał.” ~ Piotruś Pan.