17

3K 356 8
                                    

-Harry? - usłyszałem jej szept, podczas gdy leżała głową na mojej klatce piersiowej. Delikatnie kreśliłem palcami wzory na jej plecach, rozkoszując się jej obecnością.

-Tak? - zapytałem, spoglądając na nią.

-Masz jakieś marzenia? - swoim pytaniem zbiła mnie z tropu. Nigdy nie miałem żadnych marzeń, bo wydawały się być dla mnie bezcelowe.

Żadne z moich marzeń nigdy się nie sprawdziły.

Jako dziecko marzyłem o rodzinie - nigdy jej nie miałem.

Jako nastolatek marzyłem o grupce przyjaciół - byłem gnębiony i upokarzany.

Jako dorosły przestałem marzyć.

-Nie mam - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - A ty?

-Chciałabym pojechać do Afryki.

-Dlaczego akurat tam? - zapytałem unosząc brew do góry.

-W Afryce mieszkają najbardziej potrzebujący ludzie. Chciałabym im pomóc - uśmiechnąłem się na jej słowa. Myślała o wszystkich, chciała zbawić cały świat i marzyła o tym, żeby nieść pomóc.

Była zbyt dobra dla tego świata.


// kilka tygodni później //

Z każdym kolejnym dniem moje mięśnie zaczynały coraz bardziej mnie boleć. Z większą trudnością odbywałem poranną toaletę. Nie miałem wystarczającej siły w dłoniach, by podnieść pieprzony kubek z herbatą.

Dnie spędzałem zastanawiając się ile dni pozostało mi do końca, a nocami płakałem, wtulając się w kołdrę.

Oficjalnie zostałem bezradnym beksą.

Indie wciąż przy mnie była. Opuszczała mnie tylko wtedy, gdy musiała koniecznie skorzystać z toalety lub otworzyć drzwi listonoszowi.

Byłem na tyle samolubny, by prosić ją o to by była ze mną. Cieszyłem się jej obecnością. Była ostatnim promykiem słońca, który rozświetlał mój dzień.


Z każdą nadchodzącą nocą coraz bardziej bałem się zamykać oczy. Nie chciałem bowiem zasnąć i już nigdy nie zobaczyć jej pięknej twarzy. Nie miałem na tyle odwagi, by pożegnać się z nią.

-No dalej Harry, czas się przebierać - uśmiechnęła się do mnie, odsuwając mój wózek od stołu i kierując mnie w stronę mojej łazienki.

-Nie chcę jeszcze iść spać - czułem się poniekąd, jak małe dziecko. - Nie jestem zmęczony - broniłem się wszelkimi argumentami, byleby nie kazała mi zamykać oczu.

-Nie musimy iść jeszcze spać - uwielbiałem, gdy mówiła o nas w liczbie mnogiej. Sprawiało mi to naprawdę ogromną radość. - Przebierzemy się i obejrzymy jakiś film, hm? Co ty na to?

Mój uśmiech wystarczył jako odpowiedź. Indie bez chwili zawahania zawiozła mnie do łazienki i pomogła ściągnąć mi ubrania. W obliczu mojej bezsilności pomagała mi się również myć - nie wstydziłem się niczego, bo ufałem jej bezgranicznie.

-Masz jakieś specjalne życzenia dotyczące jutrzejszego obiadu? - zapytała nagle, gdy odkręcała wodę, ustawiając odpowiednią temperaturę.

-Jest jakaś specjalna okazja?

-Nie - uśmiechnęła się lekko. - Po prostu chciałam ci zrobić przyjemność.

Rozczuliły mnie jej słowa, a moje serce zaczęło wybijać szybsze rytmy. Jej troska o mnie i te najzwyklejsze gesty były dla mnie wszystkim - wszystkim tym z czym nie chciałem się jeszcze żegnać. Nie byłem na to gotowy.


***

Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział :)

Przepraszam za taką zwłokę, ale naprawdę nie miałam czasu :( Koniec roku w szkole jest bardzo odczuwalny :(

beautifully imperfect // h.s.Where stories live. Discover now